…My, Wilnianie…(…) Tuśmy wrośli od wieków, w tę Ziemię Wileńską i nikt jej obrazu z serca nam wyrwać nie jest w stanie. I po największej nawet burzy, ci z nas, co się ostali, zdrowi czy ranni, z okopów, lasu czy piwnic, z zagranicy, czy tylko z domu, wrócimy do swej ziemi i będziemy ją orać. Józef Mackiewicz. Gazeta Codzienna, 1939

 Wszystkie wielkie powieści Józefa Mackiewicza są obrazami historii. I wszystkie mówią także o wojnie. Ten szkic zawiera kilka wstępnych refleksji na ten temat i garść odnoszących się do tych spraw cytatów. Gdyby te powieści Mackiewicza ułożyć chronologicznie, nie według daty wydania, lecz przedstawianego okresu, byłyby to kolejno: Sprawa pułkownika Miasojedowa (1962), Lewa wolna (1965), Droga donikąd (1955), Nie trzeba głośno mówić (1969), Kontra (1957). Akcja wszystkich utworów, prócz Kontry, dzieje się na polskich kresach.  Kontra tylko częściowo od-nosi się do rubieży Rzeczypospolitej, dotyczy rosyjskich, antykomunistycznych formacji wojskowych, przy boku Wehrmachtu, i finału ich historycznych losów tuż po drugiej wojnie na terenie Włoch i Austrii.

Nie wiem, czy Mackiewicz zaplanował z góry swój cykl. Jego poszczególne części powstawały w innej, niż historyczna, kolejności. Ale w tych tomach została ukazana historia pierwszej połowy wieku XX na rubieżach Polski i tuż poza nimi. W tkance powieściowej i dziejach ludzkich zawarł pisarz przede wszystkim sprawę odniesień polsko rosyjskich, dość dobitnie akcentując przemiany samej Rosji w tym czasie. Oczywiście, nie należy tych powieści Mackiewicza traktować jako kroniki historycznej. Rządzą się one własną logiką artystyczną. W Sprawie  pułkownika Miasojedowa rzecz dzieje się od początku wieku, poprzez wybuch I wojny, do finału afery Miasojedowa w 1915. Akcja książki trwa jednak w skondensowanych epizodach aż do roku 1945. W  Lewej wolnej tłem historycznym jest wojna polsko bolszewicka w roku 1919-1920.  Droga donikąd to obraz upadku II Rzeczpospolitej i ponurej okupacji sowieckiej na Wileńszczyźnie, aż po wybuch wojny niemiecko sowieckiej. Wreszcie, epicka i wielowątkowa  powieść Nie trzeba głośno mówić dzieje się  podczas  okupacji niemieckiej i wojny niemiecko sowieckiej na rubieżach wschodnich. Kończy się ten tom epizodem okupacyjnej Warszawy i wybuchem powstania, a wreszcie wyzwoleniem kilku bohaterów z niemieckiego Oflagu.  Wreszcie Kontra, dziejąca się tuż po zakończeniu wojny, we Włoszech i Austrii, wiosną 1945, jednak liczne retrospekcje uzupełniają jej tło historyczne.

  Powieści Mackiewicza, ujrzane na tle wielkiej tradycji realizmu  w Polsce, od końca dziewiętnastego wieku, aż po międzywojenne dwudziestolecie, ukazują swoją szczególną odrębność. Literatura polska nigdy nie zdobyła się na tak  monumentalny cykl, poświęcony przenikaniu się spraw Polski i Rosji. Był przedtem w tej literaturze opis, ograniczony cenzurą, życie pol-skiego pod zaborami (Sienkiewicz, Prus, Orzeszkowa, Żeromski), starano się ukazać wysiłek ocalania polskiej tożsamości. W okresie modernizmu literatura zaczęła sięgać po problematykę powstańczą (powstanie styczniowe) i rewolucyjną (Żeromski, Daniłowski, Strug), jako mitów niepodległościowych.

 Temat bolszewickiej rewolucji rosyjskiej dopiero miał nadejść. Po pierwszej wojnie stał się ważnym odniesieniem w prozie  Stefana Żeromskiego. Autor Przedwiośnia (1924) ukazał rewolucję nie wprost, lecz poprzez przywołanie strasznych wspomnień bohatera powieści, młodego Cezarego Baryki. Wszystko to, wraz ze znamienną końcową sceną powieści, marszem manifestacji na Belweder, miało stanowić ostrzeżenie. Postać Baryki stała się  symbolem losów tych młodych pisarzy, którzy uciekli z Rosji, gdzie w dzieciństwie przeżywali rewolucję (np Józef Łobodowski). Dla samego Żeromskiego prologiem jakby tej tematyki było wydarzenie, opisane w eseju Na plebanii w Wyszkowie. Pisarz znalazł się w miejscu skąd dopiero co haniebnie uciekli członkowie Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polskiego w 1920 roku. Żeromski znał niektóre osoby z tego Komitetu (w Zurychu stykał się z J. Marchlewskim). Esej ten nie mógł być przedrukowywany w PRL-u.

 Na progu dwudziestolecia międzywojennego było kilku pisarzy, utrwalających doświadczenia wojny polsko bolszewickiej, zresztą dokonania ich nie zostały należycie docenione. Przypomnę frontową prozę Stanisława Rembeka, który podobnie jak Mackiewicz uczestniczył w wojnie 1920 roku (Dziennik, 1920, opublikowany jednak dopiero po drugiej wojnie; Nagan, 1928). Eugeniusz Małaczewski zostawił tylko niewielki zbiór  tekstów Koń na wzgórzu (1921), pamiętny jednak sceną walki i zagłady polskich ułanów. W opowiadaniu Miodowy tydzień na Ukrainie zostały opisane symboliczne dla tej wojny, i znane z relacji fakty, torturowania polskich żołnierzy: „…zabrali się do nagich ułanów. [...] zrobili nożami po dwa równoległe nacięcia, idące od boków wzdłuż ud i łydek aż do kostek nogi. Po czym pas skóry, oznaczony krwawiącymi liniami nacięć, zaczęto zdzierać od góry do dołu. Na miejscu wydartego pasa pozostawał jakoby lampas purpurowy, na dłoń szeroki. Oprawiano w ten sposób ułana równocześnie z prawej i lewej strony. Słyszałem jak krzyczy człowiek obdzierany żyw-cem ze skóry [...]” (reprint, Warszawa, 1986, s. 53). Choroba i przedwczesna śmierć nie pozwoliła niestety autorowi na więcej niż urywkowe ukazanie problemu tej wojny.

Pisarzem dwudziestolecia, także niedocenionym w swej próbie krytycznego ukazywania zdarzeń i walk rewolucji rosyjskiej, był Ferdynand Goetel. Jego teksty prozatorskie, wyrosłe z  osobistych przeżyć na początku rewo-ucji rosyjskiej, na południu dawnego imperium carskiego, ukazują – w atmosferze realizmu i krytycznej groteski – walki i terror rewolucji na krańcach Rosji (Kar-Chat, 1922;  Pątnik Karapeta, 1923). Nie mogło to jednak być studium polsko rosyjskiego pogranicza. Goetel zdołał uciec do Persji i okrężną drogą powrócił do Polski. Ale ta właśnie droga opuszczenia Rosji miała być powtórzona dwadzieścia kilka lat później przez żołnierzy II Korpusu.

Znacznie później, już w czasie drugiej wojny, powstała wybitna polska powieść emigracyjna, umieszczająca się, w pobliżu książek o problematyce niepodległościowej, ukazująca, jak tchnienia wolnościowe pod koniec pierwszej wojny docierają daleko na wschód, za Bobrujsk, za Berezynę, do mieszkających tam grup etnicznie polskich. To powieść-epos autora, także walczącego w 1920 roku, Floriana Czarnyszewicza Nadberezyńcy (1942), niewątpliwie niedoceniona  w polskiej historii literatury.
Mackiewicz wszystkie książki pisał o historii sobie współczesnej i wszystkie dotyczą kataklizmów historycznych, wielkich wojennych zmagań. Powieści Mackiewicza ukazują rozpadanie się  caratu (Miasojedow), odparcie rosyjskiego komunizmu przez Polskę spod Warszawy w 1920 (Lewa wolna), opanowanie przezeń połowy Europy, tym razem już po trupie Polski, po 1939 i 1945 roku  (Droga donikąd, Nie trzeba głośno mówić), wreszcie jego zwycięstwo po II wojnie, przypieczętowane ludobójstwem wobec tych własnych obywateli, którzy mu się opierali (Kontra). Tak świetnej panoramy historycznej nie stworzył w polskiej literaturze nikt poza Mackiewiczem.

Po pierwszej wojnie, reakcja na sam fakt wojny stała się najważniejszym tematem literatury europejskiej. Wojna światowa jawiła się w Europie jako wydarzenie dotąd nieznane, w sensie zaangażowanej techniki wojennej,  niespotykanej dotąd ilości ofiar, wojskowych i cywilnych, przeżyć egzy-stencjalnych i metafizycznych. Natomiast elity polskie po pierwszej wojnie wyrażały raczej radość z nagłego odzyskania niepodległości, oddawały hołd ofiarom walki o niepodległość. Nie było to  poczucie kryzysu cywilizacji. Już romantycy polscy oczekiwali na wojnę powszechną, która mogłaby Polsce przynieść wolność („O wojnę powszechną za wolność ludów, Prosimy Cię, Panie.” – Mickiewicz).

 W literaturze europejskiej pojawił się  powszechny obraz klęski. Doświadczenia niemieckie opisywał Erich Maria Remarque: (Im Westen nichts Neues, 1929; Na zachodzie bez zmian). Ukazywał bezsens, bezcelowość i nieludzki charakter minionej wojny, podczas której pojedyncza śmierć to właśnie tytułowe „nichts Neues”. Tego typu pacyfizm odrzucali ideologowie III Rzeszy, a książki Remarque’a były palone przez nazistów. Natomiast prawie zaraz po wojnie, wydał opis swoich doświadczeń frontowych młodziutki Ernst Jünger w książce: In Stahlgewittern, 1920 (Wśród stalowych burz). Był to osobisty dziennik młodego ochotnika na froncie zachodnim, prowadzony przez trzy lata wojny pozycyjnej. Czternaście razy ranny, Jünger otrzymał najwyższe niemieckie odznaczenie bojowe „Pour le Mérite”.  Dziennik przełamany jest między wymową zapału i odwagi niemieckiego ochotnika, a  obrazem trupiarni, tworzonej przez bezustanną burzę pocisków. To historia walk na północnym odcinku okopów pierwszej wojny, na tle przerażającej walki pozycyjnej, oscylacji między cofaniem się i szturmem. Ten dokument nie wolny był od niezamierzonego absurdu marzeń porucznika Júngera – o etyce rycerskiej. Jünger ceniony był początkowo za ten dziennik wojny przez Hitlera. Nie przyłączył się jednak do narodowego socjalizmu.  W hitlerowskiej III Rzeszy stał się podejrzany, zwłaszcza  po opublikowaniu powieści: Auf den Marmorklippen, 1939 (Marmurowe skały). Był inwigilowany przez Gestapo. Podczas drugiej wojny odbywał służbę  oficera komendantury Paryża i po zamachu na Hitlera szczęśliwie uniknął grożącej mu egzekucji za udział w spisku.

Społeczeństwo francuskie i jego kultura liczyli swoich zabitych. Pod samym Verdun padło ich przeszło pół miliona, tyleż z drugiej strony. Na samym początku wojny, w tyralierze idących do ataku piechurów, jeszcze w paradnych mundurach, padł pisarz Charles Péguy.  Leczył się po kontuzji głowy poeta Guillaume Apollinaire. Z bezsensu wojny rodził się francuski surrealizm. W towarzystwie honorowe słowo „colonel” wywoływało wtedy kpiny. Groteskę i niewytłumaczalny bezsens wojny wyraził dość późno, także ranny podczas walki, Louis-Ferdinand Céline w powieści  (Voyage au bout de la nuit, 1932; Podróż do kresu nocy). Dla Céline’a wojna znajdowała się już poza obszarem zdrowego rozsądku, jego opis  szedł w kierunku wszechobejmującej groteski. Oto jak wygląda patriotyczna wojna na pierwszych stronach książki:  „[...] wojna była tym wszystkim, czego nie pojmowałem... [...] Jeśli idzie o pułkownika [...] rzuciło go wprost w ramiona kawalerzysty pieszego [...] także całkiem skończonego. Obejmowali się w tej chwili i po wsze czasy, tyle że kawalerzysta nie miał już głowy, a jedynie otwór powyżej szyi, z krwią, która bulgotała w środku jak gotująca się w garnku konfitura”. Na tle ofiar walki o utrzymanie „Voie sacrée” pod Verdun, Céline, w obrazie swego dezertera, wymierzał policzek narodowej dumie. Za to także miał później płacić.

Wreszcie, okropność wojny znacznie wcześniej odnotowała literatura rosyjska, w ekspresjonistycznej prozie   Leonida  Andriejewa: Красный смех (Krasnyj smiech, 1906,  Czerwony śmiech). Była tam także reakcja na koszmar wojny rosyjsko japońskiej w 1905 roku  (ta wojna zachwiała caratem). Później, literatura rosyjska kładzie akcent na tragedii rewolucji i wojny domowej. Dziennik z Moskwy i Odessy Iwana Bunina, to kalejdoskop ponurych „cywilnych” spostrzeżeń autora, nie skażonych sympatią do bolszewizmu, w czasie wojny domowej po rewolucji  październikowej. Ciekawe, że do problemu rosyjskiej „wojny domowej” powróci nasza literatura po Mackiewiczu (znakomita proza E. Rylskiego: Stankiewicz, Powrót).

Podobnie jak w literaturze europejskiej po I wojnie,  we wszystkich utworach Mackiewicza wojna ma charakter nieludzki, brutalny i straszny. Tak jest w opisach I wojny w Miasojedowie. Jest to wojna nacjonalistyczna. Jednak polskim ułanom z Lewej wolnej  chodzi o walkę z komunizmem, o ocalenie wartości ludzkich wobec grożącej zagłady, wynik wojny wiąże się z problemem  moralnym i ideowym. Ale jakby nie wpływa to na sam ob-raz walki, która ma charakter odrażający moralnie i egzystencjalnie, sama wojna jest zapaścią cywilizacyjną. I pozostanie nią niezależnie od jej przesłania i wyników.

 Takie spojrzenie na wojnę widzimy w obrazie pierwszej wojny światowej w powieści o Sprawie pułkownika Miasojedowa (1962).Tło powieści jest bardzo szeroko rozciągnięte w czasie. Akcja rozpoczyna się z początkiem wieku, opis życia ukazuje rozkład biurokratycznej tkanki ustrojowej w Ro-sji. Dotyczy to także armii. W przejmujących obrazach ukazał tu Mackiewicz walki żołnierzy korpusu gen. Samsonowa na froncie północnym, pośród jezior mazurskich, w pierwszym roku wojny. Podobnie jak w literaturze europejskiej ukazane zostaje okrucieństwo wojny : „Tylko twarz Konstantego Trofimowa nie zdradzała ani zdumienia, ani podziwu. Posiniała, spuchła w wodzie. Nieruchome źrenice patrzyły przez cały dzień i pół na-stępnego, prosto w niebo. Po południu wrony wykłuły mu je. […] Dawno opustoszały, po wycofaniu, okopy. W roztopach wiosennych trup nadął się, rozłożył i jak sina cuchnąca bania wypłynął wreszcie niedaleko [...]”

Prowokacyjny proces pułkownika Miasojedowa, którego oskarżono o kierowanie nie istniejącą siatką wywiadu niemieckiego, miał wytłumaczyć klęski carskiej armii. Mackiewicz kreśli z drobiazgowością i wielką wnikliwością psychologiczną postaci tego dramatu, działające na prowincji i pośród petersburskich elit. Tworzy jednocześnie jakby panoramę barwnej, wieloetnicznej społeczności kresowej od Wilna i Grodna po Narwę i Petersburg. „Sprawa Miasojedowa” zostaje ukazana jako przyczynek do klęski carskiej armii, tyle że poprzez ukazanie destrukcyjnego samozakłamania wojskowych elit. Kreśląc losy żony Miasojedowa, Klary, Mackiewicz ukazuje rosyjską historię aż po drugą wojnę.

W polskiej literaturze, ani w XIX, ani w XX wieku, nie było powieści ukazującej tak szeroko społeczeństwo rosyjskie. We wstępie autor usprawie-dliwia się jakby przed czytelnikiem, że bohaterowie jego powieści nie są Polakami. Jednak cała powieść, gdzie kreśli Mackiewicz także psychologiczny obraz „duszy rosyjskiej”, stanowi bardzo istotny przyczynek do sprawy polskiej.

  Obszar geograficzny, na którym rozgrywa się najważniejsza część akcji, był pisarzowi szczególnie bliski, odwoływał się do jego doświadczeń oso-bistych i biografii. Sam  przecież urodził się w Sankt-Petersburgu, chodził tam do rosyjskiej szkoły. Większość tego obszaru, zamieszkałego przez niewielkie grupy etniczne i narodowe, dawniej fragment Rzeczypospolitej Obojga Narodów, stała się później dla pisarza terenem, na którym, powinna powstać osobna, historyczna formacja „krajowa”. Także jako młody dziennikarz wileński mógł  Mackiewicz dobrze poznać ten konglomerat etniczny: polski, rosyjski, litewski, białoruski, łotewski, żydowski. Właśnie tak szeroko zakrojona została historia pułkownika Miasojedowa, gdzie akcja toczy się na polskich kresach, a w dużej mierze także w Wilnie, zaś groza wojny dotyczy pierwszej klęski Rosji w wojnie z Prusami, na terenach, gdzie tylu było etnicznych Polaków. 

 Realizm powieściowy pozwolił Mackiewiczowi nakreślić barwne postaci i typy kresowych Żydów. To także opis ich przystosowania do rosyjskiego i ukraińskiego antysemityzmu (scena pogromu w Kijowie tuż przed pierwszą wojną).  Ale proza Mackiewicza wrażliwa jest i na coś o wiele mniej uchwytnego: na subtelne kulturowe cechy tego żydostwa kresowego. Bliższa tu jest prozie Izaaka Babla, niż wymodelowanych obrazów w dziewiętnastowiecznej (Orzeszkowa) i dwudziestowiecznej literaturze polskiej (Schulz). Historię Żydów kresowych zamknie autor  w rozdziałach powieści Nie trzeba głośno mówić – obrazami hitlerowskiego ludobójstwa i zagłady Żydów wileńskich.

Wątek prowokacji wokół osoby Miasojedowa zaczerpnął  pisarz z kroniki rzeczywistych wydarzeń. Widział w tym tragiczną analogię do sprawy Dreyfusa. Szef wywiadu niemieckiego Nicolai stwierdził potem wyraźnie, że Miasojedow nie był szpiegiem niemieckim. Atmosfera podejrzeń i pro-wokacji, związana z działaniem rosyjskiej Ochrany, pojawi się u nas do-piero w powieściach Władysława L. Terleckiego, ale na początku ubiegłego wieku nurtowała polskie życie w związku ze sprawą Stanisława Brzozowskiego. Nie ulega jednak wątpliwości, że opisując fałszywe podejrzenia wobec Miasojedowa, autor odniósł się także do własnych doświadczeń: oskarżenia o kolaborację i nie wykonanego wyroku śmierci. W powieści  sprawa ta wraca jeszcze raz w Wilnie, w podziemnej AK, jako debata na tajnym zebraniu organizacji nad skazaniem na śmierć męża Klary, Mariana Szatkowskiego, za rzekomą współpracę z Niemcami: „W rezultacie niepodobna ustalić, czy wyrok śmierci istotnie zapadł”.

Zdawałoby się, że opisując w Lewej wolnej następny chronologicznie fragment historii, kampanię polsko bolszewicką 1919-1920 roku, Mackiewicz złagodzi swój obraz wojny – poprzez odniesienie do atmosfery słusznej walki i zwycięstwa. Autor, biorący udział ochotniczo w tej wojnie jako młodziutki siedemnastoletni kawalerzysta, zwlekał z tym opisem dwadzieścia pięć lat. Czy nie dlatego,  że pełna krystalizacja doświadczeń wojny i oceny historii, nastąpiła  dopiero z perspektywy następnego kataklizmu? Własny udział pogłębił niewątpliwie bezpośredniość widzenia. Wiadomo o: „autentycznym  przeżyciu Józefa Mackiewicza z wojny 1920 roku. Ten koszmar prześladował go szczególnie uparcie w ostatnich latach życia, o czym dowiedzieliśmy się dopiero od wdowy. Budził się ze snu z krzykiem, spocony, we śnie powracało wspomnienie alarmu i niemożności dostania się na siodło konia. Nigdy o tym nie mówił…” (list do mnie, Kazimierz Zamorski, 1997). Jeśli wczytać się głębiej w tekst Lewej wolnej Mackiewicza, można przyjąć, że wszyscy uczestnicy kampanii, wojny, byli także jej ofiarami. Także ci, co przeżyli. W Lewej wolnej dochodzi zresztą do głosu szczególna polaryzacja. Między żołnierzem, zwykłym kawalerzystą, usypiającym w błocie, a strategiem, wodzem tej kampanii.

 Do grozy w opisie wojny dołączy się  – jakby potęgując tę atmosferę – po-czucie, że ta wygrana wojna, kosztująca tyle ofiar, nie została wykorzystana dla pełnego zwycięstwa. Autor rozważa to na szerokim historycznym materiale. Ta kampania była jedną z najważniejszych w naszej historii, to właśnie wynik bitwy warszawskiej zdecydował o pozostaniu Polski na mapie Europy. Barwność i różnorodność ukazanych epizodów widzimy tutaj przede wszystkim poprzez działania polskiej kawalerii. Jednak na tle  tradycji polskich powieści historycznych, przede wszystkim batalistyki Sienkiewicza, pisanej „ku pokrzepieniu serc”, optymistyczny ton narodowo patriotyczny zdaje się w ogóle nie dotyczyć przeżyć i uczuć młodych ułanów w 1920 roku.

 Wojna daje okazję najgorszym i  nie oszczędza najlepszych. Istnieje takie jej doświadczenie, które  jest jakby ponad  strategią i poświęceniem. Bardzo istotne w prowadzeniu akcji tej powieści są rozmowy polskich ułanów, silących  się na tromtadrację lub udających cynizm, a kryjących przede wszystkim strach. Te codzienne dialogi nie mówią o sensie walki, wynika z nich, że szczytny cel osiąga się poprzez koszmar i śmierć. Szczegóły wojny i walki są u Mackiewicza pozbawione efektów, opisane po prostu, jak na przykład w Lewej wolnej śmierć braci Wintowtów, walczących zresztą po przeciwnych stronach.
Piotr Wintowt, schwytany przez bolszewików: „Bito strasznie. Wybito mu oko. [...] Piotra przywiązano rozkraczonego, a między nogami rozpalono ogień. Straszliwy ból odbierający przytomność, przeistoczył go od razu z człowieka, z bojownika i jeńca, w łachman ludzki, w organizm wypełniony jednym tylko odruchem przerażenia, fizycznych cierpień, i takim stopniem obłędnego strachu przed powtórzeniem tych cierpień, że gotów był powie-dzieć wszystko, cokolwiek wiedział, i wszystko, cokolwiek by od niego żądano. Gotów wydać każdego, łącznie z sobą samym, aby tylko uniknąć piekielnego ognia.” Śmierć jego brata, Jana  Wintowta, bolszewika: „Zybienko zaciskając zęby, ciął z niewygodnego zamachu na odlew po ręce trzymającej poręcz [pociągu]. Wintowi zachwiał się, zwinął jakoś w sobie, wypuścił pistolet z prawej ręki, szukając nią oparcia w powietrzu, i zsunął się krzywo, bokiem, pod bufory pociągu, spadając pod koła drugiego wa-gonu. Przecięły go wpół.”

Podobnie jak w przytoczonych cytatach traktuje Mackiewicz szczegóły wojny i walki w innych swoich dziełach. Zamierzone i wyrafinowane okrucieństwo to jednak cecha bolszewików. Jeden z czekistów w Lewej wolnej zajmuje się „wyrobem rękawiczek”. Traktując dłonie jeńców polskich wrzątkiem, ściąga z nich skórę. W ciągu jednej nocy spreparował wiele „par” takich rękawiczek. Mackiewicz nie popisuje się szczegółowym opisem okrucieństwa, czytamy tylko oddaloną relację. Dygresja. Po ostatniej wojnie mówiło się, że podobna „manufaktura” istniała także w hitlerowskim kacecie. Dziś wiemy, że początek dali temu procederowi rewolucjoniści francuscy, podczas wojny domowej w Wandei.

 Sprawa nie wykorzystanego zwycięstwa. W  Lewej wolnej, dla polskich ułanów, strategiczny wymiar walki pozostaje jakby ukryty. Ale pamięta o nim autor. Ideologię i rozważania strategiczne umieszcza jednak Mackie-wicz niejako w osobnym, równoległym wątku książki, ujętym nawet w samodzielne rozdziały i rzadko wkraczającym w świadomość bohaterów. Nad samą powieścią, i tym właśnie wątkiem historiozoficznym toczyły się, po wydaniu książki, spory na emigracji. Patrzono negatywnie na elementy książki opisujące przeżycia bohaterów i obrazy samej walki. Były przedmiotem krytyki, jak owa surowa i brutalna scena po polowym pogrzebie jednego z ułanów. Jego uczestnicy do znanej piosenki przypisali słowa: „Niech się kurwa przyśni tobie…”. Miano to za znieważanie pamięci ułanów. W wydanej przez kombatantów emigracyjnych broszurze O prawdę historyczną (Londyn 1961), obok kilku głosów pozytywnych, przeważają zarzuty szkalowania polskości, sympatii dla „duszy rosyjskiej” i fałszowania konkretów historycznych. A wypowiadali się także uczestnicy tamtej kampanii, i oficerowie sztabowi.

 Nowe techniki pogłębiła straszność wojny. Tę grozę usiłują oddać nowe style zapisu.  Być może ich analiza dałaby odpowiedź na pytanie, dlaczego osłabły w naszym odbiorze klasyczne opisy i obrazy wojny? Czyż nie dotyczyły faktów budzących grozę? Przecież po bitwie pod Solferino, 24 czerwca 1859, na placu walki pozostało około 40 tysięcy ofiar – zabitych i rannych, uciecha dla psów. A wielkie bitwy napoleońskie? Napoleon uciekł spod Waterloo, ale pozostała tam podobna liczba ofiar, jak pod Solferino. W opisie bitwy pod Austerlitz u Tołstoja, gdy ranny książę Andrzej otwiera oczy, widzi błękitne niebo, nie bluzgającą krew. Nawet tak gęsty w ciosy, rany i zabijanie, ilość trupów, opis zdobywania Saragossy w Popiołach Żeromskiego wydaje się w dzisiejszej lekturze jakąś ruchliwą egzotyką. Nie zapominamy też ocalonej w samym ogniu walki, obsypanej kwiatami pięknej młodziutkiej Hiszpanki. W batalistycznych obrazach trylogii Sienkiewicza treść przekazu nie uwzględnia ludzkich cierpień. Zaś zabijanie przeciwnika stojącego twarzą w twarz to tylko podniecający konkurs sprawności. To trzy głowy ścięte przez Podbipiętę, sztychy Wołodyjowskiego, po których robiło się wokół pusto... Popis okrucieństwa: wbijanie Azji Tuhaj Bejowicza na pal – zdaje się być sankcjonowany moralnie…

  Ani zamierzonego okrucieństwa, ani estetyzujących złagodzeń nie znajdziemy u Mackiewicza. Jak widać, także z porównań z dwudziestowieczną literaturą europejską, zmieniła się chyba wrażliwość literatury na wojnę, to właśnie wyostrzyło style ekspresji. Podkreślano, że w powieściowych opisach Mackiewicza panuje tradycyjny realizm. Trzeba by się jednak zasta-nowić, w jakim stopniu ten realizm został odmieniony. Opis został poddany nowym odczuciom moralnym. Jednym z elementów opisu staje się ce-lowa zwykłość, tak że to, co straszne spada do rangi powtarzającego się banału. O tym myślał Remarque pisząc o śmierci na froncie „nichts Neu-es”.

Radość z odniesionego zwycięstwa osłabił także Mackiewicz w Lewej wolnej snuciem rozważań o częściowo zmarnowanym sukcesie. Uwagi na ten temat można by określić modną dzisiaj nazwą  historii alternatywnej. Pisarz zastanawia się, czy nie było w tej wojnie możliwe całkowite zduszenie i rosyjskiej rewolucji, i bolszewizmu. Chodzi tu o polityczną strategię polskiego dowództwa, więc przede wszystkim Józefa Piłsudskiego. To wręcz jakby osobny esej w tej książce, historyczne relacje i rozważania, wnoszone przez autora niejako ponad głowami jego bohaterów. Tę ostatnią cechę uwydatnia nawet tytuł jednego z rozdziałów: To, o czym się nie mówi – ułanom. Mackiewicz niewątpliwie stworzył tu pewien rodzaj powieści historycznej z osobnym historycznym komentarzem. Ten model powtarza się, mniej czy bardziej, w innych jego książkach. Akcja powieściowa podszyta jest jakby historycznym reportażem.

W recepcji Lewej wolnej zasadniczym problemem stała się Mackiewiczowska krytyka politycznej strategii Józefa Piłsudskiego z roku 1919-1920. Polemiką z Mackiewiczem była wspomniana broszura W obronie prawdy historycznej. Wynajdywano pomyłki w przytaczaniu faktów tej kampanii, pisano o zwulgaryzowanie psychiki i morale wojska polskiego („splugawienie”), fałszywą ocenę możliwości zwycięstwa nad bolszewizmem, ale także postawę prorosyjską,  jakby książka była pisana przez białego Rosjanina. Mackiewicz nie przyjmował tej krytyki, uważał, że Piłsudski mógł się przyczynić zasadniczo do zgniecenia Lenina. W wywiadzie z Januszem Kowalewskim dotyczącym tej książki – zarzucał Mackiewicz Piłsudskiemu niezrozumienie istoty komunizmu. I najcięższy grzech – nie zdławienie rosyjskiego komunizmu Lenina, gdy było to – według niego – przy innej polityce wojennej, prawdopodobnie możliwe. A przecież komunizm był wówczas  zagrożeniem nie tylko dla Polski, ale – jak i później – dla całego świata.

Rozważania o alternatywnym przebiegu historii nie są chętnie przyjmowane przez zawodowych historyków. Sytuacja po obaleniu bolszewizmu w 1920-1921 roku nie byłaby w sposób oczywisty jednoznacznie korzystna dla sprawy polskiej. Wyeliminowanie  Lenina pozostawiałoby przy władzy białą Rosję. Generał Anton I. Denikin, którego walki z bolszewikami (jak i Wrangla) nie wsparł Piłsudski – lata później, już na emigracji, będzie powtarzał swą deklarację o „niepodzielnej Rosji” (przyznawał Polsce nawet mniejszy obszar, niż później uczynił to Stalin). Postawę „białej” Rosji i Denikina włącza  zresztą Mackiewicz w swoje rozważania.  Trzeba pamiętać także o politycznej sytuacji sceny europejskiej: wycofanie się tak zwanych interwentów zachodnich ze zwalczania rewolucji bolszewickiej, trudności czynione Polsce po traktacie wersalskim w sprawie granic (Gdańsk, Górny Śląsk). Premier Wielkiej Brytanii Lloyd George mówił o terytoriach odstępowanych Polsce: to tak jakby darować chłopu zegarek.

Zarzuty Mackiewicza nie dotyczyły zresztą zasięgu odzyskiwanych przez armię polską terytoriów wschodnich, lecz braku interwencji Piłsudskiego w sprawy rosyjskiej rewolucji. Walka z bolszewikami była według Mackiewicza celem nadrzędnym. Refleksje Mackiewicza przypominają mi czasem uwagi Norwida o paryskiej Komunie. Tam też – po stronie „bezbożnej Komuny” – byli Polacy. Można zarzucać Mackiewiczowi  swoisty anachronizm: w owym czasie nikt w Europie nie przewidywał  przyszłej potęgi Rosji komunistycznej. I nie wiadomo też, czy w wypadku zgniecenia bolszewizmu i powrotu białej Rosji, powstałaby Rzeczpospolita Wielu Narodów. Jednak postawienie przez Piłsudskiego na cel tylko niepodległościowy miało się później i dla niepodległości okazać fatalne. Tylko pokonanie bolszewizmu mogło by zapewnić realizację idei jagiellońskiej czy „krajowej”, i złagodzenie nacjonalizmów. Zdaje się tego nie dostrzegać Czesław Miłosz: „Gdyby po I wojnie dokładnie stosowano zasadę samostanowienia narodów, wschodnia granica Polski przebiegałaby wzdłuż linii Curzona”.   (Rok myśliwego, 1990).  Mackiewiczowi nie szło jednak o granice terytorialne, lecz granice wolności.

 Wojna z bolszewikami w roku 1920 nie była dla Mackiewicza zwykłą wojną, ale obroną praw ludzkich. Nawet jednak ta podstawowa dla niego ideowa konfrontacja, nie skłoniła pisarza do przydania „sprawiedliwej” wojnie” i jej uczestnikom upiększającej aureoli. Tak właśnie czynił Sienkiewicz w batalistycznych opisach swojej siedemnastowiecznej trylogii. Główna niewątpliwie postać  Lewej wolnej, ułan Karol Krotowski, niczym nie sięga chwały Kmicica czy Wołodyjowskiego. Mackiewicz zbył milczeniem pytanie, czy może Krotowski jest w jakimś sensie odpowiednikiem autora w powieści (w wywiadzie Janusza Kowalewskiego). Podczas kłótni w burdelu, zabicie jednym ciosem szabli, przez Krotowskiego, rezydenta polskiego wywiadu, nie przysporzyło mu chwały.  Żaden z polskich dowódców i polityków u Mackiewicza nie będzie tak opromieniony chwałą, jak hetman Stefan Czarniecki czy książę Jeremi Wiśniowiecki. W swoch powieściach nie tworzy Mackiewicz postaci wielkiego centralnego bohatera, wyrażającego problematykę i poglądy autora. Tym bardziej bohatera narodowego.  Takie mitotwórstwo jest Mackiewiczowi obce. Bo historię, zdaje się sądzić pisarz, tworzy tłum szarych postaci, a wyróżniamy je dość przypadkowo. I niewątpliwie  Lewa wolna była dziełem prozy artystycznej, a nie relacją historyka, choć wspierała się – krok po kroku – na faktach antybolszewickiej kampanii  1920. 

  Tak jak krytykował Mackiewicz politykę Piłsudskiego z okresu wojny 1920 roku, podobnie zaraz po 1939 roku krytykował rządzące elity polskie w swej – głęboko potępianej przez środowiska  „patriotyczne” – publicystyce wileńskiej. A pisząc o drugiej wojnie nie solidaryzował się  z polityką rządu emigracyjnego i Komendy Głównej AK (powieść Nie trzeba głośno mówić). Odwoływał się krytycznie do cytowanych w powieści akowskich analiz, meldunków i rozkazów. To także ściągnęło na niego falę napastliwej krytyki z emigracyjnych ugrupowań kombatanckich. Kompensowali swoje niezadowolenie wciąż powtarzając zarzuty o kolaboracji pisarza z Niemcami (broszura Pod pręgierzem, Londyn 1971).

 Tymczasem na tle czysto propagandowego ujmowania ostatniej historii przez komunistów, krytyka alternatywna Mackiewicza była cennym rozwijaniem dyskusji wewnątrz emigracji antykomunistycznej.
Mackiewicz ukazywał, że głoszona w podziemnej prasie  teoria dwu wrogów stoi w sprzeczności z ogromnym wysiłkiem strategicznym (wywiad AK), a później wojskowym – wspierania Armii Czerwonej. Bo jak mówi jeden z bohaterów Nie trzeba głośno mówić:  „Przeciw Niemcom zawsze. Z bolszewikami do spółki, nigdy.” Bohaterowie Mackiewicza są przekonani że wkraczająca do Polski Armia Czerwona niesie tylko nową okupację. Na emigracji dobitnie wyrażał takie sądy Andrzej Bobkowski w swoim paryskim dzienniku, w Londynie przedwojenny senator, Tadeusz Katelbach zapisywał w dzienniku 1943 swój zawód po klęsce niemieckiej pod Stalingradem, a potem notował z nadzieją każde niemieckie zwycięstwo, dające szansę, że to nie Armia Czerwona wyzwoli Polskę. 

 W wielowątkowym, nasyconym zdarzeniami i postaciami epickim obrazie Nie trzeba głośno mówić wojna na Wileńszczyźnie i kresach kończy się u Mackiewicza tragicznie. Wszystkie wypadki wielkie i mniejsze, to dopływy wielkiej rzeki historii, w której toną bohaterowie, historyczni lub wykreowani, anonimowi. Owo skupienie się na wielości pół-anonimowych bohaterów charakteryzuje właściwe Mackiewiczowi myślenie o historii. Użycie słowa „wyzwolenie” we współpracy z Armią Czerwoną byłoby zupełnie obce Mackiewiczowi. Tak było i w czasie wojny. Wspominał zresztą Czesław Miłosz, że tłumaczył Mackiewiczowi w 1944 w Warszawie, że treść wydanych w Warszawie przez Mackiewiczów trzech numerów pisma „Alarm”  nie może liczyć na żadne zrozumienie. Nie znaczy to, że Mackiewicz był zupełnie osamotniony, tyle że dziś nie sposób odtworzyć bliżej ówczesnych powiązań. Bliżej było zapewne Mackiewiczowi do postawy pułkownika Wacława Lipińskiego, jego rozmówcy w Warszawie i w drugiej połowie tego roku w Krakowie.

 Na tle dziejących się zdarzeń ukazuje Mackiewicz   winę polityczną zachodnich aliantów, ich układanie się z Rosją Sowiecką o przyszły kształt Europy. Jeszcze w tekstach politycznych, pisanych  w czasie wojny Mackiewicz  wyłożył swoje związane z tym obawy. Paradoksalnie podkreślał, że aby zgnieść komunizm, należałoby unicestwić także politykę angielską. „[...] zwycięstwo koalicji anglo-sowieckiej byłoby dla Polski największą klęską, jaka nie tylko ich w tej wojnie spotkać mogła, ale klęską przewyższającą wszystkie dotychczasowe na przestrzeni dziejów [...] los narodu polskiego przypieczętowany może na wiek.” („Goniec Codzienny”, 1941) Pisał to zresztą niedługo po wybuchu wojny niemiecko sowieckiej. Cóż, Mackiewicz pamiętał także politykę angielską wobec Polski z roku 1920. To zdanie, i to w okupacyjnym „szmatławcu” musiało być kamieniem obrazy dla dużej części bezkrytycznie patrzącego na sojusz z Anglią podziemia. Tak zresztą interpretują często wypadki toczącej się wojny niemiecko sowieckiej  sami bohaterowie Nie trzeba głośno mówić. Tutaj także wprowadza Mackiewicz do powieści relacje historyczne. A nawet historyczne postaci. One także należą do tej akcji, tyle że na innym poziomie, w innym miejscu. Jest Wilno, ale i Moskwa, i Berlin. Na końcu książki mamy bibliografię źródeł historycznych. Mimo to jednak materia obrazów artystycznych pozostaje zawsze nadrzędna. Pisarz może się mylić, interpretu-jąc okoliczności historyczne, ale nigdy nie zaprzecza wymowie emocjonalno artystycznej swego dzieła.

 Działania bohaterów powieści i różne zdarzenia stara się Mackiewicz umieścić na skrawku nie zapisanego, białego obszaru zdarzeń, jako swo-istego apokryfu, nie w sprzeczności, lecz w zgodzie z zapisanymi obok, prawdziwymi faktami historycznymi. Tu mogą wkroczyć  losy człowieka. Wojna to także sekwencja ludzkich rzeczy ostatecznych: cudownych ocaleń i nade wszystko strasznych śmierci. Sceny wojny u Mackiewicza można dodać do najbardziej przejmujących kart w naszej literaturze.

 Na końcowych stronach Nie trzeba głośno mówić Mackiewicz jeszcze raz „odkodowuje” znaczenie tytułu powieści. Gdy wobec zbliżających się czo-łówek armii sowieckiej, jeńcy niemieckiego Oflagu mają być ewakuowani na zachód pod strażą SS-manów, strażnicy pozostawiają jeńcom wolny wybór: ewakuować się lub czekać na Sowietów. Większość jeńców, w tym jeden z bohaterów Mackiewicza, ewakuuje się pieszo, podczas mrozu, po śniegu. Co sam Leon komentuje: „Ludzie pięć lat siedzieli za drutami, i gdy przychodzi «wyzwolenie przez sojuszników», wolą uciekać od sojusznika pod strażą wroga. Czytałeś ty kiedy o takim paradoksie historii? [...] Tylko nie trzeba będzie o tym głośno mówić”. Mackiewicz miał na myśli późniejszą oficjalną propagandę prosowiecką w obozie zachodnich aliantów.  Nie wszystko wiemy o tak zwanych „buntach” wśród żołnierzy i oficerów w II Korpusie, jeszcze przed końcem wojny. Dotyczyły sprzeciwu wobec stanowiska Anglii w sprawie  Polski.

Jaki rodzaj literacki przedstawiają powieści Mackiewicza zbudowane według przedstawianego modelu? Nie jest to zamknięta literatura piękna, przedstawiająca fikcję  „analogiczną” do rzeczywistości historycznej. Co chwilę pisarz otwiera okno, relacjonując historię w trybie reportażu historycznego. Ukazują się związki, łączące tę prozę z uprawianym zawsze przez Mackiewicza dziennikarstwem. Chciał pisać także o tym, co było przemilczane, ze względu na wymagania „politycznej poprawności”. Sprzedania Polski w Teheranie i Jałcie potwierdzało cynizm aliantów zachodnich. Proza Mackiewicza mówi jednak także o czymś innym, do dzisiaj niechętnie ujawnianym. Jest humanistycznym sprzeciwem wobec samej wojny, także ostatniej, wobec przestępstw wojennych samych aliantów, wobec spotęgowanie ludobójstwa, także po alianckiej stronie. Gdy wszyscy oskarżali Niemcy nazistowskie, Mackiewicz (z wyjątkiem zbrodni na Żydach) ukazuje także zbrodnie wojenne, popełniane w drugiej woj-nie przez mocarstwa zachodnie (przypomina się chwilami David Irving).

Zestawmy teraz ze sobą dwa cytaty ze Sprawy pułkownika Miasojedowa. Najpierw ten dotyczący początku I wojny światowej: „Pocisk runął w to właśnie miejsce i zasłonił je w strasznym huku, wulkanem torfu i kłakami darni! Zabił trzysta komarów, dwie myszy polne, dwie glisty, tuzin czarnych żuczków, Michała Łukaszewicza, szeregowca 105-go Orenburskiego pułku piechoty, oraz sikorkę czarnogłówkę, którą strącił wybuchem z gałązki pobliskiej brzózki. Łukaszewiczowi odłamek nie strzaskał nawet czaszki, ledwo wyłamał nasadę nosa, wbił się przez lewe oko wprost w mózg i ostrymi kantami rozpalonego żelaza rozszarpał wszystko, co było wewnątrz głowy. Padając w trawę, ostatnim skurczem palców rozdusił żywą jeszcze biedronkę. Zginęli wszyscy.”

W zakończeniu powieści został umieszczony straszny opis dywanowego bombardowania Drezna przez zachodnie  lotnictwo sojusznicze. Zapisał to Mackiewicz przed wydaniem książki Davida Irwinga (Koniec Drezna, 1963). Nie wiem, czy jakiś inny obraz literacki dorównuje Mickiewiczowskiemu opisowi Drezna, bombardowanego w lutym 1945 roku przez tysiące miłych nam w tym czasie angielskich Lancasterów i amerykańskich B-17. Zrzucono nocą, i później, w kilku nawrotach, setki tysięcy bomb zapalających i kruszących.

Zginie w tym nalocie jedna z postaci Miasojedowa, Marian Szatkowski: „Zerwana z ciała marynarka, koszula i krawat poleciały w ciemności daleko i zawisły na krzaku. Lewa ręka wbiła się miazgą w korę platanu. Część tułowia wraz z nogami znalazły się w sąsiedniej alei, pomieszane z mięsem obcych ludzi. Natomiast głowa poleciała w górę, tak niefortunnie, że wbiła się między gałęzie tegoż platanu”. Drugi obraz z nalotu – bliski w pewnym sensie scenie wybuchu pocisku na początku I wojny,  i o wiele bardziej w tym podobieństwie posępny, osiąga jakieś metafizyczne dno, gdy bomby dosięgają drezdeńskie ZOO: „Jedna z bomb wygięła i w klatce szympansa kraty, ale w ten sposób, że zdołał się przez nie przecisnąć na zewnątrz i poprzez ogrodzenie zoo na ulicę.  [...] zachowywał się tak jak człowiek. [...] biegł na oślep. Gdy odłamek bomby urwał mu dłoń lewej ręki, trzymał okrwawiony kikut prawą i biegnąc na dwóch nogach krzyczał jak dziecko. Wpadł na tlejący asfalt, skakał po nim jak człowiek, zapalił się, upadł, skręcił w sobie i zwęglił”.  

  Te cytaty poświadczają uniwersalne spojrzenia Mackiewicza. Pogląd – że wojna pustoszy  i niszczy także życie w naturze –  bliskie jest wszechobejmującemu uznaniu życia i litości dla niego u manicheistów, zwalcza-nych przez wczesne chrześcijaństwo. Tak zwani wybrani nie chcieli ruszać się z miejsca, by nie złamać nawet gałązki i nie deptać trawy. U Mackie-wicza wojna grozi całemu żyjącemu światu, nie tylko człowiekowi.

 W tle bombardowania Drezna, jeśli nawet nie przyjąć liczby ofiar wskazanej przez Mackiewicza (podał ich o wiele więcej, niż pierwotnie krytykowany za to Irving, co oznacza zaangażowanie emocjonalne), czają się już na pewno – Dreznem ułatwione – bomby atomowe mające spaść w tym samym roku na Hiroshimę i Nagasaki. Ilość ofiar Drezna (według dzisiejszych szacunków) nie dorównywała Hiroshimie, ale pozostaje wśród naj-wyższych obliczeń ofiar klasycznych bombardowań w Europie. Po procesie norymberskim, na którym zbrodnia katyńska została pozostawiona  bez sprawcy, Mackiewicz ukazuje zbrodnie Sprzymierzonych, popełnione w majestacie słusznej walki, o których „nie wolno głośno mówić”.

  Szukając kontekstu europejskiego dla tej problematyki, niełatwo byłoby znaleźć  analogie do prozy Mackiewicza. Powieści André Malraux, i te wcześniejsze, o Dalekim Wschodzie, i o wojnie domowej w Hiszpanii, pisane były z pozycji niewątpliwej sympatii dla komunistycznej rewolucji i republiki w Hiszpanii (L’Espoir, Nadzieja, 1937). Sam Malraux był kombatantem tej wojny, jako dowódca republikańskiej eskadry lotniczej. Jest tu pewna analogia do Józefa Mackiewicza, tyle że był on po drugiej stronie – jako ochotnik w armii polskiej walczącej z Armią Czerwoną. Proza Jean-Paul Sartre’a (Mur, Drogi wolności) zwalczała frankistowską interwencję przeciwko armii republikańskiej i komunizmowi. Podobnie w zasadzie sytuowała się  późniejsza proza o Hiszpanii Ernesta Hemingway’a (Komu bije dzwon, 1940). Nie pisano o zbrodniach  lewicowych anarchistów i długiej ręce obecnego na miejscu sowieckiego NKWD. Wśród republikańskich kombatantów wyjątkiem okazały się wspomnieniowe reportaże George Orwella (W hołdzie Katalonii, 1938), który wymknął się siepaczom NKWD. Ta książka Orwella była krytykowana w nurcie „politycznej poprawności”. Slogan antytotalitarnej, symbolicznej powieści Orwella Rok 1984 (1949) obnażał już zasady propagandy sowieckiej: „Wojna jest pokojem.” 

 Myślę, że w tym miejscu należy przypomnieć rzadziej uwzględnianą w aspekcie prozy Mackiewicza, jego analizę jeszcze jednej wojny Rosji sowieckiej z Polską, bitwy wydanej bezbronnym jeńcom. Kosztowała ona Polskę ponad 20 tysięcy ofiar, polskiej elity, pogrzebanej w katyńskich do-ach (całość prozy Mackiewicza, poświęconej Katyniowi, w tym po raz pierwszy jego książka o Katyniu, znana dotąd tylko w przekładach obcych, ukazała się w opracowanym przeze mnie tomie Zbrodnia bez sądu i kary, 1997). To dopełnienie opisu dziejów Polski i Rosji wieku XX. Mackiewicz nie tworzy fikcji, pisze o tym, co widzi: „dławiący odór trupi [...] Kwiat in-teligencji, rycerstwo Narodu! Tworzą warstwy w głąb [...] Obnażyliśmy głowy i stali nieruchomo, jakieś ptaszki ćwierkały na sośnie. [...] I nawet na chwilę wyjrzało słońce [...] promienie tego słońca padły i zabłysły nagle na złotym zębie czyichś tam, na wpół otwartych ust”.

 Wyjazd Józefa Mackiewicza do Katynia pod koniec maja 1943 roku był aktem obywatelskiej odwagi. Podobnie postąpili dwaj znani pisarze: Ferdynand Goetel i  Emil Skiwski, którzy udali się tam z delegacją 10 kwiet-nia 1943 roku, choć ryzykowali może mniej. Ale i oni musieli uciekać z Polski przed sowiecką ręką. Ich też oskarżano o kolaborację. Jednak w sytuacji do dziś dokładnie  nie wyjaśnionego, wcześniejszego wyroku śmierci na Mackiewicza, wyjazd do Katynia i druk reportażu o Katyniu w nie-mieckim „Gońcu Codziennym”, przy mobilnej sytuacji władz podziemnych, mógł ściągnąć na niego wykonanie wyroku, choćby przez podstawioną agenturę sowiecką.

Czesław Miłosz, jeden z niewielu pisarzy emigracyjnych mających pozytywny stosunek do Mackiewicza, pisząc w 1956 roku o Drodze donikąd stwierdził: „Książka Mackiewicza jest czymś nieskończenie wyższym niż świadectwa historyczne i polityczne” („Kultura” Paryż, grudzień 1956) . Po latach zwięźle sformułował ocenę jego powieści kresowych: Droga donikąd i Nie trzeba głośno mówić tworzą razem epos końca. Jest to ko-niec Wielkiego Księstwa Litewskiego, czy też jego resztek, tak jak dotrwały do 1939 roku, koniec też Wilna jako miasta o ludności polskiej i żydowskiej. Innej niż ta powieść kroniki nie ma” (Rok myśliwego, 1990)). I dodawał: „Do Mackiewicza nikt nie chciał się przyznać i dlatego, że taki literacko zacofany, i dlatego, że taki okropny reakcjonista, ale czytali aż im się uszy trzęsły. I moim zdaniem pobił swoich współzawodników piszących bardziej wyszukaną prozą. Pobił artystycznie.”   „Pośród znanych mi polskich literatów nikt tak nie pisał. [...] Mackiewicz był pisarzem-realistą i w porównaniu z jego zaciekłością w odtwarzaniu «jak naprawdę było» inne odmiany realizmu ukazują swoją bladość albo fałsz. [...] Staroświecki z uporu, posługiwał się językiem jako narzędziem nie pozwalając stylowi usamodzielnić się i wziąć górę nad piszącą ręką.” 

 Ostatnim dziełem Mackiewicza, związanym z historią XX wieku, jest powieść Kontra, ukazująca los walczących z komunizmem Stalina, po stronie niemieckiej – formacji kozackich i rosyjskich, posiadających po zakończeniu wojny status jeńców angielskich. Brytyjczycy – po likwidacji kozackich zgrupowań i umieszczeniu jeńców (około 70 000) w obozach w Austrii – wydali ich w ręce władz sowieckich. Złamali  genewską  konwencję o jeńcach wojennych (1929), wydając byłe formacje gen. Własowa na zagładę (na samym Własowie i jego oficerach wykonano w Moskwie wyroki śmierci w 1946 roku). Czekało ich rozstrzelanie lub podobny wyrokowi śmierci pobyt w sowieckich łagrach. Mackiewicz zbierał materiały historyczne, robił także wizje lokalne, udając się na miejsca tragicznych wydarzeń nad rzeką Drawą. Kontra Mackiewicza umieszcza ten epizod finału drugiej wojny na szerokim tle historycznym. Warto dodać, że w tym samym czasie łamała konwencje o uciekinierach politycznych także neutralna Szwajcaria. Np. pilota rosyjskiego, który wylądował swoim MIG-iem na jej terenie, wydano (wraz z samolotem),  w ręce sowieckie, na pewną egzekucję. Wydawano także innych uciekinierów przekraczających granicę szwajcarską. (por. Glosa szwajcarska do „Kontry” Józefa Mackiewicza,  „Kultura Niezależna” 1991, nr 67. s. 31-46.). Ale w ręce NKWD alianci wydawali także „białych” Rosjan, którzy nigdy nie byli obywatelami sowieckimi.

 Kontra to znów szerokie panneau historyczne, gdzie na przykładzie jednej kozackiej rodziny ukazany został opór i walka przeciw sowieckim formom życia. Autor prowadzi dzieje rodziny Kolcowych przez pierwszą wojnę i udział kozackich formacji w walce białej kontrrewolucji. Następnie, po wybuchu wojny sowiecko niemieckiej, ukazuje spontaniczne formowanie się oddziałów, pragnących walczyć z Armią Czerwoną, choćby przy boku Wehrmachtu. Pod koniec wojny przemarsz tych formacji i wycofywanie się ich na Zachód dokonywało się przede wszystkim przez obszar Polski. W tłumieniu Powstania Warszawskiego weźmie udział  RONA Mieczy-sława Kamińskiego. O tych oddziałach niesłusznie mówiono „własowcy”.  ROA  gen. Andrieja Własowa dopiero miała się formować. Ale obok wojska na Zachód przemieszczała się także ludność cywilna, opuszczanych chutorów i kołchozów (mówią o tym także epizody powieści Nie trzeba głośno mówić). Przed powstaniem, w Warszawie, Mackiewicz mógł ob-serwować bezładny potok tych cywilnych taborów w drodze na Zachód. Charakteryzował tych ludzi, przekraczających most Poniatowskiego, jako uciekinierów z: „ziem, dokąd sięgała i nie sięgała ongiś Rzeczpospolita Obojga Narodów”. W tym sensie ta antysowiecka „kontra” należy także i do historii Polski.

Symbolem końca tego, liczącego „setki tysięcy ludzi” exodusu wojskowych i cywilnych, staną się tuż po zakończeniu wojny odrutowane wagony towarowe, w których Anglicy – wbrew konwencji haskiej i genewskiej – przekażą z terenu Austrii swoich jeńców Sowietom, na rozstrzelania i łagry. Z całej rodziny Kolcowych wymknie się tylko i ocaleje, pozostanie na Zachodzie, Mitia. Kiedyś, jako chłopiec, był uczniem białej szkoły kadetów. Cała ta sprawa to także etap przegranej demokratycznego Zachodu w walce z komunizmem, moment szczytowej potęgi tego komunizmu.

 Nie można wykluczyć, że pomysł napisania Kontry, ostatniej powieści w tym cyklu, podsunęły Mackiewiczowi także dzieje jego ucieczki przed zbliżającą się Armią Czerwoną w roku 1944 z Wilna, przez Warszawę do Krakowa i stamtąd w styczniu 1945 roku przez Śląsk, Czechy i Wiedeń do Włoch. Dygresja osobista. Mackiewicz opisywał ucieczkę z Krakowa, gdy w ostatniej chwili usiłował przejść  przez tak zwany Most Warszawski na Wiśle, już podminowany, zamknięty  i obsadzony przez Wehrmacht. On – tylko z teczką w ręku, ona – w letnich bucikach. Musiało to stać się najpóźniej na początku nocy z 18 na 19 stycznia.  Gdyż tej nocy obudził nas w Krakowie straszliwy wybuch, okno otwarło się z trzaskiem, na szczęście ocalały szyby. Było  kilkanaście stopni mrozu. – Wyleciały mosty – powiedział Ojciec. Następnego dnia na gęstym śniegu za oknem, przy ogniskach, rozkładali się czerwonoarmiści. Odkąd dowiedziałem się o szczegółach ucieczki Mackiewicza,  zawsze z nim łączę wspomnienie tej chwili.

Walcząc z Wehrmachtem Armia Czerwona pozyskiwała  także nowe tery-toria pod sowiecką dominację. Miało tak być i z Polską. Uchodząc przed tą armią Mackiewicz nie szukał „lepszego” miejsca, chronił swoje własne  życie. Etapy tej swojej ucieczki opisał w rozrzuconych, nie zebranych nig-dy w jedną całość szkicach. Dramatyzm tego – można powiedzieć – odwrotu przybliżył Mackiewiczowi niewątpliwie los tych antystalinowskich oddziałów rosyjskich, które też przemieszczały się na Zachód, by wreszcie skapitulować i oddać się w angielską niewolę.

 Dodajmy, że kilka lat temu w Anglii, kolportowano informację historyka Nikołaja Tolstoya, potępiającego decyzję wydania kolaborujących Rosjan w ręce sowieckie, ze wskazaniem odpowiedzialności lorda Aldingtona (wtedy brygadiera Tony Low’a) za tę ludobójczą decyzję . Spotkało się to z wyrokiem sądu angielskiego skazującym surowo historyka – za zniesławienie. Jednak okoliczności tych wypadków potwierdziły ostatnio materiały z tzw. „Archiwum Mitrochina”. Generałowie Krasnow, Szkuro i Girej zostali wydani Smierszowi za pewną ilość złota, przez angielskiego pod-pułkownika. Wciąż odkrywają się  tajne powiązania  historii.

Polska powieść historyczna została po ostatniej wojnie odnowiona przez Mackiewicza. Mackiewicz ukształtował na nowo jej kształt estetyczny i ideowy. Wprowadził nową problematykę, zaledwie dotkniętą w literaturze międzywojennego dwudziestolecia. To problematyka wojny z rewolucją bolszewicką i komunizmem w sowieckim wydaniu. Charakterystyczne jest u Mackiewicza nakładanie się losów Rosjan i Polaków w reakcji na rewolucję.

Proza Józefa Mackiewicza wciąż jeszcze jednak nie została umieszczona właściwie na mapie powojennych wydarzeń polskiej literatury. Symptomatyczny jest dla mnie ten Spis lektur dla studentów wrocławskiej polonisty-ki, obsadzonej przecież przez doświadczonych profesorów (wyd. VI, 1994, 220 stron). W spisie lektur obowiązkowych nie ma ani jednej książki Józefa Mackiewicza, jedynie jako lekturę nie obowiązkową wpisano Drogę donikąd. A kogóż tam w tym spisie nie umieszczono! Wygląda to tak, jakby wykładowcy robili sobie powtórkę z lektur PRL-u. W PRL twórczość Mackiewicza była całkowicie nieobecna i potępiana przez najwyższych przedstawicieli partii.  W przemówieniu na Wawelu, 23 listopada 1966, premier Józef Cyrankiewicz  określił go mianem “nihilisty” oraz  reprezen-tanta najbardziej „zaciekłych kół międzynarodowej reakcji”.

Jeśli się nie mylę, po 1956 roku dopuszczono w PRL tylko jedno omówie-nie prozy Mackiewicza, jego Drogi donikąd. Paweł Jasienica, ogłosił paszkwil pod unicestwiającym i degradującym powieść  tytułem: Moralne zwłoki szlachcica kresowego („Świat” nr 43, 1955, s. 10). Zadziwiające, że paszkwil ten pisał były akowiec z Wilna, partyzant walczący dopiero co z sowiecką żandarmerią, w grupie Łupaszki. W jednej ze swoich publikacji Mackiewicz nawiązał krytycznie do tego tekstu Jasienicy. Wspomniał o współpracy Jasienicy z propagandową komunistyczną rozgłośnią „Kraj”. Szedł daleko w swej nieufności. Ale czy wystąpienie Jasienicy nie było także podobne do tej fali krytyki Mackiewicza, która miała się rozlać i na Zachodzie, z rzekomo  „arcypolskich” pozycji? Z tym, że Jasienica doskonale wiedział, że proza krytykująca komunizm jest w kraju całkowicie zakazana.

Literatura w kraju ograniczyła się – i nie bez powodu – jedynie do problematyki wojny z Niemcami i niemieckim nazizmem. Narzucała to kontrolowana przez partię komunistyczną oficjalna polityka kulturalna, ale nakaz ten został „uwewnętrzniony” przez wielu pisarzy, ulegających naciskowi komunistycznej ideologii. Ukazywałem to w mojej Hańbie domowej, która ukazała się  rok po śmierci Józefa Mackiewicza. Z tego powodu właści-wym polskim kontekstem dla prozy Józefa Mackiewicza jest literatura emigracyjna. Po wojnie literatura antykomunistyczna na emigracji tworzona była przede wszystkim piórami tych, którzy znaleźli się pod pierwszą okupacją sowiecką, nie poszli na kolaborację i najczęściej zostali deporto-wani. Literatura ta odtwarzała losy deportowanych, opierając się na wspo-mnieniach, ale starając się także uchwycić istotę systemu komunistycznego. Książki te, choć pisane na ogół szybko, nieraz osiągały rangę wybitną.

 Myślę tu na przykład o wspomnieniach Beaty Obertyńskiej (W domu niewoli, 1946), nowelach i wspomnieniach  Herminie Naglerowej (Ludzie sponiewierani, 1945), Gustawa Herlinga Grudzińskiego (Inny świat, 1953), Wacława Grubińskiego (Między sierpem a młotem, 1948). Opisane zostały losy deportowanych, aresztowanych między innymi we  Lwowie. Dopiero kilkadziesiąt lat po wojnie mógł powstać mówiony pamiętnik Aleksandra Wata (Mój wiek, 1977) i powieść z kluczem o Lwowie Juliana Stryjkowskiego (Wielki strach, 1980). O sprzeciwie wobec kolaboracji w Wilnie mówią powieści Sergiusza Piaseckiego i Józefa Mackiewicza. W  swej dylogii wileńskiej Mackiewicz ukazuje opór przeciw sowietyzacji. On sam, aby przeżyć, jął się pracy ręcznej, potem został woźnicą. W jednym z felietonów po wojnie przypomina szok, jakiego doznał, znalazłszy w wileńskim kiosku numer „Nowych Widnokręgów”, wydawany we Lwowie przez Wandę Wasilewską, z tekstem Tadeusza Boya Żeleńskiego. Tę kolaborację kulturową z okupantem sowieckim we Lwowie opisałem bliżej w książce Kolaboranci (1998).

 Zdaje się jednak, że tylko u Mackiewicza pojawia się tak wyraźnie zróżnicowany obraz Rosji, jako właściwie dwu różnych Rosji: tej zniewolonej komunizmem,  i tej opierającej się od zawsze komunizmowi. Taki sposób widzenia pozwalał Mackiewiczowi ominąć całkowicie dwuznaczność obrazu Rosji, uzasadnioną zresztą, w naszej dawniejszej literaturze. Przedrewolucyjna Rosja nie pojawia się nigdy u niego jako kraj dławiący wolność wielu narodów, przede wszystkim Polski. Mackiewicz pragnął ukazać Rosję spoza obrębu takiej problematyki. Tezie o dwu Rosjach był Mackiewicz zawsze wierny: tej tuż przedrewolucyjnej Rosji białej, z powstającymi pod koniec jej istnienia i aż do pierwszej wojny elementami liberalnej demokracji (istniejącymi jako fakt niezależnie od problemów nękających polską irredentę), a jednocześnie przeciwstawiającej się komunizmowi. A w kolaboracji z Hitlerem, widział desperacki odruch tej antybolszewickiej i prawdziwej Rosji.

 Takie widzenie Rosji określa wyraźnie swoistość Mackiewicza na tle naszej literatury. Bo przecież spojrzenie na Rosję do okresu pierwszej wojny bywało określone polskim wątkiem niepodległościowym, niechętne lub negatywne. Zaskoczyło mnie w zetknięciu z Mackiewiczem jego wyróżnianie takich dwu Rosji. Więc nie tylko w odniesieniu do oczywistego dla polskiego czytelnika problemu dysydentów i tworzonej przez nich literatu-ry. Tu zresztą  Mackiewicz był skłonny podejrzewać agenturalność  lub okazywał się nieufny (na przykład w stosunku do Sołżenicyna). Na uformowanie się owego obrazu dwu Rosji u pisarza zaważyła niewątpliwie jego biografia (przedrewolucyjna, liberalna Rosja jego dzieciństwa) i akceptacja wielonarodowości w tyglu kresowym jego lat już dojrzałych. To właściwe  Mackiewiczowi spojrzenie na Rosję  zostało w tym szkicu zaledwie zasygnalizowane, choć należy do problemów podstawowych w jego wi-dzeniu wojny i historii.

Spojrzenie na samą wojnę, tak trudne do oceny w niejednoznacznej materii powieściowej, zostało przesłonięte jakby  – na określonym planie – akceptacją wojny „koniecznej” z komunizmem, dla ocalenie ludzkości. Jednak istota prawdy o wojnie jest dla tego pisarza dużo bardziej ogólna i nie pod-lega uwarunkowaniom. Mianowicie słuszność celu nie unieważnia oskarżenia wobec wszelkiej wojny. Oskarżenie to, związane jest z samą istotą  wojny, niszczącej spokój i odbierającej życie ludziom. Niewątpliwe jest tu także potępienie wszelkiej wojennej przemocy związanej z urojeniami na-cjonalistycznymi i narodowymi. W tym sensie Mackiewicz bliski jest wielu ocenom i potępieniom wojny w europejskiej literaturze XX wieku. Nie jest to wszakże  u tego pisarza jakaś opcja  określonego XX wiecznego pacyfizmu. Pisarz nie godził się z modnymi podczas jego życia lewackimi hasłami: „lepiej być czerwonym niż martwym”. Choć we  wprowadzanych już w ostatnich latach przed śmiercią uzupełnieniach do Zwycięstwa pro-wokacji dopuszczał, że  komunizm padnie bez wojny.  Tak czy inaczej, wojna – w każdej intencji i w każdej sprawie – to coś najgorszego, co mo-że przytrafić się człowiekowi i ludzkości.

Choć wszystko to zdaje się dość proste, nie było chyba łatwe do zrozumienia, także w wymowie obrazów powieściowych, dla krytykujących go kombatantów pierwszej i drugiej wojny czy powstania warszawskiego.  Mackiewicz miał inną niż oni postawę polityczną  i kulturowa. Wyciągnął inne wnioski z wielkiej tradycji kultury europejskiej, także tej od starożytnych Greków i Rzymian, nie mówiąc o polskiej tradycji romantycznej. To wszystko zostało przez niego swoiście przetworzone. Nie znajdziemy u Mackiewicza uniesień tych pisarzy, co i dziś, wygrzewając się przed kominkiem, w willach mających imitować szlacheckie dworki, powtarzają i głoszą we wszystkich językach poetyckiej duszy: „Dulce  et decorum  est pro Patria mori”. Autor Lewej wolnej  odżegnuje się od takiego widzenia tradycji literackiej, od takiego literackiego ujmowania wojny i wszelkiej batalistyki.

Warszawa – Rapperswil, 2006

 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com