…Komuniści, jeszcze z doświadczenia wojny domowej wiedzą, że niczym tak się nie przyciąga i nie wiąże ze sobą nacjonalizmu, jak popieraniem jego nienawiści do innego narodu. Józef Mackiewicz. Zwycięstwo prowokacji, 1962

WILNIANIE ZASŁUŻENI DLA LITWY, POLSKI, EUROPY I ŚWIATA

Godziszewski Jerzy, pianista i pedagog; ur. 24 kwietnia 1935, Wilno. Studia pianistyczne odbył w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Poznaniu pod kierunkiem Ireny Kurpisz-Stefanowej oraz w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie u Stanisława Szpinalskiego i Marii Wiłkomirskiej. W 1960 otrzymał dyplom z odznaczeniem i w tym samym roku zdobył II wyróżnienie na VI Międzynarodowym Konkursie Pianistycznym im. Fryderyka Chopina w Warszawie oraz nagrodę specjalną ufundowaną przez Witolda Małcużyńskiego. W latach 1960-61 doskonalił swą umiejętność gry na fortepianie pod kierunkiem Arturo Benedetti-Michelangelego na kursach mistrzowskich w Arezzo.

Występował w wielu krajach Europy, m.in. w Czechosłowacji, Rumunii, Bułgarii, Niemczech, Austrii, Włoszech, Francji, Szwecji, Norwegii, a także prowadził aktywną działalność koncertową w Polsce (również jako kameralista). Posiada w repertuarze, m.in. wszystkie dzieła fortepianowe Maurice’a Ravela i Karola Szymanowskiego (które wykonywał w cyklach recitali na polskich estradach z okazji 100-lecia urodzin kompozytorów) oraz programy monograficzne poświęcone dziełom Wolfganga Amadeusa Mozarta, Ludwiga van Beethovena, Fryderyka Chopina, Ferenca Liszta, Johannesa Brahmsa, Claude’a Debuss’ego, Sergiusza Prokofiewa, Beli Bartoka i Oliviera Messiaena. Dokonał nagrań płytowych dla Polskich Nagrań i Wifonu oraz wielu nagrań archiwalnych dla Polskiego Radia (m.in. nagrał wszystkie utwory fortepianowe Karola Szymanowskiego).

Jerzy Godziszewski od 1967 prowadził klasę fortepianu w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej we Wrocławiu, zaś od 1978 jest profesorem w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Bydgoszczy.

W 1998 otrzymał nagrodę Fundacji im. Karola Szymanowskiego. Za całokształt działalności został odznaczony Złotą Odznaką Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków.

(Źródło: Polskie Centrum Informacji Muzycznej www.polmic.pl.)

Nasz Czas
 

WILNIANIE ZASŁUŻENI DLA LITWY, POLSKI, EUROPY I ŚWIATA

(1801 - 1889). Autor Zdzisław Jan Ryn.

Referat „Osobowość i duchowość Ignacego Domeyki”

został wygłoszony przez prof. dr hab. med. Zdzisława Jan Ryna kierownika Zakładu Patologii Społecznej w Collegium Medicum na Katedrze Psychiatrii Uniwersytetu Jagiellońskiego na międzynarodowej konferencji w Wilnie, 10-12 września 2002 r.

Nazwisko Ignacego Domeyki kojarzy się najczęściej z "Panem Tadeuszem" Adama Mickiewicza, Filomatami, emigracją, a także z jego przybraną ojczyzną - Chile. Jego działalność wiążemy zwykle z geologią i mineralogią. Przynależność do tajnego związku patriotycznego Filomatów na Litwie, emigracja we Francji, a przede wszystkim kilkudziesięcioletni pobyt w Chile spowodowały, że choć Domeyko czuł się i był Polakiem, jest na równi uważany za Litwina (tam się urodził), Białorusina (tam leży obecnie Niedźwiadka - miejsce urodzenia) i Chilijczyka (był honorowym obywatelem tego kraju). Jednym słowem Ignacy Domeyko Ancuta był obywatelem świata (Ryn, 2002).

Szkice biograficzne przedstawiają postać Domeyki jako człowieka o niezwykłych walorach osobowości: patrioty, uczonego, obrońcy praw człowieka, podróżnika i odkrywcy, a przy tym człowieka głębokiej wiary.

Źródła i metoda

W opracowaniu autoportretu Ignacego Domeyki wykorzystano źródła bibliograficzne i epistolograficzne. Z listów zaczerpnięto większość cytatów ukazujących sylwetkę psychiczną bohatera. Przyjęcie metody introspekcyjnej pozwoliło naszkicować portret psychologiczny Domeyki w świetle jego własnych przemyśleń, odczuć i słów.

Dzieciństwo

Domeyko wychował się w rodzinie o głębokich tradycjach szlachty kresowej na Litwie, w atmosferze patriotyzmu i religijności. Więź rodzinna była wartością nadrzędną. Swój idealistyczny światopogląd kształtował w rodzinie, w murach Uniwersytetu Wileńskiego oraz w szeregach Filomatów, którego dewizą były: braterstwo, nauka i cnota. Tym wartościom nie tylko był wierny, ale przekazywał je własnym przykładem wszędzie, gdzie rzuciły go losy patrioty-emigranta, uczonego-reformatora amerykańskiej nauki i kultury i odkrywcy-podróżnika.

Ojciec Ignacego zmarł, gdy ten miał siedem lat. Matka wywarła duży wpływ na ukształtowanie uczuć patriotycznych i religijnych Ignacego. Wdzięczność za takie wychowanie wyraził Domeyko nad grobem matki, kiedy na starość przybył w rodzinne strony z dalekiego Chile:

Matko moja! Niech te łzy pobożne będą Bogu na ofiarę za te obfite, które po urodzeniu mnie wylałaś, kiedym był jeszcze schorzałym niemowlęciem, potem krnąbrnym, nieposłusznym dzieckiem, zapominającym rad i przestróg Twoich, i przy rozstaniu się, kiedy serce Twoje ostrzegało Ciebie, że już mnie nie obaczysz i nie przyciśniesz nigdy do swego łona.

Matko moja! Któż mi, jeżeli nie Ty, złożył pierwszy raz ręce do Boga, kto do ołtarza zaprowadził i nauczył ?Ojcze nasz? Tyś mnie - pamiętam - jadąc ze mną na święto N. Panny do tego dziś owdowionego kościoła poleciła Jej opiece [I. Domeyko, "Moje podróże", t. III, s. 151-152].

To synowskie wyznanie można porównać jedynie z modlitwą.

Młody Ignacy otrzymał dobre wychowanie oraz obycie towarzyskie. Mimo wczesnego osierocenia przez ojca, dzieciństwo miał pogodne i uporządkowane. Od dziesiątego roku życia pozostawał pod opieką swego stryja. Szkoła, do której uczęszczał była prowadzona przez księży pijarów, miała wysoki poziom i dobrze przygotowała Domeykę do studiów uniwersyteckich.

Domeyko był najmłodszym studentem Uniwersytetu Wileńskiego. Poza uzdolnieniami w naukach ścisłych udzielał się artystycznie, pisał wiersze, próbował swych sił w szkolnym teatrze, był towarzyski i lubił się bawić. Miał szczęście słuchać wykładów najlepszych profesorów epoki. Studia matematyczno-przyrodnicze, nazywane wówczas filozoficznymi, ukończył w 1820 roku, a egzamin na stopień magistra filozofii zdał w dwa lata później.

Za działalność w szeregach Filomatów Domeyko był więziony, a następnie skazany na kilka lat pobytu na wsi pod nadzorem policyjnym. W końcu musiał emigrować: najpierw do Niemiec i Francji, a po ukończeniu Szkoły Górniczej w Paryżu otwarła się możliwość wyjazdu do Chile

Patriotyzm

Domeyko na obczyźnie całym sercem tkwił w rodzinnym kraju, tęsknił za Polską, śledził wydarzenia w Europie i w każdej chwili był gotów do powrotu, gdyby tego ojczyzna potrzebowała.

Na emigracji gloryfikował swoją Ojczyznę. Bezsilny wobec podziałów polskiej emigracji w Paryżu Domeyko polecał los Ojczyzny w ręce Boga: Wszystkie te zmartwienia i upokorzenia przyjąć winniśmy cierpliwie, za pokutę grzechów narodu naszego i za nasze własne [...] Jakakolwiek przyszłość przed nami, jakakolwiek ma być przyszłość naszego narodu, niech się stanie wola święta Najwyższego [Tamże, s. 219].

Szczególnie boleśnie tęsknił za Polską w dalekim Chile i wydawało się, że nie dotrwa do końca sześcioletniego kontraktu. Listy drogą morską docierały wówczas z Europy w ciągu... trzech miesięcy: Nigdy nie było mi tak źle jak teraz i jedynie w Bogu szukam pociechy, siły i ratunku. Bo też, w istocie, kiedym opuszczał kraj, tyle miałem na tym świecie osób, co mię kochały jak dziecko swoje i tyle ludzi kochałem, że prawie, zapominało się o Bogu. Odtąd wszyscy wymarli z tych, co mię bardzo kochali... [Domeyko: Listy, s. 67].

W marcu 1846 r. pisał w liście z Coquimbo do Władysława Laskowicza w Paryżu: Widzę cały świat otwarty przed sobą, jedną Polskę zamkniętą, i tak mi duszno, tak duszno, że są chwile, których przeżyć niepodobna [Tamże, s. 69].

Piętnaste święta wielkanocne w Chile [1847 rok] spędzał w stolicy kraju Santiago: Ciężki to los piętnastą Wielkanoc przecierpieć za krajem. Jeżeli przez cały rok tułaczego życia karmi się człowiek tęsknotą jak powszednim chlebem, w wielkie dni uroczystych świąt podwaja się tęsknota i o niczym innym nie myślę jak o kraju [...] Powtarzam wam, że dopókim widział bliżej siebie kraj niż starość, nie dbałem o nią [...], dziś, kiedy widzę starość bliżej mnie niż kraj, źle się dzieje ze mną [Tamże, s. 88-89].

W listach do paryskich przyjaciół prosił głównie o wiadomości o Polsce. Nie tracił nadziei, że przyjdą lepsze czasy. Czuję w sobie jeszcze moc i gotowość do trudów i do cierpień, ale rad bym, świeży i silny, przybyć na dzień, w którym doprawdy będzie można pracować dla Polski, a nie tułać się nieczynnie nie wiedzieć po jakiej ziemi [...] A jeżeli nawet znajdzie mnie śmierć na cudzym gruncie pracującego, toć nie będzie też bez korzyści dla Polski, że między dalekim ludem, najdalszym od nas, będą dobrze wspominać o Polaku i będą dobrze życzyć i dobrze sprzyjać Polsce [Tamże, s. 104-105].

Tęsknota za Polską, wolną Polską oraz towarzyszami jego patriotycznej młodości była uczuciem dominującym i trwałym; nigdy też zaspokojonym. Polskę i Litwę przypominały mu nawet chilijskie krajobrazy i przyroda, a także miejscowa polityka. Na końcu świata o Polsce po prostu śnił. Lubię Chile, a wzdycham do Polski [Tamże, s. 390]: w tym stwierdzeniu zawarł Domeyko głęboką rozterkę swych uczuć.

W liście do Waleriana Chełchowskiego z Santiago 28 kwietnia 1872 r. zapewniał: Mnie żadne bogactwa tego nowego świata, o które nigdy nie dbałem, ani piękne niebo i góry, ani życzliwość dobrych ludzi tutejszych, zasługi, spokojność, dobrobyt, co mówię, grób żony nie zatrzymają, jeżeli będę mógł z dziećmi wyrwać się stąd za Ocean i być bliżej Was, z Wami, i choć na jeden dzień przed śmiercią popatrzeć na ziemię naszą, do której ciągnie mnie taż sama miłość, co i ciebie wyhodowała. Już to jest ostatnie, jedyne pragnienie, które jeszcze zostało mi na dnie spracowanej tylu niepowodzeniami duszy (List I. Domeyki do W. Chechłowskiego z Santiago 28 kwietnia 1872, "Przegląd Polski", t. II, 1888, s. 387).

Altruizm

Postawą życiową zjednującą Domeyce zwolenników, sympatię i szacunek był jego altruizm. Bezinteresowność w sprawach publicznych, naukowych, a także charytatywnych cechowała jego życie nawet w trudnych dla niego samego momentach. Był wrażliwy na krzywdę i biedę, i nie pozostawał wobec cierpiących obojętny. Przez cały czas emigracji paryskiej, a zwłaszcza w latach pobytu w Chile, gdzie jego sytuacja materialna była o wiele lepsza, pomagał bezinteresownie, często anonimowo. Zabiegał nawet o opiekę nad młodymi Chilijczykami, którzy udawali się do Francji na studia; o pomoc prosił swoich polskich towarzyszy w Paryżu.

Dochód ze sprzedanych w Paryżu książek i minerałów przeznaczał na rzecz charytatywnej Komisji Funduszów Emigracyjnych.

Nauczyciel i profesor

W Coquimbo zaczął pracę nauczyciela od wybudowania szkoły, opracowania programu i... nauczeniu się języka hiszpańskiego, w którym miał wykładać. Przy nieograniczonej zaś ufności, jaką pokładano we mnie, jedynym prawidłem i obowiązkiem moim było trzymać się uczciwości i obmyślić to tylko, co mogłoby wyjść na dobro i korzyść przyszłych moich uczniów[...] Starałem się też przyciągnąć ku sobie nieśmiałych uczniów; niejeden z nich dziwił się i chwalił się z tego przed drugim, że ja tak z nimi rozmawiałem, jak oni między sobą, jak gdybym nie był profesorem [Tamże, t. III, s. 8-9]. Na wszystko miałem czas i ochotę, nie brakło mi przy tym godzin na moje własne prace analityczne i poszukiwania nie znanych dotąd gatunków minerałów [Tamże, s. 13].

W liście z 10 czerwca 1843 roku Domeyko ujawnił z jaką pasją przystąpił do pracy w dalekim Chile: Oto powiem wam, że z początku, jakem tu przybył, jedna rzecz, która mocniej mię pobudzała do niejakiego życia i czynności, była miłość nauki, jakaś żądza, może głupia, odkrycia czegoś nowego, wsławienia się [...]. Teraz zdaje mi się, że znacznie uleczony jestem z tej gorączki; raz, że coraz bardziej poznaję, jak są głupi uczeni tego świata, a po wtóre - jak małą jest wszelka nasza nauka w miarę najprostszej, chociażby najsłabszej wiary [Listy, s. 49].

Żegnając się z uczniami i profesorami w Liceum w Coquimbo zalecał im, aby zachowali na całe życie pracowitość, a nade wszystko uczciwość; przywodziłem im zawsze na uwagę mądrość Stwórcy, nicość naszą i ograniczony rozum, a potrzebę Wiary.

Był wówczas Domeyko przekonany, że kończy się jego chilijska kariera nauczyciela i profesora. Tymczasem, wbrew jego zamierzeniom, dopiero się zaczynała.

Miłość i małżeństwo

Wówczas nastąpiło coś, czego Domeyko się najmniej spodziewał i co odmieniło jego życie: 48 letni rektor uniwersytetu zakochał się pierwszą miłością. Oto jak opisywał swoje sercowe rozterki w listach do przyjaciół w Paryżu: Bądź co bądź, moi kochani, nie masz rady, muszę żenić się [...] Dziewczyna, z którą się żenię, jest młoda, piękna jak anioł, niewinna, pobożna; nie wiedzieć czemu pokochała mię od pierwszego widzenia [...] Domek mój cichy i spokojny napełni się gwarem... Będęż ja weselszy, spokojniejszy? [Listy, s. 125-126].

Co też za zmiana w moim życiu! W tej samej izbie, gdzie tyle samotnych wieczorów przetęskniłem [...], siedzi żona piękna jak anioł, piętnastoletnia kobieta o wielkich czarnych oczach... W istocie byłem już natenczas oszalał z miłości... Tysiąc głupstw biegało po duszy, a rozum był jak wielkie mrowisko [...] Wiecie, że się zajmuję chemią, mineralogią, geologią, i ogromne foliały popisałem w tych materiach, po francusku i hiszpańsku, że byłem przez cały ten czas zakochany w zimnej, w najzimniejszej naturze, w skałach, kruszcach i przedpotopowych stworzeniach. Wielka tedy rewolucja zaszła we mnie; i nie żałuję tego, co się stało. Bogu niech będzie chwała za wszystko [Tamże, s. 126-127].

W tydzień po ślubie Domeyko otrzymał list od Ludwika Zejsznera, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, w którym powołano Domeykę na stanowisko profesora chemii i fizyki. Możemy sobie jedynie wyobrazić, co działo się w duszy romantycznego Żegoty: ...od dziecinnych lat kochałem Kraków, jaką żądzą gorzałem obaczyć kiedy to stare miasto, jak wysoko ceniłem naszą Jagiellońską Wszechnicę, aby mieć niejakie pojęcie tego, co się w owym momencie wewnątrz mnie działo i jakie zamieszanie miałem w umyśle [...] Gdyby ten list przed sześciu miesiącami przyszedł był do rąk moich, z jakąż siłą i ochotą byłbym poleciał do ojczystej ziemi; piłbym teraz wiślaną wodę, oglądałbym groby królów moich na Wawelu; młodzież krakowska pilnie słuchałaby mojej ojczystej mowy [...] Dreszcz mi przeszedł po duszy; patrzyła na mnie żona i nie śmiała zapytać o nowiny [Domeyko, Moje podróże, t. III, s. 46-47].

W miesiąc później pisał: Nie sądźcie, abym przez ożenienie moje już na zawsze osiadł w Ameryce lub choć na moment przestał być Polakiem. Ożenienie moje w niczym nie odmieniło położenia mego względem kraju. Nie szukałem żony ani dla posagu, ani dla kariery, ani dla żadnych względów światowych. Mam dziś towarzyszkę, która mnie kocha, i z nią pojadę do Polski, jeżeli taka będzie wola Boża [Tamże, s. 130]; Nieraz z nią projektujemy sobie zrobić wojaż do Europy, daj Boże, żeby tam pozostać można było w naszej Polsce, w naszej, nie cudzej, nie moskiewskiej [Tamże, s. 135]; Pewien jestem, że wszyscy pokochacie ją serdecznie [Tamże, s. 139].

Służba i troski rektora

Po ośmiu latach pracy w Coquimbo Domeyce powierzono misję reformy i organizacji szkolnictwa wyższego w Chile; został Delegatem Uniwersytetu, potem jego wieloletnim rektorem. Zewsząd spotykały go zaszczyty i wyróżnienia; wiele towarzystw naukowych ofiarowało mu swe członkostwo (Towarzystwo Literackie Krakowskie, Towarzystwo Przyrodników w Norymberdze, Akademia Umiejętności w Krakowie, Towarzystwo Nauk Ścisłych, Towarzystwo Naukowe w Getyndze, Medal Filadelfii i wiele innych); namawiano go nawet do kandydowania na stanowisko deputowanego lub senatora.

Domeyko publikował kolejne książki z geologii i mineralogii, a plonem niezwykłej podróży na ziemię Araukanów stała się książka "Araukania i jej mieszkańcy". Pod jego nadzorem zbudowano nowy gmach uniwersytetu.

Jako cudzoziemiec, mimo honorowego obywatelstwa Chile, Domeyko starał się pozostawać na uboczu wydarzeń politycznych: Cała moja polityka w Chile była dotąd: rozszerzać oświatę, bronić ją od niedowiarstwa i bezbożności. Dlatego spodziewam się dotrwać do końca bez narażenia się na obmierzłe nienawiści stronnictw [Listy, nr 276].

Był jednak bacznym obserwatorem sceny politycznej. Z racji swego urzędu rektorskiego pozostawał w bliskich stosunkach w kolejnymi prezydentami kraju. Wielu jego uczniów zajmowało później wysokie stanowiska w Parlamencie i rządzie. Pisał na ten temat: Tu, w Ameryce, cudzoziemcy, chociażby z najlepszymi intencjami, muszą stronić od politycznego życia i unikać wszelkiego udziału w rewolucyjnych zamieszkach. A do tego można służyć i być użytecznym bez hałasu. Prawdziwe ulepszenie w społeczeństwie przychodzi cicho, powolnie i spokojnie, rozwija się naturalnym porządkiem, wymaga cierpliwości i wyrzeczenia się miłości własnej [Tamże, s. 147].

Dobrze znosił aktywność, zarówno fizyczną jak intelektualną. Możliwość podróżowania i eksploracji w terenie dodawały mu skrzydeł. Pasjonowało go poznawanie i odkrywanie nieznanego. Po trzymiesięcznej podróży naukowej po Chile, w czerwcu 1843 roku, pisał o swoim zdrowiu do przyjaciela: Nigdy w życiu nie byłem tak zdrów i silny, jak kiedym dotarł do śnieżystych wierzchów i odetchnął wiosennym powietrzem przy topniejących lodach i spojrzał na drugą stronę Kordylierów w wasze strony. Wróciwszy do Coquimbo, nieco ogłuchłem, ale mam nadzieję, że to rzecz przemijająca [Tamże, s. 50].

W lipcu tego samego roku potwierdzł, że głuchota samoistnie ustąpiła, ale życie moje zawsze jednostajne, spokojne, zdrowe; nigdy nie jestem wesoły i choć jestem dobrze ze wszystkimi, choć mam huk znajomych i życzliwych, a od nikogo zdaje mi się nie cierpię żadnej przykrości, nie mam ni jednego przyjaciela, z kim bym o wewnętrznych smutkach i cierpieniach mógł pomówić i kto by się nie znudził moją o Polsce rozmową [Tamże, s. 51];

[...] w sobie wszystko przeważać muszę i jedynemu Bogu polecać tajniki myśli moich [Tamże, s. 53].

W połowie grudnia w liście z Coquimbo pisze: Nie mogę jednak zataić, że z latami coraz smutniejsze myśli nasuwają mi się, coraz większa niecierpliwość i tęsknota... Straszno jest być cudzoziemcem, nawet między najlepszymi ludźmi, kiedy się za młodu nawykło być kochanym i jakże kochanym! Od wszystkich, co mię otaczali [Tamże, s. 615].

W październiku 1845 roku pisze do Laskowicza: Dzieje się ze mną jak z człowiekiem bardzo podeszłego wieku, któremu przed śmiercią zamykają się jeden po drugim zmysły: wzrok, słuch, powonienie; tak i mnie przychodzi odrywać się powoli od ludzi, których najmocniej kochałem; może dlatego, żeby już tylko Pana Boga kochać i o Nim jednym myśleć [Tamże, s. 63].

Kierowanie uczelnią przysparzało Domeyce wielu kłopotów. Pośród nadmiaru obowiązków uniwersyteckich, u boku żony, a po jej śmierci przy troskliwej opiece córki Any, znajdował chwile prawdziwego odpoczynku. Wtenczas to doświadczam, jak dobrze jest być żonatym i mieć dzieciątko, które uśmiechem swoim niewinnym rozprasza i rozwidnia najcięższe chmury i mgły umysłowe [Listy, 197]. Tak byłem rad z córki, jak bym był rad z syna, bo jeśli dobry syn mógłby radą i szablą zasłużyć się Polsce, toć dobra córka modlitwą i cnotą może więcej daleko przynieść pociechy i radości i uprosić u Boga nieskończenie więcej [Tamże, s. 200].

W melancholijnym nastroju mija Nowy Rok 1870: Czterdzieści już lat upłynęło od ostatniego Nowego Roku, który przepędziłem u stryja [na Litwie]; nie poddaję się latom i kto wie, jaki będzie ten nowy rok i czy się doczekam jego końca. Gdyby nie wiara i nadzieja w Bogu, to by się już człowiek skurczył i oniemiał [Tamże, s. 399].

Na wniosek prezydenta Chile, jednogłośną decyzją Kongresu, Domeyko został obywatelem honorowym Chile. Mimo osiemdziesiątego roku życia, będąc już na rządowej emeryturze, zostaje po raz czwarty wybrany na stanowisko rektora Uniwersytetu Chilijskiego. Przyjął je warunkowo, gdyż był to jedyny sposób zażegnania konfliktów politycznych między innymi kandydatami.

Wiara

Jak wspomniano, Domeyko był wychowany w tradycji litewskiej i polskiej religijności. Był człowiekiem głębokiej wiary. Jego katolicyzm był naturalny; w sposób bezkonfliktowy umiejętnie łączył wiarę z nauką. Swój los oraz los zniewolonej Ojczyzny oddawał w ręce Boga. Modlitwa była dla niego nie tylko rozmową z Bogiem, lecz spełniała istotną rolę w podtrzymaniu tożsamości. Modlitwie po polsku zawdzięczał pamięć ojczystego języka. W pięknie przyrody, ojczystej i chilijskiej, postrzegał dzieło Stwórcy. W atmosferze kościoła znajdywał ukojenie i wewnętrzny spokój. Syna Hernana, który wybrał karierę księdza, wspierał w sposób nadzwyczajny.

W roku 1843 święta Bożego Narodzenia spędził w górniczej osadzie Andacollo, niedaleko La Sereny, znanej z maryjnego sanktuarium. Były to już dwunaste święta poza krajem. Pisał w pamiętniku: Mieszkam na drugiej połowie świata; nie ma do kogo przemówić po polsku... Czegom się nauczył, o czym się przekonałem, to że człowiek mało co z siebie dobrego wymyśli, jeżeli się nie umocni w wierze i nie oprze na słowie Bożym. Zasługa polega na onej nieustannej wojnie, jaką musi prowadzić ze sobą, za skłonnością ku złemu.

Prawdziwa mądrość nie jest z tego świata [...] Dlatego wszystkimi siłami starać się winniśmy o wiarę, prosić o nią u Boga w prostocie serca, jak dzieci proszą chleba u ojca, a nie marnować rozumu na próżnych wnioskach i wymysłach ludzkich, od których kamienieje dusza.

Najpewniejszym środkiem do osiągnięcia wiary za łaską i miłosierdziem Bożym jest pokora i miłość bliźniego, ta szczytna i nieograniczona miłość, której przykład dał nam Zbawiciel umierając za nas, przebaczając mordercom swoim... Ta miłość jest fundamentem cnót, ramieniem do najzaciętszego boju przeciw złemu, przeciw własnej dumie, głównej sprawczyni naszych nieszczęść [...].

Prawdziwa miłość bliźniego jest owego Samarytanina: widzieć w każdym człowieku brata, kochać tych nawet, co nas nienawidzą [I. Domeyko, Moje podróże, t. II, s. 335-336].

Takie refleksje zapisał Domeyko w Andacollo, które przypominało mu polską Częstochowę z Jasną Górą. Opis słynnej fiesty w Andacollo, stanowi jeden z najbardziej wartościowych dokumentów o charakterze etnograficznym i religijnym Chile [Tamże, s. 336-353].

Podczas uciążliwej wyprawy geologicznej w Kordylierze La Compania, na biwaku na wysokiej górze pod gołym niebem, Domeyko medytował:

Wielkiej siły duszy potrzeba, żeby szczeblując po tych Kordylierach wznieść się aż do gwiaździstego sklepienia, a w całym utworze tej cudownej przyrody wydziwić się rozumowi jej Stworzyciela. Im dalej od ziemi, tym bliżej nieba, a nie masz odpoczynku dla myśli, bo choć się jej zda, że już nieskończoność dróg i światów przebieży, drugą taką nieskończoność jeszcze przeczuje przed sobą [Tamże, s. 387-388].

Codzienna modlitwa po polsku była dla Domeyki istotnym składnikiem jego tożsamości. Niemal w każdym liście do przyjaciół odnosił się do Boga i Jemu polecał swoją przyszłość. Możliwość praktyk religijnych była dla Domeyki ważnym czynnikiem podtrzymywania duchowej łączności z bliskimi.

U progu starości Domeyko podsumowuje lata spędzone w Chile: Tymczasem praca powszednia nie ustaje; w całym szkolnym roku, który teraz kończę, a podobnych już 41 tu przecedziłem, nie opuściłem ani jednej lekcji, ani na jeden dzień nie zatrzymały mnie w domu choroba lub jakie niedołęstwa, a przy tym niemało się też nagryzmoliło i do tutejszych pism naukowych, i do paryskich, i do krakowskich, i do warszawskich. Na wszystko wystarcza czasu przy ochocie i pomocy Bożej, a ze wszystkich bied, na jakie się skarżą ludzie na tym świecie, jednej tylko dotąd nie doznałem: nudy [Tamże, s. 492].

Powrót na rodzinną ziemię

Upływ czasu, intensywna praca, opieka nad dorastającymi dziećmi pomagały Domeyce w znoszeniu nostalgii za Ojczyzną. We wrześniu 1877 r. został wybrany po raz trzeci na stanowisko rektora. Jednak pragnienie podróży do Polski stało, się realne, zwłaszcza, że prezydent Chile zaoferował pokrycie kosztów tej podróży. Czteroletni pobyt w Polsce i w stronach rodzinnych był triumfalny.

Kiedy w Akademii Krakowskiej pytano Domeykę jak to się stało iż nie zapomniał ojczystego języka, odpowiedział: jakże chcecie, Panowie, żebym był zapomniał kiedy zawsze myśliłem po polsku, modliłem się po polsku i kochałem po polsku [Domeyko, "Moje podróże", t. III, s. 107-108]. Na toast podczas uroczystego przyjęcia odpowiedział : O skały Kordylierów uderzałem młotkiem, by ich echem zagłuszyć tęsknotę [Tamże, s. 116].

Odwiedził także Ziemię Świętą, Szwajcarię, Austrię, Niemcy i Rzym, gdzie był świadkiem wyświęcenia swego syna Hernana na kapłana. Co najważniejsze jednak - odwiedził strony rodzinne na Litwie. Powrót do rodzinnego domu miał szczególny koloryt emocjonalny. Mimo ostrej zimy Domeyko odczuwał prawdziwe ciepło rodzinnego domu. Jak nigdy cieszył się wewnętrznym spokojem i ukojeniem.

Czas bilansowania

W drodze powrotnej do Chile stan zdrowia Domeyki znacznie się pogorszył. Szczególnie źle zniósł końcowy etap morskiej podróży.

Przyjechałem do domu osłabiony z tą samą, ale pogorszoną chorobą. [...] Przyznam się Tobie - pisał do przyjaciela - że były momenta, nawet po przybyciu do Santiago, w których zdawało mi się, że był niedaleki koniec [Listy, 609-610].

Ignacy Domeyko zmarł w swoim domu w Santiago 23 stycznia 1889 roku.

Pamięć

Pamięć Domeyki przetrwała we wszystkich krajach jego pobytu, zwłaszcza w Polsce, w Chile i na Litwie. W Chile upamiętniają go liczne nazwy: miejscowości, gór, portów, kopalń, ulic i placów, uniwersyteckich auli, minerałów, roślin itp. Główne patio Uniwersytetu Chilijskiego [Universidad de Chile] w Santiago de Chile oraz jedna z najbardziej reprezentacyjnych auli także noszą jego imię. Jeden z campusów Uniwersytetu w La Serenie [Universidad de La Serena] oraz Muzeum Mineralogiczne - największy zbiór minerałów Domeyki, nazwano również jego imieniem. Liczba nazw własnych z imieniem Ignacego Domeyki przekroczyła już 120 pozycji (zob. "Alma Mater", 2002, nr 43). Postać polskiego uczonego jest w Chile powszechnie znana i szanowana. W świadomości mieszkańców tego kraju jest wpisana tak głęboko, że wielu uważa go za Chilijczyka.

UNESCO ogłosiło rok 2002 rokiem Domeykowskim i patronuje konferencjom i wystawom w różnych krajach: w Polsce, Chile, Francji, na Litwie i Białorusi.

Zamiast zakończenia

Domeyko był bacznym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości. Rejestrował ludzkie zachowania i codzienne zwyczaje. Celnie opisywał charakterystyczne cechy przedstawicieli różnych narodowości, z którymi się spotykał, szczególnie Latynosów i Indian. Był wrażliwy na ludzki los, zauważał zwłaszcza ubogich, cierpiących i nad nimi pochylał się ze współczuciem i gestem pomocy.

Gdziekolwiek się znalazł, pozostawał pod urokiem krajobrazu. Przekazał nam piękne opisy przyrody, ziemi, nieba, chmur, kwiatów i zwierząt. Wykształcenie i zawód narzucały mu widzenie świata poprzez pryzmat geologii. Z tego punktu widzenia obserwował i opisywał nie tylko góry i doliny, ale także miasta.

Był świadomy, że w pewnym sensie jest wybrańcem losu, któremu dane jest podróżować po krańce świata. Pisał dla odszkicowania czasu w jakim żył; wszystko co widział pragnął przybliżyć swoim rodakom.

Był miłośnikiem wiedzy, ciągle się uczył. Odczuwał nieposkromioną żądzę poznawania nowego i odkrywania. Kiedy pożegnał się z polityką emigracyjną i podjął studia na Sorbonie i w Collége de France, pisał: poczęła mi się odnawiać i z całą gorączką recydywy odświeżać chęć połykania nauki, już nie z tekstów [...], ale z pierwszej ręki, z ust i oczu samychże uczonych, których od młodości nawykły byłem czcić jako wynalazców i twórców nowożytnej nauki [Tamże, t. I, s. 190].

Domeyko ujawniał nadzwyczajną energię fizyczną, wytrwałość, a nawet upór w pokonywaniu trudów i przeciwności; doskonale znosił uciążliwe podróże. Dał wiele przykładów swej niezwykłej odwagi: fizycznej, intelektualnej i moralnej.

Jego naturalna skromność i bezinteresowność były źródłem wielkoduszności i dobroczynności. Zachował przy tym niezależność i godność.

W Domeyce nie było nic, co by nie było jasne, co by nie było wzniosłe - mówił o nim Stanisław Tarnowski w Krakowie. Odbierając honorowy doktorat Uniwersytetu Jagiellońskiego jawił się jak wcielenie najszlachetniejszych i najzdrowszych sił i uczuć swego pokolenia [S. Tarnowski, "Sprawozdanie z czynności administracyjnych i naukowych", Rocznik Zarządu Akademii Umiejętności w Krakowie za rok 1888, [wyd.] 1889, s. 100].

Wytrwałości i systematyczności Domeyki zawdzięczamy tysiące zapisanych niemal kaligraficznie stron pamiętnika i listów.

W osobie Ignacego Domeyki Polska i Litwa, choć zniewolone, miały najlepszego ambasadora i obrońcę polskiej i litewskiej racji stanu. Ukształtowane przez niego pozytywne wyobrażenia i obraz Polaków stanowiły i nadal stanowią oparcie do rozwijania obustronnie korzystnych stosunków między naszymi krajami. Tradycje te kultywuje wielopokoleniowa rodzina, z Doną Anitą Domeyko de Salazar - wnuczką Ignacego na czele. Drzewo genealogiczne Rodu Domeyków posiada wiele gałęzi: litewską, polską, chilijską, australijską, amerykańską i liczy około 200 osób.

Do tej tradycji miałem zaszczyt nawiązywać i z niej korzystać, w odbudowywaniu stosunków dyplomatycznych Polski i Chile w latach 1991-1996, po kilkunastu latach dyktatury wojskowej.

Cnoty Ignacego Domeyki wyniosły go do panteonu autorytetów intelektualnych i moralnych na Litwie, w Polsce i w Chile. Uniwersytet Jagielloński obdarzył go najwyższym zaszczytem - doktoratem honoris causa, a Chile - honorowym obywatelstwem.

W 1996 roku w Chile zawiązała się grupa, która podjęła starania o uznanie Ignacego Domeyki za Sługę Bożego w uznaniu jego bezprzykładnego i heroicznego życia chrześcijańskiego na emigracji i na obczyźnie. Uosabiał on bowiem i kultywował transcendentne wartości jak miłość bliźniego, solidarność, sprawiedliwość i międzynarodowe braterstwo. Formalny wniosek został sformułowany przez Korporację Kulturalną im. Ignacego Domeyki, która powstała w Santiago de Chile. Inicjatywa została przyjęta życzliwie przez władze kościelne.

Na zakończenie warto przytoczyć słowa Ambasadora Chile w Warszawie, dra Máximo Lira Alcayaga, wypowiedziane w 1993 roku z okazji przekazania przez Rektora Uniwersytetu Warszawskiego popiersia Ignacego Domeyki - daru dla Uniwersytetu Chilijskiego:

Wybitne przymioty ludzkie i umysłowe [Ignacego Domeyki], jego ogromne dzieło, jego osiągnięcia w nauce i służbie chilijskiemu państwu, uczyniły z Ignacego Domeyki doskonałego rzecznika duchowego i cywilizacyjnego dorobku Europy, biorącego czynny udział w naukowej i technicznej rewolucji swoich czasów. Uczyniły z niego wielkiego reformatora amerykańskiej nauki i kultury. Tej pięknej postaci polskiego wychodźstwa, człowiekowi który potrafił przezwyciężyć dramat wygnania i tragedię swojego dalekiego kraju i przemienić je w twórczą pracę dla swej Nowej Ojczyzny, składamy dzisiaj hołd [cyt. za Wójcik: Ignacy Domeyko. Litwa. Francja. Chile, 1995, s. 13].

Piśmiennictwo

Amunátegui M.L.: Ignacio Domeyko. Editorial Universitaria, Santiago 1952.

Domeyko L.: Araukania i jej mieszkańcy. Polskie Towarzystwo Studiów Latynoamerykańskich, Warszawa-Kraków, 1992.

Domeyko I.: Listy do Władysława Laskowicza. Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1976.

Domeyko I.: Moje podróże (Pamiętniki wygnańca). t. I, 1962; t. II, 1963; t. III, 1963, Ossolineum, Wrocław - Warszawa - Kraków.

Ryn Z.J.: Ignacio Domeyko. Ciudadano de dos patrias. Universidad Católica del Norte, Antofagasta 1995.

Ryn Z.J. (red.): Ignacy Domeyko - Obywatel świata. Ignacio Domeyko - Ciudadano del Mundo, Wydawnictwo UJ, Kraków 2002.

Tarnowski S.: Sprawozdanie z czynności administracyjnych i naukowych, Rocznik Zarządu Akademii Umiejętności w Krakowie za rok 1888, [wyd.] 1889, s. 100].

Wójcik Z.: Ignacy Domeyko. Litwa. Francja. Chile. Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Warszawa - Wrocław, 1995.

Źródło: Nasz Czas 37 (576)

Nasz Czas

WILNIANIE ZASŁUŻENI DLA LITWY, POLSKI, EUROPY I ŚWIATA

(1895-1964)

Ur. 1895, k. Bobrujska n. Berezyną (Białoruś), zm. 18 VIII 1964, Villa Carlos Paz (Argentyna); pisarz samouk; od 1924 w Argentynie; powieści obrazujące gł. życie społeczności pol. na Białorusi w XIX–XX w.

***

Znacznie później, już w czasie drugiej wojny, powstała wybitna polska powieść emigracyjna, umieszczająca się, w pobliżu książek o problematyce niepodległościowej, ukazująca, jak tchnienia wolnościowe pod koniec pierwszej wojny docierają daleko na wschód, za Bobrujsk, za Berezynę, do mieszkających tam grup etnicznie polskich. To powieść-epos autora, także walczącego w 1920 roku, Floriana Czarnyszewicza Nadberezyńcy (1942), niewątpliwie niedoceniona w polskiej historii literatury (Jacek Trznadel).

***

Podobna Wileńszczyzna ukazuje się w powieści Floriana Czarnyszewicza „Chłopcy z Nowoszyszek“, napisanej w Argentynie. Głównym jej tematem są starcia pomiędzy katolikami i prawosławnymi, w obrębie tej samej wioski, co oznaczało nie tyle opcję narodowościową polską albo białoruską, ile państwową, za Polską albo za Sowietami. Jak ostatecznie włączałaby się w ten galimatias Wileńszczyzna sekciarska, nigdy się nie dowiemy (Cz. Miłosz).

Nasz Czas
 

WILNIANIE ZASŁUŻENI DLA LITWY, POLSKI, EUROPY I ŚWIATA

Dąbrowski Jerzy
 
Dąbrowscy Jerzy (1889 - 1940), Władysław (1891 - 1927). Bracia Dąbrowscy - sławne postacie dziejów Wileńszczyzny. Autor Mirosław Gajewski Każda osoba mniej lub więcej obeznana z historią Polski, zwłaszcza z dziejami początku XX wieku, musiała w dość obszernej literaturze na ten temat zetknąć się z nazwiskiem braci Dąbrowskich, sławnych zagończyków i partyzantów. Te prawie legendarne postacie z czasów walk o niepodległą Polskę 1918 - 1920 roku miały znaczny wpływ na późniejsze dzieje nowo powstałego państwa polskiego, w tym także i Wileńszczyzny. Celem tego artykułu jest zaznajomienie Czytelnika z dość dobrze udokumentowaną działalnością braci Władysława i Jerzego Dąbrowskich w latach 1918 - 1920, a także z mniej znanymi faktami z ich życia w okresie międzywojennym i później, w tym też śladem, jaki pozostawili po sobie na Wileńszczyźnie. Okres przed rokiem 1918 Rodzina Dąbrowskich (właściwie Dąmbrowscy, taka była tradycyjna pisownia nazwiska) herbu Junosza, w końcu XIX wieku zamieszkiwała w Suwałkach. Przyszli bohaterzy walk o niepodległą Polskę przyszli na świat w rodzinie Adolfa i Leontyny z Kozłowskich Dąbrowskich. Starszy brat Jerzy, urodził się w 1889 roku, młodszy zaś, Władysław w 1891 roku.

Dąbrowski Władysław
 
Jerzy Dąbrowski ukończył szkołę realną w Wyborgu, gdzie zdał maturę, następnie studiował w Instytucie Mierniczym w Moskwie, odbył powinność wojskową w 1910 roku. Z wybuchem I wojny światowej został powołany do służby czynnej w kawalerii rosyjskiej, za odwagę w walkach mianowany we wrześniu 1914 roku chorążym, zaś w październiku - podporucznikiem. Stale przebywał na froncie, służył kolejno w kawalerii jako rotmistrz i dowódca szwadronu, zaś potem w lotnictwie - jako dowódca eskadry. Po rewolucji rosyjskiej w 1917 roku przeszedł do Naczpola w Petersburgu, skąd w maju 1918 wstąpił do I Korpusu Polskiego sformowanego w Rosji, gdzie służył do jego kapitulacji. Trochę inaczej, lecz częściowo podobnie, przedstawia się życiorys młodszego brata Władysława. Jako nastolatek kształcił się w Korpusie Kadetów w Petersburgu, następnie w szkole kawalerii w Elizawetgradzie, którą ukończył w 1911 roku w stopniu karneta. Na wojnę światową wyruszył jako porucznik 2 Pułku Lejbułanów Kurlandzkich, później dowodził kompanią i batalionem 10 Pułku Strzelców Turkiestańskich, wreszcie w stopniu rotmistrza na czele 100 kawalerzystów przeszedł do 3 Pułku Ułanów I Korpusu Polskiego, w którym zakończył kampanię wojenną.

Po demobilizacji w 1918 roku, przybył do majątku Podolszczyzna w powiecie dziśnieńskim, gdzie mieszkał do jesieni tegoż roku. W walkach o kresy Polski Wilno pozostawało pod okupacją niemiecką aż do początku stycznia 1919 roku. Władza spoczywała w rękach Niemieckiej Rady Żołnierskiej, tzw. Soldatenratu. Rada uważała swych generałów za swój organ wykonawczy, a zadaniem skomunizowanego Soldatenratu było przekazanie terytorium dla bolszewików, którzy właśnie rozpoczęli swój pierwszy marsz na Zachód. Do Polaków, mieszkających na Ziemi Wileńskiej, stosunek wojskowej administracji niemieckiej nie był przychylny, lecz stosunkowo lojalny. W tej niepewnej atmosferze, w Wilnie, prócz organizacji polskich, działały także organizacje o innych poglądach - litewscy bolszewicy z Wincentym Mickiewiczem (V. Kreve - Mickevičius) na czele, jak zbawienia czekali nadejścia swych pobratymców, zaś litewska niepodległościowa Taryba z Antonim Smietoną na czele, planowała Wilno ogłosić stolicą nowo powstałego państwa litewskiego. Wspólnym celem tych wszystkich grup politycznych było przejęcie Wilna w swe ręce. Polacy utworzyli Samoobronę Litwy i Białorusi, za pomocą której chciano odeprzeć nacierających bolszewików. Już w końcu 1918 roku Mińsk dostał się w ręce sowieckie i próba Samoobrony polskiej Mińska się nie powiodła. Szefem wileńskiej Samoobrony został generał Władysław Wejtko i w październiku 1918 roku rozpoczęto formowanie ochotniczych oddziałów, pragnących bronić swej ojczyzny przed nacierającą falą bolszewizmu. Polska ludność Wileńszczyzny odniosła się do tego z wielkim entuzjazmem, ofiarność niektórych ludzi była wprost zadziwiająca. Na przykład młody Jan hr. Tyszkiewicz z Waki na sprawy wojskowe przeznaczył okrągłą pieniężną sumę. W październiku 1918 roku obaj bracia Dąbrowscy zgłosili się do dowództwa Samoobrony, proponując swe usługi wojskowe. Doświadczeni na frontach wojny światowej, wkrótce zorganizowali szwadron kawalerii, który z czasem przerósł w Pułk Ułanów Wileńskich. Obaj bracia dowodzili tą formacją wojskową. Organizowanie kawalerii odbywało się przy czynnej pomocy Antoniego Alexandrowicza, właściciela majątku Wierszupa (położonego na lewym brzegu Wilii, pomiędzy Antokolem a Niemenczynem). Alexandrowicz, słynny w ówczesnym Wilnie miłośnik koni, prezes Wileńskiego Towarzystwa Wyścigów Konnych, twórca pola wyścigowego na Pośpieszce, dla formującej się Samoobrony udostępnił wiele swych rumaków i pozwolił korzystać z położonych przy polu wyścigowym olbrzymich stajen. W pierwszych dniach stycznia 1919 roku Niemcy ustąpili z Wilna, zatrzymując się zresztą na następnej stacji w kierunku Kowna t.j. w Landwarowie. Miasto "czekało" na wejście innych gospodarzy, żołnierze Samoobrony raz po raz odpierali ataki bolszewików. W owym czasie Władysław Dąbrowski dowodził siłami garnizonu, następnie był dowódcą wschodniego odcinka frontu, broniącego miasta. Natomiast rotmistrz Jerzy Dąbrowski dowodził kawalerią Samoobrony Wileńskiej, która broniła się zaciekle na Antokolu. Obrona Wilna jednak się nie powiodła, polska piechota i kawaleria stoczyła bitwę z bolszewikami, przegrywając ją ze względu na wielką przewagę sił nieprzyjaciela. 5 stycznia ocalałe oddziały polskie wycofały się z Wilna, oddając je bolszewikom. Samoobrona Litwy i Białorusi została zlikwidowana, wycofujące się polskie oddziały z całym sztabem 6 stycznia zatrzymały się w Wace pod Wilnem. W Białej Wace zatrzymali się bracia Dąbrowscy ze swym pułkiem ułanów, zaś obok - w Wace Tyszkiewiczowskiej - rozlokował się cały były sztab Samoobrony z gen. Wejtką na czele. Do Waki wkrótce przybyli przedstawiciele wojsk niemieckich z propozycją przewiezienia wszystkich oddziałów polskich przez Grodno i Białystok na terytorium już zajęte przez wojska polskie, jednak pod warunkiem złożenia przez Polaków broni, która, strzeżona przez niemiecką eskortę, przed granicą (w Łapach) miała być zwrócona. W tej sprawie generał Władysław Wejtko wysłał jednego ze swych oficerów do oddziału Dąbrowskich z rozkazem stawienia się w Wace Tyszkiewiczowskiej, a następnie w Landwarowie w celu dalszego ruszenia koleją, by połączyć się z wojskiem polskim w Łapach. W celu dokładnego poinformowania się o stanie rzeczy, pojechał do generała Wejtki rotmistrz Jerzy Dąbrowski, który po wysłuchaniu propozycji niemieckiej odrzekł, że broni nie złoży i na czele swoich żołnierzy przedzierać się będzie do Królestwa. Po wysłuchaniu decyzji rotmistrza, generał Wejtko podobno powiedział: "Ja nie protestuję! Żołnierz polski nie składa broni. Cześć wam i sława!" Przed opuszczeniem Białej Waki zgłosił się do Dąbrowskiego dowódca III batalionu Samoobrony por. Kaczkowski, oddając się pod jego dowództwo, a wraz z nim wielu innych oficerów z byłej Samoobrony, którzy odmówili złożenia broni. Takim sposobem dnia 6 stycznia 1919 roku w Białej Wace pod Wilnem powstał Wileński Oddział Wojsk Polskich znany ogólnie pod nazwą oddziału majora Dąbrowskiego. Po przejęciu kasy byłej Samoobrony, w sumie 140 tysięcy marek, bracia Dąbrowscy na czele dwóch szwadronów i batalionów piechoty, czyli w bardzo słabym stanie liczebnym, wyruszyli przez Ejszyszki w stronę Grodna. Był to oddziałek przypominający dawne szlacheckie pospolite ruszenie. W kawalerii byli wyłącznie ziemianie i szlachta zaściankowa na własnych koniach o najrozmaitszych siodłach i najrozmaitszej broni. Było tam około siedmiu typów karabinów i wydawano siedem typów ładunków. Często można było zobaczyć przypięte do pasów starożytne, jeszcze rodzinne, szlacheckie szable i karabele. Piechota składała się z uczniów gimnazjalistów i robotników wileńskich. Zwyczajem przejętym od bolszewików, sadzali swą piechotę do rekwirowanych sań i tak wieźli ją za kawalerią. Kadrę oficerską stanowili na ogół i podoficerowie z byłej armii rosyjskiej, było także trochę doświadczonych kubańskich Kozaków. Oddziałem dowodził rotmistrz Jerzy Dąbrowski, zwany najczęściej "rotmistrzem Łupaszką" (A propos, słynny Zygmunt Szendzielarz, dowódca 5 Brygady AK, działającej w czasie II wojny światowej w okolicach Wilna, także miał pseudonim "Łupaszka" i przejął go właśnie od Jerzego Dąbrowskiego), który był postrachem bolszewików. Jego oddział zwany "pułkiem paniczów" operował na tyłach wojsk bolszewickich, trzymając się taktyki wojny partyzanckiej. Najlepszą taktyką była ofensywa, co właśnie rotmistrz przedsięwziął, rozwijając nadzwyczajną szybkość działania, pomimo trudnych warunków, jak zimno, zmęczenie, choroby, tym bardziej srożące się, że wielu oficerów i szeregowców miało na sobie lekkie cywilne ubrania i dziurawe szynele, stare i podarte obuwie. Oddział rotmistrza Dąbrowskiego, liczący około 600 szabel i bagnetów szedł naprzód gromiąc bolszewików. Odniósł nad nimi zwycięstwo pod Różaną, po czym zajął Prużanę, zdobył fortecę Brześć Litewski, zawrócił, dotarł do Pińska, zdobył Baranowicze, przeszedł koło Nieświeża. Mimo swych małych sił, poruszał się swobodnie po kraju okupowanym przez wojska bolszewickie, budząc postrach wśród nieprzyjaciół. Rotmistrz J. Dąbrowski dość szybko wydał pieniądze, otrzymane od generała Wejtki i w ciągu wielu tygodni utrzymywał swój oddział z rekwizycji. Od białoruskich chłopów zabierano sanie, konie, żywność, na ludność żydowską w miasteczkach nakładano kontrybucje w pieniądzach, skórach i suknie. Opornych zmuszano często oddawać żywność pod lufą karabinu, wyznaczano kary cielesne. Bywało różnie, czasami poza wojenną działalnością, działania oddziału można by zaliczać do zwykłego bandytyzmu, zresztą takie były czasy. ... W jednym z rozkazów wyższego dowództwa wojsk polskich względem "pułku paniczów" Dąbrowskiego, jest napisane, iż wobec złego zachowywania się oddziału względem ludności, nakazuje się, by surowością nie drażniono ludzi i nie wywoływano nienawiści do oddziałów polskich". Jednak głównym celem "rotmistrza Łupaszki" było gromienie oddziałów sowieckich. "Prano" bolszewików i ich sługusów po miasteczkach i wsiach białoruskich bez litości. Przeprowadzano akcje pacyfikacyjne. Jak wspominał należący do oddziału rotmistrz Stanisław Aleksandrowicz, 20 stycznia 1919 roku na rynku w Różanie, w nocy, przy pochodniach rozstrzelano cały bolszewicki komitet rewolucyjny miasteczka. Wieść o wyczynach Dąbrowskiego, nie zawsze militarnych, dotarła nawet do Sejmu Polski. Mieczysław Niedziałkowski z trybuny sejmowej 3 kwietnia 1919 roku nazwał J. Dąbrowskiego "nowym Kmicicem", który nie uznaje ani prawa międzynarodowego, ani praw ludzkich. Dąbrowski był osobą lubiącą wolność działania, miał trudny, wybuchowy charakter, niczym ostrze brzytwy, przy każdym nieostrożnym ruchu lub działaniu mogące naciąć trzymające je palce. W oddziale rotmistrza Dąbrowskiego walczyło wiele w przyszłości znanych osobistości międzywojennej Polski - m.in. Stanisław (Cat) Mackiewicz z młodszym bratem Józefatem (w przyszłości znani dziennikarze i literaci), Eustachy hr. Sapieha, książę Włodzimierz Czetwertyński, Jan hr. Tyszkiewicz. W jednej z licznych swych książek Stanisław Mackiewicz (Cat) wspomina swój pobyt w grupie partyzanckiej Dąbrowskich: "Byłem kiedyś szeregowcem w oddziale partyzanckim Jerzego Dąbrowskiego, słynnego "rotmistrza Łupaszki", działającym na tyłach wojsk czerwonych w 1919 roku. Dowódca nasz miał sławę wariata nie dbającego o żadne niebezpieczeństwo, a w rzeczywistości oddział nasz miał o wiele mniejsze straty w ludziach niż inne oddziały dowodzone przez oficerów uchodzących za bardzo ostrożnych. Pamiętam, jak kiedyś galopowałem tuż obok Dąbrowskiego podczas jednej szarży, gdzieś pomiędzy Krasnem a Radoszkowicami w lipcu 1919 roku. Były to jeszcze miłe archaiczne czasy, kiedy się w ten sposób wojowało - i oto zauważyłem, że twarz jego, a miał twarz nieludzkiej brzydoty, która dopiero w boju wydawała się być piękna - wyraża naprężony proces myślowy. Zrozumiałem, że coś w sobie rozważał, coś przemyślał i oto w sekundę po tym moim wrażeniu, czy też nerwowym odczuciu, "Łupaszka" zawrócił swego kasztana na ściernisko, leżące na prawo od kierunku naszego biegu, zawrócił cały nasz oddział i wycofał nas z boju. Pędząc konia i nozdrzami wdychając już bój, coś widać dostrzegł i wyrozumiał, że szarża może się nie udać". W czerwcu 1919 roku, podczas odpoczynku i reorganizacji w Lidzie, formacja Dąbrowskich stała się jednostką regularną: z kawalerii utworzono 13 Pułk Ułanów, natomiast piechota dała początek Lidzkiemu Pułkowi Strzelców (późniejszy 76 Pułk Piechoty). Bracia Dąbrowscy pozostali w dowództwie nowo utworzonego 13 Pułku Ułanów (Władysław Dąbrowski był dowódcą pułku, natomiast brat Jerzy - zastępcą dowódcy). Latem 1920 roku bracia sformowali nowy 211 Pułk Ułanów, w którym wojowali do końca wojny. Tenże pułk, 15 października 1920 roku, przyłączył się do wojsk Litwy Środkowej, gdzie brał udział w bitwach z Litwinami pod Rykontami, Rudziszkami, Lejpunami, Mejszagołą, Szyrwintami. Po zakończeniu wojny każdy z braci Dąbrowskich poszedł swoją drogą. Władysław Dąbrowski przez kilka lat służył jeszcze w wojsku, w 1926 roku przeszedł do rezerwy w stopniu majora. Młodo zmarł 21 października 1927 roku, pochowany na cmentarzu wojskowym przy majątku Podolszczyzna. Jerzy Dąbrowski prawdopodobnie przez cały okres międzywojenny był profesjonalnie związany z wojskiem. W 1932 roku mianowany podpułkownikiem, następnie był zastępcą dowódcy 4 pułku ułanów. W latach dwudziestych w ramach osadnictwa wojskowego, jako bohater walk o niepodległość Polski, otrzymał liczący kilkadziesiąt hektarów folwark Mazuryszki w ówczesnej parafii Suderwie (obecnie parafia Szyłany) pod Wilnem. Tutaj wraz z rodziną, głównie latem, mieszkał i prowadził gospodarstwo. Mazuryszki Jak się przedstawia historia Mazuryszek przed zamieszkaniem tutaj Jerzego Dąbrowskiego? Pierwszą wzmiankę o Mazuryszkach znalazłem w archiwalnych dokumentach datowanych 1647 rokiem. W owe dawne czasy Mazuryszki nie były samodzielną majętnością. Należały do majątku Suderwie - Ciechanowiszki. W połowie XVIII wieku majątek ten należał do Bernarda Buchowieckiego, następnie do Michała Bułharowskiego. W 1784 roku Bułharowski sprzedał Ciechanowiszki z okolicznymi wsiami dla Mikołaja hrabiego Manuzziego, komornika i rotmistrza województwa wileńskiego. W ostatnim dziesięcioleciu XVIII wieku majątek już należy do ks. Walentego Wołczackiego, biskupa tamasceńskiego i kanonika. Właśnie za czasów biskupa nastąpił podział Ciechanowiszek, podczas którego wyłonił się samodzielny dwór Mazuryszki. W 1794 roku biskup Wołczacki odłączył od swej majętności folwark Mazuryszki z kilkunastu włókami ziemi i dwiema wsiami i sprzedał go dla Stanisława i Marianny z Morykonich Pietkiewiczów, szambelanów królewskich. Przy akcie sprzedaży powstał także inwentarz - opis ówczesnych Mazuryszek, który podaje sporo ciekawych szczegółów o wyglądzie dworu i okolic w tamtych odległych czasach. W inwentarzu czytamy: "Wjeżdżając z Suderwy na dziedziniec żerdziami naokoło ogrodzony wrota, z których idąc w lewo dom dla ekonoma dachówką kryty z kominem na dach wyprowadzonym (...) naprzeciw tego domu spichlerz nowy gontami kryty na dwoje przedzielony z dwoma tarcicznymi na skład rzeczy gospodarskich komórkami (...) wyszedłszy z obory, idąc prosto przez wrota nie opodal młyn wielki nowy na dwa piętra, cały młyn gontami kryty. Powracając z niego, idąc ku folwarkowi gumno pod dek słomą kryte z czterema podwójnymi wrotami". Do ówczesnego folwarku Mazuryszki należały dwie liczne wioski: Kapliczniki i Łojcie. Kapliczniki liczyły 17 gospodarstw, czyli była to już duża wieś, były zamieszkane przez chłopów o nazwiskach - Wiszniewski, Karwel, Mickiel, Jodzis, Wojtaniec albo Moczulski, Mazuruk albo Praszkiewicz, Salnik, Szczerba, Misiewicz, Sieszkuć, Jarecki, Niedźwiecki, Choćko, Możejko, Sylwestrowicz. O połowę mniejszą wieś Łojcie zamieszkiwali chłopi o nazwiskach Bałasz, Jacznik, Sakowicz, Hauryła, Świlonek. Do mazuryskiego folwarku należały także karczmy w Sojdziach nad Wilią (specjalnie przeznaczona dla podróżujących Wilią flisaków i handlarzy) i Łojciach. W samym końcu XVIII wieku Mazuryszki już są własnością szambelana Józefa Sulistrowskiego. W 1805 roku folwark zmienia kolejnego właściciela - tym razem jest nim Antoni Prozor, wojewodzic witebski. Ówczesne Mazuryszki graniczyły: z Ciechanowiszkami należącymi do Drzewickiego, pisarza ziemskiego pow. wiłkomierskiego; z Wojewodziszkami (dawniej nazywały się Kurgiszki) Antoniego Łappy, byłego marszałka pow. trockiego; z majątkiem zakonnym (Sióstr Miłosierdzia) Białuny; z kapitulnymi wsiami Płocieniszki i Szyłany. W latach trzydziestych XIX wieku Antoni Prozor był mocno zadłużony. Nie mogąc oddać długu, Prozor musiał pożegnać się z częścią swego majątku. Prawdopodobnie takim sposobem Mazuryszki przeszły do Teodora Iłłakowicza, jednego z kredytorów Prozora. Iłłakowiczowie władali Mazuryszkami do początku XX wieku. Po śmierci Teodora Iłłakowicza majątek (w II połowie XIX wieku) należał do jego córek Hortensji i Joanny, a następnie do innych przedstawicieli tej rodziny. Losy rodziny Iłłakowiczów w latach I wojny światowej i później nie są znane, jednak swe prawa do Mazuryszek oni utracili. Jak już pisałem, na początku lat dwudziestych, w ramach osadnictwa wojskowego, folwark Mazuryszki otrzymał słynny weteran walk z lat 1918 - 1920, rotmistrz Jerzy Dąbrowski. Majętność w owym okresie składała się już tylko z kilku włók gruntów, ponadto był tu nieduży biały pałacyk z gankiem o 4 kolumnach, różne budynki gospodarcze, park z alejami, duży staw. Mazuryszki dla Dąbrowskiego służyły przede wszystkim jako letnisko, większość czasu przebywał w mieście, gdzie pracował zawodowo, jednak czasami przyjeżdżał tu także zimą. Możliwie, że w Mazuryszkach przez dłuższy czas mieszkała rodzina Dąbrowskiego, składająca się z żony i dwóch córek. W dobie obecnej w okolicach Mazuryszek mieszka już tylko kilka starszych osób, które pamiętają podpułkownika Jerzego Dąbrowskiego. Są to mieszkańcy wsi Ciechanowiszki i Kapliczniki. Moi rozmówcy podzielili się swymi wspomnieniami. Pamiętają Dąbrowskiego jako człowieka solidnego, dość nerwowego, nie pozwalającego z siebie żartować, niecierpliwego (jeden z moich rozmówców określił Dąbrowskiego jednym, kresowym słowem - "Oj, panie, zbrojny był!"). Kilka szczegółów z życia Dąbrowskiego, które pozostały w pamięci miejscowych mieszkańców: Podpułkownik w gospodarstwie miał kilka pięknych rumaków, kiedy jeden z nich pewnego razu zaczął przejawiać jakieś nieposłuszeństwo Dąbrowski bez ceregieli dostał pistolet i zastrzelił go na miejscu. Innego razu przyłapał pewnego wiejskiego chłopca na złośliwej zabawie mogącej wyrządzić niemałą szkodę, po czym tak "wygarbował" skórę nieszczęśnika bambusowym kijem, że drzazgi leciały ... Zresztą wiejskie dzieci bały się go. Dąbrowski często ubierał się na wojskową modłę, chociaż widziano go także w cywilu. Co do wzrostu podpułkownika, to spotkałem się ze sprzecznymi relacjami - jedni mówili, że był wysoki, drudzy - że niski. Rodzina Dąbrowskich przebywała w Mazuryszkach do września 1939 roku. Po wojnie w mazuryskim białym pałacyku otwarto szkołę początkową, która działała do 1965 roku. Trzeba tu dodać, że szkoła w Mazuryszkach istniała także w okresie międzywojennym. Otóż kilka metrów od pałacu Dąbrowskich był spory drewniany budynek, który miejscowej dziatwie służył za szkołę. Po wojnie ten budynek został rozebrany i przewieziony do miejscowości Kalina koło Rzeszy, szkołę zaś przeniesiono do bezpańskiego już pałacu. Dzisiejsze Mazuryszki - to liczące 4 gospodarstwa osiedle na niedużym wzniesieniu, nad płynącym w dolinie potokiem, zwanym Ciechanowiszka. Budynki byłego dworu przetrwały w stosunkowo niezłym stanie, jest biały pałacyk z widocznymi niektórymi pokołchozowymi "rekonstrukcjami". Pozostały stare drzewa i fragment sadu owocowego, droga do Szyłan wysadzona drzewami, kamienna bryła uwieńczona drewnianym krzyżem z wybitą datą "1845" i kilkoma literami, których znaczenia nikt już dziś nie pamięta. O powstaniu tego przydrożnego krzyża istniej krótka legenda, którą opowiedziała jedna z mieszkanek Mazuryszek. Na tym miejscu był kiedyś las, właśnie tutaj zginęła rozszarpana przez wilki córka któregoś z byłych dziedziców Mazuryszek. Krzyż postawiono właśnie dla upamiętnienia tego tragicznego wypadku i jeżeli data wybita na podstawie krzyża oznacza rok zgonu owej panienki, to ówczesnym dziedzicem Mazuryszek musiał być Teodor Iłłakowicz. Zbierając materiał o Mazuryszkach i ppłk. Jerzym Dąbrowskim skorzystałem z pomocy starych mieszkańców okolicznych wsi, którzy ze swych "archiwów" pamięci wydostali wiele ciekawych szczegółów dotyczących powyższego tematu. Za pomoc wdzięczny jestem A. Niewierowiczowi, E. Tylindze, K. Wojciechowskiemu i innym mieszkańcom wsi Ciechanowiszki i Kapliczniki. Wojenny los ppłk. Jerzego Dąbrowskiego Na początku wojny, we wrześniu 1939 roku państwo Dąbrowcy opuścili Mazuryszki. Podpułkownik wyruszył bronić Ojczyzny, natomiast żona z córkami przeniosła się w głąb Polski i ich dalszy los nie jest znany. Jerzy Dąbrowski uczestniczył w obronie Grodna, gdzie dowodził 110 rezerwowym pułkiem ułanów. Obrona Grodna przed nacierającymi ze wschodu oddziałami Armii Sowieckiej nie powiodła się i już 20 września 1939 roku sowieckie czołgi wjechały do miasta, a 22 września zajęto je całkowicie. Komendant obrony Grodna gen. bryg. Wacław Przeździecki nie widząc możliwości dalszej walki, wieczorem 23 września nakazał przekroczenie granicy litewskiej. Jedynie 110 rezerwowy pułk ułanów na czele z ppłk. Jerzym Dąbrowskim nadal bił się z Armią Czerwoną. Pułk, do którego nieco później dołączyła grupka ułanów z 102 pułku z rotmistrzem Stanisławem Sołtykiewiczem, stoczył dwie potyczki z czerwonoarmistami w rejonie Krasnego Boru u wylotu Puszczy Augustowskiej oraz pod Dolistowem Starym nad Biebrzą, gdzie utracił 2 szwadron i wydostał się poza zaciskający się z każdą godziną pierścień wroga. Tylko wówczas Jerzy Dąbrowski, będąc zresztą chory, zdecydował się na rozwiązanie pułku, z czym nie zgodził się jego zastępca major Henryk Dobrzański i powiódł ochotników na pomoc walczącej Warszawie. Ów major Dobrzański to późniejszy słynny "Hubal", który nie składał broni aż do wiosny 1940 roku i na czele swego partyzanckiego oddziału nękał Niemców na Kielecczyźnie. "Hubal" zginął w obławie urządzonej przez Niemców 30 kwietnia 1940 roku. Podpułkownik Jerzy Dąbrowski, po rozwiązaniu swego pułku, przekroczył granicę litewską, gdzie został internowany. Po zajęciu Litwy w 1940 roku przez Związek Sowiecki, Dąbrowski dostał się w ręce NKWD. Rosjanie wkrótce zorientowali się z jaką figurą mają do czynienia, przypomniano jego działalność, zwłaszcza w czasie walk polsko - bolszewickich w latach 1919 - 1920. Najpierw był osadzony w obozie w Starobielsku, następnie został przeniesiony do więzienia w Mińsku. Tutaj straszliwie skatowany, został skazany na karę śmierci przez rozstrzelanie. Stracony w nocy z 16 na 17 grudnia 1940 roku. Tak się urwało życie osoby zasłużonej dla dziejów Polski, legendarnego zagończyka i partyzanta z lat 1919 - 1920 - Jerzego Dąbrowskiego, sławnego "rotmistrza Łupaszki". Źródła archiwalne i podstawowa literatura 1. LVIA (Państwowe Archiwum Historyczne w Wilnie) - S.A. (dawne akta) - 4240 (s. 795) zesp. 381, inw. 24; vol. 13530; zesp. 526, inw. 8, vol. 95; zesp. 716, inw. 1, vol. 4399; zesp. 1282, inw. 1, vol. 6022, 6472. 2. Mienicki R. Dąbrowszczycy i ich dzieje // Słowo, 1930 nr. 259; 3. Mienicki R. Oddział majora Dąbrowskiego // Słowo, 1938 nr. 341; 4. Jaruzelski J. Stanisław Cat - Mackiewicz (1896 - 1966) - W-wa., 1994; 5. Mackiewicz (Cat) St. Historia Polski - Londyn, 1989; 6. Bartelski L. AK - podziemna armia (27 IX 1939 - 30 VI 1943) t. 1 - W-wa., 1990; 7. Polski słownik biograficzny - hasło "Dąbrowski Władysław"; 8. Encyklopedia Wojskowa - t. 2, W-wa., 1932, s. 148 - hasło "Dąbrowski Jerzy". Na zdjęcia: Dowództwo oddziału partyzanckiego braci Dąbrowskich. Siedzą od lewej: mjr. Władysław Dąbrowski, rotm. Jerzy Dąbrowski, Mjr. Władysław Dąbrowski, Rotm. Jerzy Dąbrowski, Plan Mazuryszek (1822)., Pałacyk Dąbrowskiego (widok obecny od strony sadu). Fot. Waldemar Dowejko, Przydrożny krzyż w Mazuryszkach. Fot. Waldemar Dowejko, Fronton pałacyku (widok obecny). Fot. Waldemar Dowejko, Edward Tylingo z Ciechanowiszek. Fot. Waldemar Dowejko, Wspomnieniami dzieli się mieszkaniec wsi Ciechanowiszki p. A. Niewierowicz.

Fot. Waldemar Dowejko NCz 18 (557), 2002 r.

Nasz Czas
 

WILNIANIE ZASŁUŻENI DLA LITWY, POLSKI, EUROPY I ŚWIATA

 (1894-1981),

pisarka, eseistka, tłumaczka, absolwentka polonistyki na UW i UJ. Wraz z bratem J. Czapskim w Paryżu współtworzyła grupę kapistów (1925-1930). Lata wojny spędziła w Krakowie, po wojnie zamieszkała na stałe w Paryżu, współpracowała z paryską Kulturą i Instytutem Literackim.

Wydała m.in.: Polemika religijna pierwszego okresu reformacji w Polsce (1928), La Vie de Mickiewicz (1931), Ludwika Śniadecka (1938), Miłosierdzie na miarę klęsk. Dzieje Zakładu św. Kazimierza w Paryżu (1954), Szkice Mickiewiczowskie (1963), Dwugłos wspomnień (wspólnie z J. Czapskim, 1965), Europa w rodzinie (1970), Gwiazda Dawida. Dzieje jednej rodziny (1975), Czas odnaleziony (1978), Polacy w ZSRR (1939–1942). Antologia (1963). Autorka tłumaczeń, laureatka nagród literackich, m.in. Wiadomości Literackich (1939), Fundacji A. Godlewskiej (1971), im. A. Jurzykowskiego (1974), Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie (1975).

Hasło opracowano na podstawie “Słownika Encyklopedycznego - Język polski” Wydawnictwa Europa. Autorzy: Elżbieta Olinkiewicz, Katarzyna Radzymińska, Halina Styś. ISBN 83-87977-20-9. Rok wydania 1999.

***

Czapska Maria: Europa w rodzinie; Czas odmieniony

Cezary Polak

Pamiętam pierwszą lekturę "Europy w rodzinie" Marii Czapskiej. Był początek lat 90. Rzuciłem się na tę książkę tak samo łapczywie jak na prospekty zachodnich biur turystycznych w czasie stanu wojennego. Wspomnieniowe zapiski Marii Czapskiej (1894-1981) robiły wrażenie widokówek z innego świata istniejącego kiedyś naprawdę, ale tak odległego i przez dziesięciolecia zohydzanego, że nierzeczywistego

Opowieść o upadku

Autorka była potomkinią arystokratycznego rodu Hutten-Czapskich, wielonarodowej i wielowyznaniowej familii o szerokich europejskich koneksjach. "Europa w rodzinie" to kronika rodziny od XVIII wieku do wybuchu I wojny światowej. Szczególne miejsce zajmuje relacja z dzieciństwa i wczesnej młodości autorki i jej brata Józefa (późniejszego słynnego malarza i pisarza) w majątku Przyłuki koło Mińska.

Nakładem Znaku ukazało się właśnie nowe wydanie "Europy w rodzinie" rozszerzone o drugą cześć wspomnień "Czas odmieniony". "Nie wiemy, czemu tak jest, ale opowieści o upadku przemawiają silniej do naszej wyobraźni niż historie sukcesu - albo może nie tyle silniej (bo w końcu biografie miliarderów i gwiazd filmowych zawsze znajdują nabywców), ile bardziej poetycko" - pisze we wstępie Adam Zagajewski.

Paradoksalnie cezurą świetności i znaczenia Czapskich było odzyskanie przez Polskę niepodległości i traktat ryski. Dokument, który stanowił pokój i dawał nadzieję ziemianom z Wielkopolski czy Mazowsza, pieczętował wygnanie i biedę tej rodziny. Ich ziemię rozparcelowano, a dwór w Pałukach bolszewicy zamienili na robotniczy dom wczasowy. Tę degradację Czapscy przyjęli z dystyngowanym wręcz spokojem. Nie darli szat, z zapałem zajęli się sztuką.

Pamiątki z Atlantydy

Ta książka sprawia wrażenie, jakby pisały ją dwie autorki. Kiedy górę bierze Czapska-kronikarka dziejów rodziny - opowieść zaczyna przytłaczać mnogością dygresji i wyliczeń. Dzieje się tak zwłaszcza w części XIX-wiecznej, być może dlatego, że opisanych wydarzeń autorka nie znała z autopsji.

Częściej jednak Maria Czapska objawia talent gawędziarski i wtedy możemy rozkoszować się opowieścią. Poznajemy losy środkowoeuropejskich kosmopolitycznych arystokratów osiedlających się swobodnie na całym kontynencie, skoligaconych z połową europejskiej high society. Śledzimy ich nawrócenia na narodowość często wynikające z otrzymania stanowiska na jakimś dworze. Dziś przypomina nam to wędrówki specjalistów nomadów zatrudniających się w międzynarodowych korporacjach na całym świecie.

Jest też ta książka pasjonującym obrazem życia polskiego ziemiaństwa na kresach. We wspomnieniach Czapskiej przeglądają się dzieje wschodnich rubieży Rzeczpospolitej na przestrzeni ponad 200 lat. Ale i historia najmniejsza, ludzie i wydarzenia, które nawet w kronice familii Czapskich mają udział pośledni. Ma tu swoje miejsce żydowski kowal z Przyłuków, śmieszna nauczycielka, która na obrazku ze stajenki betlejemskiej domalowała nagiemu Jezusowi majtki, służba, urzędnicy, handlarze.

Ich "pośledniość" jest pozorna - zdaje się mówić pisarka. Każdy okruch z bezpowrotnie utraconego świata ma wartość i trzeba go ocalić. Przypomina się tu dziadek Marii Czapskiej, hr. Emeryk Hutten-Czapski, słynny numizmatyk, który kolekcjonował monety z Polski przedrozbiorowej jako świadectwa umarłego świata. Dla Marii Czapskiej pamiątkami z Atlantydy były rodzinne wspomnienia.

"Europa w rodzinie" i "Czas odmieniony" Marii Czapskiej, Wydawnictwo Znak, Kraków

www.gazeta.pl

Nasz Czas
 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com