Książka Bunt rojstów na karcie tytułowej ma hoppenowską1 winietę , chłop tutejszy, bosy, z czapką w ręku, oczy spuszczone, wyraz twarzy beznadziejnie smutny. Oto chłop nasz przed demokratycznym urzędem polskim na Ziemiach Wschodnich.
Chłop jest nasz, może to być katolik albo prawosławny, mówiący lepiej lub gorzej po polsku, lub całkiem po białorusku. Ale chłop jest nasz. Nie wyrzucimy go stąd, nie wypędzimy - to nie Żyd, nie przybłęda, nie zastąpimy go innym - musimy go zrobić obywatelem. To jest nasza państwowa konieczność. .
Urzędnik, przed którym ten chłop trzyma czapkę w garści, mając jednocześnie tępy i przygnębiony wyraz twarzy, świadczący o całkowitej beznadziejności, ten urzędnik, o, na pewno jest demokratą, może był w „Legionie Młodych"2 , może małżonka jego jest paniusią z klubu demokratycznego, głośno opowiadającą swoje sympatie do bolszewizujących młodzieńców, z którymi dyskutuje na herbatkach sam pan minister. Urzędnik jest oczywiście zwolennikiem reformy rolnej... a jakże, potrafi na zawołanie powiedzieć tysiące najbardziej patetycznych frazesów wolnościowych.


Autor, który tego chłopa broni, jest autochtonem tej ziemi, tak jak ten chłop; za czasów przedwojennych, które zna z wczesnego tylko dzieciństwa, należał do tej warstwy inteligencji, która tu u nas reprezentowała polskość. Dziś już jej nie reprezentuje, dziś - jakkolwiek do czasu jeszcze się nam tytułu Polaka nie odbiera - miarodajnie reprezentuje u nas polskość kto inny: panowie wojewodowie i starosto¬wie, z bardzo małymi wyjątkami, nie są miejscowego pochodzenia. To, że przed nimi stoimy ciągle wszyscy z czapką w ręku - o tym świadczy dostatecznie chociażby ilość „biur pisania podań". Wjeżdżam kiedyś do wsi, nie ma żadnego sklepu, nawet szynku, nawet karczmy, a jest tylko „biuro pisania podań". Idę główną ulicą miasta powiatowego i oto na jednej u1icy doliczyłem się aż siedmiu biur pisania podań.
Dzielnicowość! Tak, dzielnicowość - na urzędnika administracyjnego trzeba brać takiego, który by bez dziesiątków biur podań z ludnością mógł się rozmówić. A więc Pomorzanina na Pomorzu, Poznańczyka w Poznańskiem, Małopolanina w Małopolsce, a naszego u nas.
O literackich walorach książki pisać nie będę. Są to zebrane i uzupełnione reportaże, drukowane w „Słowie", sygnowane J.M., które opo¬wiadały o pewnych faktach - jednocześnie z namiętnością rzecznika oskarżenia i sentymentem do naszej ziemi i naszych ludzi, który i tę książkę całą przesłania, jak u kobiety jedwabna woalka przesłania czasa¬mi oczy zagniewane i piękne. Są to reportaże powstałe z konieczności dziennikarskiej napisania o takim czy innym fakcie rzeczywistym. A cóż się na naszej prowincji dzieje rzeczywiście ? Czy tylko rzeczy, o których wspomina PAT3 , tj. obchody, uroczystości, akademie strzeleckie, depesze „spontaniczne" i hołdy? Nie, my znamy też fakty „dodatkowe": „pas graniczny", który uniemożliwia ludziom normalne życie gospodarcze, „bunt na Naroczu" i inne rzeczy smutne, drażniące, niepokojące. Ktoś zarzuci, że reportaże piszą wyłącznie o tych „innych rzeczach", że grzeszą jednostronnością, stronniczością, że nie są wolne od przesady. Być może. Ale za dużo jest u nas różowości w opi¬sach - ta szczypta przesady, jeś1i jest, powinna być wybaczalna. Bo przecież te ustawiczne spontaniczne hołdy, wysyłane z naszych miasteczek, i mniej już spontaniczne sprawozdania w subwencjonowanej prasie, dają fałszywy obraz, najniebezpieczniejsze fałszowanie orientacji rządzącym, a przez to i niebezpieczeństwo dla państwa.
Bunt rojstów z politycznego, prawnego punktu widzenia należy nazwać jednym wielkim oskarżeniem, rzuconym administracji Ziem Wschodnich. Oskarżeniem o co? Wznowię tu termin, któremu tak jaskrawy koloryt i taki krzyk oskarżenia nadało pióro człowieka o tak żywym poczuciu odpowiedzialności za robotę państwową jak Ignacy Matuszewski4.  Oskarżenie o fikcję. Cała robota wasza, panowie - to jedna wielka fikcja, to ów powierzchowny pokost wapienny, którym kazaliście malować ściany chat, zwrócone ku gościńcowi lub drodze, którą a nuż może przejechać pan premier Składkowski. Fikcja ! Jedna wielka fikcja!
Książkę Bunt rojstów powinni czytać ci, co jej właśnie nie przeczytają, nie dlatego, aby nie mieli czasu, lecz dlatego, że są tak przekonani o wyższości własnego rozumu i trafności własnych ocen i spostrzeżeń. Nigdy nie zapomnę tego dyskretnego uśmieszku wyższości, który się przesunął na ustach pewnego miarodajnego dygnitarza, gdy mu próbowałem coś wytłu¬maczyć w sprawie litewskiej, o której on miał takie właśnie pojęcie, jak ja o połowie sardynek na Morzu Śródziemnym. Ale cóż! On decydował, a nie ja, chociaż tu mieszkać nie będzie, a konsekwencje jego polityki litewskiej obciążą mnie i dzieci moje. Książka Bunt rojstów zapewne też nie będzie miała echa, chociaż problem ziem wschodnich Rzeczypospolitej nie jest rozwiązany i polega na nieprawidłowości dwóch procesów.
Pierwszą taką nieprawidłowością jest zerwanie polonizacyjnego procesu w wieku XVIII. Gdyby nie było rozbiorów, gdyby państwo polskie istniało, ruchy społeczne szłyby wspólnym nurtem przez całą Polskę, nie działałyby odśrodkowo. Francja przez średniowiecze scalała swe prowincje w jedną narodową całość. Richelieu i Mazarini to było tego scalania już zakończenie. Polska szła o kilka wieków później, rozbiory zerwały ten pochód. Koło historii, poruszone wstecz genialną ręką Piłsudskiego, przywróciło Polsce granice sprzed trzeciego rozbioru, ale nawiązanie do tamtego normalnego procesu scalania jest ogromnie trudne; wymagałoby w każdym razie o wiele głębiej przemyślanego planu niż ten, który jest nam dać w stanie nasze Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.
Drugi proces nieprawidłowy to hasła demokratyczne, republikańskie, powszechne głosowanie etc. Nie ma ustroju absolutnie dobrego lub złego-jest tylko ustrój dostosowany do epoki lub niedostosowany do epoki. A w każdym kraju w Europie żyjemy w innej epoce historycznej, a nawet i w samej Polsce: Śląsk to dzielnica, która o trzysta lat wyprzedza swoim rozwojem nasze Polesie. W Szwajcarii lub w Londynie jestem zwolennikiem powszechnego głoso¬wania do parlamentu, bo tam przeciętny uczestnik tego głosowania wie, co znaczą problemy, które parlament ma rozstrzygnąć. Natomiast na tych naszych ziemiach jestem za uczciwym, solidnym samorządem gminnym i terytorialnym i uważam głosowanie powszechne za przedwczesne, a z pewnych państwowych względów za niepożądane. Myśmy nie wyszli z fikcji. Daliśmy głosowanie powszechne na papierze... i policyjne skrępowanie samorządu gminnego. Te fikcje się mszczą i rezultatem tej zemsty jest powolne uobywate1nianie ludności tego kraju, przecież z państwowego punktu widzenia konieczne.
Pierwodruk: „Słowo" (Wilno) 1938, nr 37.
Przypisy: 

1.Autor winiety Jerzy Hoppen (1891 – 1969), artysta i wykładowca na Wydziale Sztuk Plastycznych Uniwersytetu S. Batorego, był twórcą graficznej „Szkoły wileńskiej” (przyp. red.) 

 2.Legion Młodych - organizacja młodzieżowa (właśc. Związek Pracy dla Państwa), założona w 1929 r. z inicjatywy J. Jędrzejewicza i in.. Por. M. Małecki: Legion Młodych. Koncepcje ideowo - programowe i działalność (dys.), Wrocław 1990 (przyp. red.).

  3.Polska Agencja Telegraficzna - oficjalna państwowa agencja prasowa założona w 1919 r., działająca po wojnie w Londynie jako oficjalna agencja rządu RP na emigra¬cji. W 1991 r. nastąpiło symboliczne połączenie z PAP (przyp. red.).
  4.Ignacy Matuszewski (1891-1946) - polityk, dyplomata; w latach 1932-1936 czoło¬wy publicysta „Gazety Polskiej" (przyp. red.).

Opublikowano na podstawie: Józef Mackiewicz i krytycy. Antologia tekstów pod redakcją Marka Zybury. LTW, Łomianki 2009.