Gdy Hitler ze Stalinem podzielili wschodnią Europę, sowiety wkroczyli doń czerwoną armią w latach 1939 – 40, i był to początek tego nowego okresu, o którym nikt na świecie nie wiedział przedtem, w co się wyrodzi kraj i ludzie, gdy zostaną opanowani przez współczesny bolszewizm ( Józef Mackiewicz. Droga donikąd).
W chwili, gdy ucichły emocje w sprawie pisowni nazwisk Polaków na Litwie, a jeszcze nie wybuchły przygotowywane kolejne konfrontacje informacyjne, można spokojnie i bez emocji wrócić do tematu. A wrócić trzeba chociażby z tego powodu, że szeroko zakrojona negatywna kampania propagandowa uformowała opinie, które nie wiele mają wspólnego z rzeczywistością i prawdą, o czym świadczą obserwacja publikacji prasowych i internetowych w języku polskim oraz spotkania z odwiedzającymi Wilno gośćmi. Zresztą, trudno by było uwierzyć, iż głośna szarpanina medialna miała na celu naświetlanie prawdy.
Co ciekawe, że również tu w Wilnie – i ci, co chcą Litewskim Polakom nazwiska zmieniać i ci, co nie chcą się zgodzić na takie zmiany – najwyraźniej temat potraktowali powierzchownie, nie mając pojęcia ani o faktycznej sytuacji w stołecznym regionie, ani o drogach realizacji takiej decyzji, gdyby była przyjęta, ani o jej konsekwencjach. Również dlatego wypada zabrać głos w temacie.
A więc przede wszystkim – jak wygląda dziś pisownia imion i nazwisk Litewskich Polaków w opinii tych, co mieszkają poza Litwą a odbierają informację w języku polskim? Z rozmów i zapytań raczej wynika, iż w rezultacie kampanii, przeprowadzonej na zasadzie półprawdy, większość odbiorców informacji jest przekonana, iż Litewskim Polakom, obywatelom Litwy, do nazwisk nie tylko są dodawane litewskie końcówki, ale ich nazwiska wręcz powszechnie są tłumaczone na język litewski, i że każdy Wróblewski od chwili ogłoszenia przez Litwę niepodległości jest już Żvirblisem. Publikacje w postsowieckich polskojęzycznych pismach na Litwie jak np. „Kurier Wileński”, „Tygodnik Wileńszczyzny” i „Magazyn wileński” oraz w „Radiu „Znad Wilii”, rozsyłane przez redakcje korespondencje w stylu Wyrok przeciw Polakom najwyraźniej zrobiły swoje.
Niestety, piszącym i rozsyłającym korespondencje na świat w temacie nazwisk Litewskich Polaków tradycyjnie zabrakło zwykłej uczciwości i porządności – w informacjach nie ma najmniejszej wzmianki o tym, że po ogłoszeniu niepodległości Litwy 31 stycznia 1991 roku Rada Najwyższa Republiki Litewskiej przyjęła specjalną uchwałę „ O pisowni imion i nazwisk w dowodzie osobistym obywatela Republiki Litewskiej”, zgodnie z p. 2 której imiona i nazwiska osób narodowości nielitewskiej w wydawanym dowodzie osobistym obywatela Republiki Litewskiej pisze się litewskimi znakami piśmiennymi. Na pisemne oświadczenie obywatela o ustalonej formie imię i nazwisko pisze się: a) według wymowy i bez ugramatycznienia (bez końcówek litewskich) albo b) według wymowy i z ugramatycznieniem (dodając końcówki litewskie). I od tego dnia, w odróżnieniu od czasów sowieckich, nikt na siłę nazwisk Polakom nie lituanizuje, nie dodaje litewskich końcówek i polskich nazwisk na język litewski nie tłumaczy. Prawdą natomiast jest, że nazwiska Litewskich Polaków, jak i wszystkich obywateli Litwy, są pisane znakami alfabetu litewskiego. Zresztą tak samo, jak to się robi w innych krajach Europy, gdzie imiona i nazwiska są pisane w ramach symboli alfabetu języka państwowego odpowiedniego kraju.
Niestety, również twierdzenia o tym, iż jakoby Litewscy Polacy z zapartym tchem, z niecierpliwością, jak na wyrok czekają na decyzję w sprawie pisowni swoich nazwisk – mijają się z prawdą i są jedynie chwytami propagandowymi. Jak wynika z wieloletnich obserwacji, oficjalnie była znana 1 (jedna) osoba, ubiegająca się o zmianę swego szlacheckiego nazwiska. Jak widać i dziś chętnych do zmiany nazwiska da się przeliczyć na palcach jednej ręki, co dowodzi, że cały ten szum o zmianę pisowni nazwisk, ma na celu jedynie dalszą izolację Litewskich Polaków i dalsze prowokacyjne, wręcz przestępcze pobudzanie niechęci wobec nich ze strony litewskiej większości. Trzeba bowiem pamiętać, że negatywne wyróżnienie Litewskich Polaków i ich oznakowywanie poprzez wprowadzanie do ich imion i nazwisk nieznanych czy nieczytelnych litewskiej większości znaków czy dwuznaków, życia Litewskim Polakom na pewno nie ułatwi. I nie o nacjonalizmy tu chodzi – praktyka dowodzi, iż nawet w najbardziej demokratycznych krajach przedstawiciele tzw. mniejszości, o ile chcą dobrze się czuć i robić karierę, starają się wtopić w większościowe społeczeństwo, rozumieć to społeczeństwo i być rozumianymi, stając się nieodłączną jego częścią. I tylko zbrodniarze i dyktatorzy dokonują specjalnego oznakowania i segregacji ludności na zasadzie przynależności narodowościowej czy społecznej, co ułatwia im izolację i śledzenie za tymi ludźmi, przeciwstawianie ich innym grupom i unicestwianie.
W systemie wewnętrznej okupacji podwileńskich rejonów przez grupę osó, z rodziną V. Tomaševskiego na czele, pod pozorem legalnych organizacji idzie się w zasadzie w tym właśnie kierunku – izolacja, informacyjne i społeczne odcięcie od świata, pobudzanie i ukierunkowywanie nienawiści, aby móc ludnością manipulować i występować w roli „jedynych obrońców”, a jednocześnie ukrywać własne nadużycia i przestępcze poczynania wobec rzekomo bronionej ludności. Brakuje tylko obozów i więzień, których prowadzenie na szczęście należy do kompetencji instytucji centralnych. Zastępuje je terror moralny i nieczęste, jak na razie, napady i próby rozprawy fizycznej ze swoimi oponentami.
W tych warunkach inicjatorzy zmiany pisowni nazwisk nie przedstawiają sobie kilku istotnych rzeczy. Po pierwsze – gehenny ludności polskojęzycznej, która dziś nie wyraża chęci zmiany nazwisk, a będzie zmuszana to robić, bo jakże by to wyglądało, gdyby po tak potężnym szumie nazwiska zmieniło jedynie kilka czy kilkanaście osób! Podobnie jak to ma dziś miejsce z nakazowym odbiorem Karty Polaka czy umieszczaniem nazw ulic w języku polskim.
Po drugie – trudno by było sobie wyobrazić, iż stosowne instytucje będą wydawały dowody o zmienionych nazwiskach ze słów, „na gębę”, bez dokumentów, potwierdzających zasadność takich zmian. Trzeba więc będzie sięgnąć do archiwum, co z kolei nie będzie wcale łatwe i proste – jak wiadomo do roku 1918 dokumenty przodków ewentualnych pretendentów do zmiany pisowni nazwisk były pisane cyrylicą i po rosyjsku. W okresie sowieckich rządów nikt specjalnie o dokładną transkrypcję obywatela nie pytał – znów pisano cyrylicą po rosyjsku z użyciem języka litewskiego jako pomocniczego. W tej sytuacji zostają do dyspozycji tylko dokumenty z okresu międzywojennego, wśród których głównie można będzie poszukiwać nazwisk pisanych w języku polskim. Mając też na uwadze, iż na podstawie dokumentów z tego okresu o ustalenie prawdy wcale nie będzie łatwo, bowiem po włączeniu na siłę Wilna, historycznej stolicy WKL, w skład Polski, ówczesne władze specjalnie nie przebierały w środkach w celu polonizacji terenu, w tym imion i nazwisk ludności. Tu z kolei historycy litewscy będą musieli widocznie zastanowić się nad inną oceną okresu międzywojennego, jeżeli masowo w oficjalny obieg będzie się wprowadzać historyczne urzędowe dokumenty międzywojennej Polski…
I wcale nie trudno przewidzieć, że wszystko to się będzie odbywało w atmosferze kolejnej szeroko zakrojonej kampanii propagandowej, iż rzekomo litewskie archiwa złośliwie ociągają się z wydawaniem Litewskim Polakom odpowiednich zaświadczeń czy kopii historycznych dokumentów i je fałszują….
***
W warunkach nieustannych prowokacji i budowania sztucznych konfliktów, naszym zdaniem, władze państwa powinny się raz nareszcie zastanowić co do dalszych losów regionu wileńskiego i tu mieszkających obywateli – czy nie warto czasem zacząć od spraw zasadniczych – spełnienia wobec nich, jako obywateli i płatników podatków tego stołecznego regionu – obowiązku konstytucyjnego poprzez ich wyzwolenie z wewnętrznej okupacji półświatka, poprzez ich ochronę wobec masowego terroru informacyjnego, gwarantując również im, mimo że nie zawsze mówią po litewsku, warunki do wolnego wyboru, do swobody działania, do swobody zrzeszania się i swobody słowa. I wtedy oni sami w warunkach normalności i demokracji, jako wolni obywatele zadecydują nie tylko o swoich imionach i nazwiskach, ale też o wielu innych dotyczących ich sprawach.
***
W trakcie najwyższego natężenia kampanii „nazwiskowej” wypadło poznać opinię przedstawicieli litewskiej inteligencji. Ich zdaniem, w warunkach globalizacji język litewski, szczególnie pisany, jest wyjątkowym i niezwykle ważnym elementem budowania litewskiej świadomości, zachowania tożsamości i kultury. Wprowadzanie do oficjalnych dokumentów państwa i języka państwowego liter, znaków czy dwuznaków z innych języków jest dla nich nie do przyjęcia, bowiem to ostoję litewskości osłabia. Zresztą nie jest to opinia odosobniona – wszystkie narody europejskie podobnie cenią sobie języki własne.
I tu wstępujemy w materię niezwykle subtelną – poziomu kultury i taktu w stosunkach międzyludzkich, szacunku wobec cenionych przez współobywateli wartości, zrozumienia potrzeby pieczołowitego zachowania każdej inności kulturowej w ramach jednoczącej się Europy i globalizującego się świata.
W tej sytuacji, naszym skromnym zdaniem, tylko litewskojęzyczni Litwini mają prawo zadecydować czy w ogóle, kiedy i w jakim zakresie będzie się zmieniał ich język ojczysty, będący jednocześnie naszym językiem państwowym. I nie jest to temat dla dyskusji czy nacisków ze strony Litewskich Polaków, tym bardziej pamiętając o polsko – litewskich relacjach historycznych.
Ryšard Maceikianec