Mimo ograniczonych możliwości, w ciągu kilku miesięcy b.r. udało nam się wydać trzy książki – tom poezji podwileńskiej poetki Heleny Subotowicz, książkę Jurija Gila „Svety zascianok rodny…” w języku białoruskim oraz „Wojnę i sezon” Michała Kryspina Pawlikowskiego, opatrzoną oceną dorobku autora powieści przez publikacje Józefa Mackiewicza. Książka zawiera również skrót tej oceny w języku litewskim, co jest pierwszą od roku 1939 roku publikacją ułamka twórczości Józefa Mackiewicza w języku litewskim (14 października 1939 roku w kowieńskiej gazecie „Lietuvos žinios” ukazał się w języku litewskim znany list Józefa Mackiewicza „Mes Vilniečiai”). Poprzez te wydania, jak i wiele wcześniejszych publikacji, staramy się przybliżyć współczesnym pokoleniom historię, tradycje i kulturę Ziemi Wileńskiej, Litwy oraz historycznego WKL.

Książka Michała. K. Pawlikowskiego w naszej działalności wydawniczej zajmuje miejsce szczególne. Nie tylko ze względu na jej piękno. Jej wydaniem chcemy uświadomić naszemu społeczeństwu, jakie perły kultury – prozy i poezji – ukazały się na emigracji spod pióra tych, którzy z powodu sowieckiej okupacji naszej Ojczyzny, musieli ją opuścić. A więc przede wszystkim dzieła Józefa Mackiewicza i Czesława Miłosza, powieści Michała Kryspina Pawlikowskiego i Wiktora Trościanki, „Pamiętniki” Karola Wędziagolskiego i powieści Floriana Czarnyszewicza, dorobek Sergiusza Piaseckiego, Zofii Bohdanowiczowej i wielu, wielu innych. Również w innych językach narodów WKL – litewskim, białoruskim i rosyjskim. Niestety, w naszym społeczeństwie znane w śladowym zakresie. I mimo, iż są to wybitni synowie i córki tej naszej ziemi – nie znajdziesz, oprócz Czesława Miłosza, nawet wzmianki o nich w programach z literatury i języka w szkołach z polskim językiem nauczania. Jest tam natomiast miejsce dla Jarosława Iwaszkiewicza („Agent komunistycznego rządu warszawskiego dla spraw literatury”…Józef Mackiewicz, „Zwycięstwo prowokacji”), Juliana Tuwima, gloryfikującego Stalina czy Tadeusza Borowskiego ”sztandarowego stalinisty polskiej literatury”. Tak o nich pisał w „Mojej przekorze” Marian Hemar, wybitny poeta, satyryk, pisarz, tłumacz, krytyk literacki i lwowianin:

(…) Przez lata, z nabożeństwem
Ideowo maniackiem
Przed Stalinem leżeli
Migdałowym plackiem,

Kiedy się do Stalina
Kruczkowski migdalił,
Kiedy go Jastrun sławił,
Gdy go Przyboś chwalił,

Kiedy miedzianym czołem
Iwaszkiewicz mu bił,
Kiedy go Mitzner kochał,
Gdy go Brzechwa lubił,

Gdy go Pasternak lizał,
Putrament ubóstwiał,
Gdy mu Kott wonną chwalbą
Z kadzidlanych ust wiał,

Gdy Słonimski ogonkiem
Przed portretami merdał,
Aby za to merdanie
Bierut jemu order – dał,
Kiedy Broniewski pisał
Ze łzami i do rymu
„Jak dobrze, że na Kremlu
Pracuje Stalin!” – gdy mu

Osmańczyki odolskie
I arskie Brandysy
Wypisywały wiersze,
Pieśni, życiorysy.

Eklogi, panegiryki,
Artykuliki, dziełka,
że Stalin geniusz, gwiazdka,
Słoneczko, perełka,

że on dobry dla Polski,
Dla dzieci i dla młodzieży
I że jak i dlaczego
Kochać jego należy,

Że cukier krzepi,
A Stalin jeszcze lepiej,
Że Stalin grzeje, Stalin chłodzi,
Stalin nigdy nie zaszkodzi (…)

 

Zresztą, że tak a nie inaczej są ułożone programy z literatury polskiej jest zrozumiałe w sytuacji, gdy, wstyd powiedzieć, że nauczycielom polskim na Litwie przewodzą i reprezentują w Ministerstwie Oświaty RL osoby, które stały się „Polakami” jedynie z nadania tego tytułu przez „Czerwony Sztandar” vel „Kurier Wileński”, mimo, że jak wiadomo, rąk sobie polską książką nie ubrudzili.

Przypomnienie o tym unikalnym dorobku emigracyjnym i wydanie tych dzieł jest tym bardziej ważne, ponieważ od kilku lat następuje totalne zalewanie księgarń i bibliotek poprzez makulaturę najniższej wartości w postaci przeterminowanych pleybojków z warszawskich kiosków, reprezentujących kulturę współczesnej Polski, a sprowadzane z sąsiedniego kraju głównie przez postkomunistycznych hochsztaplerów, strojących się w togi mecenasów kultury oraz strażników moralności. Nic więc dziwnego, iż myśląca młodzież powraca do czytania książek w języku rosyjskim, wybór których w Wilnie jest niezwykle bogaty.

Co ciekawe, że wydawane przez nas książki, nawiązujące do historii i tradycji naszej Ojczyzny są nabywane przez stosowne lokalne instytucje dla bibliotek w kowieńskim regionie Litwy, gdzie absolutną większość stanowią rodowici Litwini. I żadna z tych książek od lat nie trafia do bibliotek pod Wilnem, gdzie mieszka ludność polska, a nieograniczoną władzę mają i podejmują decyzje co ma ta ludność czytać – działacze Akcji Wyborczej, którzy w obawie przed możliwością poznania prawdy, nowych myśli i idei twierdzą, że powinno być „jak było” – czyli jak w czasach sowieckich, skazując naszą małą Ojczyznę na dalszą gospodarczą i kulturową zapaść i degradację. Słusznie więc zauważał w.w. rodowity Wilnianin pisarz i poeta Wiktor Trościanko w „Wieku męskim”, że …”klęski kulturalne trudniej odrobić. To dłużej trwa.” W naszych obecnych warunkach, kiedy życie oparte na sowieckich układach ukierunkowują najgorsi i najnikczemniejsi – raczej nigdy. A ludność bez własnego dorobku kulturalnego jest, niestety, skazana.

Niezwykle też ważne, że tamte dzieła, wydane w świecie wolnym od cenzury i politycznych represji, zawierają historyczną prawdę, przedstawiając we właściwym świetle ludzi i wydarzenia, o których rzekomo „nie trzeba głośno mówić”.

I pobudzają do refleksji, a nie konfliktów, które w ciągu ostatnich 20 lat w najbardziej obrzydliwy sposób zaognia, do których zachęca i inspiruje postkomunistyczny „Kurier Wileński” oraz pochodne „Magazyn Wileński” i „Tygodnik Wileńszczyzny”, będące faktycznie tubą Akcji Wyborczej, jednocześnie perfidnie ubolewając, że nie spadają na Litwie nastroje antypolskie.

W swoich dziełach Józef Mackiewicz zaznacza, że pisarz odpowiada nawet za to, o czym milczy. Nie mówiąc o słowie pisanym, które z łam postkomunistycznych pism dziś zieje zakłamaniem i trucizną, świadomie i systematycznie budując na przyszłość atmosferę niechęci wobec Bogu ducha winnych przyszłych pokoleń Polaków na Litwie. A wobec zbliżających się wyborów każdy powód jest dobry – patykiem i cyrylicą pisana nazwa ulicy, szczątki żołnierzy sprzed osiemdziesięciu laty, przez samych siebie rozpowszechniane plotki, pogłoski i oszczerstwa – byleby się dało w interesie grupki osób i ich rodzin utrzymać się przy władzy i kasie, aby móc nadal perfidnie dzieląc i zastraszając mniejszościowe społeczeństwo, go okradać, zubażać, osaczać i prowadzić donikąd. Przy finansowym i „moralnym” poparciu okrągłostołowej Polski i jej placówek w Wilnie.

Zresztą niebawem pracownicy dyplomatycznych placówek Polski, w większości byli współpracownicy UB (filia sowieckiego KGB), przeważnie wychowani w Moskwie i nie poddani lustracji, zaczną demonstracyjnie formować w krajach urzędowania z obywateli – Polaków w odbiorze większościowych społeczeństw krajów zamieszkania „piąte kolumny”, poprzez wydawanie tzw. Kart Polaka, aby móc te mniejszościowe społeczeństwa dzielić, inwigilować i manipulować. Jak stwierdził dla prasy konsul RP z Grodna – z każdym „kandydatem na Polaka” mają w zamiarze rozmawiać godzinę. Do przewidzenia, że nie o pogodzie, a raczej o nastrojach, niechęciach, możliwościach wykorzystania do pobudzania konfliktów, jako informatorów i konfidentów. W Wilnie – w szczególności, gdzie ambasadorowi i konsulowi delikatnie mówiąc na twarzy napisane, kim tak naprawdę są. Zresztą już przed dwoma laty aktualny prezydent Polski L. Kaczyński głośno publicznie oświadczał, iż ambasador w Wilnie powinien być natychmiast odwołany w związku z jego powiązaniem z przestępczym światem. A jednak urzęduje nadal i będzie „nobilitował” do tytułu „Polaka”.

Wilno więc będzie „wzorcowym” miejscem wydawania tzw. Kart Polaka. A to również z tego powodu, że będzie je wydawał ambasador, który swoją działalność dyplomatyczną w czasach sowieckich rozpoczął w Moskwie, gdzie się kształcił w Moskiewskim Instytucie sowieckiej dyplomacji, a rekomendacje kogo uznać za Polaka, a kogo nie uznać – będzie wydawał też oblubieniec Moskwy – jedyny wśród Polaków na Wschodzie wychowanek Moskiewskiej Akademii Politycznej przy CK KPSS, wieloletni pracownik „Czerwonego Sztandaru”, wmontowany via Warszawa na „prezydenta” tutejszych Polaków. Jaki więc w tej sytuacji można przytoczyć argument wobec zarzutów, że Polacy są promoskiewscy?

Inna rzecz, komu zebrana informacja w czasie godzinnych rozmów będzie służyła i do jakiego będzie kierowana kraju – я не знаю.

Jest to w sumie jeszcze jeden z propagandowych podrygów, charakterystycznych dla okrągłostołowej III RP – za 20 ostatnich lat, kiedy Polska rzekomo była niepodległa – nikt nawet nie poruszył tematu rozwiązania prawno – moralnego problemu pozostawionych poza Polską kilku milionów obywateli, którzy aktu konstytucyjnego samozrzeczenia się przecież nie dokonali. A dziś, w XXI wieku namiastka ze szczodrych rąk UB w postaci Karty Polaka! Kto więc nie ma szacunku wobec siebie i kraju zamieszkania – niech to bierze z rąk moskiewskich wychowanków.

Zresztą jeżeli bez emocji przeanalizować „pomoc”, która przez minione lata z Polski przychodziła – była to głównie taka, która była wygodna jakiejś tam zorganizowanej grupie w Polsce, w szczególności dla warszawskiej „Wspólnoty”; zniewalała, bo była przekazywana niezgodnie z prawem i Konstytucją tego kraju, prowadziła do konfrontacji w krajach zamieszkania i – na której „patriotyczni ofiarodawcy” mogli zrobić dobry szwindel. I zawsze z niej sterczały uszy Stelmachowskiego, kontynuującego swoje perfidne metody działania jeszcze od „okrągłego stołu”. I tak widocznie będzie trwało jeszcze długo.

Dlatego, w związku z powyższym, zachęcamy do wydawania i czytania dobrych książek – w.w. i innych, które mogą być odtrutką przeciw zniewalaniu, otumanianiu i ogłupianiu, przypominając jednocześnie słowa Józefa Mackiewicz, że bez znajomości historii nie ma kultury. Komu natomiast nie stać na ich kupno – chętnie udostępnimy w ramach działalności redakcyjnej Biblioteki Wileńskiej. W perspektywie zostaną one też w całości zamieszczone na stronie www.nasz-czas.lt (Fundacja Zbiory Wileńskie – Biblioteka Wileńska).

Ryszard Maciejkianiec