Grzegorz Eberhardt, rocznik 1950. Dziennikarz, filmowiec (dokumentalista), publicysta, prozaik. Autor dzieła „Pisarz dla dorosłych. Opowieść o Jozefie Mackiewiczu” (2008 r., Wyd. LENA, Wrocław). Przed kilku miesięcy ukazało się drugie wydanie w/w tytułu.

Na Litwie mieszka ok. 250 tys. Polaków, działa tam blisko sto polskich szkół ponadpodstawowych obejmujących swym nauczaniem 16 tysięcy uczniów. W tych dniach szybkimi krokami zbliża się ostateczny termin sformułowania przez litewskie Ministerstwo Oświaty listy lektur dla tych szkół. Dotąd obowiązuje ustalona w 1995 roku, zawierająca takie „kwiatki” jak dzieła L. Kruczkowskiego. Niestety, wygląda na to, że i w tej, zatwierdzanej wkrótce, bo już w grudniu br., znajdą się podobne pozycje. A na jej poprawienie będzie trzeba czekać kolejne naście lat. 

Oczywiście, nie dziwi zaistnienie na tej liście Mickiewicza czy Miłosza. Jednak za  kuriozum należy uznać wpisanie do owego kanonu… Olgi Tokarczuk, pisarki ewidentnie w swym charakterze skrajnej, jednoznacznie postmodernistycznej, a w dodatku z tamtymi, wileńskimi okolicami nie mającej nic wspólnego. Na liście nie znajdzie się natomiast Syrokomli, Orzeszkowej czy jakże ważnego w polskiej literaturze, ale i dla historii Kresów, Józefa Mackiewicza. Nazwisk tych nie znajdzie się także w wykazach list pobocznych, jak np. na liście zatytułowanej „Człowiek w wirze historii”. Znajdujemy tu nazwiska Bułhakowa, Haska, Kapuścińskiego, Orwella, ale autora „Nie trzeba głośno mówić” nie wyczytamy! Nie znajdziemy Karola Wędziagolskiego, Michała Pawlikowskiego. Na inne listy lektur, uzupełniających, potrafiono wpisać Szczypiorskiego, Terakowską, Huelle’go, Barańczaka ale nie, np., wspominaną już, Orzeszkową.

Niezrozumiała jest także liczna obecność na tych polskich listach twórców obcojęzycznych, np. Camusa i jego „Dżumy”. Ktoś powie, że to bardzo dobra książka. I owszem, ale powinna być na liście lektur ogólnolitewskich. Tych wynikających z głównego programu szkół średnich.

Tu, przy okazji, warto poruszyć sprawę sporu o ilość godzin lekcyjnych poświęconych językowi litewskiemu w polskich szkołach.

W polskich mediach w sprawie robi się dużo szumu: chęć zwiększenia ilości owych godzin, traktuje się niejako jako główny przejaw szowinizmu litewskiego. I uznaje za ogromne zagrożenie dla polskości młodzieży. Mało się jednak zwraca uwagi na praktyczną przydatność języka litewskiego dla mieszkańca Wilna czy Kowna. Trochę to tak, jakby w programie polskich szkół w Stanach Zjednoczonych lekcje związane z miejscowym językiem, tj. angielskim, byłyby ograniczone do minimum…  

Nie będzie, doprawdy, przesadą stwierdzenie, iż w interesie zarówno Litwy jak i Polski jest dysponowanie młodymi ludźmi w pełni sprawnymi intelektualnie w swym miejscu zamieszkania. A jednocześnie dobrze znającymi polską literaturę. A więc np. i Józefa Mackiewicza!

Tygodnik „Solidarność” Nr 46 (1153) 12 listopada 2010 r.