Kazimiera Iłłakowiczówna
O miasto, twoje mury dziecku nie były przychylne!
Pamiętam nędzę naszą na jakimś poddaszu w Wilnie
I ciężką matki chorobę, i nudne gderanie niańki,
i cerkwi nad miastem kopuły jak kolorowe bańki,
generalskie srogie wąsiska, kozackie czerwone lampasy...
...Surowe, ubogie dzieciństwo, dalekie, dalekie czasy...
Któż ziarnka piasku policzy sypiące się z urwisk nad Wilią!
Tyle ubiegło dni różnych, godziny i ludzie się mylą:
grób ojca w ziemię zapadły bez żadnych ludzkich wspominek,
grób drugi pod sosną wyniosłą śród Radziwiłłowskich Dubinek...
Zgłuchł żal i krzywda zasnęła, i przeszłość osnuła zielskiem
te groby nie połączone, te groby rodzicielskie.
O miasto moje, nie znane mi twoje widnokręgi.
Oglądam tylko obrazy i czytam o tobie księgi:
lasy cię obstąpiły, wilczyska ciebie obległy,
wysokie wieżyce kościołów twoich pod niebo wybiegły,
chmury nawisły nisko, z dzwonami kościołów się mierzą,
i północ chłodna nad tobą o każdej godzinie leży.
Ja, która nie mam domu ani stałego osiedla,
widzę cię myślą czasami śród twoich dębów i jedli.
Jak ktoś osierocony wspomina daleką familię,
tak ja cię - dalekie -wspominam, i Górę Trzykrzyską i Wilię,
i myślę jak ktoś wygnany, czyje przepadło i miano:
a gdyby tam powrócić-jakby mnie też spotkano?
Ja, która nie mam domu, pytam cię, stary grodzie,
jak mi to moje sieroctwo twoje twarde serce nagrodzi?
Jakim przemówisz słowem, zanim się z żalu rozpłaczę
i przypadnę do zimnej twej piersi, i krwi mojej krzywdę przebaczę,
i przebaczę dwa groby zapadłe, nieznane i rozłączone?...
O Wilno nieznajome, o Wilno moje rodzone...
Nasz Czas