Prawda jest nieznana, i prawdopodobnie, w obecnym stanie rozwoju gatunku ludzkiego, nigdy poznana nie będzie. Natomiast to, co stanowi najwznioślejszą cechę tego gatunku, to przyrodzony pęd do poszukiwania prawdy. Ten pęd świadczy o “uduchowieniu" naszego gatunku, wyrażonym w jego - kulturze, wszelkie zatem warunki zewnętrzne, ustroje państwowe, czy idee, wzbraniające lub tylko ograniczające prawo do poszukiwania prawdy, stają się automatycznie wrogami kultury ludzkiej. Józef Mackiewicz. Gdybym był chanem… Kultura, 1958

Miłośnicy twórczości Józefa Mackiewicza mają dziś nie lada powody do radości – w ciągu zaledwie kilku miesięcy na krajowym rynku wydawniczym ukazały się dwa jego dzieła w języku litewskim – Nie trzeba głośno mówić (Nereikia garsiai kalbėti, leidykla Brėdis) i Prawda w oczy nie kole (Tiesa akių nebado, leidykla Naujasis žydinis.  Aidai). Pamiętając o litewskim wydaniu z roku 2009 Drogi donikąd (Kelias į niekur, leidykla Aidai) – litewski czytelnik na podstawie tych trzech wydań może już wyrobić sobie  pewien ułamkowy obraz, dotyczący postaci, skali wartości i dorobku Józefa Mackiewicza.

Przed wielu laty, kiedy to w roku 2002 na podstawie odnalezionego w wileńskiej Bibliotece Akademii Nauk im. Wróblewskich rękopisu, ukazało się pierwsze wydanie Prawdy w oczy nie kole w języku polskim, obawialiśmy się, aby czasem nie była to pierwsza książka Józefa Mackiewicza, przetłumaczona na język litewski. Na szczęście litewskie wydanie Prawdy w oczy nie kole poprzedziły powieści  Droga donikąd i Nie trzeba głośno mówić, stanowiące spójną całość, dokumentującą okres życia na Litwie w obszernej panoramie wydarzeń dziejowych od pierwszej sowieckiej okupacji  do końca drugiej wojny światowej.

Prawda w oczy nie kole też dotyczy fragmentu powyższego  okresu, ale jest to nie typowe dla twórczości Józefa Mackiewicza  dzieło (powieść? dziennik? polemiki?), zbyt osobiste, pisane od razu  po świeżych doznanych urazach i zadrażnieniach, a dlatego nie może być  wymiernikiem jego dorobku. Trudno dziś powiedzieć, czy autor nie zechciałby dokonać pewnych korekt, gdyby miał dostęp do rękopisu po zakończeniu wojny.  Wszystkie inne jego dzieła, napisane i wydane na Zachodzie po ucieczce od „wyzwolenia“ , mimo iż powstały na tej samie zasadzie, iż jedynie prawda jest ciekawa, cechuje spokój i chłodna bez emocjonalna analiza wydarzeń. Nawet poczynań swoich prześladowców – grupy akowców, Jeziorańskiego i innych prosowieckich działaczy, którzy skutecznie utrudniali jemu życie, spychając nawet na kraj głodowego ubóstwa.

Dobrze więc się stało, iż do po części już przygotowanego czytelnika dotarła Prawda w oczy nie kole. Miejmy nadzieję, iż znajdą się też wydawcy jego najważniejszego, naszym zdaniem, dzieła – Zwycięstwa prowokacji, jak też Kontry, Lewej wolnej, Sprawy pułkownika Miasojedowa i innych powieści. Ale też i pomniejszych utworów, jak to Droga Pani..., Gdybym był chanem, Niemiecki kompleks, O pewnej, ostatniej próbie i o zastrzelonym Bujnickim, Władysław Studnicki, Ostatnie dni Wielkiego Księstwa, List do Szołochowa, Kisliakowy i setek innych esejów, artykułów i polemik, które, mimo swojej zwięzłości, głębią analizy i prawdy przemawiają bardziej przekonywająco, niż niektóre opasłe tomy.

Dziś możemy tylko ubolewać, iż z opóźnieniem o prawie ćwierć wieku,  dotarła do nas ta jedynie ciekawa prawda wielkiego Wilnianina, obywatela Wielkiego Księstwa Litewskiego. Bowiem przemiany w naszej mentalności i ustrojowe  mogły by być wtedy znacznie głębsze i trwalsze.

„…Powieści Maćkiewicza skłaniają do sceptycyzmu wobec literatury, bez ustanku przyrządzanej w coraz to innym sosie, w sosie obowiązującej w danym momencie mody, ideologii, polityki i tak dalej. Mają żywą narrację, zaciekawiają, tak że „nie można  się  oderwać",  czyli  spełniają wszelkie warunki niezbędne  wtedy,  kiedy   powieść   zajmowała  miejsce   zajęte później przez film i telewizję. Zawsze chyba istniała literatura zawodowa i niezawodowa. Do Maćkiewicza nikt nie chciał się przyznać i dlatego, że taki literacko zacofany i dlatego, że okropny reakcjonista, ale czytali, aż im się uszy trzęsły. I moim   zdaniem   pobił   swoich   współzawodników   piszących bardziej wyszukaną prozą. Pobił artystycznie. Można zastosować do nich powiedzenie sowieckiego żołnierzyka: Francuzy w szelkach,  no wojnu proigrali (Francuzi w jedwabiach, ale wojnę przegrali). Jego proza jest zwarta, oszczędna, funkcjonalna, widzi się co opisuje, a już specjalnie krajobraz jego okolic. Pośród znanych mi polskich literatów nikt tak nie pisał. Ale i Prus i Żeromski byli w porównaniu z nim literatami zawodowymi. Szlachcic szaraczkowy, jak go nazwałem, z tych upartych, wzgardliwych, zaciekłych milczków, pisał na złość. Na złość całemu światu, który czarne nazywa białym i nie ma nikogo, kto by założył veto. I właśnie w tej pasji jest sekret jego stylu. (Czesław   Miłosz. Rok myśliwego. Biblioteka Kultury, tom 462. Instytut Literacki, Paryż 1990)





Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com