Przed kilkoma dniami chargé d’affaires (pełniący obowiązki) ambasadora RP w Wilnie Grzegorz Marek Poznański opublikował w postsowieckich pismach „Kurier Wileński (Czerwony Sztandar)” i „Tygodniku Wileńszczyzny” (Држба, Draugystė, Przyjaźń) oraz na stronie „Radia znad Wilii” list otwarty, skierowany do ministra kultury Republiki Litewskiej Šarūnasa Birutisa, wskazując co mogą, a czego nie mogą mówić w sprawach zarządzania swoim państwem urzędnicy i przywódcy naszego kraju. Jest to jednoznaczna i wyraźna próba wtrącania się w wewnętrzne sprawy naszego kraju i publiczne wywieranie nacisków, w celu narzucania Litwie anty litewskich a propolskich rozwiązań w dziedzinie kultury, oświaty i polityki dotyczącej języka państwowego.
Czyli jak i jego poprzednicy - Janusz Skolimowski, wychowanek Moskiewskiego Instytutu Sowieckiej dyplomacji, podejrzany o współpracę z KGB, oraz Konstanty Radziwiłł, stroi się chargé d’affaires w piórka sławetnego wojewody Ludwika Bociańskiego, aby rządzić i dzielić, widocznie trwając w przekonaniu, że cały świat winien obracać się wokół Polski, i że tylko to jest dobre, co polskie (słoń a sprawa polska).
Co ciekawe, że nasi politycy cierpliwie znoszą trwające już wielu lat obraźliwe wypady wobec naszego kraju, jak to dla przykładu Donalda Tuska w wileńskim kościele św. Teresy w czasie Mszy św., Radosława Sikorskiego w czasie Światowego Kongresu Kobiet w Wilnie, czy w czasie niedawnej wizyty marszałek Senatu Małgorzaty Marii Kidawa-Błońskiej, która dosłownie dyktowała, jak mamy wykorzystywać środki budżetowe naszego państwa na finansowanie postsowieckich pism, które, w ocenie śp. wileńskiego pisarza Tadeusza Konwickiego, robili z naszymi duszami to, co „[…]hitlerowcy robili z organizmami biologicznymi więźniów”.
Ale wręcz za anegdotyczny należy uznać wywiad na temat potrzeby zmian w organizacji systemu oświaty na Litwie, którego udzielił w roku 2018 przy Ostrej Bramie w Wilnie świeżo upieczony marszałek Sejmu RP Marek Tadeusz Kuchciński, mający zaledwie wykształcenie średnie, przeszkolony i posiadający nawyki praktyczne jedynie w dziedzinie hodowli pietruszki, sałatki, selerów itp. – czyli do niedawna typowy polski badylarz.
Co więcej – na tereny Litwy, które w okresie międzywojennym znajdowały się pod polską okupacją, oficjalna Polska przenosi obchody swoich świąt, demonstrując bezkarnie polską pychę, świadomie i złośliwie urągając się godności Litwinów.
Tu w Wilnie od kilku lat Polska organizuje hucznie obchody święta flagi polskiej, święto polonii i Polaków (których tu nie ma), mimo że mogłaby to robić u siebie w kraju, a nie robi.
Natomiast w roku 2024, w tym czasie, gdy cała Litwa uczestniczyła w rocznicowych obchodach stulecia Święta Pieśni, pod kierunkiem ww. M. Kidawy-Błońskiej z udziałem wojska polskiego w Wilnie i pod Wilnem hucznie i hałaśliwie zaznaczano obchody 82. rocznicy powołania Armii Krajowej, zbrojnej organizacji, która w okresie okupacji hitlerowskiej kontynuowała polską międzywojenną okupację części Litwy na poziomie niższym, lokalnym, prześladując wszystko, co litewskie, stosując nawet karę śmierci wobec tych, którzy odważyli się twierdzić, iż Wilno jest historyczną stolicą Litwy i powinno znajdować się w jej składzie.
W związku z tym, że chargé d’affaires ambasadora RP w Wilnie G. M. Poznański jest jedynie specjalistą od nieproliferacji (bezpieczeństwa międzynarodowego i rozbrojenia), zachęcamy więc go, aby korzystając z okazji pobytu w Wilnie mniej się poświęcał pisaniu listów otwartych, a zaczął zgłębiać co najmniej podstawy historii Litwy według naszej historiografii, bowiem stereotypy polskie, jak twierdził wnikliwy znawca historii Polski, redaktor naczelny historycznej „Kultury” paryskiej Jerzy Giedroyć, nie są zgodne z prawdą, bowiem „[…h]istoria Polski jest jedną z najbardziej zakłamanych historii jakie znam".
Braki głębszej wiedzy i orientacji w sytuacji u ww. chargé d’affaires szczególnie są widoczne, gdy w otwartym liście porusza tematy związane z narodowością czy mniejszością narodową, rzekomo polską. Mimo, że nie jesteśmy żadną polską mniejszością narodową (mniejszą częścią narodu polskiego), a częścią składową Narodu Litewskiego, która się spolonizowała w czasie historycznych procesów, a szczególnie w okresie prawie dwudziestoletniej międzywojennej polskiej okupacji uległa polonizacji politycznej. A gadanie o tym, że jesteśmy mniejszością rozpoczęło się na łamach komunistycznego „Czerwonego Sztandaru” tylko w przeddzień ogłoszenia przez Litwę Niepodległości. Aby dzielić i rządzić, podobnie jak to teraz czyni i ww. chargé d’affaires, rzekomo w obronie obrażonych bliżej nieznanych obywateli Republiki Litewskiej.
„[…]Odrzucam przede wszystkim stanowczo traktowanie Polaków litewskich, jako rzekomo „odłamu Narodu Polskiego, zamieszkałego na Litwie”. Teoria ta, wywodząca nas z jakichś osadników i jeńców polskich, osiadłych lub osadzonych na ziemiach litewskich, wydaje mi się z gruntu mylna lub co najmniej historycznie bardzo nieścisła, poza tym zaś degradująca nas w społeczeństwie krajowym, bo strącająca nas ze stanowiska współobywateli kraju do roli kolonistów obcych, a więc krzywdząca nas w swych wnioskach politycznych” pisał Michał Romer. (Dwie teorie o Polakach litewskich. Zeszyty Historyczne, Nr 106. Rok 1993, Paryż).
Zresztą należy też pamiętać, iż w ramach „Układu pomiędzy Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego a Rządem Litewskiej Socjalistycznej Republiki Rad dotyczącego ewakuacji obywateli polskich z terytorium Litewskiej SRR i ludności litewskiej z terytorium Polski” z dnia 22 września 1944 r., a który był kilkakrotnie przedłużany aż do końca piątej dekady minionego XX wieku, wszyscy ci, którzy uważali siebie za Polaków i znali co najmniej podstawy polskiej mowy ustnej - w absolutnej większości poddali się procesowi ewakuacji do Polski.
Odnośnie natomiast szkolnictwa na Litwie, zwanego polskim. Ten wzór istnieje lub próbuje się go narzucić, jedynie na terenach Litwy, Białorusi, Ukrainy i Czech, które były przez Polskę okupowane w okresie międzywojennym. Podobnych wzorców oświaty na terytorium Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych nie ma. Taka sytuacja jest wyraźnie szkodliwa dla miejscowej ludności, utrudniając jej obywatelską integrację, a pozwala lokalnym kacykom gettyzować tereny, pobudzając antypaństwowe nastroje, odwracając tym samym uwagę od ich wieloletniej bezczynności na rzecz rozwoju środowisk i ograniczanie podstaw demokracji.
Typowym tego przykładem jest właśnie rejon solecznicki, gdzie grupa byłych komsomolców i komunistów od ponad trzydziestu lat uzurpuje władzę.
Taki stan jest jedynie dobry dla Polski, który ułatwia emigrację polskojęzycznych Litwinów, jako siły roboczej, jak też do wykorzystywania tej ludności, (poprzez będące na pełnym utrzymaniu Ministerstwa Spraw Zagranicznych środki masowego przekazu) jako dźwigni do nacisków na władze naszego kraju, nieuczciwie łącząc przeróżne zachcianki, wymyślane w Warszawie, z tematami bezpieczeństwa i obronności naszego kraju. Temu też służy działalność filii trzeciorzędnej polskiej uczelni, funkcjonującej w Wilnie oraz licznych kanałów polskiej telewizji, co ma wszelkie oznaki hybrydowych nacisków na nasz kraj.
O tym, jak ten system działa, dobitnie świadczy jeden z wielu przykładów.
Od niedawna J.W. (w czasach sowieckich pracował elektrykiem w KGB) nieoczekiwanie się zechciało, aby w jego imieniu i nazwisku litewskie „l” zostało zamienione na polskie „ł”. Więc uruchomił proces sądowy, a „Kurier Wileński (Czerwony Sztandar)” oraz „Radio znad Wilii” natychmiast, oczywiście spontanicznie, zaczęły nagłaśniać problemy rzekomo krzywdzonego „polskiego elektryka”.
Niebawem po tym na Litwę przybywa minister spraw zagranicznych Polski Radosław Sikorski, który na zamku w Trokach przyciska ministra spaw zagranicznych naszego kraju Gabreliusa Landsbergisa do historycznego muru i zupełnie przypadkowo, jak i powyższy elektryk z KGB, domaga się wprowadzenia polskiej litery „ł” do imion i nazwisk polskojęzycznych Litwinów. Na szczęście Gabrelius Landsbergis przestał być ministrem i sprawa tymczasowo upadła…
Korzystając z okazji i reagując na jego list otwarty radzimy chargé d’affaires G. M. Poznańskiemu pójść inną drogą – nie drogą wypadów przeciwko Litwie ze szczególna szkodą dla nas, polskojęzycznych Litwinów, wykorzystywanych jako pretekst do tych niecnych poczynań i kształtujących nasz obraz na podobieństwo „piątej kolumny” Polski, a drogą prawdy. Można, z braku osobistej kultury, nasz kraj napastować, poniżać, przypisywać wydumane uchybienia i grzechy, ale tym się nie da zagładzić i zagadać grzechów głównych Polski wobec Litwy, która przed wieki uratowała Polskę przed zniknięciem z mapy państw Europy.
Międzywojenna okrutna okupacja, połączona z kierowaniem bez sądów i śledztwa nauczycieli języka litewskiego i innych działaczy środowiskowych za nauczanie języka litewskiego na odwiecznej ziemi litewskiej do obozu koncentracyjnego w Berezie Kartuskiej, działającego na wzór hitlerowskiego obozu koncentracyjnego w Dachau, a prowadzonego przez wyrafinowanych sadystów – na zawsze zostanie w pamięci Litwinów.
Trzeba więc przeprosić Litwę i Litwinów za dwudziestoletnią okupację i związane z nią okrucieństwa, krzywdy i straty oraz przysięgnąć, że nigdy więcej to się nie powtórzy.
Mógłby to zrobić, jak nam się zdaje, nowo wybrany prezydent Karol Tadeusz Nawrocki w czasie swojej pierwszej wizyty na Litwie w Wilnie w Ostrej Bramie, początkując etap litewsko – polskich partnerskich stosunków, nareszcie opartych na prawdzie, wzajemnym szacunku i poszanowaniu inności kultur i języków bez wtrącania się w sprawy wewnętrzne naszego kraju.
Wzorem temu może być dla K. T. Nawrockiego jego duchowny przywódca śp. Lech Kaczyński, który już w roku 2009 na Westerplatte w czasie zaznaczania 60. rocznicy rozpoczęcia II wojny i napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę przeprosił Czechy za okupację Zaolzia, mimo że, w odróżnieniu od Litwy, okupacja tej części Czech trwała niepełny rok i nikt nie był tam bestialsko torturowany czy mordowany.
Zachęcamy więc chargé d’affaires G. M. Poznańskiego do podjęcia się tego wielkiego i ważnego tematu dla naszego kraju i moralnego oczyszczenia się Polski z ciężkich grzechów przeszłości. Bo otwarte, nie oparte na otwartości, szczerości i prawdzie, listy jedynie uwypuklają i odświeżają w pamięci współczesnych pokoleń tragiczne wydarzenia dawno minionych lat.
Ryšard Maceikianec, 3 sierpnia 2025 roku.





