…Zróżnicowany narodowościowo kraj nasz stanowi część Litwy hi­storycznej - i nas - ludzi mego pokolenia - wychowywano jako Li­twinów, oczywiście w tym znaczeniu, w jakim był Litwinem Mickie­wicz, gdy wołał: „Litwo, ojczyzno moja”. Marian Zdziechowski. Idea polska na kresach, 1923

WILNIANIE ZASŁUŻENI DLA LITWY, POLSKI, EUROPY I ŚWIATA

(1857 - 1929).

Czesław Jankowski a Juliusz Słowacki. Autor Irena Fedorowicz Czesław Jankowski należy obecnie do grona literatów zapomnianych czy też w ogóle mało znanych. Oszmiańczuk z urodzenia, związany był z kilkoma miastami: Krakowem, Petersburgiem, Paryżem, a najdłużej - z Warszawą i Wilnem. Posiadał zarówno talent poetycki (należał w swoim czasie do autorów popularnych, wręcz zagłaskiwanych przez krytykę), doskonałe wyczucie języków obcych (tłumaczył ok. 35 autorów, głównie niemieckich i francuskich), jak też dar obserwacji, który - w połączeniu z szerokimi horyzontami myślowymi - zapewnił mu trwałą pozycję wśród znanych publicystów polskich oraz miano najwybitniejszego felietonisty wileńskiego. Ów dualizm pomiędzy Jankowskim - poetą a Jankowskim - publicystą, na który zwrócił uwagę w swoim czasie Adam Grzymała - Siedlecki, owo bycie człowiekiem XX wieku w tym, co czyni się na co dzień a "paniczykiem w żabotach, gdy zasiądzie się do krosien rytmu" - stanowi główny rys osobowości literata. Jako poeta Jankowski debiutował w wieku 19 lat na łamach "Biesiady Literackiej" (1876). Zaczynając od 1879 roku opublikował m. in. trzy zeszyty "Poezji" (I - III), zbiorki "Capriccio", "Cykl arabesek" (1889) oraz "Rymów nieco" (1892). Siedem lat po debiucie poetyckim, w 1883 roku, rozpoczął działalność publicystyczną na łamach "Kuriera Warszawskiego", a następnie - powstałego na jego miejscu "Kuriera Codziennego" (był jego kierownikiem literackim, a w latach 1890 - 1893 - sekretarzem). Współpracował również z "Tygodnikiem Ilustrowanym", "Ateneum", petersburskim "Krajem", ale jak twierdzi R. Jurkowski, do 1889 roku wciąż był bardziej poetą niż dziennikarzem. Niemniej jednak publicystyka pochłaniała go coraz bardziej: ostatnie zbiorki poetyckie "Wiersze niektóre" (Kraków 1913) oraz "Quasi una fantasia" (Warszawa 1916) zawierają już niemal wyłącznie przedruki utworów z wcześniejszych tomików. Obchodzący w 1926 roku jubileusz 50 - lecia działalności literackiej Czesław Jankowski swoje osiągnięcia poetyckie z perspektywy lat określił lakonicznie: "Ot, zabawa to była i tyle - dała przelotne chwile rozgłosu, a potem legła w niepamięci..." To prawda, że w poezji nigdy nie osiągnął tego poziomu, co w dziennikarstwie, gdzie uchodził za publicystę błyskotliwego, piszącego na sposób zachodni, a przede wszystkim - wszechstronnego. Pisywał nie tylko felietony, ale też przeglądy polityczne, recenzje literackie, malarskie, teatralne, korespondencje z podróży itp. Nie zmienia to faktu, iż przez przedstawicieli swego pokolenia był kojarzony głównie jako poeta, przyjaźnił się z wieloma kolegami po piórze, m. in. Marianem Gawalewiczem, Zenonem Przesmyckim, Adamem Asnykiem (był on ojcem chrzestnym córki Jankowskiego, Ewy). Utrzymywał kontakty osobiste i korespondencyjne z przedstawicielami starszego pokolenia romantyków: Teofilem Lenartowiczem, Józefem Ignacym Kraszewskim, a przede wszystkim Adamem Edwardem Odyńcem, który wspierał go cennymi uwagami dotyczącymi warsztatu liryka (własnoręcznie poprawiał pierwsze wiersze Jankowskiego) oraz utorował mu drogę do warszawskiego salonu Deotymy (JadwigiŁuszczewskiej). Nie jest więc sprawą przypadku, iż w poezji Jankowskiego ujawnia się sporadycznie wpływ tradycji romantycznej. Tak np. jego debiutancki wiersz pt. "Piosnki i ludzie", zamieszczony nałamach "Biesiady Literackiej", jest inspirowany poezją Władysława Syrokomli. Podobną rolę odegrała również twórczość Juliusza Słowackiego, a przede wszystkim jego "Hymn o zachodzie słońca" ("Smutno mi, Boże"), powstały podczas podróży poety w 1836 roku do Aleksandrii w towarzystwie Stefana i Aleksandra Hołyńskich oraz Zenona Brzozowskiego. Będąc pod wrażeniem "Hymnu" Słowackiego, Jankowski napisał własny, krótszy pt. "Smutno mi, Boże". Znalazł się on w zeszycie I "Poezji" Jankowskiego, wydanym w Warszawie w 1879 roku. Wiersz ten stanowi nawiązanie do utworu Słowackiego nie tylko ze względu na tę samą formę gatunkową, tytuł oraz identyczne powtórzenia w 6. wersecie: "Smutno mi, Boże". "Ale wbrew poetyce hymnu tradycyjnego, zarówno u Słowackiego, jak też u Jankowskiego monolog - medytacja nie ma charakteru rezygnacji, lecz odwrotnie - przybiera formę wyzwania czy też - jak proponuje W. Kubacki - polemiki ideologicznej". Zdaniem Kubackiego, w "Hymnie" Słowackiego została ukazana sytuacja, gdzie "Bóg jest tylko po to,żeby człowiek mógł mu powiedzieć, iż wszystko się dzieje na opak w jego cudownie urządzonymświecie (...)". Uwaga ta w pełni pasuje również do wiersza Jankowskiego pt. "Smutno mi, Boże", gdzie zarzut wobec Boga jest wypowiedziany wprost: Po coś mi oczy przedwcześnie otworzył Na przepełnionyświat cudy twojemi? Po coś mi, Boże, w duszę zachwyt włożył, Zachwyt dla ziemi? Z zainteresowania Jankowskiego twórczością Juliusza Słowackiego zrodził się jeszcze jeden wiersz, ale tym razem jedynie nawiązujący do dzieła Wieszcza. Jest to wiersz zapisany w 1905 roku w albumie panny Z. K. (chodzi tu o Zuzannę Krausharównę, późniejszą Rabską (1882 - 1960) - nowelistkę, poetkę, autorkę książek dla dzieci), a zamieszczony później w zbiorku poezji "Wiersze niektóre" (Kraków 1913). Wiersz ten stanowi jedynie luźne nawiązanie do dramatu Juliusza Słowackiego "Balladyna". Autor przywołuje imiona dwojga bohaterów tego utworu - Goplany i Skierki: Pamięta Pani, jak Goplana Skierce Każe po kwiatki biec, po muszki złote? Pani! Gdym niegdyś kochał się w pasterce, Z rozkoszą taką spełniałem robotę. Bywało wieńczyk z niezabudek splotę I niosę... wierząc w tkliwe niewiast serce. Dziś mariwodaż [afektowna galanteria, manieryczność - I. F.] Tym, co we wspomnień już odeszli ciszę. Są, których spokój taki niepokoi, Są, co brzdąkają w bezdźwięczne klawisze I piszą jeszcze wiersze... Ja - nie piszę. Pani! Są różni wielbiciele twoi. Okazuje się, że w dramacie "Balladyna" brak jest fragmentu mówiącego o zleceniu Skierce przez Goplanę zbierania kwiatów. Takie polecenie otrzymuje nie Skierka, lecz Chochlik: "Narwij mi róż, Chochliku! poleciał mój wianek [z uśpionych jaskółek - I. F.]" (akt I, scena 2), co ten kwituje mruknięciem: "Już się zaczyna praca". Później Goplana karci Chochlika za przyniesienie chwastów i pokrzyw (s. 147). Być może chodzi o kwiaty do wianków, które Skierka - na rozkaz Goplany - zakłada na głowy Aliny i Balladyny, wtedy, gdy w chacie wdowy zjawia się Kirkor (akt I, scena 3, s. 153). Nie ma też w dramacie "Balladyna" żadnej wzmianki o "złotych muszkach". Wygląda na to, że Jankowski nie znał dobrze tekstu i potraktował ten wątek w sposób dowolny. Nie zapominał o Wieszczu, ani o jego twórczości również Jankowski - publicysta. W kwietniu 1899 roku, z okazji 50. rocznicy śmierci Juliusza Słowackiego, Jankowski pełniący wówczas czasowo obowiązki zastępcy redaktora petersburskiego tygodnika "Kraj", opublikował na łamach tego pisma szkic pt. "Życie poety", w którym złożył hołd Słowackiemu jako "jednemu z największych artystów poetyckiego słowa, jakich świat wydał". Autor ubolewał nad tym, że dotychczas twórczość Słowackiego nie doczekała się wyczerpujących opracowań, nie mówiąc już o uwiecznieniu go w postaci pomnika, na co zasługuje jako jeden z twórców najbardziej zasłużonych dla kultury polskiej. Jankowski uznał Słowackiego za równego Mickiewiczowi i Krasińskiemu, a nawet stwierdził, iż być może przewyższa tego pierwszego, jeżeli chodzi o wpływ na "nastrój w duchu i w formie poezji polskiej". Niewiele natomiast miejsca poświęcił Jankowski roli Wilna i okresu wileńskiego w życiu poety, temat ten wręcz zbagatelizował: "Powiedzieć niemal można: wpływ stanowczy miało na Słowackiego nie słuchanie w ciągu lat czterech (1824 - 1828) wykładów uniwersyteckich, nie zetknięcie się z bujnem życiem koleżeńskim ówczesnym, jeno drobne na pozór wypadki życia własnego, pierwsza miłość, przyjaźń z egzaltowanym Szpitznaglem". Jako najważniejszy rezultat pobytu Słowackiego w Wilnie, Jankowski uznał wczesne i szybkie rozwinięcie się w nim "wszystkich darów wrodzonej bujnej i artystycznej natury", co później miało zaowocować zamiłowaniem do przebywania w świecie wyobraźni. Znacznie większą rolę publicysta przypisał pobytowi Słowackiego za granicą, podróżom dalszym i bliższym, kontaktom z bratnimi duszami. Za jedno z najprzedziwniejszych dzieł Wieszcza Jankowski uznał poemat "Anhelli", a za utwór jedyny w swoim rodzaju (na skalę literatury światowej!) - "Hymn o zachodzie słońca...", "Króla Ducha" natomiast określił jako dzieło "wspaniałe miejscami, ale chaotyczne". Słowacki i jego twórczość znalazły się w centrum uwagi w roku 1909, przy okazji obchodów 100. rocznicy urodzin i 60. - śmierci poety. Obchodom tym, które osiągnęły skalę krajową, towarzyszyły burzliwe debaty nad sposobem uwiecznienia Wieszcza i miejscem jego pochówku, po planowanym sprowadzeniu prochów z Francji. Miał swój udział w obchodach rocznicowych również Czesław Jankowski, mieszkający wówczas w Warszawie. Był on członkiem powołanego w kwietniu 1909 roku Komitetu Obywatelskiego ds. sprowadzenia prochów Słowackiego do kraju, a także autorem komentarzy do obrazów inspirowanych twórczością Wieszcza, których reprodukcje znalazły się w "Albumie sztuki polskiej i obcej" (zeszyt 9), wydanym w 1909 roku przez Towarzystwo Akcyjne S. Olgelbranda i synów. Wydawcy nieprzypadkowo wybrali Jankowskiego na autora przedmowy do albumu oraz komentarzy. Miał on bowiem za sobą spore doświadczenie jako recenzent pisujący na tematy dotyczące malarstwa dla "Ateneum" i "Tygodnika Ilustrowanego" oraz jako jeden (na równi z Wojciechem Gersonem i Stanisławem Witkiewiczem) z kierowników działu sztuk pięknych w "Kurierze Warszawskim". Niewątpliwie miało znaczenie również to, że Jankowski był malarzem amatorem, uczniem Stanisława Witkiewicza. W przedmowie do "Albumu sztuki polskiej i obcej" Jankowski stwierdza, iż ilustrowanie dzieł Słowackiego jest zadaniem niezwykle trudnym, bowiem poeta sam był uzdolnionym malarzem, doskonale znał się na kombinacjach kształtów i kolorów. W rezultacie więc jego opisy wprost zaskakują malowniczością i malarskością, a postaci "mienią się zawsze doborem najwyszukańszych barw, stoją w nadzwyczajnym świetle lub w misternych załamywaniach świateł i cieni". Autor przedmowy przytacza wypowiedź na ten temat jednego z malarzy (i literata jednocześnie), Antoniego Gawińskiego: "Gdyby malarze polscy tak malowali, jak widział Słowacki, sztuka nasza rodzima nie miałaby równej na świecie." Jankowski zwraca również uwagę na to, że świata fikcyjnego Słowackiego (w odróżnieniu np. od Mickiewicza) nie sposób jest ująć w kształty realne, gdyż jest on cały "przestylizowany indywidualnością poety, jego oryginalnym, poetyckim na świat patrzeniem", co stanowi dla ilustratora dodatkowe utrudnienie. Zdaniem publicysty, malarz będzie w stanie sprostać stawianym mu wymaganiom tylko wtedy, jeżeli pomiędzy nim a Słowackim zaistnieje swoiste "pokrewieństwo duchowe". Takowe pokrewieństwo z poetą dostrzega Jankowski u swego przyjaciela z okresu studiów w Krakowie, Jacka Malczewskiego. "Album sztuki polskiej i obcej" zawiera 5 ilustracji: "Smutno mi, Boże" Władysława Wańkiego (inspirowaną przywoływanym niejednokrotnie "Hymnem o zachodzie słońca"); "Œmierć Ellenai" Jacka Malczewskiego, powstałą pod wpływem poematu "Anhelli"; "Córka króla Lecha" Artura Grottgera, nawiązująca do "Króla Ducha" oraz "Balladyna" Leona Wyczółkowskiego i "Kirkor u wdowy" Czesława Tańskiego, będące impresjami malarskimi na temat dramatu "Balladyna". Każda ilustracja została opatrzona przez Jankowskiego komentarzem, który stanowi omówienie wyeksponowanego przez autora fragmentu dzieła literackiego, uzupełnione cytatami z utworu, a niekiedy też - informacją na temat okoliczności powstania tegoż utworu bądź obrazu. Tak na przykład Jankowski dosyć drobiazgowo omawia okoliczności powstania "Hymnu" Słowackiego, próbuje oddać atmosferę podróży morskiej, ale też analizuje pomysł artysty malarza, aby przedstawić poetę nie na statku, lecz na jednomasztowej łodzi rybackiej, co ma służyć bardziej wyrazistemu uplastycznieniu jego samotności. Komentarz do obrazu olejnego "Œmierć Ellenai" z kolei zaczyna autor od opisu przedstawionej sceny oraz krótkiej charakterystyki losów bohaterki. Cytując pełną uznania wypowiedź Zygmunta Krasińskiego na temat opisu sceny śmierci Ellenai, Jankowski uzupełnia ją własnymi dygresjami: "Obraz ma w sobie surową patetyczność sceny, rozgrywającej się w krainie dziewiczej, dzikiej, gdzie uczucia ludzkie dorastają do bezwzględności i potęgi miejscowej przyrody. Nie przedziwna elegijność poematu Słowackiego natchnęła malarza, nie bajeczna gra kolorów, lecz natchnęła go groza, uderzająca z kart niektórych. Zda się, że moce jakieś żywiołowe działają; przyszły niepodzielnie od słowa i z istot ludzkich uczyniły - nadludzi." Mniej udany jest komentarz do obrazu "Zamordowana Alina" Leona Wyczółkowskiego. Uzupełniony dwoma cytatami z dramatu "Balladyna", dotyczy oceny koncepcji malarza, aby ukazać bohaterkę widzianą oczami Filona (Jankowskiemu przypomina ona z kolei w tej scenie Ofelię). Wniosek został ujęty w jednym zdaniu: "Nastrój elegijny przenika obraz, cały trzymany w charakterze wizjonerskim, doskonale przystosowanym do ogólnego stylu fantastycznej tragedii Słowackiego, obdarzonej wewnętrzną siłą urągania się z tłumu ludzkiego, z porządku i ładu, jakim się wszystko dzieje na świecie". Podobnie jest w przypadku rysunku Artura Grottgera "Córka króla Lecha". Trudno jest oceniać komentarze Jankowskiego. Z pewnością ujawniają one zdolności autora jako publicysty i znawcy sztuk plastycznych, ale też nie stanowią dzieł błyskotliwych czy nowatorskich. Kolejna (i ostatnia) przygoda Czesława Jankowskiego ze Słowackim miała miejsce już w roku 1927, przy okazji dojścia do skutku - planowanego od 1909 roku - sprowadzenia z Francji prochów poety. Jankowski miał wówczas 70 lat, rok wcześniej uroczyście obchodził jubileusz 50 - lecia działalności literackiej. Nie zważając na wiek, był stałym współpracownikiem wileńskiego "Słowa", redagowanego przez Stanisława Cata Mackiewicza, zyskał sobie miano nestora dziennikarzy wileńskich oraz "wyraziciela opinii wileńskiej w rzeczach sztuki". Zaczynając od kwietnia tego roku, odkąd oficjalnie podano do wiadomości, iż długooczekiwane sprowadzenie prochów Słowackiego do kraju ma wkrótce nastąpić, Jankowski opublikował na łamach dziennika "Słowo" kilka felietonów na ten temat. W kwestii miejsca pochówku "barda narodowego najwyższej miary", jak określił Słowackiego Jankowski, opowiedział się zdecydowanie za katedrą na Wawelu, a tym samym wystąpił przeciwko projektowi promowanemu przez Straż Piśmiennictwa Polskiego [zalążek Akademii Polskiej, zrzeszającej najbardziej zasłużonych literatów - I. F.] złożenia prochów poety w podziemiach warszawskiej katedry św. Jana. Jankowski uznał argumenty członków Straży Piśmiennictwa Polskiego o rzekomym umiłowaniu przez Słowackiego Warszawy za mało przekonujące. Jego zdaniem, wtedy gdy Słowacki woła: "Ja nie wierzę, abyś ty się, Warszawo, zlękła carskiego czoła i carskich rycerzy...", ma na myśli nie konkretnie stolicę, lecz Polskę w ogóle, jest więc dla niego Warszawa symbolem politycznym kraju. Jankowski zaapelował do czytelników, aby podczas uroczystości towarzyszących sprowadzeniu prochów Słowackiego do kraju, które obejmą wszystkie środowiska twórcze w całej Polsce, nie zabrakło udziału Wilna. Apel ten odniósł skutek: 14 czerwca, w dniu ekshumacji prochów Wieszcza z paryskiego cmentarza, w kaplicy na wileńskiej Rossie odbyło się nabożeństwo żałobne, w którym wzięli udział przedstawiciele władz miejskich, literaci, dziennikarze oraz naukowcy z Uniwersytetu Stefana Batorego. Po nabożeństwie uczestnicy ceremonii zebrali się przy grobie ojca poety, Euzebiusza Słowackiego, w celu pobrania ziemi, która miała być złożona wraz z trumną w krypcie na Wawelu (podobnie w Krzemieńcu pobrano ziemię z grobu Salomei Becu, matki Wieszcza). Skrzynkę z ziemią z grobu Euzebiusza Słowackiego, umieszczoną w specjalnej szkatułce, prof. Stanisław Pigoń przechowywał na uniwersytecie (w rektoracie) do chwili zabrania jej przez delegację wileńską do Krakowa. Gdy Jankowski następnego dnia relacjonował na łamach "Słowa" przebieg ceremonii, która miała miejsce na cmentarzu Rossa, prawdopodobnie nie wiedział jeszcze, że to on właśnie - na równi z Witoldem Hulewiczem - dostąpi zaszczytu niesienia owej szkatułki z ziemią podczas uroczystości krakowskich w dniu 28 czerwca 1927 roku. Uroczystości krakowskie, a także powiązane z tą okolicznością - wileńskie, znajdowały się w centrum uwagi prasy w całym kraju. Przebieg tych uroczystości relacjonowało również wileńskie "Słowo". Felieton Jankowskiego o wrażeniach krakowskich ukazał się na łamach dziennika stosunkowo późno, dopiero po upływie 2 tygodni. Został on zamieszczony w pięciu odcinkach (nr 156 - 160) pod tytułem "U prochów Słowackiego". Jankowski przedstawia bieg wydarzeń w porządku chronologicznym, od momentu oczekiwania na przystani w pobliżu Mostu Poniatowskiego w Warszawie na przybycie z Gdyni statku (o nazwie "Mickiewicz"!) z hebanową trumną za szczątkami Słowackiego (26 VI), towarzyszenie konduktowi pogrzebowemu w drodze do katedry św. Jana, aż po powitanie zgotowane przez krakowian na ulicy Lubicz (27 VI) i przebieg głównych uroczystości w dniu 28 VI. Cytuje również fragmenty rozmowy z Janem Lechoniem, który wraz z Arturem Oppmanem był bezpośrednim świadkiem ekshumacji prochów Słowackiego, a następnie eskortował je do kraju. Wcześniej, w dniach 6 - 7 lipca, Jankowski opublikował w dwóch odcinkach artykuł pt. "Ostra Brama i Słowacki w wydawnictwach okolicznościowych", w którym dokonał przeglądu nowości edytorskich związanych z ostatnimi wydarzeniami, jak też podsumował udział w nich Wilna. Okazało się, że udział ten w przypadku uroczystości związanych ze sprowadzeniem prochów Słowackiego w skali kraju nie został dostrzeżony. Czesław Jankowski skomentował ten fakt z najwyższym smutkiem: "Ile to w prasie napisano - o Krzemieńcu! Posypały się opisy, wspomnienia, widoki. A o Wilnie, które stokroć bardziej zaciążyło na Słowackiego organizacji duchowej i na jego twórczości... ledwie, ledwie. Ktoś tam gdzieś coś bąknął. Wilnu naszemu zawsze wiatr w oczy." Narzekania Jankowskiego były uzasadnione. Udział Wilna w wydawnictwach okolicznościowych okazał się również znikomy. Publicysta próbował więc sam wypełnić lukę w tym zakresie: napisał broszurę pt. "O Słowackim", wydaną przez Wileński Komitet udziału w obchodzie złożenia na Wawelu prochów poety. Wspomniana broszura czy jak chce autor - "książeczka", omawia w sposób dostępny "najprostszemi słowy" dzieje życia i twórczości Słowackiego ze szczególnym uwzględnieniem okresu wileńskiego, któremu (inaczej niż w szkicu z 1899 roku) przypisuje niezwykle istotną rolę. Jankowski zaczyna od określenia istoty bycia poetą oraz porównania dwóch największych romantyków - Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. Jego zdaniem, Słowacki jest równy Mickiewiczowi pod względem płomiennego patriotyzmu, ustępuje mu "niezłomnym ducha majestatem", ale za to prześciga - "porywającą pięknością poetycką wszystkiego, co pisał, tudzież lotnością wyobraźni, dla której zdają się granice nie istnieć". Mówiąc o okresie wileńskim, Jankowski celowo pomija drażliwe tematy (sprawę śmierci ojczyma, kontaktów rodziny z ludźmi z otoczenia senatora Nowosilcowa), a niekiedy wręcz podaje błędne informacje. Tak np. twierdzi, iż chrzest przyszłego poety "z oleju" odbył się w kościele św. Michała, gdy tymczasem wiadomo, że miało to miejsce w kościele akademickim św. Jana. Podkreśla natomiast, że tu w Wilnie, zaczęły się kształtować cechy osobowości poety (m. in. samotność z wyboru, przeświadczenie o wyznaczonym mu posłannictwie) oraz zainteresowania artystyczne (literaturą, teatrem, muzyką, malarstwem), a przede wszystkim - talent poetycki, który - zdaniem Jankowskiego - osiągnął potem szczyt w "Beniowskim". W atmosferze wileńskiej widział też przyczynę zainteresowań Słowackiego mesjanizmem, czego owocem jest "Genezis z ducha", będący kluczem do zrozumienia innych jego dzieł. Czesław Jankowski kończy swoją książkę słowami: "W dniu 3 IV 1849 roku, po odbyciu spowiedzi i przyjęciu Komunii, przy zupełnej przytomności umysłu, w podniosłym nastroju religijnym, wsparty na rękach obu najbliższych swoich przyjaciół, późniejszego arcybiskupa warszawskiego Felińskiego i Francuza Pettiniaud'a - Juliusz Słowacki oddał Bogu ducha." Dwa lata po ukazaniu się wspomnianej książki oraz 80 lat pośmierci Juliusza Słowackiego, w podobnej atmosferze, w obecności księdza Waleriana Meysztowicza orazświeżo poślubionej młodziutkiejżony Jadwigi, oddał Bogu ducha również Czesław Jankowski. Obu poetów połączyły nie tylko te same miasta (Wilno i Warszawa), zamiłowanie do poezji i malarstwa, ale również okolicznościśmierci...

NG 50 (435)1999 r.

Nasz Czas
 

WILNIANIE ZASŁUŻENI DLA LITWY, POLSKI, EUROPY I ŚWIATA

(1892 - 1983 ). Pejzaż inflancki w twórczości Kazimiery Iłłakowiczówny. Autor Agnieszka Durejko.

Autorka publikacji Agnieszka Durejko jest adiunktem Katedry Literatury XIX wieku w Instytucie Filologii Polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Urodziła się 4 grudnia 1965 roku we Wrocławiu. Jest absolwentką Państwowej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I Stopnia we Wrocławiu im. Karola Szymanowskiego w klasie fortepianu. W latach 1980-1984 uczęszczała do III Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza.

Zainteresowania kulturą literacką i muzyczną zadecydowały o wyborze studiów polonistycznych w rodzinnym mieście, które ukończyła w 1989 roku. Praca magisterska, Monografia Wileńskiego Cmentarza na Rossie, została napisana pod kierunkiem profesora Jacka Kolbuszewskiego. Po ukończeniu studiów pracuje w Instytucie Filologii Polskiej w charakterze pracownika naukowo-dydaktycznego. Artykuły pisane przez Agnieszkę Durejko stanowią wynik związków rodzinnych z kresami (ojciec pochodził z Nowogródka) oraz zamiłowania do odkrywania i badania mało znanych zagadnień. Szeroko rozumiana problematyka kresowa, uwzględniająca obszar dzisiejszej Litwy i Łotwy, stała się głównym tematem publikacji Agnieszki Durejko.

W życiu prywatnym Agnieszka Durejko jest mamą dwóch synów: Dawida i Dominika oraz zapaloną miłośniczką morza i żeglarstwa.

Dorobek literacki Kazimiery Iłłakowiczówny jest nadzwyczajnie bogaty i zdawać by się mogło, że dobrze poznany. Jednakże pojawiające się przy różnych okazjach wypowiedzi świadczą jeszcze o niedokładnym penetrowaniu tej wspaniałej, bardzo malarskiej, a zarazem muzycznej twórczości poetyckiej. Polska poetka jest niewątpliwie największym zjawiskiem spośród wszystkich ludzi pióra piszących o Inflantach.

Tradycja literatury polskiej w byłych Inflantach polskich nie ma ciągłości. Twórczość literacka Polaków nie daje się więc sprowadzić do ciągłego procesu kulturowego, zaznacza się jednak wyraźnie tendencja, widoczna przede wszystkim w poezji, wyrażania emocjonalnego związku z ojczyzną, której najwyraźniejszym symbolem, organizującym ten krajobraz rodzinny, jest rzeka Dźwina. Toteż przestrzeń literacka historycznie widzianej Litwy zyskuje obok Niemna drugi charakterystyczny element.

Stefan Napierski pisał o Iłłakowiczównie chyba niezbyt słusznie: "Obolała, dwóch skłóconych ojczyzn córka (tej Litwy, która jej nie pragnie, i tej Polski, którą zbyt długo rzeczywistą pragnęła) genetycznie rozdwojona, psychicznie bezdomna, buduje wokół siebie, jako ostatnie schronienie, świat fikcji poetyckiej...".[1] Granice w życiu Iłłakowiczówny nie odnoszą się wyłącznie do obszaru, terytorium, krainy, one przebiegały w rozmaity sposób. Pojawiały się na przykład w chwilach przełomowych dla jej życia. Urodziła się w Wilnie, i tam spędziła kilka lat ze swoją mamą Barbarą i siostrą. Po śmierci matki została rozdzielona z siostrą i adoptowana przez wuja. Drugi etap życia złączył ją z przybraną matką Zofią Bujnową i Inflantami Polskimi, które były prowincją w historycznie rozumianej Litwie już przecież od XVI wieku, czyli od czasów panowania Zygmunta Augusta. Kilkanaście lat spędzonych w Baltyniu i okolicach, odcisnęło mocne piętno na duszy Iłły. U schyłku życia , w 1981 roku powiedziała: "Dla mnie ojczyzną zawsze pozostaną Litwa i Łotwa. Wszystko inne- i Warszawa i Poznań- było i jest dla mnie zagranicą. Cały mój pejzaż jest stamtąd, z moich stron rodzinnych. To nie przypadek, że poetka zestawia ze sobą te dwie przestrzenie, uwzględniając fakt, iż istotnie byłe Inflanty należały do Łotwy po 1918 roku. W swoich utworach opisywała jakby wspólnie "nieznanych świętych Łotwy i Litwy, a także brzozy rosnące od Dźwińska do Mołodeczna i od Mołodeczna do Wilna".[2]

To właśnie tam na ziemiach naddźwińskich zrozumiała, że pisanie jest jej powołaniem, chciała pisać, choć potem przez całe życie obawiała się czy robi to dobrze. Stąd wykazywała tyle aktywności przy innych zajęciach. Życie od początku nie było dla niej łaskawe. Kilka lat po urodzeniu straciła ojca i matkę, wychowywał ją wuj Jakub Iłłakowicz w Dyneburgu. Mocno zaniedbaną zabrała filantropka Zofia z Zyberk Platerów Bujnowa. Kazia znalazła dom, opiekę i miłość. Trudno więc się dziwić, iż ten fragment życia zaowocował także zbiorkami poezji, które uchwyciły piękno ziemi dzisiaj łotewskiej

Kochała przyrodę, w której się wychowała, tworzyła z nią całość. Potrafiła dostrzegać niewielkie, drobne rzeczy, jak "motyl trąca motyla", swoje rzeki, ale i "nasze dziewczęta". (To zbiorowe odczuwanie jest bardzo charakterystyczne dla wielu twórców z Inflant). Poetka w swoim wspaniałym tomiku Popiół i perły nie pisze wierszy, tylko jakby wierszowane obrazki, mocno skondensowane treściowo. Odnosi się wrażenie, iż zjawiska, które opisuje, miejsca, które charakteryzuje, są bardzo namacalne, rzeczywiste, obserwowane jakby bez perspektywy czasowej. (Wiersze rzadko mają budowę stroficzną) Matylda Wełna pisała: "Zdumiewa [...] prawda szczegółu, bystre, zachłanne oko, które wszystko widzi, nawet rzeczy drobne, mało ważne, przez innych pomijane, niedostrzegane. Od dzieciństwa zżyta z przyrodą, umie na nią patrzyć, kontempluje wszystkie jej przeobrażenia, nasyca się jej pięknem. [...] Dla niej w przyrodzie było coś tajemniczego: rzeka samograjka, bez- siwy ze starości[3]; zna nazwy polnych kwiatów, nie przejdzie obojętnie obok badyli, uroczą ją pożyteczne zioła, dostrzega małe dramaty zwierząt i roślin"[4].

W jej poezji odnajdujemy bogactwo uczucia i fantazji[5], bogate i wylewne opisy, przeciwstawione zwięzłym, króciutkim wierszykom. Iłła bawi się słowem. Jej wyobraźnia żywi się niepohamowanym temperamentem i jednocześnie wrażliwością godną artysty malarza. Muzykalność i śpiewność wiersza można wyłapać nie tylko słuchem, ale i zmysłem wzroku. Jak pisano w gazecie przedwojennej: "Tajemnicza zawsze istota talentu, gdy chodzi o Iłłakowiczównę, staje się bardziej jeszcze niepojętą. Czemu się to dzieje, że najfantastyczniejsze obrazy, najbardziej dziwaczne i nieoczekiwane skojarzenia stają się źródłem głębokich wzruszeń, w czym tkwi ich emocjonalna siła?...."[6]. Próbą odpowiedzi na to pytanie będzie zaprezentowanie tego wycinka życia poetki i pokazanie fragmentu dorobku literackiego, który bezpośrednio wiąże się z przestrzenią ziemi inflanckiej, na której Iłłakowiczówna przez jakiś czas się wychowywała. "Dzieciństwo spędziłam na dawnych Inflantach, w dzisiejszej Łotwie.[...] Najbliższą "stolicą" tamtych stron był dzisiejszy Daugavpils, wówczas zwany Dyneburgiem, najbliższym miasteczkiem mojej wiejskiej okolicy był Krasław, a do kościoła jeździło się do Indrycy nad Dźwiną"[7].

Okres życia w Baltyniu i Stanisławowie sama Iłła tak opisywała: "Przywieziono mnie linijką z Krasławia od pani Żabiny [....].A do pani Żabiny dostałam się od wujostwa ze Śniegów...Do nich zaś przedtem spadłam od wuja i wujenki, u których miałam się wychowywać w Dyneburgu po śmierci matki mojej Barbary w Śniegach. Nie było tam żadnego wychowania i płakałam całymi dniami, zaniedbana i zawszona, pod opieką dwóch dzieńszczyków (rosyjskich ordynansów), więc zabrano mnie z powrotem do Śniegów. Tymczasem u pani Żabiny cały czas leżała moja fotografia. Tę fotografię zobaczyła moja matka, Zofia, i postanowiła mnie wziąć do siebie. [...] Baltyn leży dziś na Łotwie Sowieckiej, wtedy leżał w guberni Witebskiej. Ganek był obszerny, opleciony dzikim winem. Matka moja Zofia siedziała przy herbacie, na ganku, za niskim, koszykarsko plecionym stolikiem, kiedyśmy zajechały. Miała białe włosy i jedno pasmo ciemnorudych, patrzyła na mnie bez uśmiechu,[...]"[8].

O Stanisławowie wiadomo, że go nie lubiła. "Zresztą wszystko zło zaczęło się właśnie w Stanisławowie.[...] Parafią naszą stała się Indryca, wieś nad Dźwiną, gdzie nie było nic i nikogo, oprócz kościoła. Krasław był jedyną naszą światłością, z chwilą przeprowadzenia się o wiorst osiem dalej w głąb, wyjazdy nasze stały się coraz rzadsze, a przyjazdy do nas całkowicie ustały. W Stanisławowie trzeba było wszystko urządzać od parku począwszy. W Baltynie był zasiedziały dwór ze starym parkiem i nawet własny cmentarz byłych właścicieli Baltyna, jakichś kurlandzkich baronów"[9].

Dlatego nic dziwnego, że dostrzegano w jej twórczości bogactwo języka ze słownictwem ze wszystkich stron. Lubiła słownictwo ludowe, zapamiętane z okresu młodości. Dlatego nie jest łatwo tłumaczyć jej wiersze na język obcy, są zbyt osobiste i trudne. Dzięki lekturom dziewiętnastowiecznym miała bogaty zasób polszczyzny z tegoż wieku. I choć nie była nowatorką, nie tworzyła słów nowych, ani nie zapożyczała ich z innych języków, to jednak poprzez zastosowanie wyrazów gwarowych ożywiała swoje wiersze i nadawała im specyficzny klimat. Zwiększoną ekspresję osiągała także poprzez wykorzystywanie znaków interpunkcyjnych.

Tomik wierszy Popiół i perły stanowi zbiór wspomnień z kraju lat dziecinnych, z byłych Inflant Polskich. Znamiennym jest fakt iż poetka w jednym z wierszy określa odbiorców tych swoich utworów: Nie dla obcych

Ten las, ten ogród, ten dom,
te porosłe cząbrem manowce
-to nie są wiersze dla was,
to nie są wiersze dla obcych.
Stoją tu czcionkami zaklęte
grządkami na stronicach,
ale ten kto żywcem spamiętał,
tylko ten się może zachwycać (...) [10].

Skoro nie dla obcych, a tylko dla tych co tę inflancką ziemię znają, to dlaczego sam wiersz zachwyca? Decydują tu na pewno dwa elementy, przestrzeń opisywana, jak i sposób opisu. Wartość estetyczna wiersza i walory pozaestetyczne są tak duże, że jak pisano w miesięczniku: "te fragmenty opisowe mają wystarczającą plastykę, by uprzytomniać sprawy i rzeczy nawet obcej wyobraźni; przenikający je liryzm narzuca się uczuciowości nawet nie zainteresowanego, nie dotkniętego utratą zakordonowych części Rzeczypospolitej człowieka"[11].

Obok tego wiersz, w którym nastąpił wyraźny podział na tych obcych i na tych swoich, w tomiku znalazły się jeszcze inne wiersze, które podkreślają jakby granicę istniejącą między tamtym światem naddźwińskim a krajem nad Wisłą. Wiersze Iłły o latach dzieciństwa powstawały w latach dwudziestych, kiedy to ziemie inflanckie zostały wcielone do Łotwy. Poetka pisze o "tamtejszych dzieciach", które kiedyś uczyła. Przychodziły z okolicznych miejscowości: Ruchman, Liwczan, Kokiń, dostawały elementarze, siedziały na trawie i uczyły się pisać i czytać. W wierszu tym pojawia się uczucie tęsknoty i troski o dzieci z tamtych czasów.

Czyście dzisiaj szczęśliwsze,
czy lepszy dzień wam świta,
małe tamtejsze dzieci,
które uczyłam czytać?


Przychodziły z Liwczan
przybywały z Kokiń,
w oczach miały siwych , modrych
spokój głęboki.


Dawałam im elementarze,
mówiąc : "Czekajcie, sama wam wszystko pokażę",
a one siadały w trawie
czapkami , warkoczykami się bawiąc.[...]


Zlatywały się roje much,
coraz bardziej słaby w nas wszystkich duch,
przez palce jak słońce przeciekał...
Przysłano nam chleba i mleka.[...]

Wyraźne odczuwanie podziału ci i tamci oraz podział wynikający z perspektywy czasowej, na tych z tamtych czasów z dzieciństwa i tych współczesnych Iłłakowiczównie, widać w wierszu Tamtejsi [12]:

Jacyż to nasi tamtejsi?
Bledsi , chudsi , lżejsi, mniejsi.
Piechotą na jarmark idą,
by ich podwiózł - proszą Żyda;
służą starowierom jak parobcy,
nie strzyżeni , niepiśmienni...Ciche owce!
Tyfus ich dziesiątkuje i cholera,
tacy byli w mym dzieciństwie...Jacyż oni teraz?
Dzieci ich patrzą jak blade kwiatki lnu,
psy ich zawsze wyją , skomlą - nie znają snu...
W kościele łanem się chylą zbitym przez grad,
ten najszczęśliwszy z nich , co krzyżem padł;
Hostia nad nim wzniesiona jaśnieje niezwykle
O święci , nieznani święci Łotwy i Litwy!.

Charakterystycznym wierszem uwzględniającym tę niesamowitą inność dwóch światów: Inflant nad Dźwiną i Polski nad Wisłą można zauważyć także w wierszu Powietrze koło mnie już nie te rozpoczynający cykl Wiersze chropowate. Ta tęsknota za czymś co nie wróci, co nie da odczuć zapachu powietrza naddźwińskiego, kładzie się cieniem na cały wiersz.

Powietrze koło mnie już nie te,
Pieni się kotłuje i wre....
[...]

Zastygłam od czarnej biedy,
Dawno mię kamieniem przykryto,
Nie wiem od kiedy
Leżę pod wielka płytą...[...]

W poświęconym przybranej matce tomiku wierszy, można uznać za dominantę liryzm wypływający z wierszy Iłły. Poetka chwyta chwilę, która kiedyś minęła. Potrafi opisać radość i jak pisała Stefania Podhorska Okołów: "Motywy tej radości są rozmaite, ale wszystko jednako proste i dziecinne; stąd wieloplanowość fragmentów obrazka i jednolitość ogólnego nastroju"[13]. Znakomicie pokazuje to wiersz Niedziela[14], w którym radość osiąga najwyższy poziom przy "różowej ślicznej wykrochmalonej sukience":

Ganek- z lekka wilgotny od rosy,
ślady stóp na zgrabionem bose.
Jeszcze wcześnie. Stangret myje koła.
Dzwony biją dalekiego kościoła.
Już Barbara z Józią śpieszą na piechotę;
już ich nie ma; już znikły za płotem.
A ja mam sukienkę różową, ślicznie krochmaloną,
i cieszę się , że święto i że już dzwoniono.

Niezależnie od tego, czy wiersz opisuje postać, scenkę rodzajową, czy też krajobraz, z tych utworów emanuje świeżość uczuć i natłok emocji związanych z przeżyciami z dzieciństwa [15]. Pojawia się w tomiku galeria postaci: służba domowa, chłopi, służący, żydzi, rzeźnik oraz przeżycia jak sny przewidzenia, strachy, tęsknota, troski i radości dzieciństwa. Iłła nie ulega sztywnym ramom wierszy. Jej utwory są wierszami drobnymi, najczęściej bez podziału na zwrotki. Liczy się tylko ich melodia, ich brzmienie. Można odnieść wrażenie, iż teksty są fragmentaryczne, jakby po muśnięciu piórem, śladem chwili, która również jest krótka. (Ta prostota i asceza wyrazu jest wręcz w tych wierszach niesamowita).Tę prostotę zauważono również w 1930 roku przy okazji artykułu o poetce: "Ten Dwór w Dorotpolu[16] mógłby się stać przedmiotem interesującej rozprawy o prostocie w poezji. Na jego przykładzie można by z powodzeniem bronić tezy, że prostota uchodzi tylko ludziom skomplikowanym"[17]. W otoczeniu takich ludzi i takich miejsc jakie opisuje, wychowała się. Zżyła się z tym światem do tego stopnia, że widzi jak kwiat kartofli okiem do niej mruga, mówiąc: "gdzie taka uroda druga"?, "jęczmień zdradliwy i miękki szuka dotknięć ciepłej ręki...wślizga się pod jedwabie, już kłują lepkie wąsiska!", zna miejsca, gdzie jeżyny "lepkie, ciemne, płodne - w czarne kałuże zaglądają do dna" i wie, że ,choć "na nich jagoda błyska", pod niemi są wężowiska, ma swoje ukochane knieje i rzeki, nie obcy są jej kacapi, którzy wciąż "jedzą aż człowiekowi słabo", rozczesują swe "brody jasno-złote, żegnają ziewające paszcze jeszcze pełne chleba i jasnymi oczyma w jasne patrzą niebo"[18].

Niektóre wiersze są nawet nieco udramatyzowane, jak choćby wiersz Wabolskie jezioro[19]. Odbiorca tego tekstu widzi przesuwające się niczym w projektorze obrazy. Kleryk leży chory, nie ma kto poprowadzić nieszporów, odprawianych jedynie przez ptaki, kościoły w Liksnie i Iłłukszcie " rozbite". Z chórem czajek i innych ptaków lamentują kobiety. W tym samym czasie pojawia się blady chłopiec z dziurą w czole i lancą. Klęka i żegna się, znika. Nikt się tym jednak nie przeraża, gdyż wszyscy wiedzą iż "nad jeziorem czasem widny nieboszczyka polskiego pana zabity syn." Kadr po kadrze przesuwa się przed oczami czytelnika, który uczestniczy w misterium ducha pojawiającego się nad jeziorem, scenariusz wydarzenia. O jeziorach inflanckich Iłlakowiczówna napisała: "Było tam dużo jezior, więcej, niż można sobie na raz wyobrazić. Z jednego pagórka w naszym Stanisławowie można ich było widzieć przynajmniej osiem"[20].

W krótkim wierszu Krup [21], poetka nie opisuje choroby , ani nie roztrząsa uczuć, relacjonuje raczej na gorąco fragment prawdziwego życia:

Tyle lekarstw, coraz nowych prób
Tyle nocy dusił dziecko krup
Jeszcze nie ustąpił, jeszcze nad nim stoi
Pomarnował w domu wszystkich , wszystkich samych swoich!
Ciągle tak na dworze zimno, ciągle wilgotno...
Stangret Waśkę i Orlika przywiódł pod okno;
Jeden strzyże, strzyże uchem, drugi w głos stęka.
"Nie powróci już do zdrowia mała panienka!"
Żółte koty mrucząc pilnie czuwają:
"Będzie zdrowa, będzie zdrowa, czekajcie maja".

Jak stwierdza Wilhelm Szewczyk, Iłłakowiczówna wolała pisać o epizodach społecznych z przeszłości, od rzeczywistości teraźniejszej stroniła[22]. Jednak cechą najbardziej zauważalną w tomiku Popiół i Perły jest miłość ojczyzny, kraju lat dzieciństwa, a z niej wyrasta miłość rzeczy prostych, codziennych, ukrytych w trawach, łące, kwiatach, rzeczce, itp.

Ta spostrzegawczość i kochanie przyrody ujawniło się we wszystkich wierszach tomiku, ale także w tomie prozatorskim Trazymeński zając. Autorka pracy porównała wiersze związane z jakimś wycinkiem krajobrazu i zestawiła je z fragmentem prozy. Pięknym przykładem poetyckiego opisu jest wiersz Cmentarz w Jurahowie [23]:

Po stromym urwisku czeremcha się wspina;
Śpią w brzozowej kniejce dziedzice Baltyna.
Płynie łąką bystry ruczaj,
Młyn daleko stuka, huczy,
z wzgórz okolicznych pachnie las sosnowy
i dymy lecą od Baltyna i Jurahowa,

któremu przeciwstawia się wspomnienie poetki pisane także prozą:

"Baltyn leżał na górze, a cmentarz całkiem w dole za bagnistą łączką, którą przecinał bieg wody. [...]. Na drugim wysokim brzegu leżało Jurahowo, a nie opodal zejścia stamtąd wśród kwaśnych kępiastych pastwisk - okrągły, zadrzewiony, okopany rowem cmentarzyk[..]"[24].

Cmentarzyk jurahowski klęczy po pas w trawach
płot- dawno obalony; bydło wchodzi bez obawy,
pomiędzy ciasne pnie łaciate krowy się tłoczą
i łamią bez, i brzózkom zbyt długie obrywają warkocze.
Fujarka pytająco gwiżdże tuż , tuż za dawnym wałem....
...Na grobie śpi z kiścią traw w pysku owca z jagnięciem białem

Na cmentarzu jurachowskim znajdowały się mogiły baronów kurlandzkich. "Zresztą stan ich był pożałowania godny. Okalający je okop powoli zapełniał się trawą i zielskiem, jeżyny rozpleniając się obniżyły brzeg rowu. Lazł tamtędy kto żyw: dzieci po jagody, baby po chrust, owce i świnie -ze zbytków".[25]

Przychodzimy o wczesnym ranku, na przełaj przeciąwszy drogę.
"...Trzeba pomóc biednym umarłym , a oni nas też kiedyś wspomogą...?
Mamy łopatki i grabki, ciężko pracujemy schylone.
" Trzeba oczyścić mogiłki śpiącym kurlandzkim baronom".
Równamy ślad racic, podźwigamy upadłe krzyże....
" I oni nad nami się schylą , kiedy śmierć się do nas przybliży!"

"Wczesnym bardzo rankiem zbiegałyśmy[26] ze stromej pochyłości, zostawiając na lewo zarośnięte czeremchą zbocze i parów szalejący od słowików...Słowiki i komary pamiętam z inflanckich moich czasów jako najdokuczliwszą nocną plagę[27]... Biegnąc tak na cmentarz przed śniadaniem i lekcjami, niosłyśmy łopaty i grabie, każda z nas - stosownie do swego wzrostu i sił. Lubiłam te wyprawy, uważając je za ofiarę połączoną z przygodą [28].

Ta granica między poezją a prozą jakby się zaciera. Iłłakowiczówna pisze swe wspomnienia zlepiając strzępy wrażeń i obserwacji. Jak pisał Krzysztof Dybciak, " jej narracja jest pozbawiona ciągłości tematycznej, fabularnego uporządkowania, wyraźnego oświetlania faktów"[29]. Mało wyrobiony czytelnik, mógłby w niektórych momentach nie wyczuć różnicy między wierszem i prozą. Okazuje się więc, że ta umiejętność zapisywania chwili zrodziła więc nie tylko utwory liryczne. Opisana polskość na ziemiach dzisiejszej Łotwy jest czymś oczywistym[30]. Należy jednak zauważyć, iż w swoich utworach Z rozbitego fotoplastikonu, Niewczesne wynurzenia oraz Trazymeński zając, czasami wprowadza postaci innej narodowości, ale nadaje im specyficzne określenia[31] np. służącą Matyldę, która jest "Łotewką", bałtkami są pomocnice domu: Berta , Elza, Tina. "Czy były to autentyczne Niemki, czy Łoteweczki z Rygi , nie wiem, dość, że za nimi ściągnął cały szereg osobistości domowo-podwórzowych mówiących po niemiecku. Ogrodnik Walter, rymarz Frischengruber, szereg panien służących Mamy, (...)"[32]

Przeglądając tomik Popiół i perły, oraz prozę Iłłakowiczówny, można dojść do wniosku, iż przestrzeń geograficzna byłych Inflant Polskich, wyznaczyła Iłłakowiczówna poprzez najważniejszą rzekę Dźwinę oraz jej dopływy, liczne miejscowości, miejsca, które poznała w dzieciństwie. To była jej przestrzeń magiczna, polska, inflancka. W wierszu Dom nasz czytamy: "Tam w modrzewiach tych starych, stoi/ w krajobrazie przepasanym Dźwiną/ dom....[33] Tylko parę razy wprowadziła określenie tej przestrzeni, poprzez nazwę polityczną, czy też geograficzną. W "ziemi łotewskiej" pochowano jej matkę, natomiast jak zauważył wspomniany wyżej Krzysztof Dybciak[34], we wspomnieniach z 1940 roku odnajdujemy określenia "Łotwa sowiecka."

Krytycy bardzo ciepło ocenili ten zbiór wierszy. "Jesteśmy świadkami powrotu w świat dzieciństwa, który, dzięki wstecznej ewokacji zjawisk, połączonej zawsze z najwyższym napięciem strun uczuciowych, staje się triumfalnym wkroczeniem w świat poetyckiej zjawy[...]. Czytelnik przechodzi niejako osobiście wszystkie etapy tej wędrówki po krainie pamięci [...][35].

Wydanie tomiku Popiół i perły 1930 roku , zbiegło się z przyznaniem nagrody miasta Wilna im. Adama Mickiewicza za rok 1929. Wilno, jako historyczna stolica Litwy, centrum kulturalne, będące odniesieniem dla nieco prowincjonalnych miast inflanckich w XIX i na początku XX wieku, doceniło walory talentu poetyckiego Iłłakowiczówny. W ten sposób podkreślono zasługi poetki opiewającej ziemię kresową od Wilna do Mołodeczna za tomiki wcześniejsze takie jak: Płaczący ptak (1927) i Zwierciadło mocy. W "Przeglądzie literackim" napisano: tomiki " wskazują na okres dojrzałości talentu i pełnią żniwa tak bujnych kłosów poezji, wiązanych w snopy na naszych dalekich kresowych łanach."[36]

Przypisy

[1] Stefan Napierski, Mitologia cierpienia (O postawie poetyckiej Iłłakowiczówny)
[2] Zobacz wiersz Inwokacja, K. Iłłakowicz, Popiół i perły, Warszawa 1930, s.154
[3] Z wiersza Tamtejsze dzieci, W: Popiół i perły, Warszawa 1930, s.76.
[4] Matylda Wełna, Wierność życiu, s.5 i 16, W: Kazimiera Iłłakowiczówna, Poezje. Wybrała i wstępem opatrzyła Matylda Wełna, Lublin 1989.
[5] Pisano o tym w " Kobiecie współczesnej", Warszawa 1930, nr 8, s.5. "Bogactwo uczucia i fantazji stawiają Iłłakowiczównę na czele współczesnych poetów i poetek. Zdumiewająca jest bogata skala uczuć, których wyraz coraz to inny, znajdujemy w jej lirykach. O szerokości skali talentu autorki świadczą też jej prześliczne wiersze dla dzieci, tak znakomicie przystosowane do tkwiącej w duszy dziecka potrzeby poetyzowania życia otaczającego."
[6] "Kobieta współczesna" , op. cit.
[7] Józef Ratajczak, Lekcje u Iłłakowiczówny, Poznań 1987, s.8-9.
[8] Kazimiera Iłłakowicz, Niewczesne wynurzenia , Warszawa 1958, s.7-8.
[9] Tamże s.22.
[10] K Iłłakowiczówna , Popiół...., op. cit. s.26-27 ,.Zobacz: Józef Ratajczak, Lekcje.....,op. cit. s.29.
[11] "Przegląd Współczesny", Kraków 1931, t.37, R.X, nr 108, nr 144-145.
[12] K .Iłłakowiczóoowna, Popiół...., op. cit. s. 72.
[13] Stefania Podhorska Okołów, Popiół i perły, W: "Bluszcz" , Warszawa, 1930, nr 7, s.11.
[14] K. Iłłakowicz, Popiół, op. cit. s.46.
[15] Choć w "Czasie" wydawanym w Warszawie z 1930 roku, nr 76, napisano: "W otwierającym tom Dom nasz, dała poetka głęboko odczute, choć tu niekiedy wyjątkowo może zbyt rozlewne, wspomnienia z "kraju lat dziecięcych".
[16] Wiersz z tomiku K .Iłłakowiczówny, Popiół...,op.cit.,s.48.
Nad jeziorem - aleja lipowa:
tam mieszka Pani Piotrowiczowa.
Dwór miała rozłożysty, sad wielki i stromy,
kiedykolwiek się przyszło, zawsze była w domu:
nastawiała konfitur na białej serwecie
i mówiła " To dla was ,dzieci. Jedzcie....Jedzcie!"
[17] J.E. Skiwski, Poetka Gorzkich Uniesień, Kazimiera Iłłakowiczówna, Laureatka Nagrody Wilna, W: "Tygodnik Ilustrowany", Warszawa 1930, nr 11, s.205.
[18] "Przegląd Literacki", Warszawa 1930, nr 3, s.2.
[19] K. Iłłakowiczówna, Popiół ...., op. cit. s.32.
[20] Kazimiera Iłłakowicz, Niewczesne.... op. cit. s.5.
[21] K. Iłłakowicz, Popiół.... , op. cit. s.4.
[22] Wilhelm Szewczyk, Posłowie do Wierszy Wybranych K. Iłłakowiczówny, Łódź, Poznań 1949 , s.278.
[23] K. Iłłakowiczówna, Popiół...., op. cit., s. 37.
[24] K. Iłłakowicz, Trazymeński zając, op. cit. s.136.
[25] Tamże. s. 137
[26] Fraulein Ewlza Spalwink była pierwszą boną." Myślałam , że jest w moim życiu czymś wiecznym."- pisała Iłłakowiczówna we wspomnieniach. Z nią właśnie Iłła chodziła pracować na cmentarz. Zobacz: K. Iłłakowicz, Trazymeński zając....., op. cit., s.136
[27] Co wyraźnie widać w wierszu Poziomki, gdzie zamiast o poziomkach słychać i widać komary oczekujące na swój łup.
Dojrzewają jagody,
komary lecą od wody,
lecą chmurą, zbite w kupę,
lecą wężem, lecą słupem,
zwijają się wiankami, wiankami,
czekają na dziewczęta z dzbankami.
[28] K. Iłłakowiczówna , op. cit. s.138.
[29] Krzysztof Dybciak , op. cit. s.51.
[30] Podobne wrażenie robi proza Bolesława Limanowskiego, polityka, historyka i publicysty, urodzonego w powiecie dyneburskim, która opisuje ojczysty kraj z połowy XIX wieku. Wrażliwość na piękno krajobrazu widać w jego pamiętnikach. Częste podróże z domu do szkoły, czy na studia pozwoliły Limanowskiemu na poznanie ziemi łotewskiej, a kiedyś polskiej. Dużo miejsca poświęca opisowi Polaków , rodziny, ale wspomina także o innych mieszkańcach ziemi rodzinnej. Więcej zobacz u B. Limanowski, Pamiętniki (1835-1870), Warszawa 1937.
[31] Zwrócił na to uwagę również Krzysztof Dybciak , op. cit..s.54.
[32] K. Iłłakowiczówna , Niewczesne wynurzenia, op. cit., s.23.
[33] K. Iłłakowiczówna, Popiół....., op. cit, s.53
[34] K. Dybciak , op. cit. s.54.
[35] "Bluszcz" , op. cit. , s.10.
[36] "Przegląd Literacki", 1930, nr 3, s.2

Nasz Czas 7/2003 (596)

Nasz Czas
 

WILNIANIE ZASŁUŻENI DLA LITWY, POLSKI, EUROPY I ŚWIATA

ks. kardynał

Urodzony 17 października 1923 r. w Szukiszkach koło Bujwidz w rejonie wileńskim, wyświęcony na kapłana 18 czerwca 1950 r. w Białymstoku, mianowany Administratorem Apostolskim w Białymstoku 12 stycznia 1970 r., konsekrowany 8 lutego 1970 r., mianowany Arcybiskupem Metropolitą Wrocławskim 15 grudnia 1975 r., ingres do Katedry Wrocławskiej 2 lutego 1976 r., kreowany Kardynałem 25 maja 1985 r.

Nasz Czas
 

WILNIANIE ZASŁUŻENI DLA LITWY, POLSKI, EUROPY I ŚWIATA

(1905 - 1983)

Szanowna redakcjo. Dziękuję bardzo za wydrukowanie artykułu o mym stryjku, ks. A. Borysowiczu i za uzupełnienie go ciekawymi zdjęciami. Ten numer "Naszej Gazety" wysłałam do papieża.

Ponieważ redakcja pieczołowicie zbiera i zachowuje każdy ślad polskości w Wilnie, przesyłam publikacje z książki "Znani i nieznani ziemi radomskiej" dotyczące malarki, Haliny Hermanowicz, urodzonej i wykształconej w Wilnie. Jednym z Jej obrazów jest "Św. Krzysztof", który namalowała na zamówienie mojego wujka - wilnianina, ks. kanonika Seweryna Hołowni. Poprosiłam Andrzeja, aby zrobił zdjęcia z tego obrazu, które załączam. Ciekawą rzeczą jest to, że Halina Hermanowicz na tym obrazie dała św. Krzysztofowi swoją własną twarz. Jest więc to w istocie Jej autoportret.

Halina Hermanowicz namalowała też w 1955 roku mój portret, którego zdjęcie załączam. Krótko przed Jej śmiercią, w marcu 1983 roku obraz ten był wystawiony na jakiejś wystawie w Radomiu pod tytułem "Kwiat jabłoni". Pamiętam, że za ten portret p. Hermanowicz zdobyła też jakąś nagrodę.

Mama moja wspomina, że p. Hermanowicz była bardzo ekscentryczna. Podobno była pierwszą kobietą w Radomiu, która chodziła w spodniach. Kiedyś Rodzice zaprosili ją na długi weekend do leśniczówki w Garbatce pod Radomiem, gdzie spędzaliśmy wakacje. Przyjechała pociągiem, z którego wyszła trzymając dwie klatki z ptakami, na jej ramieniu siedziała oswojona sroka, a z jednej kieszeni wyglądał domowy szczur. To zgadza się z przesłanym tutaj artykułem, że Halina Hermanowicz była wielką miłośniczką zwierząt.

Być może przesłane materiały pozwolą Państwu ocalić imię Haliny Hermanowicz od zapomnienia.

Serdecznie pozdrawiam. Bożena Borysowicz, Holandia

Artysta - plastyk, jedna z najbarwniejszych postaci radomskiego środowiska twórczego w okresie od 1945 roku do śmierci. Urodziła się 1905 roku w Wilnie, gdzie spędziła okres swojego dzieciństwa, mając możność kontaktowania się z bogatą kulturą tego miasta, działającego silnie na widza swymi zabytkami, architekturą i sztuką. Na głębsze poznanie miasta wypadło poczekać kilkanaście lat. Ojciec Haliny Hermanowicz - dla ratowania zdrowia swojej żony, cierpiącej na płuca, mając na względzie leczenie córki, podjął decyzję o przeniesieniu się na południe Rosji. Rodzina Hermanowiczów przeprowadziła się najpierw do miejscowości Borżom, a następnie do Tbilisi i Baku. Pobyt na Kukazie wywarł ogromne wrażenie na przyszłej malarce. Na Kaukazie miała możność podziwiania potęgi i piękna przyrody. Posiadając silny charakter, niespotykaną u dziewcząt odwagę, wyruszała samotnie na skaliste zbocza gór, często przemierzała górskie ścieżki na grzbiecie swojego ulubionego wierzchowca, konia Barsa. Uroki Kaukazu i Morza Kaspijskiego stanowiły jeden z najczęstszych tematów przewijających się we wspomnieniach Pani Haliny. Obserwację otaczającego świata przeniosła na zwierzęta, płazy, gady. Oswojone okazy hodowała w swoim pokoju w Temir-Chan-Szura, w fermie Miszczenko (środkowy Kaukaz), budząc tym faktem przerażenie wśród rówieśników. Podziw dla piękna przyrody oraz umiłowanie jakim darzyła zwierzęta, splotły się w dwa zasadnicze kierunki działań, którymi dążyła przez całe swoje dorosłe życie.

Po eksternistycznie zdanej maturze, nadeszła pora zastanowienia się nad wyborem kierunku studiów. Medycyna? A może malarstwo? Zdecydowała się studiować malarstwo. Została studentką powszechnie szanowanego, posiadającego bogate tradycje Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie - Wydział Sztuk Pięknych. W 1937 roku, po zdaniu egzaminu konkursowego u profesora Ludomira Ślendzińskiego (ur. 1889) uzyskała dyplom artysty - malarza. Dyplom wystawiony na nazwisko Haliny Hermarowicz posiadał nr 17. Pracę dyplomową stanowił znacznych rozmiarów obraz (o wymiarach 200 cm x 120 cm), noszący tytuł "Na stopniach świątyni".

Nadejście II wojny światowej pokrzyżowało planowaną działalność twórczą. W 1945 roku zamierzała na stałe osiąść w Krakowie, razem ze swoją serdeczną przyjaciółką Wierą oraz jej matką. Jak to często w życiu bywa przypadek sprawił, że zamieszkała w Radomiu i przeżyła tutaj około trzydziestu ośmiu lat.

Uprawiała malarstwo sztalugowe, szczególnie interesując się tematyką religijną, historyczną oraz człowiekiem. Swoje wypowiedzi artystyczne realizowała, posługując się często metaforą i symbolem. Poszczególne płótna charakteryzują się ściszonym kolorytem, zawężoną gamą barw z dominantą tonów ciemnych i szarości, wprawiając widza w zadumę, powodując zrodzenie się refleksji o głębokim znaczeniu. Wielokroć jest w nich zawarty morał, pouczenie prowadzące widza ku uświadomieniu sobie wyższych wartości. Rozumiejąc oddziaływanie twórcy na widza w procesie percepcji, przywiązywała zasadniczą wagę do społecznej wymowy swoich prac malarskich. Jej postawa życiowa i przesłanie zawarte w twórczych realizacjach, stanowiły harmonijną jedność, pozbawione były najmniejszych nawet zgrzytów: tutaj i tam przeważała chęć służenia człowiekowi, dobru i wszystkiemu co obiektywnie uznaje się za czyny szlachetne. Podczas tworzenia uznawała zasadę dominacji w obrazie treści nad formą. Pragnęła przekazać widzowi swoje autentyczne przeżycie.

Halina Hermanowicz uczestniczyła w wielu wystawach profesjonalistów, poczynając od 1946 roku; gdy w salach obecnego Hotelu Europa przy Placu Konstytucji wystawione zostały prace artystów, którzy tuż po wojnie znaleźli się w Radomiu. Była to pierwsza wystawa powołanego w 1945 .roku Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Radomiu, którego została członkiem. Za swoją twórczość plastyczną Halina Hermanowicz otrzymała w 1948 roku nagrodę Ministerstwa Kultury i Sztuki, a w 1952 roku nagrodę TPSP.

Rozproszenie prac oraz niechęć artystki do publicznych wystąpień spowodowały, że nie doszło za życia Pani Haliny do zorganizowania wystawy indywidualnej jej prac, chociaż w swojej wypowiedzi pisemnej przeprowadziła wartościowanie własnego dorobku twórczego, nadając następującą kolejność dziełom malarskim: "Ogrójec I", "Ogrójec II", "Portret Pani z jaskółkami", "Matka", "Echa karnawału II", "Wołający na puszczy I", "Wołający na puszczy II", "Portret p. W.", "Przemienienie Pańskie", "Św. Krzysztof", "Pochwała pracy", "Pojednanie", "Miłosierdzie Boże", "Jezu, ufam Tobie", "Pożegnanie", "Z dymem pożarów", "Chrzest Chrystusa", "Drogowskazy", "Przemijanie", "Dolce far niente".

Prace Haliny Hermanowicz znajdują się: w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Radomiu ("Fragment Radomia" zakup z 1948 r.), Muzeum Okręgowym w Radomiu ("Per aspera ad astra", "Przemijanie" - zakup z 1981 r.), Szkole Podstawowej nr 5 im. Jacka Malczewskiego w Radomiu ("Radom, miasto Jacka Malczewskiego") oraz u osób prywatnych.

Za swoją działalność twórczą otrzymała Halina Hermanowicz "Złotą Odznakę Związku Polskich Artystów Plastyków", Odznakę "Zasłużony Działacz Kultury", a w 1980 roku Złoty Krzyż Zasługi.

Około dziesięciu lat swego życia poświęciła pracy pedagogicznej, nauczając w Studium Nauczycielskim - Wydział Wychowania Plastycznego w Radomiu.

Kreśląc sylwetkę Haliny Hermanowicz, należy wspomnieć iż długie lata była członkiem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce. Uczestniczyła czynnie w opiece nad zwierzętami, interesując się ich losem, a w najtrudniejszych dla nich okresach roku, szczególnie zimą, karmiła zbożem i okruchami ptaki w radomskim parku im. T. Kościuszki, kupując dla wiewiórek orzechy.

Zgodnie z wyrażonym przez siebie życzeniem, została pochowana w Radomiu na cmentarzu prawosławnym, obok swojej przyjaciółki Wiery.

Ewelina Pierzynska - Jelska, "Znani i nieznani ziemi radomskiej" T. II, Radom 1988

Od redakcji "NG": serdecznie dziękujemy naszej wiernej Czytelniczce za wcześniejsze publikacje i niniejszy materiał. Oczekujemy na następne, które będą miłą niespodzianką dla naszych Czytelników.

NG 40 (529). 2001 r.

Nasz Czas
 

WILNIANIE ZASŁUŻENI DLA LITWY, POLSKI, EUROPY I ŚWIATA

(1787-1861)

Żołnierz czy poeta?

Koleje życia i twórczości Antoniego Goreckiego.

Autor Jolanta Orłowska (Misiewicz)

Między Wilnem a Dusieniętami

Antoni Gorecki (1787-1861) - poeta, uczestnik wojen napoleońskich i powstania listopadowego - niegdyś mieszkał i tworzył na Wileńszczyźnie. Po powstaniu wyemigrował do Francji i nigdy już nie powrócił na ziemię ojczystą. Na obczyźnie powstała zasadnicza część dorobku poetyckiego pisarza. W okresie romantyzmu Gorecki był znany i lubiany, od wielu lat jednak postać ta jest zapomniana i niesłusznie pominięta w rejestrze nazwisk zasłużonych dla literatury polskiej. Poeta zasłynął przede wszystkim jako satyryk i bajkopisarz, który w sposób niekonwencjonalny wskazywał i krytykował wady społeczne. Przy zetknięciu z Antonim Goreckim najbardziej fascynujące i zajmujące są trzy rzeczy: oryginalność, talent poetycki oraz niepospolita, zajmująca osobowość.

Antoni Gorecki urodził się w 1787 roku w Wilnie w rodzinie wojskiego - Walentego Goreckiego i Anny z Reuttów. Ojciec Antoniego, syn Kaspra, prawnuk Michała, sędziego grodzkiego chełmskiego należał do zamożnego szlacheckiego rodu o głębokich tradycjach patriotycznych. Od 1400 roku Goreccy należą do herbu Dołęga.

Antoni przyszedł na świat w Wilnie jako czwarte, najmłodsze dziecko w rodzinie. Miał starsze od siebie siostry - Różę (z pierwszego małżeństwa żonę Tadeusza Wysogierda, z drugiego - Ludwika Zambrzyckiego) i Scholastykę (później żonę Melchiora Wańkowicza, matkę Walentego - słynnego portrecisty) oraz brata Józefa. Charakteryzując młodszego syna Anny Goreckiej, Morawski pisał: "Antoni, młodszy, twarzą brzydki jak grzech śmiertelny, ale /.../ najmilszy człowiek, który patrząc się w lustro ściskał ramionami i sam na siebie "czysty Żydek" powiadał, był przeciwieństwem starszego brata"1. Wrażliwy i uczuciowy był zawsze troskliwym synem i przyjaźnie nastawionym do otoczenia człowiekiem.

Po niesystematycznym wykształceniu początkowym, które otrzymał w domu, w 1802 r. Antoni Gorecki wstąpił na Wydział Literatury Uniwersytetu w Wilnie, w czasie studiów zapoznał się i zaprzyjaźnił z Lelewelem. W 1805 roku ukończył naukę z wyróżnieniem. W tym czasie zaczął przejawiać się talent poetycki Antoniego. Debiutował dając do druku w "Dzienniku Wileńskim" przekład pierwszej elegii Tybulla2.

Jako dziewiętnastoletni młodzieniec, Antoni Gorecki przedostał się do Księstwa Warszawskiego i rozpoczął służbę wojskową w 3. pułku piechoty pod dowództwem Kaliksta Zakrzewskiego, następnie służył w pułkach 11. i 15. Zdobył tytuł oficera. Nawet w wojsku nie wypuszczał pióra z ręki. "Wójcicki pisze o nim w jednej ze swoich prac pamiętnikarskich: "Najwięcej tworzył przy robotach fortecznych Modlina, gdzie był wykomenderowany do ich dozoru. Siedząc na usypiskach wysokich wałów, spoglądając to na niebieskie wody Narwii, to na białe Wisły, które tu się łączą razem, przy ich szmerze rzucał na papier swe wrażenia i uczucia"3. Podczas kampanii 1812 roku Gorecki został, jako ceniony już autor pieśni obozowych, adiutantem generała Stanisława Mielżyńskiego. Brał udział między innymi w walkach pod Smoleńskiem, Możajskiem, Tarutino. Po bitwie pod Możajskiem Napoleon mianował go 11 października 1812 roku kawalerem Legii Honorowej.

Klęska wojsk francuskich w walce z Moskalami pozostawiła na długie lata gorycz w sercu młodego patrioty. W 1818 roku poeta opublikował w "Tygodniku Polskim" wiersz pod tytułem Bitwa pod Berezyną, wyrażający rozczarowanie i żal poety do Bonapartego:

(...) Nieszczęśliwy nasz naród ufał ci na próżno,
Upada dzieło ręką stawione bezbożną.
Na to ci mały człecze Bóg miecza pożyczył,
Abyś ludy uwolnił, nie trony dziedziczył (...)4 .

Po wystąpieniu z wojska w 1815 roku w stopniu kapitana, Antoni Gorecki osiadł w majątku rodzinnym Dusienięta ( Dusinienai). Jest to nieduża miejscowość, sąsiadująca z Czarnym Borem, przecięta rzeczką Rudomianką.

Antoni Gorecki, jako młody polski oficer, był często zapraszany do salonów arystokratycznych Warszawy, Wiednia i Wilna. Podczas licznych balów, które odbywały się w okresie karnawałowym, poeta miał okazję przebywać w wyszukanym towarzystwie. "Gorecki, bardzo nieładny nadzwyczaj lubił piękne kobiety - pisze Stanisław Morawski we wspomnieniach z lat młodości. - Zaintrygowała go wielce piękna Wielopolska, jak ją pierwszy raz w salonie zobaczył. Czy dla tego nerwowego uczucia, czy z przypadku jąkać się zaczął w rozmowie. Panna Wielopolska (...) parsknęła na to ze śmiechu."5 Obrażony Gorecki wpisał później do sztambucha pięknej damy następujące słowa:

W tych wierszach pozostanie dwóch wad pamięć wieczna:
Ja, żem był zajękliwy, Pani, że niegrzeczna.
I rzekną potomkowie, czyniąc porównanie,
Że tam winna natura,tu - złe wychowanie6 .

Według Józefa Falkowskiego, "była to nie panna, lecz pani Janowa Wielopolska, z domu Potulicka, znana z dowcipu i szybkiej decyzji"7. Odpowiedziała ona wnet Goreckiemu, wysyłając mu do Wiednia ten oto czterowiersz, który zamieścił w swojej książce Stanisław Morawski:

"Błędnym, choć dowcipnym, często mędrków zdanie
Gdyż śmiech płodem natury tak, jak zająkanie...,
A kto dowcip zaostrza i płeć słabą łaje,
Dobrego wychowania dowodu nie daje"8.

W latach 1816-1818 Antoni Gorecki podróżował po Europie: zwiedził Niemcy, Francję, Austrię i Włochy. Z podróży po Europie Antoni Gorecki przywiózł piękną pamiątkę - album z dedykacjami od przyjaciół, spotykanych po drodze. W tym czasie poeta nadal tworzył wiersze wojenne i bajki, najczęściej o treści politycznej. Swe utwory zamieszczał głównie w "Dzienniku Wileńskim", wydawanym nakładem księgarni Zawadzkiego w Wilnie i w "Pamiętniku Warszawskim", wydawanym przez Węckiego w Warszawie. Od 1817 roku Bruno Kiciński wespół z J. Brykczyńskim wydawał "Tygodnik Polski i Zagraniczny", który Franciszek Salezy Dmochowski określił jako "pismo literackie dla płci pięknej przeznaczone"9. Liczne utwory zamieszczał tu między innymi Antoni Gorecki, bliski przyjaciel redaktora. O zażyłych stosunkach obu poetów świadczą liczne utwory Goreckiego, skierowane do tłumacza Przemian Owidiusza, na przykład Wiersz do Brunona Kicińskiego, pisany 12 marca 1818 roku w Wiedniu:

Bruno Kiciński, przyjacielu luby!
Z którym mięłączą wiek młody,
Miłość nauki, swobody,
I święte Apollaśluby (...)10.

Do Litwy

Córce mojej Annie Biszewskiej, jej mężowi i jej dziatkom wiersz ten 73 letni starzec, na pamiątkę ofiarną.

O! Litwo! Luby mój kraju rodzinny,
Już cię przed zgonem moim nie zobaczę;
Tu między Franki, w ich ziemi gościnnej,
Kości me złożę tułacze.

Nie wiem ja jakąśmierć zrobi zmianę,
Co w moim będzie istnieniem,
Lecz kiedy wolnym Duchem zostanę,
Zaraz do Ciebie lecę z odwiedzeniem.

Doświadczę jak to Duchem bydz [!] błogo,
Żadna przeszkoda nic mu nie znaczy;
Gdzie chce podsłucha, gdzie chce zobaczy,
Sam nie dojrzan przez nikogo.

A może będzie ta rozkosz mi dana,
Że biegąc Litwo przez Twe przestrzenie,
Usłyszę moją pieśń tam powtarzaną,
I dobre o mnie wspomnienie.

8 czerwca 1818 roku Antoni Gorecki został uroczyście mianowany na członka Towarzystwa Szubrawców, założonego, jak podaje Józef Bieliński, 11 lutego 1817 roku w Wilnie. W gronie Szubrawców, podczas ceremonii wtajemniczenia, powitany został uroczyście wierszem Franciszka Grzymały (Gurcho)11:

(...) Świadek świetnych rozpaczy i odwagi cudów,
Przywykły do krwawych trudów,
Gorecki staje przed nami. Walczyłeś! I dziś się nowe
Do walki pole otwiera
Bo wiadomości brukowe Widzą w tobie bohatera (...)

Antoni Gorecki, znany już w społeczeństwie z bajek broniących moralności, z wielkimi honorami został przyjęty do Szubrawstwa. Zgodnie ze statutem Szubrawców otrzymał pseudonim, który sam sobie musiał wybrać na podstawie mitologii litewskiej. Według słów Zdzisława Skwarczyńskiego, Gorecki zdecydował się na imię Warpu, oznaczające bożka pobudki wojennej12.

W tym czasie zaszły zmiany w życiu osobistym Antoniego Goreckiego. W 1818 roku ożenił się z Weroniką Eidziatowicz, córką ziemianina z woj. Augustowskiego. Była to podobno bardzo piękna kobieta, nazwana przez Stanisława Morawskiego "rafaelową Madonną"13. Młode małżeństwo zamieszkało w Dusieniętach. Odtąd poeta rzadko odwiedzał Warszawę, dzielił raczej swój czas między Wilnem a Dusieniętami. 5 maja 1825 roku urodził się pierworodny syn barda polskiego, Tadeusz. Kolejne lata pożycia małżeńskiego Antoniego i Weroniki zaowocowały urodzinami syna Ludwika oraz córek: Róży, Kamili i Anny. W stosunkach między małżonkami panowała zgoda, ale gdy dochodziło między nimi do dyskusji, w których żona próbowała narzucić własne zdanie, poeta lubił mawiać w ten sposób:

Kiedy się żona upiera na swoim,
Mówcie jej wtenczas mężowie:
"Ty która jesteś tylko żebrem moim,
chcesz rozkazywać mej głowie"14.

Dom Goreckich, bądź w Wilnie, bądź w Dusieniętach zawsze był otwarty dla gości. U Goreckich często organizowane były tak zwane "obiadki" wesołe i głośne na całe Wilno, na które zbierała się śmietanka inteligencji wileńskiej. Spotkania takie słynęły z tego, że gospodarz improwizował przy stole wierszyki, na przykład:

Winko drogi dar jest nieba, Ale bądź muzo ostrożna
-Przy winku milczeć nie można,
A dzisiaj milczeć potrzeba!?15

Podczas prześladowań filomatów u Goreckich odbywały się narady, jak pomóc studentom skazanym na wydalenie z uniwersytetu, zbierano dla nich składki pieniężne. Szczególnie w tym celu poświęcały się żona i matka poety. Uczucia patriotyczne, wypielęgnowane w poecie od dzieciństwa przez rodziców, przejawiały się częstokroć w jego twórczości. W 1828 roku wielką sławę zdobyła Bajka o furmanach, w której stwierdza poeta, iż koniom rasy polskiej potrzeba sympatycznego głosu, a nie bicza. Za ten utwór, z rozkazu księcia Konstantego, Gorecki został aresztowany i uwięziony w Warszawie. Aresztowanie Goreckiego wzmogło jego popularność jako poety. Mimo, że przed powstaniem listopadowym nie ukazał się żaden tomik poetycki Goreckiego, jego utwory, w czasie zaostrzenia stosunków politycznych, "w rękopisach po szkołach krążyły"16- pisał Antoni Edward Odyniec.

Powstanie i emigracja

W końcu stycznia pamiętnego roku 1831, dzięki staraniom Lelewela, powstał w Wilnie Centralny Komitet Wileński odpowiedzialny za zorganizowanie powstania na Litwie. "W skład komitetu weszli: Antoni Gorecki, Stanisław Szumski, Ludwik Zambrzycki, Edward Römer, Justyn Hrebnicki, Michał Baliński oraz Leon Rogalski" 17- podaje historyk litewski F. Sliesoriunas.

Powstańcy ponieśli klęskę. Ograniczeni do własnych sił, nie mogli podołać potędze caratu. Litwinom brakowało także doświadczonych dowódców i jedności. "Karol Załuski, z zawodu dyplomata /.../ z Antonim Goreckim, jako szefem sztabu, powziął nieszczęśliwą myśl zdobywania Wilna połączonymi siłami.

Według Mariana Tymowicza, "Antoni Gorecki działał również w Wiłkomierzu i Telszach awansując do stopnia pułkownika"18. Niedługo przed upadkiem powstania został wysłany z misją dyplomatyczną do Szwecji, Anglii i Francji. Po drodze umknął przed aresztowaniem w Szczecinie, wsiadając na okręt angielski "Penelope". W ucieczce pomógł mu kapitan okrętu, Anglik - Wilhelm Ramzden, któremu później w podziękowaniu Gorecki poświęcił jeden ze swych wierszy. Na początku sierpnia poeta przebywał wraz z Mickiewiczem w Dreznie. Z tej okazji powstał wiersz Do Adama Mickiewicza, towarzysza podróży 1831. Po klęsce poeta opuścił kraj na zawsze, dzieląc na uchodźstwie los byłych powstańców.

Weronika Gorecka, żona poety, znalazła się w nader trudnej sytuacji po wyemigrowaniu męża. Przez wiele lat, samotnie wychowując troje dzieci, mogła liczyć tylko na siebie. Sytuacja znacznie się pogorszyła, gdy władze carskie wykryły przynależność Antoniego Goreckiego do powstania. Majątek jego skonfiskowano, pozbawiając tym samym żonę wszelkich środków utrzymania.

Po niedługim pobycie w Dreznie, Gorecki zamieszkał w Paryżu z Ludwikiem Zambrzyckim. Wkrótce za nimi do Francji przybył generał Józef Dwernicki, cieszący się wielką popularnością ogółu za swe bohaterskie czyny. Otoczenie Dwernickiego wystąpiło z propozycją utworzenia komitetu do spraw narodowych, do którego obrano jedenastu członków. Wśród nich znalazł się także Antoni Gorecki. "Później jednak zamiast A. Goreckiego wystawiono do rzędu członków "Komitetu Narodowego Polskiego i Ziem Zabranych" [księdza] Aleksandra Jełowickiego, /.../ Goreckiego zaś zsunięto na zastępcę. Obrażony poeta-żołnierz postanowił nie brać więcej udziału w sporach politycznych. Gdy później jeszcze raz proponowano mu członkostwo w Komitecie, stanowczo odmówił".

Gdy Adam Mickiewicz przybył do Paryża, wokół niego głównie skupiało się życie towarzyskie postępowej części emigrantów. Według notatek Józefa Tretiaka, "zimą z roku 1833 na 1834 wieczorami schodzili się do Mickiewicza przyjaciele, oprócz Zaleskich przede wszystkim Domejko, Witwicki, Stefan Zan, Antoni Gorecki, Bohdan Jański i twórca Pana Tadeusza czytał im ustępy, które tylko co spod pióra jego wypłynęły.

Radosnym wydarzeniem w życiu Goreckiego staje się wydanie w 1834 roku jego pierwszego tomiku poetyckiego pod tytułem Poezje Litwina, który zawiera, oprócz bajek, przeważnie lirykę patriotyczną z okresu powstania listopadowego. Wydrukowanie tomiku powierzył Gorecki ks. A. Jełowickiemu. W roku 1837 ukazał się następny tomik poezji Goreckiego pod tytułem Bajki i poezje nowe, w którym znalazło się wiele wierszy o zabarwieniu mesjanistycznym.

Szczególne poparcie dla idei mesjanizmu wyrażał Gorecki po przyjeździe do Paryża Andrzeja Towiańskiego. Podobnie jak Mickiewicz, był on jednym z pierwszych i najbardziej oddanych zwolenników doktryny towianizmu. Zapał poety wygasł jednak bardzo szybko, w końcu września 1841 roku. Posłużyło ku temu zabawne wydarzenie, o którym donosi Jan Szeląg we wstępie do książki Diabeł i zboże. Autor przytacza cytat z krakowskiego "Albumu Pszonki" z 1845 roku, świadczący o odejściu A. Goreckiego od "mistrza" Towiańskiego: "O odstąpieniu jednego z dwóch najpierwszych Towiańskiego adeptów /.../ taka wieść chodzi. Pewnego razu czytał mu Towiański "Akt wiary", który - jak powiadał - Pan mu podyktował. Gorecki słuchał "Aktu" tego z uwagą i pobożnością, ale gdy nazajutrz zawezwał go Towiański do podpisania "Aktu", a ten spostrzegł na nim gęste od dnia wczorajszego poprawki: "O, Mistrzu - rzecze - Pan Bóg jest nieomylny i co raz zrobi, nie poprawia nigdy; nie Pan Bóg więc musiał wczoraj ci "Akt" dyktować, kiedy dziś na nim poprawek tyle widzę." I "Aktu" nie podpisał."19 Reakcja Goreckiego na niedoskonałość "mistrza" pozwala sądzić, że w atmosferze mistycyzmu stworzonej przez Towiańskiego, bajkopisarz potrafił myśleć krytycznie.

Po odejściu od towiańczyków Gorecki nawiązał kontakt ze Zgromadzeniem Zmartwychwstania Pańskiego, zbliżył się bardzo z Janem Koźmianem, ultramontaninem20 i zaciekłym przeciwnikiem Towiańskiego. Poeta ostro krytykował naukę swego ex-mistrza, wyśmiewał obietnice powrotu do kraju bez wysiłku i walki. Z Janem Koźmianem łączyła Goreckiego dawna zażyłość. Poznali się, widocznie, jeszcze w przedpowstaniowej Warszawie, po powstaniu oboje znaleźli się na emigracji. O wiele starszy Gorecki opiekował się młodym pisarzem, pożyczał mu często pieniądze. Mimo wpływu Koźmiana Gorecki coraz bardziej oddalał się od Kościoła, otwarcie manifestował swe antyklerykalne i antypapieskie stanowisko. Poeta miał żal do papieża Piusa IX, który w liście do biskupów polskich zganił Polaków. Niechęć do kleru Antoni Gorecki zachował do końca życia, chociaż szczerze wierzył w Boga i praktykował. Podobno sam sobie konsekrował komunię świętą.

W 1843 roku ukazał się kolejny tomik poetycki Goreckiego, Kłosek polski, czyli nowy tomik poezji, w którym znalazło się wiele utworów krytykujących stanowisko Ojca św. wobec sprawy polskiej. Najwięcej dokuczliwych ukłuć zawiera wypowiedź pod tytułem Uwagi nad doktryną dziś papieża względem Polski, umieszczona na końcu tomiku.

W 1850 roku doszło do wytęsknionego spotkania poety z synem Tadeuszem. Znalazłszy się po 1839 roku w Petersburgu, Tadeusz Gorecki studiował malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych pod kierunkiem wybitnego malarza rosyjskiego Karola Briułłowa. Jego prace wyróżniały się talentem, dlatego po trzech latach studiów Tadeusz został odznaczony złotym medalem i otrzymał stypendium rządowe, by mógł dokształcać się za granicą. Dzięki temu młody malarz wyjechał do Francji. Przez trzy kolejne lata Tadeusz Gorecki opiekował się ojcem w Paryżu, później musiał wyjechać do Hiszpanii i Włoch, wrócił dopiero w 1857 roku.

W 1850 roku Antoni Gorecki wydaje w Paryżu kolejny tomik poetycki Wolny głos, który spotkał się z e słowami krytyki ze strony Józefata Bolesława Ostrowskiego. Zaczynając od 1857 roku corocznie ukazywały się nowe książki: Siewba, czyli nowy tomik pism (Paryż 1857), Nowy zbiorek (Paryż 1858), Jeszcze tomik (Paryż 1859), Nowe pisemko (Paryż 1860), Wiersze różne, które napisał Walentego syn Antoni Gorecki (Paryż 1860), Rozmaitości (Paryż 1861). Większość wierszy, zawartych w wymienionych wyżej tomikach, można odnieść do słabszych utworów Antoniego Goreckiego. Niegdyś popularny bajkopisarz wiedział, że talent jego wygasa, z tego powodu bardzo cierpiał. Poeta tracił czytelników także z innego powodu. Przypuszczam, że nowe pokolenie nie interesowało się już wydarzeniami wojen napoleońskich, mniejszą popularnością cieszyły się bajki. Do końca życia poeta nie przestał reagować utworami na zjawiska życia zbiorowego, przy każdej okazji potrafił rozbawić przyjaciół i znajomych nową bajką lub satyrą.

Po powrocie do Paryża w 1857 roku Tadeusz Gorecki ożenił się z Marią Mickiewiczówną. W ten sposób doszło do spokrewnienia dwóch zwaśnionych na tle religijnym poetów. Niestety Mickiewicz tej chwili się nie doczekał. Młode małżeństwo zamieszkało w Paryżu i opiekowało się odtąd schorowanym ojcem. Z powodu postępującej choroby ostatnie cztery lata życia Antoni Gorecki spędził w municypalnym domu zdrowia "Duboiss", gdzie zapewniona mu była należyta opieka lekarska.

Niemal jedyną pociechą bajkopisarza na stare lata stało się obcowanie z synem i jego rodziną. Zachowało się wiele ciepłych, serdecznych listów od ojca do syna i odwrotnie, które mogą dostarczyć cennych wiadomości nie tylko o ostatnich latach życia pisarza, ale także o realiach politycznych i stosunkach społecznych omawianego okresu. O mocnej więzi emocjonalnej poety z synem i synową świadczą nie tylko listy, lecz także utwory poetyckie poświęcone najbliższym: Do Celiny Goreckiej, Do mojej synowej, a także bardzo piękny wiersz pt. Do mego syna Tadeusza, napisany 28 października 1860 r. w Paryżu:

Mazarini rzuciwszy raz cierpienia łoże,
Gdy przechadzał się wślicznym malowideł zbiorze:
?Ach! jak przykro, rzekł, wkrótce na śmierci rozkazy,
Będę musiał opuścić tak piękne obrazy.
Ale mego zmartwienia większa jest przyczyna,
Czuję, wkrótce mnie śmierci cios przeszyje srogi,
I rozstaniem się z tobą Tadeuszu drogi,
Będę musiał opuścić tak zacnego syna21.

Wielką przyjemność choremu bajkopisarzowi sprawiały odwiedziny w ?Duboiss? przyjaciół i znajomych. Przez cały czas przebywania na obczyźnie Gorecki nie przestawał tęsknić do Litwy, czynił nawet pewne starania o to, by wrócić do kraju, nic więc dziwnego, że pragnął spotkań z ziomkami przybywającymi z byłej Rzeczypospolitej. Tęsknota za ojczyzną była inspiracją do napisania wielu wierszy.

Antoni Gorecki zmarł 18 września 1861 roku. Pochowany został początkowo w 15-osobowym grobie zbiorowym zaprojektowanym przez Cypriana Kamila Norwida na cmentarzu Montmartre w Paryżu. W ostatnią drogę, 24 września, odprowadzili go nie tylko członkowie rodziny, ale także rzesze znajomych i przyjaciół. Znanemu poecie i żołnierzowi oddano francuskie honory wojskowe, pożegnalne słowo przy grobowcu wygłosił Franciszek Grzymała: ?Bracia Rodacy! Zmarły Gorecki miał zwyczaj w ciągu tułactwa, póki mu zdrowie służyło, oddawać cześć zasłużonym rodakom na grobie mową wiązaną. Wstępuję w jego ślady, to jest głos mój w prozie kończę na grobie poety językiem poetycznym:

Spoczywaj Bardzie polski tu na obcej ziemi;
Ale gotuj się w podróż z braćmi żyjącemi;
Bo pod ziemią rodzinną grzmi wulkan i błyska,
Bo walki z wrogiem Polski godzina już bliska(...).

Później prochy Goreckiego zostały przeniesione do mogiły rodzinnej Goreckich na cmentarzu Montmorency. Prawnuk Antoniego, Jerzy Gorecki w ten oto sposób powiedział o tym cmentarzu: "Cmentarz w Montmorency, nazywany cmentarzem polskim, został odkryty w ubiegłym wieku przez moich dwóch pradziadków, Antoniego Goreckiego i Adama Mickiewicza... Obaj poczuli się jakby przeniesieni w jakiś zakątek ich rodzinnej Litwy i postanowili, że będą na nim pochowani."24 Warto przypomnieć, że na cmentarzu w Montmorency spoczywają tak sławni Polacy, jak C. K. Norwid, W. Zamoyski, A. Paderewski, J. U. Niemcewicz, K. Kniaziewicz. Złożono tu zwłoki większości emigrantów polskich.

Wspomnienia i opinie współczesnych świadczą o Goreckim jako człowieku nadzwyczaj dobrym, szczerym i bezpośrednim w wyrażaniu uczuć. Honor i prawość postępowania wynosił ponad wszystko, potrafił być niezłomnym w przekonaniach. Wielu wspomina go jako obrońcę słabszych i pokrzywdzonych. Trafną charakterystykę Goreckiego podała badacz literatury Zofia Ciechanowska: "Charakteryzują go typowe rysy wrażliwego uczuciowca-artysty, połączone z prostotą żołnierską. Takim widzimy go w oryginalnej, bardzo indywidualnej twórczości. /.../ Zdobywał serca współczesnych rzewnym liryzmem bezpośredmich wypowiedzi, a przede wszystkim ciętym sarkazmem bajek /.../ jako błyskawicznej reakcji na współczesne wydarzenia. Takim, jak w twórczości, widzimy go w życiu: kierowany porywami, nieraz skrajnie przeciwnymi, lekkomyślny, a zarazem umiejący bez kompromisu oddać się sprawom poza osobistym"23. Całe swe życie, którego większą część spędził na emigracji, Antoni Gorecki poświęcił walce o wolność ojczyzny, nie tylko z karabinem, ale też z piórem w ręku dążył do przywrócenia utraconej niepodległości. Niestety po pamiętnym 1831 roku nie dane mu było ujrzeć rodzinnego kraju.

Po śmierci poety ukazały się następujące zbiorki wierszy: Pieśni (Paryż 1868), Pisma Antoniego Goreckiego (Lipsk 1878) oraz wydanie pełniejsze Pism (Lipsk 1886).

Na zdjęciach: Antoni Gorecki, Maria Gorecka (Mickiewiczówna), najstarsza córka Adama Mickiewicza i Celiny Szymanowskiej, żona Tadeusza Goreckiego, H Kamienica Goreckich przy ul. Dominikańskiej w Wilnieerb rodu Goreckich -Dołęga, Autorka pracy z Romanem Goreckim, potomkiem Antoniego Goreckiego i Adama Mickiewicza, Potomkowie A. Mickiewicza i A. Goreckiego Gilles i Roman Goreccy, sierpień1997 r. Strażniczka posiadłości Goreckich w Dusieniętach koło Czarnego Boru pani Gilberta Żebrowska

Przypisy:

1 S. Morawski, Kilka lat młodości mojej w Wilnie, Warszawa 1959, s.68.

2 Antoni Gorecki, Przekład elegii I Tybulla, "Dziennik Wileński", 1805, t. II, s. 105-109.

3 Cyt. za: L. S. Korotyński, Poeci-legioniści. Warszawa 1907, s. 84.

4 A. Gorecki, Bitwa pod Berezyną, "Tygodnik Polski", 1818, t. III, s. 259.

5 S. Morawski, op. cit, s. 458.

6 Tamże, s. 458.

7 J. Falkowski, Obrazy z życia kilku ostatnich pokoleń w Polsce. Poznań 1887, t. V, s. 204-205.

8 S. Morawski, op. cit., s. 593-594.

9 F. S. Dmochowski, Wspomnienia (1806-1830). Warszawa 1858, s. 4.

10 A. Gorecki, Wiersz do B. Kicińskiego, "Tygodnik Wileński", 1818, t. V, s. 271.

11 Pseudonim Grzymały, Gurcho, oznaczał bożka urodzajów.

12 Z. Skwarczyński, Kazimierz Kontrym. Towarzystwo Szubrawców. Łódź 1961, s. 121. 13 S. Morawski, op. cit., s. 68.

14 A. Gorecki, Sposób dla mężów, "Tygodnik Polski", 1818, t. III, s. 50.

15 G. Puzynina, W Wilnie i dworach litewskich. Chotomów 1988, s. 104-105.

16 A. E. Odyniec, Wspomnienia z przeszłośći. Warszawa 1884, s. 121.

17 F. Sliesoriűna

s, 1830-1831 metu sukilimas Lietuvoje. Vilnius 1974, s. 63-64.

18 M. Tymowicz, Towarzystwo demokratyczne polskie 1832-1863. Warszawa 1964, s. 191.

19 J. Szeląg. Wstęp. [W:] A. Gorecki, Diabeł i zboże. Warszawa 1960, s. 10.

20 Ultramontanizm - tendencja w katolicyzmie XIX wieku sprzyjająca centralizacji władzy kościoła w rękach papierza.

21 A. Gorecki, Wiersze (rękopisy), sygn. 148, rps 75 w MLMW.

22 J. Gorecki, Wspomnienia rodzinne, [w:] Blok-Notes Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza. Warszawa 1988, nr 9, s. 112.

23 Z. Ciechanowska, Malarz sprawy Walenty Wańkowicz, "Pamiętniki literackie", 1948 s.433.

NG 32 (521)2001r

Nasz Czas
 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com