…Całkowitej prawdy nie zna żaden człowiek na tym świecie. To co my, ludzie, nazywamy „prawdą” jest zaledwie jej szukaniem. Szukanie prawdy jest tylko możliwe w wolnej dyskusji. Dlatego ustrój komunistyczny, który tego zakazuje, musi być siłą rzeczy – wielką nieprawdą. Znalazłszy się tedy w świecie uznającym wolność jednostki i wolność myśli, winniśmy czynić wszystko, aby nie zacieśniać horyzontów myślowych, ale rozszerzać; nie zacieśniać dyskusji, a ją poszerzać. Józef Mackiewicz. Zwycięstwo prowokacji, 1962

Proszony przez redakcję Iskier - kreślę tych słów kilka. Oczywiście nie chcę i nie mogę narzucić młodzieży polskiej w kraju naszym mojego poglądu na istotę samą naszego społeczeństwa polskiego na Litwie i na stanowisko, które ono zająć, zdaniem moim, powinno i którego zajęcie zwłaszcza młodemu pokoleniu uważałbym za obowiązek i zasadę. Rozumiem dobrze, że w tych trudnych kwestiach, którym, jak mi się zdaje, nie podołało pokolenie starsze, młodzieży trudno jest od razu się zorientować, a zresztą od wskazówek ludzi starszych lepszy być może instynkt własny młodzieży i samodzielne przemyślenie zagadnienia. Dlatego też nie chcę radzić i udzielać wskazówek, które zresztą może by nie zostały przyjęte : chcę tylko wyrazić myśl moją i mój pogląd własny, na który się składa cała przeszłość moja, praca myśli i uczucia od lat wielu. Jest to moja prawda podmiotowa, której dawałem wyraz, pisząc moją książkę „Litwa”, działając w Wilnie przed Wojną, biorąc w latach Wojny udział czynny nie w polityce, lecz w szeregach żołnierskich I brygady Legionów i zajmując moje stanowisko obecne w Litwie Niepodległej.

Odrzucam przede wszystkim stanowczo traktowanie Polaków litewskich, jako rzekomo „odłamu Narodu Polskiego, zamieszkałego na Litwie”. Teoria ta, wywodząca nas z jakichś osadników i jeńców polskich, osiadłych lub osadzonych na ziemiach litewskich, wydaje mi się z gruntu mylna lub co najmniej historycznie bardzo nieścisła, poza tym zaś degradująca nas w społeczeństwie krajowym, bo strącająca nas ze stanowiska współobywateli kraju do roli kolonistów obcych, a więc krzywdząca nas w swych wnioskach politycznych.

 Że jeńców polskich w różnych czasach mogło być dużo osadzonych na ziemiach litewskich, że mogli gdzieś być i poszczególni osadnicy polscy - to jest możliwe, ale że właśnie ich potomkami są dzisiejsi Polacy litewscy i że byli oni właśnie osadzani tam, gdzie dziś są największe skupienia polskie lub wyspy językowe polskie - na to żadnych dowodów i argumentów me ma. Śród ich odległych potomków mogą być dzisiaj najczystsi Litwini i najwięksi polskości wrogowie, a znów Polacy litewscy, nie wyłączając hołdujących najjaskrawszemu nacjonalizmom i usposobionych najbardziej wojowniczo przeciwko wszystkiemu, co litewskie, mogą mieć przodków w najczystszej krwi Litwinach: Teoria ras narodowych, która dziś w ogóle nie daje się zastosować do żadnego narodu w Europie, albowiem wszystkie są rasowo mieszane, choć same rasy jako takie, w indywidualnych różnych narodowościach się niezupełnie zostały - nie da się tym bardziej utrzymać w stosunku do długiego przez wieki spółżycia ludzi z dwóch krajów sąsiednich, którzy się właściwie z dwóch ras przeciwnych nie wywodzili, a których jeżeli dzielił przed wiekami język, to za to łączyła religia spólna, spólne prawa, spólny zawód i tryb życia, spólne potrzeby i stanowisko w hierarchii społecznej.

Natomiast teoria ta przeocza ścisły fakt historyczny, jakim jest proces polonizowania się kulturalnego (psychicznego) zwłaszcza stanów wyższych politycznie w przeszłości czynnych, miast i pewnych ośrodków ludu, zwłaszcza kresowych na całym wschodzie etnicznej Litwy i w promieniu miast oraz w promieniu większego skupienia wpływów polskich.

Ten proces polonizacyjny, który się szerzył po Unii Lubelskiej i zaakcentował zwłaszcza w wieku XVIII i poniekąd XIX nie da się negować. Dotyczył on bynajmniej nie samych tylko potomków jeńców polskich sprzed wieków, ale najrdzenniejsze rody litewskie i wsie oraz parafie, które dotychczas zachowują i nazwiska i nazwy czysto litewskie. Ten proces polonizacyjny, który, się rozwinął w pewnych warunkach politycznych bytowania państwowego Litwy po Unii Lubelskiej, o ile na przykład dotyczył szlachty ziemiańskiej dotknął nie tylko rdzenne rody magnatów i bojarów litewskich lub białoruskich, ale również rody niewątpliwego pochodzenia inflancko-niemieckiego, jak np: ród, do którego osobiście należę, co oczywiście nie świadczy w żadnej mierze, aby te rody miały od jeńców czy osadników polskich pochodzić. Wreszcie i sama mowa polska tych elementów ludu kra¬jowego, które się uważają za polskie, świadczy aż nadto o jej charakterze, nie importowanym bezpośrednio znad Wisły i Warty, ale wywodzącym się znad Niemna i Wili, bliźniaczo podobnych w swej konstrukcji form do mowy litewskiej lub białoruskiej. Nie jest przesadą twierdzenie, że z mowy polsko-„tutejszej” wieśniaków, którzy nieraz ani słowa po litewsku nie rozumieją, można się uczyć ścisłych zasad składni litewskiej, o wiele ściślejszych od tych, które słyszymy powszechnie w ustach najbardziej nacjonalistyczne usposobionych inteligentów lub „szaulisów” litewskich. Sam to nieraz stwierdzałem w toku badania świadków w charakterze sędziego. I nie tylko dotyczy to ludzi gdzieś z okolic Krakinowa Poniewieskiego, ale także ludzi z powiatu lidzkiego, oszmiańskiego i wileńskiego.

Znane są też powszechnie liczne fakty takie, w których rodzice i dziadowie w jakiejś wsi mówią jeszcze między sobą lub umieją mówić po litewsku, podczas gdy młode pokolenie ich dzieci lub wnuków już po litewsku me mówi i mówić nie umie. Na kresach wschodnich Litwy etnicznej, śród „wysp” językowo mieszanych powiatów wileńskiego, oszmiańskiego, lidzkiego są to przecie zjawiska bardzo często stwierdzane. Czyżby i ci synowie i wnukowie Litwinów pochodzili od „jeńców i osadników” i byli ;,odłamem” Narodu Polskiego?

Toteż jeżeli można tu w stosunku do nas, Polaków litewskich, mówić o jakimś odłamie, a więc o „odłamaniu się” naszym od czegoś czy kogoś, to ścisłość historyczna wymagałaby stwierdzenia, żeśmy się „odłamali” nie od Narodu Polskiego i przyszli do Ziemi Litewskiej, lecz że tworzymy „odłam rdzennego społeczeństwa krajowego”, który dziś jest polski. Jesteśmy nie importowanym towarem egzotycznym, lecz produktem bezpośrednim pewnej ewolucji historycznej w samym kraju wytworzonej na skutek określonych warunków politycznych przeszłości.
Proces polonizacyjny, który się dokonywał w niezbyt dalekiej przeszłości kraju, zagarniając pewne okolice i pewne warstwy terytorium i ludności krajowej, nie wszędzie był równomierny i nie wszystkich, których dotknął, dotknął w równej mierze i jednocześnie. W tej samej np. warstwie społecznej; ziemiańskiej był on na wschodnich i środkowych połaciach kraju mocniejszy i wyłączniejszy, niż w zachodnich i zachodnio-północnych, gdzie stare czynniki prarodzinne dłużej przetrwały i zamanifestowały się w szczególności wybitniejszym udziałem ludzi ze szlachty ziemiańskiej w zaraniu litewskiego odrodzenia narodowego.

Poza tym działanie czynników procesu musiało się w pewnym stopniu przełamywać przez pryzmat interesów społeczno-klasowych, dlatego odrodzenie narodowe litewskie, gdy się stawać zaczęło masowym i w pewnym okresie swego rozwoju nabierać zaczęło cech ruchu ludowego chłopskiego, zanim się w rozwiniętym narodzie społecznie zróżniczkowało - odepchnęło od siebie pewne bliskie od niedawna pierwiastkowi litewskiemu; elementy szlachecko-ziemiańskie, pogłębiając w nich przez to dojrzewanie procesu polonizacyjnego. Skądinąd w nowych warunkach młodej państwowości litewskiej widzimy też zjawisko odwrotne - zjawisko litwinizowania sig pewnych elementów polskich w kraju.
Przed wykrystalizowaniem się ruchu odrodzeniowego litewskiego - do czasu paru dziesięcioleci w. XIX - fakt rozłamania się społeczeństwa krajowego na dwa obozy czy prądy - litewski i polski - był mało widoczny; ster spraw krajowych - do roku zwłaszcza 1863 - był w ręku tych pierwiastków, które się spolonizowały albo polonizowały i które w działaniach swoich, w ruchach społecznych przez nie wszczynanych, działali i przemawiali w imieniu kraju, jako czoło społeczeństwa : ale też nigdy bodaj nie zaświtała w ich umysłach teza kolonistów; teza „odłamu polskiego, zamieszkałego w Litwie (czy na Litwie)”, która by ich wytrącała z roli obywateli czołowych kraju, jako ich Ojczyzny bezpośredniej. Zdziwiliby się oni z pewnością, gdyby im ktoś wmawiać zaczął, że nie są oni autochtonami kraju, ale potomkami przybyszów i odłamem społeczności obcej, który z krajem łączy jeno fakt „zamieszkania”.

Teza ta, teza „odłamu narodu polskiego”, „zamieszkałego” w Litwie, jeżeli się nie daje, zdaniem moim zastosować ściśle nawet do Polaków Litewskich w tych granicach, w których dziś niepodległość Litwy już jest zrealizowana - tym mniej się zastosować daje do szerszego terenu Litwy, ogarniającego sporną dziś ziemię Wileńską. Element Polaków litewskich jest tam stanowczo zbyt masowy i równoległy do innych, aby mógł się zadowolić stanowiskiem nie rdzennej ludności krajowej, lecz napływowego odłamu ludności obcej zamieszkałego na terytorium pewnego kraju.

Teza ta, jak każda, ma też swoje konsekwencje logiczne w polityce. Ci co ją , przyjmują, muszą rezygnować logicznie z roli spółgospodarzy spółrzędnych kraju, z roli spółtwórców jego przyszłości i muszą się pogodzić z takim ujemnym traktowaniem ich przez ludność rdzenną krajową, która losów kraju nie uzależnia i uzależniać nie chce od względów na pożytek sąsiada, uważanego dla kraju tego za. metropolię. Czy możemy traktować siebie i stawiać na równi z Polakami czy Litwinami amerykańskimi lub „zamieszkałymi” gdzieś w Syberii lub gdzie indziej, którzy choć spełniają lojalnie swoje obowiązki względem państwa, jednak mają oczy zwrócone na zewnątrz i myślą tylko o tym jak wrócić do Ojczyzny z zarobionymi pieniędzmi lub jak Ojczyźnie pomagać, ją zasilać itd. Jest to psychologia kolonistów, ludzi, których z krajem ich pobytu łączy tylko okolicznościowy fakt ;,zamieszkania”. I trzeba wyznać, że upowszechnienie omawianej tezy już zaczęło takie owoce wydawać i wielu tych nowo upieczonych kolonistów opuściło i opuszcza kraj, ciągnąc do Polski: Jako koloniści są oni logiczni. Koloniści innej psychologii wyznawać nie mogą, ale też przez to wysadzają się oni z siodła krajowego i stają nam się obcy, zatracając swój związek organizacyjny z krajem „zamieszkania”.

Czy to jest historyczne i czy takim ma być trwałe i masowe stanowisko Polaków litewskich ? Mnie się zdaje, że byłoby to początkiem końca : wyemigrowaniem jednej części, zlitwinizowaniem reszty. Jesteśmy na tej drodze i utrwalanie omawianej tezy drogę tę popularyzuje. Może komu się wydaje, że to tym lepiej - sam nie wiem. Może jestem tylko jednym z Mohikanów, którzy ze swą śmiercią unoszą też stary gatunek psychiczny tych Polaków litewskich, którzy się właśnie tu, a nie gdzie indziej czuli i czują u siebie, w domu, w swej Ojczyźnie najistotniejszej, nie zatracającej jednocześnie swojej indywidualności psychiczno-kulturalnej odrębnej, czyniącej ich typem psychicznym odrębnym - ani wyłącznie polskim ani wyłącznie litewskim, lecz kojarzącym te dwie natury, nie stapiając się ze środowiskiem jednego i drugiego nacjonalizmu, nie hołdując regeneracji ani w jednym ani w drugim kierunku. Może ! Ale może nie zginiemy, może się jeszcze nasz typ psychiczny odrodzi. Jesteśmy albo Mohikanie, albo zwiastuni nowego jutra, które da pojednanie i harmonię nawiąże.

Dla mnie mój związek z Litwą jest głęboki, sięgający samego rdzenia mojej istoty psychicznej, nie tylko że nie dający się zamknąć w fakcie fizycznym „zamieszkania”, jak zamieszkać mogę gdzieś w Szwecji lub Portugalii, ale nie mający z tym faktem żadnego związku. Gdybym zamieszkał gdziekolwiek bądź - to przecież mój stosunek do Litwy pozostanie ten sam. Doświadczyłem tego, mieszkając w Rosji, we Francji, w Polsce. I oto jestem w Litwie i żadna burza, żadne wypadki mnie stąd nie usuną, gdybym nawet został od niej oderwany fizycznie. W czynach i uczuciach społecznych moich drogowskazem i prawdą są mi potrzeby tego kraju, a nie innego. W nim zasadzam ośrodek wszystkich tęsknot i bodźców moich, w jego układzie społecznym, w jego wewnętrznym ustosunkowaniu sił i czynników rozwoju szukam i zdaję się znajdować wskazania dla takich czy innych orientacji, gdy chodzi o powzięcie decyzji. Z tego stanowiska, „kra¬jowego” - bezpośredniego - i samo odrodzenie narodowe litewskie, jako przejaw ewolucji społecznej w kraju, jest dla mnie nie jakimś zjawiskiem obserwacji, ale sprawą moją, sprawą mojego kraju, mojej ojczyzny, sprawą, która mnie obchodzi i w której mam też coś do powiedzenia i coś do zdziałania własnym czynem moim.

Skądinąd wszakże, jeżeli wadliwą jest teza „odłamu narodu polskiego, zamieszkałego w Litwie”, która nas prowadzi do dezercji z kraju, skazując pozostałych na litwinizację zupełną, albo na pozycję kolonistów, to również wydaje mi się wadliwą zbieżna z nią w skutkach aczkolwiek diametralnie jej przeciwstawna w założeniu druga konkurująca z powyższą teza, która w Polakach litewskich upatruje jeno „Litwinów mówiących po polsku” i tak też nas określa; teza ta jak poprzednia, ma również swoich i wyznawców gorących śród Polaków litewskich, mianowicie tych, którzy się litwinizują. I nie należy sądzić, że są to tylko karierowicze. Miała ona rzeczników swoich już wtedy, gdy jeszcze Litwa była ujarzmiona przez państwo rosyjskie i gdy narodowość litewska nie tylko żadnych tytułów do kariery nie dawała, ale wręcz drogi do niej zamykała. Teza roztapia nas w odmiennym środowisku litewskim, nic u nas psychicznie odrębnego nie zostawiając. Jeżeli nie można jej nic zarzucić, gdy chodzi o elementy bardzo świeżo spolonizowane, które naturalną drogą promieniowania odrodzenia litewskiego wracają do swej natury właściwej, która w nich jest jeszcze zupełnie żywa, to w stosunku do ogółu Polaków litewskich jest ona zdaniem moim co najmniej nieścisła. Jak zdaniem moim, nasz związek z Litwą nie wyczerpie się faktem „zamieszkania” takim, jak np. zamieszkanie gdzieś w Ameryce lub Francji, bo jest bez żadnego porównania głębszy, tak stosunek nasz do Polski i jej kultury narodowej nie wyczerpuje się tylko techniką „mówienia po polsku” jak mówić można a nawet pisać po francusku, po łacinie lub w języku międzynarodowym „esperanto”.

Oczywiście np. nie technika mowy, lecz coś. głębszego i istotniejszego skłonić mnie mogło w czasie Wielkiej Wojny do udziału czynnego w Legionach na rzecz walki bezpośredniej przeciwko Rosji pod znakiem niepodległości Polski. Z pewnością śród motywów, które mną kierowały, był i ten, że wyłom uczyniony w państwie rosyjskim na rzecz Polski otwiera drogę do oderwania i niepodległości także innych „kresów zachodnich” terytorium rosyjskiego, a więc i Litwy, i że bez niepodległości Polski nie mogłaby zaistnieć i niepodległość Litwy, Łotwy etc., ale było także coś więcej. Oczywiście byłoby dla mnie nie do pomyślenia walczyć po stronie Polski przeciwko Litwie lub zdobywać na Litwie Wilno na rzecz Polski, ale w czasie Wielkiej Wojny te nieszczęsne fakty, które zaszły między Polską a Litwą w latach 1920 były nie do przewidzenia, gdy natomiast decydujący był ideał niepodległości przeciwko zaborcy, który wtedy był spólny.

Teza „Litwinów mówiących po polsku”, nie wyczerpująca bynajmniej całej istoty naszej, jak nie wyczerpuje jej także teza „odłamu narodu polskiego”, i oparta cała na jednym fakcie mówienia jak tamta oparta jest na jednym fakcie „zamieszkania”, jest jak tamta, za ciasna, aby nas zmieścić w sobie. Jedna z nich pasuje do tych, którzy ewolucjonują w kierunku odlotu i psychologii kolonistów, porzucając innych na litwinizację, druga pasuje do tych, którzy ewolucjonują w kierunku zupełnego zlania się i zatracenia w żywiole rdzennym litewskim, porzucając innych na odlot do Warszawy. Ani jedna z nich nie daje syntezy Polaków litewskich, jako swoistego typu psychicznego krajowego.
Dexi. Taki jest mój stosunek do obydwóch tez, które dziś nas rozdwoiły, a które obie nie są mojemi.
rok 1933

Michał ROMER

Michał Romer (1880-1945), prawnik, publicysta, polityk polsko-litew¬ski, żołnierz I Brygady. W 1927 i ponownie od roku 1933 rektor Uniwersytetu w Kownie, a w roku 1940 rektor uniwersytetu litewskiego przenie¬sionego do Wilna. Drukowany poniżej artykuł był zamieszczony w 1933 r. w piśmie studentów polskich w Kownie, redagowanym przez Czesława Mackiewicza (nic wspólnego z Józefem i Stanisławem Mackiewiczami).

Zeszyty Historyczne, Nr 106. Rok 1993, Paryż.

Od redakcji „Głos z Litwy – Pogoń. lt”: Jakże to wszystko aktualne i dziś! Agenturalność i psychologia kolonistów, które prowadzą do wyniszczana środowiska polskiego na Litwie, dziś wyraźnie dominują w działalności postsowieckich pism, organizacji i grup, występujących wspólnie pod sztandarem Akcji Wyborczej.  Szczególnie jaskrawym tego przykładem jest masowe upowszechnianie na świat wyłącznie negatywnej i zakłamanej informacji o Litwie.   Niestety, część ludności polskiej, której brakuje rozeznania i pod wpływem informacyjnego terroru, uprawianego przez polskojęzyczne środki masowego przekaz, takie postawy uważa za „patriotyczne”. ( Patriotyzm – postawa wobec ojczyzny, przejawiająca się rzetelną pracą, przedkładaniem nadrzędnych wartości nad własne cele, gotowością do ich obrony nawet za cenę życia. Słownik współczesnego języka polskiego, Wydawnictwo WILGA, W-wa 2000).

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com