…Wobec zazębienia interesów międzynarodowych, nie ma już dziś miejsca na suwerenności państwowe starego typu. Jeżeli jakiś naród chce pozostać suwerennym, winien rozumieć, że taka możliwość istnieje jedynie przez integralne włączenie się do wolnego świata. …Musimy zdać sobie sprawę, że zachodzi wielki proces przejścia od dotychczasowego „adwokatowania” interesom narodowym, do „adwokatowania” interesom ludzkim. Józef Mackiewicz. Zwycięstwo prowokacji, 1962
Obecnych stosunków dwóch historycznie i kulturowo bliskich sobie narodów (litewskiego i polskiego), państw litewskiego i polskiego nie da się nazwać normalnymi szacując je w kontekście współczesnej cywilizacji zachodnioeuropejskiej. Są one jeszcze pod znacznym wpływem mitów i stereotypów przeszłości. Toteż do normalizacji stosunków niewątpliwie mogą się przyczynić specjalne badania historyczne, kształtujące krytyczne zapatrywania obu społeczeństw (polskiego i litewskiego) na te mity i stereotypy. Tylko bowiem wtedy obie społeczności będą mogły się uczyć u historii, opierać się na niej budując normalne cywilizowane stosunki polsko-litewskie, usuwać stworzone przez dawne układy bariery, jeśli dostrzegą, że historia państw i narodów litewskiego i polskiego jest historią niejednoznacznych stosunków wzajemnych, wpływów uwarunkowanych całokształtem czynników kulturowych i geopolitycznych, nie zaś wizjami czy aspiracjami tej czy innej strony.
Czytaj więcej: Rimantas Miknys. Stosunki polsko-litewskie w wizji politycznej krajowców
Przed drugą wojną światową granica zwartego obszaru języka litewskiego w przybliżeniu pokrywała się z polsko - litewską granicą państwową. Po strome polskiej istniały niewielkie enklawy litewskie w rejonie Puszczy Rudnickiej i okolicach Święcan, natomiast na Litwie istniała w dolinie Wilii głęboka nielitewska zatoka, sięgająca do Kowna. Poza tym zwartym obszarem mapy etnograficzne zarejestrowały małe wysepki litewszczyzny w okolicach Gieranion, Puszczy Nalibockiej, a nawet na Polesiu, bodajże Białostocczyźnie, zaś mapy z początków tego stulecia takie wysepki jszcze nad Berezyną i u wrót Kijowa. Były to pozostałości potężnego ongiś kręgu języków bałto-litewskich, który rozciągał się gdzieś od Oki do dolnej Wisły (Prusowie). Wzmianki o Gotach w centralnej Rosji odnosiły się prawdopodobnie do owych Bałtów. Goti nazywa jeszcze Adam Bremeński litewskojęzycznych Prusów. Nie był to najstarszy krąg językowy, Nałożył się na jeszcze starsze podłoże ugrofińskie. Nazwy większości rzek i najstarszych miejscowości w Polsce (np. Rega, Liwiec, Por, Łada, Raba i Radom, Warka, Tumlin) i na Litwie (np. Wilia Neris i Wilno, Kaunas, Mariampol) z łatwością można objaśnić w języku liwskim i estońskim bez konieczności stosowania bałamutnych zabiegów prasłowiańskich czy pragermańskich. Ślady te w postaci nazewnictwa pozostawiły ludy kultury: prafińskiej, ludy uralskie, nosiciele języków ugrofińskich. Języki te wycofały się na północ Europy, w dalekiej przeszłości sięgały zapewne w głąb kontynentu.
Proszony przez redakcję Iskier - kreślę tych słów kilka. Oczywiście nie chcę i nie mogę narzucić młodzieży polskiej w kraju naszym mojego poglądu na istotę samą naszego społeczeństwa polskiego na Litwie i na stanowisko, które ono zająć, zdaniem moim, powinno i którego zajęcie zwłaszcza młodemu pokoleniu uważałbym za obowiązek i zasadę. Rozumiem dobrze, że w tych trudnych kwestiach, którym, jak mi się zdaje, nie podołało pokolenie starsze, młodzieży trudno jest od razu się zorientować, a zresztą od wskazówek ludzi starszych lepszy być może instynkt własny młodzieży i samodzielne przemyślenie zagadnienia. Dlatego też nie chcę radzić i udzielać wskazówek, które zresztą może by nie zostały przyjęte : chcę tylko wyrazić myśl moją i mój pogląd własny, na który się składa cała przeszłość moja, praca myśli i uczucia od lat wielu. Jest to moja prawda podmiotowa, której dawałem wyraz, pisząc moją książkę „Litwa”, działając w Wilnie przed Wojną, biorąc w latach Wojny udział czynny nie w polityce, lecz w szeregach żołnierskich I brygady Legionów i zajmując moje stanowisko obecne w Litwie Niepodległej.
Odrzucam przede wszystkim stanowczo traktowanie Polaków litewskich, jako rzekomo „odłamu Narodu Polskiego, zamieszkałego na Litwie”. Teoria ta, wywodząca nas z jakichś osadników i jeńców polskich, osiadłych lub osadzonych na ziemiach litewskich, wydaje mi się z gruntu mylna lub co najmniej historycznie bardzo nieścisła, poza tym zaś degradująca nas w społeczeństwie krajowym, bo strącająca nas ze stanowiska współobywateli kraju do roli kolonistów obcych, a więc krzywdząca nas w swych wnioskach politycznych.
Czytaj więcej: Michał Romer. Dwie teorie o Polakach litewskich
Bo nie to wydaje mi się najważniejsze w życiu, jakie kto ma przekonania, a to jedynie – by każdy je mógł swobodnie wypowiadać. (Józef Mackiewicz. Gdybym był chanem…)
W sobotę, 9 października b.r. w Ratuszu Wileńskim odbyła się konferencja, poświęcona 90. rocznicy podpisania i złamania Umowy Suwalskiej. Podstawowe referaty wygłosili akademik Ananas Tyla oraz prof. Vytautas Landsbergis. Wymienione oraz następne wystąpienia zostały gorąco przyjęte przez licznie zgromadzonych na sali, co świadczy o zainteresowaniu tematem mimo znacznego upływu czasu. Przede wszystkim z powodu różnej interpretacji ze strony historyków Litwy i Polski jak samej Umowy, tak i konsekwencji jej złamania. Chociaż tak naprawdę temat jest absolutnie jasny, wina Polski jest bezsporna, a polityka Piłsudskiego i piłsudczyków wobec Litwy tragicznie zaciążyła nad losami tego regionu i samej Polski, uniemożliwiając wypracowanie wspólnej polityki i przedsięwzięć wobec zagrożenia ze strony Związku Sowieckiego i hitlerowskich Niemiec. Zresztą ciągiem dalszym tej obłędnej polityki był Traktat Ryski, dzielący między Polskę i Związek Sowiecki Białoruś i Ukrainę, w wyniku czego te narody zaczęły budowę własnego niezależnego bytu narodowego z siedemdziesięcioletnim opóźnieniem.
Trudno byłoby oczekiwać, że historycy Polski zgodzą się z interpretacją historyków litewskich, oceniających zajęcie Wilna i przyległych terenów jako akt okupacji. Przyznanie bowiem tego faktu pociągnęłoby za sobą potrzebę zmiany ocen całego ciągu wydarzeń historycznych i postaci, w tym Józefa Piłsudskiego, do czego społeczeństwo Polski, kształcone w duchu mitów, stereotypów i kanonów, jest nie przygotowane i nie przygotowywane. Mimo że historiografia Polski najwyraźniej stoi wobec dylematu – kardynalnej zmiany ocen wobec całego szeregu historycznych wydarzeń XX wieku, czy też dalszego upowszechniania propagandowych stereotypów, nie odpowiadających historycznym faktom.
Warto też odnotować, iż nie tylko Litwini negatywnie oceniali złamanie Umowy Suwalskiej i zajęcie Wilna oraz politykę, uprawianą wobec ludności na zajętym terenie. Poniżej kilka z wielu ocen na ten temat, wydanych przez wybitnych Polaków, wywodzących się z Litwy i nie tylko. Zresztą nikt nigdy nie podawał pod wątpliwość faktu, iż Wilno od wieków było stolicą Litwy (WKL).
Ryszard Maciejkianiec
Czytaj więcej: 90 – lecie podpisania i złamania Umowy Suwalskiej
Jak co roku w przeddzień Dnia Wszystkich Świętych i Zaduszek trwa na wileńskich cmentarzach akcja ”Znicz na nie odwiedzanym grobie” (Žvakelė ant nelankomo kapo), połączona z jesiennym sprzątaniem miejsc wiecznego spoczynku. Ponieważ stare wileńskie cmentarze znajdują się na pofałdowanym terenie i są gęsto porośnięte starodrzewem – wymaga to znacznego wysiłku pracowników cmentarzy i społeczeństwa. Zachęcamy więc Wilnian i gości Wilna do udziału w akcji.
Stanisław Mackiewicz (Cat)
Od nazwy „miasta pięknych kościołów” bardziej jeszcze słuszna byłaby dla Wilna: nazwa „miasta .przepięknych cmentarzy”. W tym dziwnym mieście ogrodów najbardziej czarownymi są cmentarze.
Tu, w Anglii, stosunek .do śmierci jest zimny, powściągliwy, intymny. Nikt nie wynosi swego żalu na zewnątrz, odwozi się nieboszczyka czarnym samochodem prędko, bez zgiełku tłumu. Człowiek umierający jest jak sardynka, którą wpakują do metalowej puszki. W krajach katolickich jest inaczej. Umiera się, jak już powyżej napisałem, wśród podniosłego obrzędu. Po ulicach Wilna chodzą (czy też chodziły)pogrzeby żydowskie w towarzystwie „płaczek”, które zawodzą głośno i histerycznie. Ale i pogrzeby katolickie, aczkolwiek dostojne i majestatyczne, mają swój długi ceremoniał, pienia, muzykę, która oddziaływa na serce, potęguje w człowieku strach śmierci, pomnaża żal za umarłych, utrwala a cementuje mistyczny strach wobec życia zagrobowego. Największe przeżycie osobiste dziecka polskiego, katolickiego – to pierwszy rodzinny pogrzeb. Pamiętam pogrzeb swej babki, matki ojca, którą zresztą mało znałem i mało byłem do niej przywiązany. Miałem lat dziewięć, byłem wrażliwy i nerwowy. Pogrzeb dłużył się przez dwa dni, jednego dnia wieczorem eksportacja do kościoła, .na druga dzień pogrzeb, chór kościelny, straszne „Miserere” – wszystko to przysłoniło mi kirem śmierci i strachu kilka miesięcy dziecinnego życia. Była wtedy piękna wileńska wiosna, słońce odbijało się w kałużach, po których jechał żałobny karawan na cmentarz.
Odwiedza nas 1081 gości oraz 0 użytkowników.