Ćwierć wieku trwały pod Wilnem i po części w Wilnie rządy grupy osób, która władzę zdobyła drogą bezczelnego zakłamania i oczerniania innych, nie licząc się z prawem i zasadami moralnymi, obowiązującymi w stosunkach między ludźmi. Z braku dobrej woli i kompetencji beznadziejnie zostały przez nich zaniedbane reforma rolna i rozwój podstołecznego rejonu. Całe pokolenie polskojęzycznych Litwinów, wyrosłych w tej atmosferze, będzie w sobie nosiło i promieniowało resztkami tej antykultury.
Sam Tomaševski, niezwykle podły i tchórzliwy, tym bardziej w pojedynkę tego by nie mógł dokonać, ale przyszli mu z aktywną pomocą Z. Balcevič, K. Moteka oraz Č. Okinčic, którzy, jak wynika z późniejszych publikacji w prasie, wraz z ojcem Tomaševskiego, są na liście osób, podejrzanych o współpracę z KGB.
Zresztą, jak odnotował w swoim czasie St. Tarasevič w relacji z jednego ze zbiegowisk tej tak zwanej partii z udziałem przedstawicieli ambasad Rosji i Polski - właśnie ww. Č. Okinčic szczególnie naciskał na ambasadora Rosji, aby mieszkający na Litwie Rosjanie, w znacznym stopniu pro moskiewscy, również przystąpili do powyższej zorganizowanej grupy.
Dzięki tym staraniom wszystkie kolejne do dziś wybory odbywały się z udziałem Rosjan pod hasłem „Вместе мы сила”. Nie przeszkodziła temu ani okupacja Krymu, ani rozpętana przez reżym putinowski wojna przeciwko Ukrainie.
Zastanawia też i dziwi dlaczego cały ten rwetes wyborczo - propagandowy, noszący znamiona terroru informacyjnego, był prowadzony na Litwie przez środki masowego przekazu, utrzymywane przez kancelarię premiera Polski Mateusza Morawieckiego.
***
Następnie w tej grupie szczególnie aktywnie zaczął się panoszyć M. Mackiewicz, wychowanek nie to Moskiewskiej Szkoły KGB, nie to Moskiewskiej Akademii Politycznej przy CK KPZR, grupa byłych pracowników „Czerwonego Sztandaru”, którzy w opinii Tadeusza Konwickiego „[…]w środku Europy. Na oczach całego świata. W obliczu ONZetu, papieża i Pana Boga“.. robili z duszami Litewskich Polaków „[...] to, co hitlerowcy robili z organizmami biologicznymi więźniów“, potem - założyciel „Единства“ St. Peško, sekretarz KC KP Litwy na moskiewskiej platformie L. Jankelevič, komsomolcy Palevič – Rybak, właściciel „Kuriera Wileńskiego“ (Czerwonego Sztandaru) Z. Klonowski i inni, którzy za stanowiska dla siebie i dzieci, za pieniądze od ręki ochoczo podpisywali i upowszechniali najobrzydliwsze paszkwile i donosy.
A wśród nich - również nauczyciele i wychowawcy młodzieży, którzy nie zechcieli stanąć po stronie prawdy byle by, jak twierdzili, nie być „białymi wronami“ w tym stadzie.
I było to niezbitym a smutnym dowodem, iż wśród polskojęzycznych Litwinów nie mamy jeszcze niestety żadnej warstewki niezależnie myślącej inteligencji, a tylko grupę osób z dyplomami o wyższym wykształceniu. To właśnie dlatego podłość na zamówienie rządzących, a nie dobry uczynek, wysoko się cenił w tym środowisku. Za to też otrzymywali oni i otrzymują najwyższe odznaczenia państwowe sąsiedniej Polski.
I dobrze im to nawet szło, głównie, że absolutnie bezkarnie, przy aktywnym poparciu wpływowego inicjatora tych „przemian“, specjalisty od „pomocy rodakom” i defraudacji środków A. Stelmachowskiego, a potem kolejno rządzących Polską pod batutą Kaczyńskich i Tuska ugrupowań politycznych oraz premiera Andriusa Kubiliusa.
Zresztą zdemoralizowany do szpiku kości system zarządzania wyjątkowo tylko w tej partii na Litwie został oparty na poleganiu lidera i najbardziej przybliżonych osób na spolegliwych - od Janušaskienė poczynając i kończąc na Tomašiunienė. Natomiast ci z partyjnych i samorządowych działaczy, którzy nie mieli na kim polegać, jak donosiła prasa, czas pracy spędzali na masowym oglądaniu filmów porno.
Była to więc swoista, równie dyskretna, występująca pod szyldem partii zorganizowana grupa osób na wzór przybytku miłości cioci Rózi z okresu polskiej okupacji Wilna, znajdującego się na ulicy Mostowej numer 19. Z tą tylko różnicą, iż ciocia Rózia realizowała inicjatywę prywatną i nikogo nie próbowała moralizować. Natomiast Akcja Wyborcza pod kierunkiem Tomaševkiego sprawowała realną „demokratyczną“ władzę nad ludźmi pod głośno a wszędzie aż do znudzenia powtarzanymi hasłami o umacnianiu wartości katolickich i rodzinnych oraz krzewieniu narzucanej polskości.
Ale jak wszystko, co nie było oparte na prawdzie i prawie musiało runąć i runęło. I dlatego bez żalu spoglądamy na ostatnie podrygi Tomaszewskiego, jego powyższych kolesiów, ich radia, gazet, organizacji, instytutów itp. Na pewno PiS da im wszystkim – jednym pieniądze, innym poparcie. Ci natomiast, co przez lata byli zajęci oglądaniem filmów porno, i te nie białe wrony, co podpisywały byle paszkwile, mogą raczej liczyć na odchodnym na poklepanie po ramieniu z dodaniem oklepanej formułki – „trwajcie w polskości, my zawsze będziemy o was pamiętać”. Ale ani ta pomoc, ani poklepywania, i nie tylko po ramieniu, agonii systemu współczesnej okupacji Ziemi Wileńskiej i środowiska polskojęzycznych Litwinów nie powstrzymają. Galas. Koniec.
Było, minęło, jak długi, koszmarny sen. Trzeba wyciągnąć wnioski i żyć dalej pamiętając, iż jedyną drogą do normalności, do realnych demokratycznych przemian dla wszystkich Litwinów, nie wyłączając polskojęzycznych, jest budowanie własnej niezależnej myśli i mocnej obywatelskiej wspólnoty, dla której miłość i poparcie dla Ojczyzny Litwy, jej tradycji, kultury i historii powinny mieć nieprzemijające znaczenie.
I nareszcie zadbać o budowanie, szczególnie w szkołach, poczucia godności własnej, by nie ulegać nieżyczliwym podszeptom byłych okupantów, skierowanym na osłabiające nas dezintegrację, samoizolację i emigrację, którzy upatrują w nas jedynie rezerwę taniej siły roboczej i element łatwy do manipulacji, z udziałem którego można realizować rozkradanie znacznych sum, przeznaczonych „na pomoc biednym rodakom”. Budowa licznych „domów polskich“ na Białorusi i Litwie – niezbitym tego dowodem i wymownym przykładem.
Wyniki wyborów są również dowodem, iż ludność polskojęzyczna ma dosyć gier z jej nazwiskami, zakłamywaniem historii i naszego pochodzenia oraz wykorzystywania polskojęzycznych Litwinów w roli piątej kolumny do wywierania nieuzasadnionych nacisków na Litwę wbrew tradycji Unii Lubelskiej oraz wymogom Unii Europejskiej.
Polska powinna gorąco dziękować za to wszystko, co Litwa przez wieki zrobiła dla Polski i serdecznie przepraszać za międzywojenną okupację, a nie wielkopańskim gestem łaskawie pozwalać nam korzystać z prawa do suwerenności, jak to kiedyś trafnie zaznaczył Józef Mackiewicz, niższego, drugiego stopnia.
Naciski A. Dudy na prezydenta G. Nausėdę, aby do języka litewskiego, jednego z najstarszych języków europejskich, wprowadzić polskie „w” i rosyjskie „x” - były przykładem tej „dobrej, bo polskiej” dyplomacji, niskiej kultury i całkowitej nieznajomości naszej historii. Bowiem nawet w czasie międzywojennej polskiej okupacji Wilna miejscowa polskojęzyczna ludność litewska zwalczała rusycyzmy, a rosyjskie „x” w szczególności. Zresztą w tej sytuacji A. Duda z inicjatywy własnej wpisał siebie na listę znanych nam historycznych naprawiaczy językowych takich jak Michaił Murawiow (Wieszatiel), który litewskie książki do nabożeństwa kazał drukować „grażdanką”, czy sławetny wojewoda Ludwik Bociański, który z kolei wprowadził do wileńskiej cerkwi garnizonowej język polski zamiast cerkiewno-słowiańskiego, a nauczycieli języka litewskiego prześladował i nękał, zsyłając również do obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej.
Niedawno ustępująca ambasador Polski, która wraz po objęciu stanowiska twierdziła, że miała mądrego dziadka (na którym najwyraźniej linia mądrzejszych w jej rodzinie się załamała), na odchodnym po raz kolejny dosłownie ględziła o potrzebie ustawy o mniejszościach narodowych, o obowiązku uzgadniania z Polską systemu oświaty na Litwie i ustalała, bez dyskusji z nami, w jakim języku mają być pisane nasze nazwiska. Wygląda na to, że się całkowicie zagubiła w czasie i przestrzeni, bowiem taki anty obywatelski, anty litewski, anty białoruski i anty ukraiński system oświaty nigdzie w Europie i innych krajach rozwiniętych nie istnieje, a tylko i wyłącznie na terenach okupowanych przez Polskę w okresie międzywojennym.
I dlatego w tym czasie, kiedy Litwini uczą w najlepszych uczelniach krajowych bądź w Londynie, Berlinie czy Brukseli, polskojęzyczni Litwini są spychani do Białegostoku, bądź filii UB w Wilnie, którą, notabene, w „dobrej, bo polskiej“ tradycji przez wiele lat kierował były elektryk z KGB.
Zmiana mera w rejonie wileńskim, rezygnacja z koalicji z udziałem tomaševskich w innych samorządach obiecują pewne zmiany. Jak nam się zdaje, należy oczekiwać, iż lepiej nie będzie. Ale będzie weselej. Bowiem powoli widocznie ustaną drobne i podłe uszczypliwości oraz śledzenie i donosy w wykonaniu „krzewicieli wartości rodzinnych i katolickich oraz polskości“. Polskojęzyczni Litwini, miejmy nadzieję, nareszcie będą mieli prawo do wyboru, swobody słowa i zrzeszania się, budujących postawy obywatelskie.
Smuci natomiast, iż obie postkomunistyczne partie, które przez 33 lata na zmianę rządziły Litwą, obecnie będą koalicyjnie razem rządzić Wilnem i rejonem wileńskim. Będą więc mogli sobie dobrze poszaleć, jak to mają w swoim zwyczaju okradania, rozkradania i okłamywania.
Nowy mer rejonu wileńskiego już na wstępie gada nie o rzeczywistych potrzebach mieszkańców i wyborców, a o odkurzaniu projektów Kirkilasa i Kubiliusa, którzy to byli ostoją i oporą wszystkich negatywnych procesów w kraju.
Patrzmy więc i tym nowym - starym na ręce, analizujmy i krytycznie oceniajmy ich poczynania, bo jest to prawem i świętym obowiązkiem każdego obywatela. Nikt inny tego za nas nie zrobi. O ile chcemy żyć godnie i w dostatku.
Ryšard Maceikianec