…Społeczeństwo dojrzałego narodu winno być jak rozwarty szeroko wachlarz. Niewątpliwie tak. Dodałbym od siebie, że im więcej ponad 180 stopni rozwarcia tego wachlarza, tym więcej świadczy o dojrzałości, dynamice, a więc i bogactwie myśli społeczeństwa. Podczas gdy zwinięty w mocnej garści robi wrażenie raczej krótkiej pałki.  Józef Mackiewicz. Kompleks niemiecki. Kultura, 1956

Polska jest krajem, który lemiesz reportażu przeorywał jedynie rzadko, niedbale i nader płytko; jej północno-wschodnie ziemie, Wileńszczyzna, Nowogródczyzna, Grodno, to kraj, w który po prawdzie nie worał się nigdy. Toteż dziennikarz warszawski zapuszczający się w te strony rozpowiada potem o swej „wyprawie" niczym o ekspedycjach polarnych, a opisuje Nieśwież radziwiłłowski, cukiernię Sztrala, Tuchanowicze Maryli. I piękno jeziora Narocz. Kraj przez pryzmat tych spojrzeń wygląda niczym z filmówek PAT-a. Od czasu do czasu jakiś as reportażu przeprowadzi cykle wywiadów z miejscowym naczalstwem i miejscowym społeczeństwem, z jakimś pokazowym osadnikiem i oryginałem ziemiańskim. Dlatego wiemy jednak, że w tym kraju jest trochę jezior, starostów i szefów wydziału bezpieczeństwa; że jest Zułów i są rojsty; że buduje się jachtkluby, a niekiedy i szkoły; że trafiają się i chłopi mówiący rozczulająco śpiewnym językiem, grzeczniejsi niż ci z Małopolski Środkowej, nie mówiąc już o Wschodniej. Od czasu do czasu jakiś pastuszek rozszarpany przez wilki zasila pożytecznie prasę stołeczną; widocznie obok sprężystych urzędników żyją tam i łagodne pastuszki, a zjadanie ich przez wilki nadaje pewnej malowniczości miłemu krajowi na północy, który acz biedny, jest potulny, durny i cichy i ma na tyle taktu, że nie przysparza naszemu mocarstwowemu państwu antypaństwowych kłopotów.
Niestety, książka Józefa Mackiewicza Bunt rojstów wzburzy nam ten piękny, pogodnie skomponowany obraz.

Józef Mackiewicz był człowiekiem uparcie trzymającym się swego zdania, często wbrew zdaniu innych. W okresach, kiedy wymagane jest podporządkowanie się opinii zbiorowej, taki człowiek jest niewygodny i naraża się na liczne niebezpieczeństwa. Nigdy nie traktowałem poważnie pomówień o współpracę Mackiewicza z Niemcami hitlerowskimi. Te i podobnie nieprzychylne mu sądy jednak do niego przylgnęły i przeszkadzały w uznaniu jego zasług jako pisarza.

Przez kilka miesięcy 1940 r. współpracowałem z wydawaną przez niego w Wilnie „Gazetą Codzienną". Po zajęciu Litwy przez Rosjan przedostałem się przez zieloną granicę do Warszawy i nie byłem świadkiem tego, co się pod okupacją sowiecką i później niemiecką z Mackiewiczem działo, ale spotkałem go w Warszawie latem 1944 i odbyłem z nim długą rozmowę, notabene rozmawialiśmy we trójkę, tj. z Januszem Minkiewiczem.

Tak zwana „sprawa Mackiewicza" wygląda inaczej dla kogoś, kto jak ja znał dobrze wileńskie polityczne układy, a zwłaszcza  kto znał opinie i plotki krążące w polskim Wilnie czasów wojny. Mackiewicz nienawidził bolszewików i oczywiście przyjął z ulgą zajęcie Wilna przez Litwinów, po paru tygodniach, w początkach października  1939 r., odstąpionego im przez Sowiety.

Jednym z pierwszych pytań, jakie zadałam mojej matce, było pytanie, czy pamięta powstanie z '63 roku. Trochę sobie z tego potem pokpiwano w rodzinie. Matka moja oczywiście powstania pamiętać nie mogła, bo nie było jej wtedy na świecie, ale samo pytanie zadane z dziecięcą po¬wagą świadczy dobrze o tym, jak rozporządzając jakimiś tajemniczymi wręcz środkami przekazu przelewano z pokolenia na pokolenie wiedzę o przeszłości, mity i tradycje narodowe. Zaszczepione we wczesnym dzieciństwie kiełkowały i rosły z człowiekiem, stając się na koniec właściwie funkcją umysłu i czucia, ba, niemal cechą charakteru. Bo w kraju, którego byłam wtedy obywatelką - w przeciwieństwie do kraju, którego obywatelką jestem teraz - historia była wiecznie żywa i mieszkała w nas, a nie jedynie po muzeach.

Oprac. Grzegorz Eberhardt

– Dość tego bratania się z komunistami, tej zabawy we wzajemne porozumienie i partykularne   solidarności narodowe w imię interesu „państwowego”! – mówił w ostatnim, ocenzurowanym wywiadzie pod koniec 1984 roku Józef Mackiewicz. 25 lat od śmierci pisarza drukujemy pełny tekst tamtej rozmowy.

Wywiad przeprowadził Jacek Żuralski (Marek Nowicki), współpracownik Redakcji Polskiej Deutschlandfunk. Powstał pod koniec 1984 roku, wyemitowano go dzień po śmierci Mackiewicza, 1 lutego 1985 roku.

W tekście audycji, który wydobyłem z archiwum paryskiego Instytutu Literackiego, uderza ogromna liczba interwencji cenzora. Wykreślono m.in. następujące zdanie o bohaterze audycji: „Ignorowany przez część emigracji za współpracę z Niemcami przy Katyniu, zakazany w PRL za zainteresowania tematami zabronionymi, mieszka w Monachium”. Jak widać, słowo „Katyń” nawet na Zachodzie było słowem bardzo nieprzystojnym. Ale niewygodnych tematów było więcej.

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com