List do redaktora naczelnego dziennika „Rzeczpospolita“

Szanowny Panie Redaktorze,

Z wielkim zdziwieniem przeczytałem artykuł pani wiceminister spraw zagranicznych Grażyny Bernatowicz pt. „Nie będziemy się narzucać z przyjaźnią“ opublikowany w Rzeczpospolitej w dniu 10 maja 2011 r. [http://www.rp.pl/artykul/655442.html].

Na wstępie pani wiceminister zapewnia, że „nie jest łatwo współżyć narodom, które mają wspólną historię“. Dlatego też takie narody muszą „pokonać złe wspomnienia i skupić się na współdziałaniu wszędzie tam, gdzie widzą polityczny sens i zwykły interes“.

Litwa i Polska są właśnie takimi narodami. Bez wątpienia zgodzić się należy z panią wiceminister, że po ogłoszeniu niepodległości Litwa odczuwała wsparcie ze strony Polski na arenie międzynarodowej „tam, gdzie było to możliwe i pożądane“. Pozytywne stosunki odzwierciedlał też Traktat Litewsko-Polski z 1994 r.

Niestety, po tych obiektywnych i, jak sądzę, miłych dla obu stron prawd, niespodziewanie padają groźne salwy ze strony pani wiceminister do ogródka sąsiada „Litwa zaś za główne zadanie postawiła sobie sprzyjanie grupom nacjonalistycznie nastawionych polityków, których działania w małym stopniu korespondowały z nastawieniem litewskiego społeczeństwa“. Dowody takiego absurdalnego twierdzenia pani wiceminister również wybiera nie mniej absurdalne.

Polskie szkolnictwo na Litwie - przykład dla świata

Według niej, zakładnikiem gier władz stała się mniejszość polska na Litwie, ale jedynym jej grzechem jest „chęć utrzymania własnego języka, własnej kultury i tradycji“. Któż mógł pani minister zełgać, że Polacy na Litwie mają problemy z zachowaniem swego języka? Przecież kształcenie językowe odbywa się w szkole i nikt nie może zaprzeczyć, że nigdzie na świecie Polacy nie mają tylu możliwości pielęgnowania swojego języka jak na Litwie. W którym jeszcze kraju na świecie jest 50 polskich przedszkoli, 100 szkół, w tym 14 szkół średnich, polska uczelnia wyższa (Filia Uniwersytetu w Białymstoku)? Nigdzie. Żaden inny kraj na świecie nie może konkurować z tą dobitną statystyką.

Na I Forum Oświaty Polonijnej (Pułtusk, 23-27 07 1995), w którym uczestniczyli polscy oświatowcy z 20 krajów uznano, że najlepszy system oświaty mniejszości polskiej jest na Litwie. Od tego czasu sytuacja, jeśli się nawet zmieniła, to tylko w lepszą stronę. Niestety, zamiast tego, żeby reklamować Litwę jako najlepszy przykład polskiego szkolnictwa na świecie, przedstawiciele władz polskich strofowały i strofują władze litewskie w najgorszych epitetach nie tylko we własnym kraju, ale też w najwyższych instancjach europejskich.

W 1997 r. Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy uchwaliło rekomendację Nr 1339 w sprawie Litwy, w której między innymi zostało odnotowane, że różne reformy administracyjne są przeprowadzane według programów Rady Europy; prawo używania języków mniejszości narodowych jest prawnie chronione zgodnie z założeniami Europejskiej Karty Języków Regionalnych lub Mniejszościowych; kwestie mniejszości są rozstrzygane na zasadach wzajemnego kompromisu. Zgromadzenie gratulowało Litwie ugruntowania państwa prawa i dobrych stosunków z państwami sąsiedzkimi. Czyżby nie wystarczyło takiego uznania ze strony Polski i Europy?

Jeszcze jedno porównanie. Zgodnie z dokumentem Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej pt. „Raport o sytuacji Polonii i Polaków za granicą”, na Białorusi zaledwie 13,3 % Polaków uznaje język polski za język ojczysty, na Ukrainie - 12,5 %, na Łotwie - około jednej trzeciej, na Litwie zaś za język ojczysty uważa język polski aż 85 % litewskich Polaków. Czy nadal potrzeba jeszcze bardziej przekonujących liczb, aby przyznać, że na Litwie warunki do pielęgnowania polskiej świadomości narodowej, a przede wszystkim języka, są niemalże dziesięciokrotnie lepsze niż na Białorusi czy Ukrainie i prawie trzykrotnie lepsze niż na Łotwie? Niestety, fakty te wcale nie chronią Litwy przed napastowaniem zarówno w Polsce, jak też – polskim wysiłkiem – w Europie. Jak wiadomo, Łotwa, Ukraina, a nawet i Białoruś nie zetknęły się z zarzutami ze strony Polski dotyczącymi pielęgnowania języka polskiego.
   
Nazwy ulic - sprawą wewnętrzną państwa

Wywody pani wiceminister, że w Traktacie z 1994 r. zawarta jest gwarancja „umieszczania w rejonach zamieszkanych przez polską mniejszość tablic z dwujęzycznymi napisami” są całkowicie niezgodne z prawdą. W Traktacie nic o tym nie jest powiedziane.

Co prawda, mówi się o takich tablicach w Europejskiej Konwencji Ramowej o Ochronie Mniejszości Narodowych, którą podpisały Litwa i Polska. Jednocześnie wyjaśnia się jednak, że „w realizacji tej zasady Państwa są uprawnione brać pod uwagę specyficzne warunki i ich systemy prawne” i w sposób imperatywny przypomina się, że „osoby należące do mniejszości narodowych są zobowiązane respektować konstytucję i inne ustawy obowiązujące w ich krajach”.
 
Jeśli na Litwie Ustawa o języku państwowym przewiduje, że „oficjalne, unormowane nazwy własne w Republice Litewskiej zapisywane są w języku państwowym”, oznacza to, że ustawa ta, dopóki nie ma innej, musi być szanowana i wykonywana przez wszystkich, w tym również przez obywateli kraju należących do mniejszości narodowych. Fakt, że w Polsce są litewskie zapisy „Punskas, Vaičiuliškės” nie oznacza, że w suwerennej Litwie również powinno być podobnie, tzn. musi obowiązywać tryb innego kraju - Polski.

A propos, w odwiedzonym ostatnio przez prezydenta Polski litewskim miasteczku Mejszagoła (Maišiagala) rzeczywiście nie ma tablicy z polską nazwą miasteczka - Mejszagoła, ale de facto są polskie nazwy ulic (w Puńsku litewskich nazw ulic nie ma), podobnie obok starostwa i na drzwiach gabinetów w nim są polskie napisy (w Puńsku takich również brak).

Zatem gdybyśmy policzyli wszystkie takie tablice i napisy, zobaczymy, że języka polskiego w Mejszagole jest prawdopodobnie znacznie więcej, niż litewskiego w Puńsku. Musimy jednakowoż przyznać, że porównywanie i liczenie, kto, gdzie i ile ma tablic oraz robienie z tego polityki jest dziecinadą. Każda ze stron rozstrzyga takie sprawy, jak jej się wydaje najlepiej. Wymaganie, aby w innym kraju koniecznie były dwujęzycznych tablice z nazwami wsi, lecz w urzędach samorządowych takich napisów mogło nie być i odwrotnie, żeby w innym kraju były dwujęzyczne napisy na gabinetach w urzędach, lecz niekonieczne były takież nazwy wsi jest kompletną głupotą.

Pisownia nazwisk a Trybunał Sprawiedliwości UE

W ogłoszonym niedawno (12 maja) orzeczeniu Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznano, że „nie stoi na przeszkodzie temu, by właściwe władze państwa członkowskiego odmówiły na podstawie uregulowania krajowego... zmiany w akcie urodzenia i akcie małżeństwa jednego ze swoich obywateli jego nazwiska i imienia zgodnie z regułami pisowni innego państwa członkowskiego". Innymi słowy, Europa uznała, że Litwa, jako suwerenne państwo ma prawo wobec obywateli Litwy narodowości polskiej stosować zasady litewskiej pisowni nazwisk.

Ponadto „nie stoi na przeszkodzie temu, by właściwe władze państwa członkowskiego odmówiły... na podstawie tego samego uregulowania, zmiany wspólnego nazwiska pary małżeńskiej obywateli Unii... w formie zachowującej reguły pisowni tego ostatniego państwa, pod warunkiem, że odmowa ta nie spowoduje dla wspomnianych obywateli Unii poważnych niedogodności na płaszczyźnie administracyjnej, profesjonalnej i prywatnej...”.

Życie pokazało, że niedogodności powstają właśnie podczas zapisu nazwisk obcych względem narodu podstawowego, albowiem w różny sposób zapisując w różnych językach dźwięki i swe nazwisko (np. litewskie w Polsce i polskie na Litwie), trzeba byłoby bodajże odrębnie wymawiać każdą literę oryginalnego nazwiska. Poza tym byłyby problemy ze wprowadzaniem takich nazwisk do systemu gramatyki innego języka. Powyższe miało wpływ na to, że, na przykład, przywrócenie litewskich nazwisk nie jest popularne w Polsce, podobnie byłoby na Litwie z nazwiskami polskimi. Ważny jest wreszcie też aspekt prawny. Tak zamieszkałe w Niemczech kobiety Polki z nazwiskiem różniącym się (nawet jedną literą) od nazwiska męża mają niemało trudności z załatwianiem spraw prawnych i finansowych lub po prostu z udowadnianiem, że się jest małżonką lub córką. Dlatego też Polki w Niemczech zmieniają swoje nazwiska na męskie i stają się np. Wandą Czarnecki lub Alicja Tomaszewski, albowiem w ten sposób w Niemczech jest wygodniej od strony prawnej, i po prostu wygodniej żyć. Jednak, o ile wiem, żaden z polskich urzędników nigdy ani słowem nie napomknął o „okrutnym” trybie pisowni polskich nazwisk w Niemczech, ani też nie oskarżał tego kraju w organizacjach międzynarodowych.

Kolejny punkt orzeczenia Europejskiego Trybunału w sprawie znaków diakrytycznych powiada: „nie stoi na przeszkodzie temu, by właściwe władze państwa członkowskiego odmówiły zmiany aktu małżeństwa obywatela Unii pochodzącego z innego państwa członkowskiego w taki sposób, by imiona tego obywatela zostały zapisane w tym akcie ze znakami diakrytycznymi, tak jak zostały one zapisane w aktach stanu cywilnego wydanych przez państwo członkowskie jego pochodzenia”. Oznacza to, że litewskie i polskie nazwiska w innym kraju UE mogą być zapisywane bez znaków diakrytycznych charakterystycznych dla tych języków.

Jeśli zaś chodzi o opinię moją osobistą, a nie Europejskiego Trybunału, sądzę, że litera „W” w nazwiskach nielitewskich kiedyś zostanie uprawomocniona. Szwedzi dopiero po trwających przez długie dziesięciolecia sporach oficjalnie przyjęli do swego alfabetu literę „W”, która występuje w wyrazach obcego pochodzenia. Dopiero od 2006 roku nabyła wszelkie prawa do szwedzkiego alfabetycznej listy. Podobna droga do przebycia, jak się wydaje, czeka też na język litewski. Wszelako nie wiadomo, czy z tą „wymęczoną” literą życie niektórych obywateli Litewskich będzie znacznie wygodniejsze.

Wiceminister przeciwko ... polskim przepisom

„Punktem oparcia dla utrzymania polskości stały się więc polskie szkoły, w których nauka historii i wiedzy o kraju przodków odbywała się w języku polskim. Ale i to miało wkrótce ulec zmianie”.

W tonie pani wiceminister odczuwam ubolewanie. Inni polscy politycy uderzają jeszcze mocniej. Niedawno w „Rzeczpospolitej” opublikowany został artykuł Jarosława Kaczyńskiego pt. „Bałtyckie Waterloo Tuska”. Pisze w nim, że nowa litewska Ustawa o oświacie - to „dotkliwy cios zadany polskiemu szkolnictwu w tym kraju... to najmocniejsze uderzenie w Polaków na Litwie od kilkudziesięciu lat... nawet pod sowiecką okupacją  przepisy oświatowe były bowiem dla Polaków pod wieloma względami korzystniejsze niż obecnie... sprawa ustawy oświatowej to zresztą tylko zwieńczenie procesu rujnowania dobrych relacji polsko-litewskich“.

Te myśli nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Wzmocnienie nauczania języka litewskiego i ujednolicenie końcowego egzaminu zgodnie z wymogami wobec wszystkich szkół w kraju było krokiem długo oczekiwanym i niezwykle potrzebnym dla społeczności polskiej na Litwie, wprowadzającym tryb nauczania języka państwowego w szkołach mniejszości narodowych na Litwie zgodny ze zwyczajami światowymi, w tym również stosowanymi w Polsce. Osłabione nauczanie języka państwowego, jak to było do tej pory, stanowiło dołek nie tylko na drodze do kariery dla polskiej młodzieży na Litwie, ale dyskredytowało również polskie szkolnictwo, nadając mu znaczenie drugorzędnego.

Dla przykładu dyrektor szkoły polskiej w Grodnie na Białorusi Danuta Surmacz, dowiedziawszy się o osłabionym nauczaniu języka państwowego w polskich szkołach na Litwie, powiedziała, że w podobny stan w polskich szkołach na Białorusi miałby katastrofalne skutki – nikt by nie chciał iść do takich słabych szkół, a abiturienci stykaliby się z masą problemów. W jedynej w Czechach polskiej szkole średniej egzamin maturalny z języka czeskiego również niczym nie różni się od reszty szkół w tym kraju. Narzekając w sprawie zrównania nauki języka litewskiego z trybem obowiązującym w Polsce, wypadałoby chyba Polsce również protestować wobec wprowadzeniu w polskich szkołach na Litwie drugiego języka obcego, bo ten krok też można by określić jako cios wobec polskiej oświaty, z uwagi na to, że na tych lekcjach również więcej mówi się nie po polsku...

* * *

Jak mają żyć i współżyć dwaj sąsiedzi, a nawet dwa braterskie narody w obecnej zjednoczonej Europie, jeśli spojrzeć na dalszą historię? To właśnie unikalna podstawa historyczna powinna skłaniać do intensywnego pielęgnowania naszych wzajemnych relacji i stanowić jeden z priorytetów polityki zagranicznej obu krajów. Niestety, ciągłe wymysły, rozpowszechniające się znad brzegów Wisły w sposób bolesny torpedują życie i współżycie naszych braterskich narodów.

A jak dobrze by było, gdyby podczas spotkań politycy, intelektualiści i zwykli obywatele naszych narodów rozpoczynali rozmowę nie od liczenia tablic litewskich czy polskich, ale wspominając osobistości, łączące naszą kulturę i sztukę. Tak oto w dniu 24 maja w Instytucie Języka Litewskiego w Wilnie odbyła się konferencja międzynarodowa, poświęcona rocznicom wybitnego polskiego językoznawcy Jana Karłowicza, mającego swój wkład również w językoznawstwie litewskim oraz jego syna, kompozytora Mieczysława Karłowicza, twórcy światowego muzycznego arcydzieła pt. „Rapsodia Litewska”. Żyjmy zatem w duchu tej muzyki, a wówczas stosunki między naszymi państwami i narodami będą miały mocne europejskie perspektywy.