17 maja 2007 na Estonię dokonano od zewnątrz ataku cybernetycznego. W wyniku ataku zostały zablokowane serwery i strony Zgromadzenia Państwowego, agend rządowych, banków i mediów. W ocenie rządu tego kraju „na Estonii testowano model nowej wojny cybernetycznej". Był to pierwszy przypadek takiego zaatakowania niepodległego państwa przez internet. Trwającą tygodniami blokadę internetowych stron władz Estonii porównywano do blokowania portów czy lotnisk. Estonia zaapelowała do społeczności międzynarodowej o wspólne znalezienie odpowiedzi na to nowe zagrożenie. Unia Europejska uznała atak cybernetyczny za zagrażający bezpieczeństwu państwa i bardzo mocno wsparła Estonię. Wszystko wskazywało na to, że ataku dokonano z terytorium Rosji.
Dziś natomiast trwa nasilający się na sile atak informacyjny wobec kolejnego państwa – Litwy.
Bardziej wyrafinowany i skomplikowany do zrozumienia, o bardziej groźnych konsekwencjach, bo rozliczony nie na blokowanie serwerów i komputerów, a wypaczanie świadomości ludzkiej poprzez stałe i masowe upowszechnianie nieprawdziwej negatywnej informacji. Jest to też widocznie testowanie modelu innego rodzaju wojny - informacyjnej. Chodzi bowiem o podsycanie narodowych fobii i niechęci wśród polskojęzycznej oraz rosyjskojęzycznej ludności, w celu budowania wrogiego nastawienia wobec swego kraju, jego władz i stricte Litwinów. I przede wszystkim - upowszechnianie niewiary w Litwę, na co, jak wykazują wyniki wyborów oraz poziom emigracji, nie jest do końca odporna i ludność stricte litewska.
Obrona wobec ataku i ocena zjawiska jest tym bardziej trudna, iż kraj jest atakowany nie tylko od zewnątrz, ale i od wewnątrz. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, iż ataków dokonuje się nie tylko bezpośrednio ze wschodu, jak to było w przypadku Estonii, ale i z udziałem trzeciego kraju – Polski. Nowa, permanentna forma ataku, udział w nim kraju – członka UE i wynikające stąd osamotnienie Litwy – stanowi bardziej groźne jakościowo novum po zrównaniu z atakiem na Estonię.
Dodatkowo na niekorzyść naszego kraju wpływa fakt braku na świecie polskojęzycznych ośrodków, masmediów czy działaczy polonijnych, którzy by się wykazywali niezależnym, nie stadnym charakterem myślenia. Możemy tylko ubolewać, że dziś już nie ma tej skali moralnych autorytetów jak Jerzy Giedroyć, Józef Mackiewicz, Czesław Miłosz i wielu innych wybitnych twórców i działaczy, którzy wyemigrowali z Litwy wobec sowieckiej okupacji i w podobnej sytuacji na pewno zabraliby głos w obronie kraju lat dziecinnych - bezpodstawnie atakowanej Litwy.
***
Oglądając się do tyłu, warto odnotować, iż obecny model funkcjonowania polskiej grupy mniejszościowej z jednopartyjnym monopolem na informację był konsekwentnie przygotowywany przez lata. Na Ziemi Wileńskiej, gdzie mieszka gros litewskich Polaków, dążono ku temu otwarcie, najwyraźniej mając za cel powrót do stanu, jaki istniał za czasów sowieckich, kiedy to istniała jedyna „prawda”. Temu najwyraźniej służyły napad i rozprawa z pismem „Nasza Gazeta” - „Nasz czas”, w tym celu była przejęta sieć bibliotek, w tym celu Polska zwiększyła potok środków budżetowych dla postsowieckich pism i radia na Litwie oraz uruchomiła regularne nadawanie agresywnych wobec Litwy reportaży poprzez TV Polonia, w tym też celu usadzono na strategicznych stanowiskach odpowiednio wyszkolone w Moskwie i Warszawie osoby.
***
W sytuacji, kiedy Litwa jest agresywnie napastowana, najwyraźniej brakuje głosu zdrowego rozsądku ze strony litewskich Polaków, a szczególnie - szkół z polskim językiem nauczania, aby świat mógł bezpośrednio z ich ust poznać rzeczywisty stan rzeczy. Właśnie teraz, kiedy Polska poprzez warszawską „Wspólnotę” z pomocą specjalnego portalu zmierza do „ręcznego sterowania” szkołami z polskim językiem nauczania na Litwie, utrzymywanymi z budżetu naszego państwa. Rodzice i grona pedagogiczne dziś a nie jutro winny sobie uświadomić, iż utożsamianie się z tymi, którzy dziś budują mur wrogości wobec Litwy, nieustannie a niewybrednie ją atakując – wyobcowują nas wszystkich i prowadzą do utraty moralnego prawo bytu w swojej Ojczyźnie, w kraju swego zamieszkania.
Nie mamy najmniejszej wątpliwości, że poczynania Akcji Wyborczej, a faktycznie W. Tomaszewskiego z rodziną i postsowieckich struktur zmierzają właśnie w tym kierunku.
Warto więc wsłuchać się w słowa Eugeniusza Romera, ziemianina i działacza z Cytowian i Pogryżowa oraz Michała Romera, rektora, które wypowiedziane przed prawie stu laty nie utraciły w żadnej mierze na swojej aktualności i obecnie.
(…) musimy wszystko spełniać, co nakłada na nas pojęcie "obywatelstwa krajowego", musimy dla kraju tego pracować, (…) nie możemy dać się zepchnąć do roli jakichś obcych kolonistów, swój tylko interes mających na oku, bo gdybyśmy charakter ten przyjęli, stracilibyśmy rację bytu i grunt pod nogami, i polityka, dążąca do wyparcia nas z tego kraju byłaby usprawiedliwioną...(Eugeniusz Romer. Dziennik 1919 – 1923, t.2. Interlibro, W-wa 1995.)
(…) Przed wykrystalizowaniem się ruchu odrodzeniowego litewskiego - do czasu paru dziesięcioleci w. XIX - fakt rozłamania się społeczeństwa krajowego na dwa obozy czy prądy - litewski i polski - był mało widoczny; ster spraw krajowych - do roku zwłaszcza 1863 - był w ręku tych pierwiastków, które się spolonizowały albo polonizowały i które w działaniach swoich, w ruchach społecznych przez nie wszczynanych, działali i przemawiali w imieniu kraju, jako czoło społeczeństwa : ale też nigdy bodaj nie zaświtała w ich umysłach teza kolonistów; teza „odłamu polskiego, zamieszkałego w Litwie (czy na Litwie)”, która by ich wytrącała z roli obywateli czołowych kraju, jako ich Ojczyzny bezpośredniej. Zdziwiliby się oni z pewnością, gdyby im ktoś wmawiać zaczął, że nie są oni autochtonami kraju, ale potomkami przybyszów i odłamem społeczności obcej, który z krajem łączy jeno fakt „zamieszkania”.
Teza ta, teza „odłamu narodu polskiego”, „zamieszkałego” w Litwie, jeżeli się nie daje, zdaniem moim zastosować ściśle nawet do Polaków litewskich w tych granicach, w których dziś niepodległość Litwy już jest zrealizowana - tym mniej się zastosować daje do szerszego terenu Litwy, ogarniającego sporną dziś ziemię Wileńską. Element Polaków litewskich jest tam stanowczo zbyt masowy i równoległy do innych, aby mógł się zadowolić stanowiskiem nie rdzennej ludności krajowej, lecz napływowego odłamu ludności obcej zamieszkałego na terytorium pewnego kraju.
Teza ta, jak każda, ma też swoje konsekwencje logiczne w polityce. Ci co ją, przyjmują, muszą rezygnować logicznie z roli spółgospodarzy spółrzędnych kraju, z roli spółtwórców jego przyszłości i muszą się pogodzić z takim ujemnym traktowaniem ich przez ludność rdzenną krajową, która losów kraju nie uzależnia i uzależniać nie chce od względów na pożytek sąsiada, uważanego dla kraju tego za. metropolię. Czy możemy traktować siebie i stawiać na równi z Polakami czy Litwinami amerykańskimi lub „zamieszkałymi” gdzieś w Syberii lub gdzie indziej, którzy choć spełniają lojalnie swoje obowiązki względem państwa, jednak mają oczy zwrócone na zewnątrz i myślą tylko o tym jak wrócić do Ojczyzny z zarobionymi pieniędzmi lub jak Ojczyźnie pomagać, ją zasilać itd. Jest to psychologia kolonistów, ludzi, których z krajem ich pobytu łączy tylko okolicznościowy fakt ;,zamieszkania”. I trzeba wyznać, że upowszechnienie omawianej tezy już zaczęło takie owoce wydawać i wielu tych nowo upieczonych kolonistów opuściło i opuszcza kraj, ciągnąc do Polski: Jako koloniści są oni logiczni. Koloniści innej psychologii wyznawać nie mogą, ale też przez to wysadzają się oni z siodła krajowego i stają nam się obcy, zatracając swój związek organizacyjny z krajem „zamieszkania”.
Czy to jest historyczne i czy takim ma być trwałe i masowe stanowisko Polaków litewskich ? Mnie się zdaje, że byłoby to początkiem końca : wyemigrowaniem jednej części, zlitwinizowaniem reszty. Jesteśmy na tej drodze i utrwalanie omawianej tezy drogę tę popularyzuje. Może komu się wydaje, że to tym lepiej - sam nie wiem. Może jestem tylko jednym z Mohikanów, którzy ze swą śmiercią unoszą też stary gatunek psychiczny tych Polaków litewskich, którzy się właśnie tu, a nie gdzie indziej czuli i czują u siebie, w domu, w swej Ojczyźnie najistotniejszej, nie zatracającej jednocześnie swojej indywidualności psychiczno-kulturalnej odrębnej, czyniącej ich typem psychicznym odrębnym - ani wyłącznie polskim ani wyłącznie litewskim, lecz kojarzącym te dwie natury, nie stapiając się ze środowiskiem jednego i drugiego nacjonalizmu, nie hołdując regeneracji ani w jednym ani w drugim kierunku. Może ! Ale może nie zginiemy, może się jeszcze nasz typ psychiczny odrodzi. Jesteśmy albo Mohikanie, albo zwiastuni nowego jutra, które da pojednanie i harmonię nawiąże.
Dla mnie mój związek z Litwą jest głęboki, sięgający samego rdzenia mojej istoty psychicznej, nie tylko że nie dający się zamknąć w fakcie fizycznym „zamieszkania”, jak zamieszkać mogę gdzieś w Szwecji lub Portugalii, ale nie mający z tym faktem żadnego związku. Gdybym zamieszkał gdziekolwiek bądź - to przecież mój stosunek do Litwy pozostanie ten sam. Doświadczyłem tego, mieszkając w Rosji, we Francji, w Polsce. I oto jestem w Litwie i żadna burza, żadne wypadki mnie stąd nie usuną, gdybym nawet został od niej oderwany fizycznie. W czynach i uczuciach społecznych moich drogowskazem i prawdą są mi potrzeby tego kraju, a nie innego. W nim zasadzam ośrodek wszystkich tęsknot i bodźców moich, w jego układzie społecznym, w jego wewnętrznym ustosunkowaniu sił i czynników rozwoju szukam i zdaję się znajdować wskazania dla takich czy innych orientacji, gdy chodzi o powzięcie decyzji. Z tego stanowiska, „krajowego” - bezpośredniego - i samo odrodzenie narodowe litewskie, jako przejaw ewolucji społecznej w kraju, jest dla mnie nie jakimś zjawiskiem obserwacji, ale sprawą moją, sprawą mojego kraju, mojej ojczyzny, sprawą, która mnie obchodzi i w której mam też coś do powiedzenia i coś do zdziałania własnym czynem moim.
Skądinąd wszakże, jeżeli wadliwą jest teza „odłamu narodu polskiego, zamieszkałego w Litwie”, która nas prowadzi do dezercji z kraju, skazując pozostałych na litwinizację zupełną, albo na pozycję kolonistów(…) (Michał Romer. Dwie teorie o Polakach litewskich. Zeszyty Historyczne, nr 106. Rok 1993, Paryż.)
***
Na przełomie lat 80. i 90. ulegliśmy propagandzie „Czerwonego Sztandaru” i innych pism, działających na zadanie sowieckich służb. Natomiast uleganie dziś w wieku XXI propagandzie pism i radia, będących kadrową i ideową kontynuacją „Czerwonego Sztandaru”, utrzymywanych z budżetu Polski – jest niewybaczalnym błędem, a działania, skierowane na poparcie tego systemu - sprzeczne z obywatelskim obowiązkiem.
Bowiem wojna, jak to wojna, również ta informacyjna, wymaga od każdego obywatela zajęcia pozycji po tej, a nie po tamtej stronie frontu.