…Jestem za ścisłością, gdyż wydaje mi się, że jedynie prawda jest ciekawa. Ale jednocześnie prawda jest z reguły bardziej bogata i wielostronna, i barwna, niż wykoncypowane jej przeróbki. Józef Mackiewicz

Nie wiem, czy ktoś kiedykolwiek zechce i będzie w stanie dokonać przeglądu treści pisma „Tygodnik Wileńszczyzny” – bo jest to bowiem zadanie ponad siły dla zdrowego psychicznie umysłu ludzkiego.
Po pierwsze, jest ono przeciwieństwem do ugruntowanego pojęcia o powołaniu i misji prasy, czyli anty prasą. W odróżnieniu bowiem od prasy, która ma obserwować, analizować i krytycznie oceniać poczynania rządzących, „TW” od wielu lat i do dziś chwali, uwielbia, popiera, oklaskuje i przyklaskuje każdemu demagogicznemu kichnięciu czy kiwnięciu palcem w bucie Tomaševskiego, jego otoczenia i jego kur., na których ten polega. Podobnie z uwielbieniem pisze o rządzącym w sąsiedniej Polsce PiSie, którego rząd finansuje wydawanie „TW”.

Po drugie, pismo prowadzi politykę jednoznacznie skierowaną na obywatelską dezintegrację i dezinformację, sugerując polskojęzycznym Litwinom (w przeciwieństwie do Adama Mickiewicza), iż ich ojczyzną jest Polska.
Po trzecie, „TW” uziemia i zamyka mieszkańców tego terenu w kręgu spraw wybitnie drobnych i tylko tych, gdzie brał udział, przemawiał, zaszczycał swoją obecnością, wręczał, gratulował, popierał, bronił, zachęcał itd. sam „wódz i obrońca” (sic!) bądź ktoś z zorganizowanej przez niego grupy. Co wyhamowuje rozwój tej części Litwy i zniekształca obywatelom tego regionu wizję perspektywy i świata.
Po czwarte, jest to jedyne pismo na Litwie, które kreuje negatywny obraz Ukrainy i Ukraińców, walczących z najeźdźcą sowieckim w obronie swojej Ojczyzny i Europy. Publikując półprawdy i zmyślenia, pomija fakty niewygodne dla Polski, a które doprowadziły do tragicznych wydarzeń w czasie drugiej wojny światowej. Co rzuca się w oczy – sowiecka (rosyjska?) wroga propaganda wobec Ukrainy znajduje odzew na łamach „TW”.
Zresztą te po… można mnożyć w nieskończoność.
Dlatego zupełnie niezrozumiałe, po co PiS daje pieniądze na wdawanie takiego pisma, mimo że papier toaletowy na Litwie jest powszechnie dostępny i nie drogi oraz bardziej higieniczny i ekologiczny w użyciu „na potrzebę”, niż łamy „TW”, gęsto upstrzone portretami Tomaševskiego. Może dlatego, że cała ta kohorta sławi okres polskiej międzywojenne okupacji? Zresztą wynika to z samej nazwy pisma, bowiem kiedy w wyniku okupacji powstał sztuczny twór „Litwa Środkowa”, następnie przekształcony w województwo wileńskie, to skrótowo właśnie wtedy przez okupanta został okrzyknięty „Wileńszczyzną”.
1. Polska „ojczyzną”.
Jak podaje „TW” (nr 27 z dnia 6 lipca br.) Tomaševski, przemawiający z trybuny Sejmu RP twierdził, iż jego „[…] Ojczyzna to Polska. […]Ojczyzna to dziejowe zobowiązanie wobec naszych przodków i nasza zbiorowa odpowiedzialność za przyszłe pokolenia. Dlatego dobrze, że tu jesteśmy w takim gronie, aby o tym zbiorowym obowiązku porozmawiać, aby porozmawiać o sprawach polskich…”
Z jednej strony takie wypowiedzi osoby, która reprezentuje Litwę w Euro parlamencie i świetnie prosperuje kosztem litewskiego podatnika są głęboko nieporządne, nieuczciwe i sprzeczne z rzeczywistością.
Zresztą nikt i nic nie stoi na przeszkodzie, aby się udał do swojej „ojczyzny Polski” na zawsze. I podjąłby się tam dziejowych zobowiązań i odpowiedzialności za przyszłe pokolenia w Polsce. A ten kraj, bez wątpienia, podobnie jak rejon wileński i solecznicki, niebawem rozkwitnie.
Odprowadzimy radośnie - z orkiestrą.
Z drugiej strony upowszechnianie takich tez dezorientuje polskojęzycznych Litwinów i bardziej dociekliwych wyborców, prenumerujących „TW” „na potrzebę” i oddających swoje głosy za blok Tomaševskiego z Rosjanami „Bмecтe мы cилa”. Jeżeli lider „zawsze zwycięskiej i najbardziej uczciwej partii” twierdzi, że jego ojczyzną jest Polska, to co on robi na Litwie i czy nie jest on czasem agentem Polski i jej piątą kolumną? Wyborcy mogą nie pojąć tej jego tradycyjnej dwulicowości i „partia” może stracić resztki poparcia.
Z udawanym smutkiem zapalimy świeczkę.
2. Rosyjski (sowiecki) ślad w publikacjach o Ukrainie.
Na łamach „TW” co i raz pojawiają się wrogie wobec Ukrainy i Ukraińców insynuacje, domagające się potępienia walk wolnościowych i ofiar, będących na sumieniu Związku Sowieckiego i Polski - dwóch okupantów Ukrainy w okresie międzywojennym oraz ich okrutnej polityki wobec narodu ukraińskiego. Zresztą, co godne szczególnego odnotowania – treści publikacji w „TW” i putinowskiej propagandy w trakcie wojny przeciwko Ukrainie – mają wiele cech podobieństwa z treści i formy upubliczniania w postaci „półprawdy”, znanej jako najobrzydliwsze kłamstwo.
Tak w nr 26 „TW” z dn. 29 czerwca niejaki funkcjonariusz IPN M. Ryba pisze (zamiast milczeć jak to rybie przystało), że „[…] Putin na forum międzynarodowym robi wywód na temat zbrodni UPA. On twierdzi, że ponieważ Ukraińcy odwołują się do takiej tradycji, to walczy Rosja z nazistami. Im mniej Ukraińcy z tym się rozliczą czy od tego oderwą, tym bardziej taka propaganda będzie skuteczna”…
Czyli róbcie Ukraińcy to, czego pragnie „prawdomówca” Putin, a będzie wam lepiej! Autor przemilcza podstawowe i główne, że powołanie UPA było odpowiedzią na niekończące się okupacje ziemi ukraińskiej, w tym na polsko – sowiecki anschluss w okresie międzywojennym, a celem działalności było powołanie niepodległego państwa ukraińskiego. Zresztą może autor publikacji i „TW” zechcą podzielić się informacją na jakim forum międzynarodowym mógł robić takie wywody poszukiwany listem gończym za przestępczą działalność Putin?
Zmuszeni więc jesteśmy skrótowo przypomnieć historię stosunków polsko – ukraińskich, o czym zresztą pisaliśmy niejednokrotnie. Szkoda tylko, że tego anty ukraińskiego smrodu nie czuje ŽURNALISTŲ ETIKOS INSPEKTORIAUS TARNYBA.
Jak wiadomo Polska wiarołomnie weszła w posiadanie terytorium Ukrainy tuż przed podpisaniem z Wielkim Księstwem Litewski Unii Lubelskiej i uważała te terytoria za swoją kolonię. A tam mieszkającą, przywiązaną do wolności ludność, mianując przez wieki nie inaczej jak „czerń” i „bydło”.
Po kilkusetletnich rządach na tym terytorium namiestników Wielkich Książąt Litewskich na zasadzie leben und leben lassen (żyj i pozwól żyć innym) kolonialne rządy polskich możnowładców były nie do przyjęcia dla miłującej wolność ludności ukraińskiej, co zaowocowało wybuchem licznych powstań i buntów przeciwko kolonizatorom , które z kolei były okrutnie i krwawo tłumione. Liderzy i uczestnicy tych zrywów byli albo mordowani, albo okaleczani, np. obcinano im jedne ucho dla zaznaczenia ich niepokorności.
To te kolonialne rządy, krwawe rozprawy i niechęć uznawania Ukraińców za ludzi były podstawowym powodem przejścia Bohdana Chmielnickiego na stronę Rosji.
Zresztą ta kolonialna polityka wobec Ukrainy była kontynuowana przez Piłsudskiego i piłsudczyków i w wieku XX, kiedy to narody Finlandii, Estonii, Łotwy i Litwy powołały własne państwa narodowe.
Natomiast terytoria Białorusi i Ukrainy zostały zgodnie ku obopólnemu zadowoleniu podzielone Traktatem ryskim między dwoma okupantami - Polską i Związkiem Sowieckim, w związku z czym powyższe narody mogły zacząć tworzyć podstawy własnej państwowości z prawie stuletnim opóźnieniem.
Oba okupanci podobnie bezwzględnie i krwawo „ogniem i mieczem” tłumili wszelkie przejawy dążeń do wolności i powołania własnej państwowości narodowej oraz oporu wobec okupacji. Z tą tylko różnicą, że sowieci mordowali Ukraińców przy pomocy pozbawiania ich wszelkiego pożywienia (hołodomor), Polacy natomiast stosowali wobec nich pacyfikacje oraz, z myślą o prześladowaniu o Ukrainców, urządzili obóz koncentracyjny w Berezie Kartuskiej, wzorowany na faszystowskim obozie koncentracyjnym w Dachau.
To przecież na osobisty rozkaz J. Piłsudzkiego dokonano w roku 1930 pierwszej pacyfikacji Małopolski Wschodniej (ówczesne województwa lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie), przeprowadzonej przez polskie władze administracyjne, policję i wojsko, która objęła 450 wsi i 16 powiatów.
Pacyfikacja polegała na przeprowadzaniu rewizji w budynkach mieszkalnych oraz siedzibach ukraińskich organizacji (również Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej), łącznie z niszczeniem budynków i mienia ruchomego, biciem oraz aresztowaniami. W czasie pierwszej pacyfikacji zamknięto również trzy gimnazja ukraińskie.
W wiejskich miejscowościach pacyfikację przeprowadzano w ten sposób, że najpierw otaczano wieś, potem u osób podejrzanych przeprowadzano rewizję łącznie ze zrywaniem podłóg i poszycia dachów. Przy okazji demolowano pomieszczenia i niszczono mienie, w tym również artykuły spożywcze. Podczas rewizji stosowano przemoc fizyczną i karę publicznej chłosty. Dodatkową karą było nakładanie na wsie kontrybucji i kwaterowanie we wsiach szwadronów kawalerii, które mieszkańcy musieli utrzymywać. Tylko w październiku 1930 rozwiązano 145 ukraińskich placówek społeczno-kulturalnych i 40 sportowych, zamknięto 8 spółdzielni i 46 kół „Proswity”.
Druga pacyfikacja przeprowadzona przez polskie władze w roku 1938 roku była skierowana przeciw prawosławnej ludności ukraińskiej. Tylko w tym okresie zburzono 127 cerkwi prawosławnych. W co najmniej kilkunastu przypadkach wystąpiło również bezczeszczenie świątyń. W ramach drugiej pacyfikacji represjonowano duchownych prawosławnych, a prawosławnych wiernych zmuszano do zmiany wyznania na rzymskokatolickie.
Zresztą walka z prawosławiem na terenie Zachodniej Ukrainy była prowadzona nieustannie od roku 1919 do 1939, metodami w zasadzie nie wiele odbiegającymi od bolszewickich, stosowanych wobec cerkwi i wierzących w Związku Sowieckim. Niszczono i bezczeszczono nawet historyczne zabytkowe świątynie.
Efektem akcji, jak i należało oczekiwać, było trwałe zantagonizowanie ludności ukraińskiej i polskiej oraz wrogi stosunek do państwa polskiego.
Dlatego dziś nie widzieć związku tragicznych wydarzeń z lat 1943 – 1944 z poprzedzającymi je wydarzeniami okresu międzywojennego i polityką Polski z tego okresu wobec ukraińskiej ludności (pomijając bardziej odległe wydarzenia, które bez wątpienia również utkwiły w historycznej pamięci Ukraińców (Rusinów), może tylko albo ślepiec, albo głupiec, albo ten, kto, cytując J. Giedrojcia, „ma zanik instynktu państwowego”, lub też ma za zadanie prowokowanie niezgody i nienawiści z tymi państwami i narodami, które do dziś mieszkają na terytorium historycznego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Uczciwie przeprowadzony historyczny bilans strat ludzkich, moralnych, politycznych i materialnych bez wątpienia wypadłby na niekorzyść Polski. Niestety, tylko poprzez mówienie całej prawdy uda się Polsce ułożyć trwałe, przyjazne i oparte na wzajemnym zaufaniu partnerskie stosunki ze społeczeństwami sąsiadujących narodów. Półprawda i niedomówienia temu na pewno nie pomogą.
O tym zresztą nieustanie z Paryża pisał redaktor „Kultury” Jerzy Giedroyc, apelując o zmianę polityki wobec Litwy, Białorusi, a szczególnie Ukrainy. I jak wykazują współczesne wydarzenia – miał absolutną rację. „[…] Nasz stosunek do mniejszości jest taki sam, jak do sąsiadujących z nami narodów: pełen pogardy, wyniosłości i niewiedzy. Niepodległa Ukraina jest dla naszej przyszłości ważniejsza niż przystąpienie do NATO. Bo bez Ukrainy Rosja nigdy nie będzie państwem imperialnym. Tymczasem społeczeństwo polskie prezentuje światu, gdzie może, antyukraińskie fobie. Jest to zanik instynktu państwowego…” Jerzy Giedroyc. Polityka, 1999.
Podobnie, znacznie wcześniej, również bez odzewu, upominał się o to z Wilna Marian Zdziechowski. „[…]Polska (…) straciła niepowtarzalną sposobność zapoczątkowania przyjacielskiego współżycia z Ukrainą. Wmówiono sobie, wbrew oczywistości, że Ukraińcy to masa etnograficzna, która da się łatwo spolonizować. Dla Dmowskiego i jemu podobnych było to aksjomatem, że ukrainizm będzie zawsze i wszędzie zaciekłym wrogiem polskości, z aksjomatu zaś tego wyprowadzili z geometryczną prostolinijnością wniosek, iż w interesie Polski leży sojusz z Rosją w celu zgniecenia Ukrainy i podziału jej między siebie. I zniszczyła Polska zaczątki ukraińskiej państwowości, zdobywając Lwów. A co na tym zyskała? Nic. Straciła zaś bardzo dużo. Ukraina naddnieprzańska, pozbawiona tej podstawy moralnej i materialnej, jaką był dla niej galicyjski Piemont, szybko stała się zdobyczą bolszewizmu, który zgładził tam doszczętnie i na zawsze żywioł polski…” Marian Zdziechowski. Widmo przyszłości. Pierwiastek zachowawczy w idei ukraińskiej. Fronda. W-wa, 1999.
Nawet współczesne wydarzenia wybitnie świadczą o tym, że u zaślepionych pychą polskich polityków, urabiających w niezdrowym kierunku również swoje społeczeństwo, nie kiełkuje nawet myśl o potrzebie zmiany stosunku wobec narodów i państw, znajdujących się na terytorium historycznego Wielkiego Księstwa Litewskiego.
Przed kilkunastu laty pisaliśmy o rozpętanej w latach 2009 – 2010 w Polsce fobii anty ukraińskiej, kiedy to prezydent Ukrainy Віктор Ющенко nadał tytuł bohatera narodowego dla Степан Бандерa, prześladowanego i trzymanego więzieniu wojskowym w Twierdzy Brzeskiej w Polsce w okresie międzywojennym za głoszenie idei niepodległej Ukrainy, więzionego przez sowieckiego okupanta i hitlerowskie Niemcy, a zamordowanego po wojnie w Niemczech Zachodnich przez zawodowego zabójcę z KGB. Szczytem tej fobii, przykładem dwulicowości i politycznego chamstwa było anulowanie wiz dla kilkuosobowej grupki młodzieży, udającej się przez Polskę do Niemiec w celu złożenia kwiatów na grobie powyższego bohatera narodu ukraińskiego.
Przy okazji warto odnotować, że w tym samym czasie ani na Litwie, ani na Białorusi, ani na Ukrainie nie było żadnych antypolskich wystąpień, kiedy to w Polsce odbywały się kolejne i kolejne akty uwielbiania J. Piłsudskiego, inicjatora i organizatora okupacji i prześladowań tych narodów w okresie międzywojennym
Jeszcze w roku 2013, tuż przed sowiecką okupacją ukraińskiego Krymu, Polska rozważała w Warszawie z ministrem spraw zagranicznym Rosji Ławrowym potrzebę zawarcia strategicznego partnerstwa, co wyraźnie trąciło Traktatem ryskim II.
Natomiast ostatnie wypady Polski wobec Ukrainy na tle sprzedaży płodów rolnych i oświadczenia o tym, że Polska teraz będzie bronić własnego terytorium – kolidują ze zdrowym rozsądkiem i dowodzą, iż po zakończeniu wojny Polska już nie będzie mogła liderować Europie środkowo – wschodniej, a państwa i ich politycy, znajdujące się na terytorium historycznego WKL plus Finlandia, powinni wypracować własną koncepcję trwalej i owocnej wzajemnej współpracy od Morza Północnego do Morza Czarnego, tym samym ugruntowując pokój i rozwój na kontynencie europejskim.
3. Antanas Smetona i Józef Piłsudski
W dyskusji o potrzebie wzniesienia pomnika dla architekta międzywojennego rozwoju Litwy Antanasa Smetony zabrał głos również „TW”, oczywiście potępiając taką inicjatywę. Jednocześnie w samych superlatywach nieustannie pisząc o Piłsudskim, piłsudczykach i okresie polskiej okupacji.
Nie wchodząc w szczegóły z nadzieją, iż może kiedyś pojawi się „niepoprawny” historyk, jakiego dziś ze świecą nie znajdziesz, i zechce dokonać analizy i porównać poziomy wykształcenia, kultury, światowego obycia Jonasa Basanavičiusa, Antanasa Smetony i ich najbliższego otoczenia w postaci sygnatariuszy Aktu Niepodległości z roku 1918 oraz Józefa Piłsudskiego i jego otoczenia, któremu ufał i na którym się opierał. Będą to bez wątpienia różnice poziomów. Wychowanek Uniwersytetu Petersburskiego Antanas Smetona, prawnik, osoba o niezwykłej pracowitości, ofiarności i zdolnościach organizacyjnych między innymi przetłumaczył też z języka greckiego kilka dzieł klasycznych i był uważany za jednego z najlepszych stylistów języka litewskiego… W zasadzie głównie dzięki działalności J. Basanavičiusa, A. Smetony i J. Vileišisa po latach rozbiorów ponownie powstało państwo Litwa, które zdołało też obronić się przed zakusami Piłsudskiego i piłsudczyków.
Przewroty wojskowe – niezwykle krwawy pod kierunkiem J. Piłsudskiego, dokonany w maju roku 1926 i bezkrwawy pod przywództwem Antanasa Smetony, dokonany w grudniu tegoż roku też były wykorzystane do odmiennych celów. Na terytorium Polski i okupowanych przez Polskę terenach – do szerzenia kultu Piłsudzkiego, co doprowadziło do ruiny gospodarczej i słabości wojskowej wobec rosnących na sile Niemiec hitlerowskich. Na Litwie w tym samym czasie z całą powagą i odpowiedzialnością zabrano się do rozwoju gospodarki, przeprowadzono reformę rolną, szerzono oświatę, rosło na sile wojsko. Tragiczna jesień roku 1939 bez ceregieli okrutnie obnażyła te różnice.
Jak wymownie zauważyła pisarka Barbara Toporska, świadek powrotu Wilna i terenów podwileńskich w skład Litwy, którą wtedy kierował A. Smetona, że „smetonowskie władze” zrobiły tutaj w ciągu ośmiu miesięcy do 15 lipca 1940 roku więcej, niż Polska w ciągu 20 lat okupacji tego terenu!
„[…] Litwa nie prowadziła dyskryminacji gospodarczej (choć ją o to oskarżało niezadowolone z reformy rolnej ziemiaństwo polskie), a ponieważ oparła swój zbyt na wysokojakościowej produkcji rolnej, chłop zamożniał z roku na rok, i gospodarstwa chłopskie na Litwie, jak je pamiętam z r. 1939, bynajmniej nie ustępowały „bauerskrni" w kwitnących Niemczech Zachodnich z r. 1962. Serce rosło, a jednocześnie płonęło ze wstydu, gdy się patrzyło, jak się Litwini zakrzątnęli przy podnoszeniu rolnictwa na Wileńszczyźnie w r. 1939. W ciągu ośmiu miesięcy zdążono powymieniać ziarno siewne, pud za pud zdziczałe z ubogich kłosków na „niemieckie" .
[…]Agronom litewski przez dwa dni w tygodniu objeżdżał gospodarstwo po gospodarstwie, badał ziemię, taksował bydło, radził, kalkulował, pisał wnioski o przyznawanie kredytów na nawozy, na budulec, na narzędzia, na inwentarz. Weterynarz wiejski na motocyklu stał się postacią równie złączoną z krajobrazem tygodnia co ksiądz i nauczyciel.
Poza tym od razu zorganizowano punkty skupu nabiału, dogodnie bliskie, z cenami o grosz niższymi od rynkowych, co dało wreszcie chłopom łatwy dopływ gotówki, uniezależniony od odległości od miasta, od straty za dowóz, „dzikie" kształtowanie się cen, kwaśnienie mleka w bańkach i butelkach, roztapianie się masła w szmatkach pod słomą. To wszystko były rzeczy dziecinnie proste, niekosztowne a rentowne, a jednak administracja polska nie mogła się na nie zdobyć przez lat dwadzieścia! Chłop białoruski nie kroił zapałek na czworo, ale przechowywał żar pod popiołem, aby nie kupować zapałek. Jak mógł kupować wykształcenie dla swoich dzieci?...”
Barbara Toporska. Polityka polska wobec Białorusinów. Wiadomości 1962 nr 34 (856), Londyn.

***
I na koniec o niezmiennym myśleniu w kategoriach „słoń a sprawa polska”.
W jednym z numerów „TW” niejaki W. Buda (nie mylić z Dudą i Buddą) donosi, że Polska nie tylko będzie się zajmowała badaniami kosmicznymi, ale zamierza w tych badaniach liderować.
Niestety, nie wiemy, czy ośrodki badań kosmicznych w USA, Chinach i Indii prenumerują „TW”, bowiem taka nieoczekiwana a sensacyjna informacja mogłaby wnieść zamęt w plany ich pracy w obawie przed groźnym polskim konkurentem. Zachęcamy więc „TW” do dozowania takiej informacji, aby świat mógł się stopniowo przygotować do myśli, że w niedalekiej perspektywie będzie się obracał wokół Polski.
Ciąg dalszy nastąpi.
(r.m.)

 

 

 

 

 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com