…Jestem za ścisłością, gdyż wydaje mi się, że jedynie prawda jest ciekawa. Józef Mackiewicz
Litwa porzucała Związek Sowiecki, będąc wzorem jednolitości i zwartości narodowej, gdzie Litwini, ludność nadająca imię państwu, stanowili znacznie ponad 80 proc. Nic więc nie wskazywało na to, że kraj będzie miał jakiekolwiek problemy z tzw. mniejszościami.
Mimo, iż Rosjanie byli wtedy na Litwie największą grupą mniejszościową, w odróżnieniu od Łotwy i Estonii, ktoś tam ustalił, że „sztandarową“ litewską „mniejszością narodową“ mają być Litewscy Polacy (polskojęzyczni Litwini), najmniej wykształcona i najmniej kulturowo wyrazista grupa miejscowej ludności, widocznie za względu na historyczne konflikty między Polską i Litwą, a przede wszystkim na międzywojenną okupację Wilna. Bowiem te spory nie trudno było odgrzać i poprzez liczne publikacje wmówić Litewskim Polakom (polskojęzycznym Litwinom), jeszcze przed ogłoszeniem Niepodległości, iż są oni polską mniejszością narodową, oderwaną częścią Polski i narodu polskiego, tym bardziej, iż znaczna ich część, najbardziej wykształcona i antysowiecka, została w latach 1944 – 1959 ewakuowana do sąsiedniej Polski w celu zagospodarowania przejętych u Niemców terenów i odbudowy wojennych w ramach „Układu pomiędzy Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego a Rządem Litewskiej Socjalistycznej Republiki Rad dotyczącego ewakuacji obywateli polskich z terytorium Litewskiej SRR i ludności litewskiej z terytorium Polski” z dnia 22 września 1944 r.
A jako mniejszość narodowa mogli polskojęzyczni Litwini rzekomo głośno ubiegać się o prawa, należne mniejszościom narodowym - i nawet o autonomię.
Ten początek ukierunkowanego wyodrębniania i wyobcowania polskojęzycznych Litwinów w nasze czasy na swojej Ojczyźnie, nie mówiąc o okresie międzywojennej okupacji wileńskiego regionu i sowieckiej powojennej okupacji, rozpoczęto za długo przed ogłoszeniem Niepodległości przede wszystkim poprzez łamy „Czerwonego Sztandaru“, który był faktycznie w każdej rodzinie mniej czy więcej znającej język polski. A zasiewanie podziałów i budowanie okopów było ułatwione w warunkach totalnej nieznajomości języka litewskiego, który w tym terenie w szkołach z rosyjskim i polskim językiem nauczania był wykładany na poziomie, nie pozwalającym na swobodne porozumiewanie się z Litwinami.
Wyszukiwanie domniemanych krzywd i ich upowszechnianie poprzez łamy powyższego sowieckiego pisma, negacja litewskiej kultury i historii, przypomnienie dawno odrzuconej pseudo teorii o pochodzeniu polskojęzycznych Litwinów z zastępów jeńców, zdobywanych w czasie zatargów i najazdów na tereny polskie – stawały się coraz bardziej powszechne i popularne, przykuwając uwagę czytelników, ustawiając ich w odpowiedniej pozycji wobec idei Niepodległości Litwy.
Tadeusz Konwicki, znany pochodzący z Wilna pisarz, tak oto z oddali i bezstronnie oceniał ówczesną działalność redakcji „Czerwonego Sztandaru“ pod kierunkiem redaktora Zbigneva Balceviča, (jak wynika ze współczesnych publikacji w prasie – podejrzewanego o współpracę z KGB) na rzecz polskojęzycznej ludności w przeddzień ogłoszenia Niepodległości: „[...]W środku Europy. Na oczach całego świata. W obliczu ONZetu, papieża i Pana Boga. To, co hitlerowcy robili z organizmami biologicznymi więźniów, tu się robi z duszą tego czy owego narodku”. Wschody i zachody księżyca. W-wa, 1990.
W większości ulegliśmy tej mistyfikacji, tym bardziej iż przywódcy „Sajudisu“, a następnie odrodzonego państwa, współpracę ze swoją polskojęzyczną (po części białorusko języczną) ludnością nie budowali bezpośrednio, a poprzez konsultacje z różnej maści działaczami, przybywającymi z Polski, która m. innymi nie spieszyła z przyznawaniem Niepodległości naszego kraju.
W tej atmosferze pierwszy ambasador Polski, były wykładowca szkoły, przygotowującą kadrę dla polskiej filii sowieckiego KGB i były wiceminister spraw wewnętrznych, znany ze swoich skutecznych działań przeciwko lustracji sowieckiej agentury Jan Widacki (obecnie honorowy ambasador Litwy w Polsce), występował w pewnym stopniu w roli gubernatora metropolii w kolonii czy półkolonii, pozwalając sobie bezkarnie na takie zachowanie się oraz publiczne oceny i wypowiedzi, za które w normalnych warunkach ambasadorowie są wydalani z kraju rezydowania.
O ile więc decyzje o tym, co się należy i co się nie należy polskojęzycznym Litwinom zapadały w uzgodnieniu z Warszawą czy wręcz w Warszawie, dlatego oni również tam zaczęli poszukiwać obrońców swoich domniemanych obaw i krzywd, trafiając pod wpływy warszawskiej „Wspólnoty“ i innych „kresowych“ organizacji oraz ich liderów o agenturalnej przeszłości.
Szczególne znaczenie dla dezintegracji polskojęzycznych Litwinów miała wizyta A. Stelmachowskiego w Wilnie w dniu 13 - 14 kwietnia 2000 roku, będącego kierownikiem organizacji społecznej, a przyjmowanego z honorami niemal głowy państwa.
W czasie wizyty i spotkań z prezydentem V. Adamkusem, premierem A. Kubiliusem i innymi politykami i działaczami Litwy, starannie przygotowanymi przez kierownika Departamentu Mniejszości R. Motuzasa i doradcę prezydenta Č. Okinčica, osiągnięto nie nagłaśniane uzgodnienie o zwiększeniu wpływów Polski na sytuację w środowisku polskojęzycznych Litwinów, z nieformalnym prawem wyznaczenia im liderów i umacniania monolitu partyjnego, który trwa do dziś.
O przemyślanej i skoordynowanej działalności, ukierunkowanej na budowę niezgody i podziałów między litewsko i polskojęzycznymi Litwinami świadczą fakty, że już w warunkach sowieckiej rzeczywistości w sierpniu – wrześniu 1989 roku rejony wileński i solecznicki ogłosiły się jako autonomiczno – narodowościowe, a Rada Najwyższa Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej przyjęła Ustawę o mniejszościach narodowych, formalizującą pretensje wobec litewskiej większości i ugruntowującą opinię, iż faktycznie polskojęzyczna ( wtedy jeszcze w znacznym stopniu białorusko języczna) grupa językowa jest polską (Polski) mniejszością językową, ze wszystkimi stąd wynikającymi konsekwencjami.
Trzeba pamiętać iż w tym okresie absolutna większość ludności rejonu solecznickiego, za wyjątkiem Ejszyszek i najbliższych okolic, jak też większość mieszkańców rejonu wileńskiego, za wyjątkiem Niemenczyna i okolic, na co dzień obcowała ze sobą przy pomocy języka „prostego” (białoruskiego), dowodząc, iż znajduje się jeszcze na pierwszym etapie przeciągającej się polonizacji, która historycznie przebiegała na Litwie poprzez przejściowy etap rutenizacji.
Ta końcówka sowieckiej rzeczywistości nadała bieg dalszym wydarzeniom, kontynuując już z udziałem władz niepodległej Litwy proces polonizacji i izolacji, wykorzystując, jak wykazują wydarzenia minionych lat, polskojęzycznych Litwinów poprzez ich zdemoralizowanych i skorumpowanych liderów do odwracanie uwagi od bardziej palących problemów krajowych, od groźnego dla demokracji i wolności Narodu postępującego procesu zawłaszczania państwa, do załatwiania prywatnych interesów ze względu na strategiczne położenie terenu w pobliżu stolicy.
Wybory prezydenckie 2009, kiedy to polskojęzycznych Litwinów w uzgodnieniu z ich liderami umiejętnie wykorzystano do aktywizacji wyborców, w celu zakończenie wyborów już w pierwszej turze – jest przykładem wyjątkowej dwulicowości „elit”, wzorem rzadkiego a niezwykle wyrafinowanego manipulowania opinią i nastrojami obywateli, sprzecznym z prawem, zasadami demokracji i wolnych wyborów.
Na tej drodze bez strategii i odpowiedzialności zorganizowane grupy występują dziś pod sztandarami partii mniejszości narodowych, realizując cele niejawne, utrzymując kontakty z wrogo nastrojonym środowiskami poza krajem, a ich destrukcyjne środki masowego przekazu są bezkarne finansowanie z zagranicy oraz budżetu państwa. Krajowe i stołeczne koalicje z osobami nagminnie przystępującymi prawo oraz łamiącymi podstawowe wolności i prawa obywateli stały się normą. Nikogo już nie dziwi „ufundowanie” przez G. Kirkilasa filii Uniwersytetu Białostockiego, ukierunkowanej na pogłębianie dezintegracji i przygotowanie rezerwy młodej siły roboczej dla Polski przy jej braku we własnym kraju. W tej sytuacji uruchomienie kosztownego Departamentu Mniejszości Narodowych, samo istnienie którego dobitnie świadczy o działalnosci na rzecz dezintegracji obywateli, jest tylko jeszcze jednym przykładem przestępczego marnotrawstwa.
Szczególna rola w dziele dezintegracji i podziałów wśród młodzieży należy się systemowi oświaty. Istnienie utrzymywanych z kieszeni podatnika oddzielnych szkół dla Rosjan, Żydów, Białorusinów i tzw. Litewskich Polaków obok działalności dostępnych dla wszystkich szkół z państwowym językiem nauczania, jest zjawiskiem nieznanym w krajach rozwiniętych, racjonalnie wydających pieniądze podatników i doceniających moc wspólnoty obywatelskiej, budowanej od podstaw. Odwoływanie się do ”tradycji” podziałów z okresu sowieckiej okupacji w warunkach, gdy straciliśmy około 1/3 ludności – nie wytrzymuje żadnej krytyki. Szczególnie karykaturalnie wygląda sytuacja w podwileńskich miejscowościach, gdzie przeciąganie dzieci ze szkoły do szkoły stało się zjawiskiem nagminnym, stanowiąc naoczny dowód niewydolności, kosztowności i amoralności tego systemu, budującego podziały i mury od samego dzieciństwa.
Historia krajów europejskich świadczy też o niezwykle ważnej misji integracyjnej języka w trakcie budowy obywatelskiej wspólnoty państwa. Niestety, mimo upływu prawie 30 lat od chwili ogłoszenie Niepodległości, sytuacja językowa w rejonach wileńskim i solecznickim niewiele się zmieniła. Ministerstwo Oświaty i Nauki nie wywiązuje się z obowiązku i ignoruje potrzebę upowszechniania języka państwowego wśród ludności dorosłej, a dlatego jest tam „inny świat”, w którym wiedza o aktualnych wydarzeniach na Litwie, jej kultura i historia są mało dostępne lub przedstawiane w krzywym zwierciadle publikatorów i informatorów, obsługujących lokalnych polityków.
Ten stan bylejakości istnieje w znacznym stopniu również z winy naukowców, którzy obserwując niekończące pomiatanie imieniem Litwy, drogą szerokiego nagłośnienia na świat wydumanych konfliktów i protestów, łamanie prawa i Konstytucji, nigdy nie wykazali się inicjatywą zabrania głosu oraz dokonania głębszej naukowej analizy historycznej z propozycją kierunku budowania obywatelskiego społeczeństwa, kończąc też chaos i dowolność w publicznie i formalnie używanym nazewnictwie, dotyczącego mniejszości narodowych, grup językowych, narodowości i narodów. Odsyłanie zainteresowanych z powyższymi tematami do „polskiego” klubu dyskusyjnego, niemal całkowicie opanowanego przez osoby podejrzewane o współpracę z KGB, nie najlepiej świadczy o zrozumieniu misji nauki i naukowców we współczesnym społeczeństwie.
Tylko fragmentarna lista przykładów, świadczących o braku zrozumienia potrzeby uprawiania dalekowzrocznej polityki integracyjnej w stosunku do mniejszości narodowych i innych grup językowych w aktualnych warunkach intensywnego kurczenia się liczby mieszkańców kraju powinna budzić szczególny niepokój, świadcząc o wieloletnich zaniedbaniach i braku odpowiedzialności za przyszłość kraju nie tylko wśród zmieniających się u władzy „elit”, ale również wśród mniejszości narodowych, zamykających się w wąskim kręgu swoich interesów, urojonych mitów czy wręcz osobistych potrzeb i chorych ambicji ich liderów.
W tej sytuacji działalność mniejszości narodowych, jak też grup językowych, jakimi są, naszym zdaniem, dla przykładu polskojęzyczni Litwini (Litewscy Polacy), nie budzi ni u kogo zainteresowania wobec ich jałowej, a niekiedy szkodliwej działalności, a wydawane na ich rzekome potrzeby środki, są zwykłym marnotrawieniem w warunkach, gdy znaczna część ludności żyje w nędzy i na jej pograniczu.
Zresztą sprawa zmniejszenia podziałów i budowa spójnego społeczeństwa w tematach zasadniczych i podstawowych – jest obowiązkiem każdego bez wyjatku obywatela i wszystkich organizacji obywatelskich. Również, dla przykładu, Państwowej Orkiestry Dętej „Trimitas” pod kierunkiem Deividasa Staponkusa, która tradycyjnie jest wynajmowana do przewodzenia i uwiarygodniania prowokacyjnych pochodów w samym centrum Wilna, organizowanych przez Akcję Wyborczą pod sztandarami sąsiedniej Polski, świadomie pobudzając niechęci i złe wspomnienia z okresu międzywojennej okupacji historycznej stolicy Litwy.
***
Do znaczniejszych mniejszości narodowych należałoby bez wątpienia odnieść przede wszystkim Rosjan i Żydów ze względu na ich pochodzenie, odrębną kulturę, język i religię.
Rosjanie, to bardziej wykształcona, niegłośna, solidarna i skonsolidowana kulturowo grupa ludności o znacznie wyższym statusie społecznym, a dlatego widocznie nie posiadająca jedynej organizacji, jedynego centrum i, w odróżnieniu od polskojęzycznych Litwinów, jedynego i zawsze nieomylnego „wodza”.
Ogólny obraz rosyjskiej społeczności psuje w pewnym stopniu istnienie aż dwóch zorganizowanych grup, kompromitująco występujących pod sztandarami partii politycznych.
Jak nam się zdaje, litewscy Rosjanie, wrośnięci w krajową rzeczywistość, mimo spoglądania na Rosję, w większości są życzliwi Litwie i będą mogli w przyszłości sprzyjać nawiązywaniu dobrosąsiedzkich kontaktów z Rosją, od kiedy w zmieniających się warunkach ucichną również niewyważone rusofobiczne wypady krajowych polityków i działaczy.
Z kolei Żydzi, jak nam się zdaje, zajęci wyłącznie tematyką własną, nie są widoczni tam, gdzie chodzi o tematy ogólnokrajowe i ogólnonarodowe. Za dobrze układającymi się stosunkami międzypaństwowymi z Izraelem powinna, naszym zdaniem, nadążać budowa odpowiednich nieformalnych stosunków międzyludzkich. Nie służą temu na pewno nieuzasadnione pomówienia czy też publiczne niewyważone repliki - czy to w trakcie międzynarodowego forum czy nawet w czasie ceremonii otwierania „Kaziuków”.
Wiele obaw i mitów mogłyby rozwiać badania historyków, którzy bardziej są skłonni zajmować się tematami historycznie odległymi i bezpiecznymi. Akt przyznania i wręczenia przez prezydent D. Grybauskaitė orderu dla osoby, uczestniczącej 29 stycznia 1944 roku w masakrze ludności we wsi Koniuchy, stanowi jeden z przykładów zaniedbanych bolesnych tematów, nieznajomość których nie sprzyja budowaniu odpowiadającej potrzebom XXI wieku atmosfery wzajemnej życzliwości i współodpowiedzialności za losy państwa.
Jedno jest pewne i nie powinno podlegać dyskusji, iż litewscy Żydzi, którzy przed wieki znaleźli się na Litwie w ucieczce przed prześladowaniami w Europie Zachodniej, powinni, na równi z innymi obywatelami, czuć się tutaj bezpiecznie, mając również na uwadze tragiczne wydarzenia ostatniej wojny światowej i akcje masowego unicestwiania Żydów w wykonaniu hitlerowskiego okupanta.
Z kolei Litwini mają prawo oczekiwać, iż litewscy Żydzi na dobre i złe będą z nami i nigdy więcej ich przedstawiciele nie staną po stronie któregokolwiek okupanta kraju, jak to było w wieku XX – w pierwszej wojnie światowej po stronie Niemców, w drugiej – po stronie systemu komunistycznego w stalinowskim wydaniu, jednym z najbardziej wrogich i krwawych systemów w historii ludzkości.
***
Czas więc najwyższy, abyśmy wszyscy obywatele Republiki Litewskiej, spadkobiercy Wielkiego Księstwa Litewskiego, jego historii, tradycji i kultury, niezależnie od używanego języka, wyznawanej religii i kraju pochodzenia zaczęli miast adwokatowania grupie, mniejszości, organizacjom czy partiom - zaczęli w pierwszej kolei i wszędzie adwokatować Litwie, budując międzyludzkie stosunki obywatelskie, jak przystoi ludziom dążącym do wolności - na fundamentach prawdy, sprawiedliwości i miłości.
Ryšard Maceikianec