…Nie należy zapominać, że demokracja to jeszcze nie wolność. Demokracja to tylko równość. Dopiero liberalizm jest ­wolnością. Połączenie równości z wolnością ma wreszcie stwarzać ów ideał, który wszyscy pragniemy osiągnąć. Józef Mackiewicz. Zwycięstwo prowokacji, 1962

Emocje powyborcze powoli opadają, można więc się pokusić o pierwsze wnioski. Zwycięstwo Arturasa Zuokasa w Wilnie raczej dowodzi, że tylko w wyjątkowym wypadku sukces mogą odnieść niezależni kandydaci, o ile im przewodzi osobowość wybitna. A to znaczy, że tak naprawdę system wyborczy pozostał bez zmian, uniemożliwiając, szczególnie w wiejskich miejscowościach, realizację konstytucyjnego prawa do wolnego wyboru, co z kolei stanowi poważne zagrożenie dla demokracji. I co szczególnie niepokoi - nie ma żadnej siły politycznej, która stanowczo głosiłaby  potrzebę takich zmian.
Wiele też emocji wzbudziło zdobycie 11 miejsc w 51 osobowej radzie m. Wilna przez koalicję Akcji Wyborczej tzw. Polaków na Litwie z Aльянсом русских. 

Pierwsze oceny obserwatorów politycznych i politologów, dotyczące wyniku wyborczego Akcji Wyborczej z Aльянсом русских, dobitnie świadczą o powierzchownej znajomości sytuacji i niedocenianiu zagrożeń, które niesie ze sobą ta zorganizowana hałastra. Jej działania i głoszona niechęć do wszystkiego, co litewskie, w tym państwowości, świadome utrudnianie nauki potrzebnego na co dzień języka litewskiego, przekazywane ludności informacji na zasadzie terroryzmu informacyjnego oraz równie szeroko na świat, może mieć trudne do przewidzenia konsekwencje. Jakże tu nie wspomnieć jednego z wniosków naszego wielkiego Wilnianina Józefa Mackiewicza – „…Komuniści, jeszcze z doświadczenia wojny domowej wiedzą, że niczym tak się nie przyciąga i nie wiąże ze sobą nacjonalizmu, jak popieraniem jego nienawiści do innego narodu”.( Józef Mackiewicz. Zwycięstwo prowokacji, 1962.)

Bowiem prawdziwy obraz Akcji Wyborczej w działaniu można wzorcowo obserwować w rejonie wileńskim, w którym za 17 lat nieustannych i niekontrolowanych rządów panuje w miniaturze stalinowska atmosfera z lat pięćdziesiątych A każdy, kto odważy się publicznie wyrazić swoje zdanie, niezgodne z „linią lidera”, jego rodziny i postsowieckiego otoczenia - musi się liczyć z prześladowaniem. Przy tym niezwykle wyrafinowanym w wykonaniu doświadczonych z czasów sowieckich „dzierżymordów”, którzy nie gardzą nawet próbami fizycznej rozprawy. Co prawda dotyczy to jak na razie głównie ludności polskiej, bowiem Litwinów albo nie mogą dosięgnąć, albo obawiają się o konsekwencje.  Ale wszystko to służy rozbiciu społeczności rejonu na wyizolowane, nawzajem nieprzyjazne grupy narodowościowe, o co przecież zawsze chodzi faszyzującym działaczom. Dlatego dziś są czynione szczególne starania, aby podobna  atmosfera „zadomowiła się” również w Wilnie - jak za czasów Żeligowskiady, kiedy to z zażyłych i życzliwych sobie nawzajem  Wilnian zaczęto robić na siłę Polaków i  nie Polaków.

Trzymanie ludności polskiej w atmosferze strachu, niepewności jutra, rzekomego zagrożenia, poniżania i bezgranicznego zakłamania wytwarza atmosferę GUŁagu i prowadzi do daleko idących niekorzystnych zmian w psychice osobowości poszczególnych członków i całego polskiego społeczeństwa, co ułatwia manipulowanie niewyrobionym środowiskiem.
Niezwykle precyzyjnie określił podobną sytuację więzień sowieckich łagrów – pisarz Warłam Szałamow.
…”Szałamow sięga do samych korzeni ludzkiej natury i ludzkich motywacji. Moralne odruchy, pozytywne emocje i świadomość wartości budzą się w człowieku dopiero wtedy, gdy ma on względne poczucie fizycznego bezpieczeństwa i komfortu oraz gdy się spotyka z ludzkim zachowaniem bliźnich. Pozbawiony tego wszystkiego człowiek w pewnej chwili przestaje być człowiekiem i staje się stworzeniem, którego on sam nie jest w stanie pojąć ani kontrolować. Do takich odkryć doprowadził wielki dziejowy eksperyment „przekuwania” człowieka w GUŁagu.”(Żyjemy tu, nie czując pod nogami ziemi. Biuletyn IPN Nr 4(99), kwiecień 2009).
I to jest chyba najgorsze, co się dziś „wykuwa” ze znacznej części ludności polskiej, zakładając podwaliny pod trudne do przewidzenia procesy i wydarzenia w przyszłości. Te przestępcze działania rzucają jednocześnie cień na każdego i wszystkich litewskich Polaków. Nawet tych, którzy nigdy nie mieli i nie chcą mieć nic wspólnego z powyższą działalnością Tomaszewskiego, jego rodziny i postsowieckiego otoczenia.

Przejęcie i odpowiednie ukierunkowanie wszystkich środków masowego przekazu w języku polskim na Litwie na promocję Akcji Wyborczej i pobudzanie niechęci do Litwy i Litwinów w oparciu o kadrę „Czerwonego Sztandaru” – nosi dziś wszystkie znamiona terroryzmu informacyjnego i znajduje się w rażącej sprzeczności z art. 44 Konstytucji Litwy. Mimo że od chwili ogłoszenia niepodległości minęło ponad 20 lat - jest to faktyczne niezmienne trwanie w informacyjnej atmosferze, którą tworzył „Czerwony Sztandar” w przeddzień ogłoszenie niepodległości Litwy, co podobnie skutkuje i dzisiaj w stosunku do części polskiego społeczeństwa na Litwie w sposób, jak to zaznaczał Tadeusz Konwicki pisząc o „dorobku” „Czerwonego Sztandaru”: „…W samym sercu Europy. Na oczach całego świata. W obliczu ONZetu, papieża i Pana Boga. To co hitlerowcy robili z organizmami biologicznymi, tu się robi z duszą tego czy owego narodku (…). Czytam z jakimś strasznym bólem koło serca te okropne cztery strony polskiej gazety radzieckiej…Boże, Boże, bądź miłościw nam grzesznym.” (Wschody i zachody księżyca. Oficyna wydawnicza. W-wa, 1990)

Sytuacja stała się jeszcze bardziej złożona, gdyż w dwadzieścia lat po ukazaniu się powyższej oceny mamy na podstawie kadry i układów „Czerwonego Sztandaru” aż trzy pisma – „Kurier Wileński”, „Magazyn Wileński” i „Tygodnik Wileńszczyzny” jak też „Radio znad Wilii”. Na domiar do każdego domu docierają nie mniej złośliwe i wyrafinowanie antylitewsko reportaże korespondentów TV Polonia z Wilna. I wszystko to jest utrzymywane ze środków budżetowych przede wszystkim Polski, ale i Litwy.

Szczególnie niebezpieczna jest dla niewykształconej ludności z perfekcją opanowana od lat metoda przekazywania informacji za zasadzie półprawdy, którą już w XIII wieku Szota Rustaweli w Witeziu w tygrysiej skórze, określił jak najobrzydliwsze kłamstwo. Takim wzorcowym przykładem półprawdy jest niekończące się gadanie o zwrocie ziemi w rejonie wileńskim. Problem rzeczywiście istnieje, tylko że absolutna większość winy jest po stronie W. Tomaszewskiego, jego rodziny i hałastry, którzy będąc nieustannie u władzy w ciągu ostatnich 17 lat w odróżnieniu od innych samorządów zamiast pracy przeprowadzają jedynie propagandowe akcje, aby odwrócić uwagę od własnych nadużyć, braku kompetencji i nieróbstwa. Bowiem zwrot ziemi w rejonie wileńskim przebiegał zgodnie z tą samą, jak i na terenie innych samorządów Litwy, ustawą, a wszystkie plany od roku 1997 były uzgadniane z samorządem, rządzonym przez Akcję. Co więcej – przez wiele lat w powiecie, instytucji zatwierdzającej przedstawiane plany projektów, na stanowisku bezpośrednio podejmującej decyzje o losach planów  pracowała osoba, oddelegowana, w ramach koalicji, przez Akcję Wyborczą.  Faktem jest, że żaden inny rejon na Litwie, żadna inna partia nie posiadała tak sprzyjające reformie rolnej warunki, gdyby ku temu była dobra wola. Przecież tylko wileński rejonowy samorząd, jako jedyny na Litwie, nie zatwierdził rezerwacji brzegów rzek i jezior na potrzeby miejscowej polskiej ludności, bo wygodniej było przydzielić brzegi zbiorników „potrzebnym osobom”. Przecież tylko tu bezpodstawnie przeciągano przez długie lat zatwierdzenie generalnego planu rozwoju, w wyniku czego ludność polska nie mogła skorzystać z dobrej koniunktury cenowej na ziemię.

Powtórzmy, jak to przed kilku laty całą prawdę o tym procesie ujęła jednym zdaniem podenerwowana wioskowa kobieta, wyrwana z domu i przywieziona po raz kolejny pod Sejm według partyjnego rozdzielnika, aby protestować „przeciwko Litwinom”,  którzy rzekomo ciemną nocą po kryjomu, bez wiedzy władz rejonu przenoszą swoją ziemię  do rejonu wileńskiego:
‘‘Tyle lat siedzo, nic dla ludzi nie robio, pijo i  żro po pełnej mordzie, sobie działek nabrali, a nam, jak durniam każo jechać pod Sejm i garła darć. I nie ma na ich żadnej cholery…’’ 

Dosłownie przed kilku dniami 3 marca b.r. korespondenci TV Polonia Edyta Maksymowicz  i Walenty Wojniłło nadali na świat hura reportaż o rzekomo wyjątkowym sukcesie Akcji Wyborczej i bloku W. Tomaszewskiego w czasie ostatnich wyborów samorządowych. Niestety, też na zasadzie półprawdy, czyli, mówiąc słowami Szoty Rustaweli  jako najobrzydliwsze kłamstwo. Nie wspomnieli bowiem nawet pół słowem o tym, że Akcja Wyborcza startowała w koalicji  z Aльянсом русских. I że ci Rosjanie, co zostali wybrani z listy bloku Tomaszewskiego to przede wszystkim Viktor  Balakin, otrzymujący z Moskwy wynagrodzenie jako zawodowy oficer KGB w stopniu majora, będący jednocześnie etatowym doradcą W. Tomaszewskiego, który już na wstępie otwarcie pojaśniał korespondentce Delfi, że gdyby oni, jako specjaliści, od razu po ogłoszeniu niepodległości Litwy znowu przejęli władzę – to dawno już byłby tu porządek i widocznie …cmentarna cisza. I Olga Gorškova, wielokrotnie nagradzana przez władze Rosji za pracę na jej rzecz.  Korespondencji zapomnieli również poinformować Polaków na całym świecie, że przedwyborczemu partyjnemu zebraniu powyższego bloku zgodnie asekurowali przedstawiciele ambasady Rosji i Polski, gdzie wstępnie podjęto temat wzmocnienia Akcji Wyborczej poprzez dołączenie do niej kolejnych grup zorganizowanych pro moskiewsko nastawionych Rosjan litewskich.

I właśnie w tych przemilczanych szczegółach tkwi „rzeczywisty sukces” Akcji Wyborczej  oraz „wszystkich Polaków na Litwie”. A zarazem, oczywiście, i wszystkich Polaków na całym świecie, jak można było wnioskować z półprawdziwego reportażu korespondentów TV Polonia, wzmocnionego antylitewskimi komentarzami senatora RP Łukasza Abgarowicza.

Przygotowując przed dwoma laty do wydania „Pamiętniki” Karola Wedziagolskiego akurat zetknęliśmy się z imieniem Adama Abgarowicza z Tatarzyszek koło Małych Solecznik, który to w okresie międzywojennym zarządzał majątkiem autora „Pamiętników”. Ale była to wyjątkowo uczciwa i porządna rodzina i na pewno już w żadne układy nie weszłaby z ludźmi, którzy za politycznych przyjaciół mają pracowników byłego KGB. Tym bardziej, że w związku z zagrożeniem ze strony tych służb musieli akurat Litwę spiesznie opuścić na zawsze. Niestety, senator Łukasz Abgarowicz najwyraźniej pochodzi nie z naszej podwileńskiej, a z innej gałęzi Abgarowiczów.

Mówiąc o wykorzystywaniu najobrzydliwszego kłamstwa, jakim jest półprawda, trzeba zaznaczyć, że liderzy Akcji Wyborczej nie gardzą również zwykłym łgarstwem, które stało się codziennością ich postępowania.  Niedawno jeden z naszych Czytelników zwrócił uwagę na publikację w  ruskojęzycznym tygodniku „Экспресс неделя”,  gdzie zazwyczaj reklamuje się Akcja Wyborcza. W jednym z numerów tego pisma mer rejonu wileńskiego twierdzi, że szkoły z polskim językiem nauczania, jako mniejszościowe,  nie otrzymują żadnej dodatkowej dotacji, mimo że od ponad 10 lat  „koszyk ucznia” jest o 15 proc. obfitszy niż w szkołach z litewskim językiem nauczania w innych rejonach! („Экспресс неделя” nr 42 z dn. 21.10.2010 r.)

Aby lepiej zrozumieć zachowanie się liderów Akcji i jej elektoratu trzeba również uświadomić sobie ten fakt, iż mamy do czynienia w znacznym stopniu z ludnością napływową głównie z Zachodniej i Wschodniej Białorusi, ale też z Rosji itp. (w niektórych przygranicznych z Białorusią gminach ta ludność stanowi absolutną większość), która dziś jedynie „robi za Polaków”. Są to skutki wojennej i powojennej masowej emigracji miejscowych litewskich Polaków do Polski i innych krajów. Szczególnie jest to widoczne na przykładzie liderów Akcji Wyborczej i władz rejonu wileńskiego, którzy w pierwszym bądź zaledwie drugim pokoleniu są mieszkańcami Litwy i dlatego są im obce tutejsze tradycje, kultura, język, w tym również polski.

Aby lepiej zrozumieć psychologię tych ludzi i przyczynę, dlaczego na ich potrzebę Akcja Wyborcza stosuje takie a nie inne hasła – warto sięgnąć do książki Melchiora Wańkowicza „Szczenięce lata” (obszerny urywek jest dostępny na www.pogon.lt), gdzie znajdujemy wzorzysty opis tradycji i obyczajów w końcu XIX i na początku XX wieku w Nowotrzebach (Naujotrobiai) koło Kowna i w Kałużycach w powiecie ihumeńskim koło Mińska. I rażącą różnicę stosunków między dworem i ludem na Litwie i na terenie obecnej Białorusi. Jeżeli na Litwie pod Kownem we dworze lud był traktowany na prawach biedniejszego, ale członka rodziny, to pod Mińskiem – pana i chłopa dzieliła przepaść.
…”Dwór nie uznawał sądów, nie zwracał się do nich w miarę możliwości. Było zasadą - wymierzać sobie samemu sprawiedliwość, samemu nagradzać, samemu karać. Bić rzadko, ale jak bić, to żeby bity się zwalił.
Starzy ludzie bardzo nie aprobowali brata: „ot niabaszczyk pan Mela", mówili z rozrzewnieniem, „bywało wozinie w kancelarju, dy jak zadaśt..." (…)
„Pan", w zasadzie, chodzić był winien zawsze w nimbie patriarchalnej łaskawości, niby „dobre słonko", ale nie do pomyślenia była sytuacja, by nie mógł mieć racji, aby mógł znaleźć się w sytuacji śmiesznej, aby mógł zawdzięczać chłopu jakąkolwiek przysługę, aby mógł o coś prosić, za coś dziękować.(…)
Cały wygląd, wszystkie pokłony i uśmiechy Białorusina szły w kierunku zadokumentowania, że przepełniony jest radością, że dostatecznie nagodzony jest samym szczęściem, płynącym z faktu usłużenia „panu".
Ta forma, że od pana nie można żądać, bo wszystko jest jego i jest on absolutnym władcą, miała swoje odbicie nawet w normalnych kontraktach.(…)
Któż powie, jakie tam metody tresury stosowali przed wiekami osiadający na kresach rycerze! Dość, że teraz w XX wieku, ustrój patriarchalny był we krwi obu stron zakorzeniany głęboko, potrzebny jak wada, jak powietrze.
Chłop lubił czuć silną rękę nad sobą, rozumiał się na tej „pańskości" i kochał się w niej. Instynktem przedziwnym umiał odróżnić „pana z panów" od miejskiego ciaracha, który wszak niczym na pozór nie różnił się od „.pana" w ubraniu i zachowaniu.
Do pojęcia pańskości nieodłącznie były przywiązane polskość i katolicyzm…”

I kiedy dziś w przeddzień wyborów widzimy w wileńskim kościele katolickim pod wezwaniem św. Piotra i Pawła błogosławioną na niecne czyny posępną grupę, skupiona wokół lidera Akcji Wyborczej w osobach majora KGB, hołubionej moskiewskiej działaczki, wychowanka Moskiewskiej Akademii Politycznej przy KC KPZR i wielu kołchozowych „dzierżymordów” – najwyraźniej mamy do czynienia z kolejną, szczególnie wyrafinowaną półprawdą, a rozliczoną przede wszystkim na ten właśnie napływowy lud z Białorusi, który wizualnie ze zdjęć z Mszy św., zamieszczonych w postczerwonosztandarowych gadzinówkach jest przekonany, iż ma do czynienia z „prawdziwymi panami, Polakami i katolikami”, na których musi oddać swój głos.  

O przemożnej sile takiej strategii propagandy, najwyraźniej opracowanej ze znajomością rzeczy i  na wysokim poziomie niech świadczy fakt, że akurat ta starsza wiekowo część ludności, która doskonale pamięta zabór ich ziemi, wywózki w głąb Rosji czy Kazachstanu, wie o mordzie w Katyniu w wykonaniu KGB - szczególnie aktywnie głosuje na układ z udziałem przedstawicieli sowieckich struktur, w tym KGB i kołchozowych „dzierżymordów”.

I jeszcze jedna literacka dygresja, będąca kolejnym dowodem, iż mamy do czynienia raczej z agenturalną działalnością, a nie autentycznym ruchem społecznym. Świadcząca również o wyjątkowej wadze potrzeby budowania na Litwie, dziś w państwie niewielkim,  obywatelskiego społeczeństwa, które nie dopuści, aby być igraszką, będzie  bronić dobrego imienia narodu, nie pozwoli na manipulacje, sienie półprawd i „ruchawkę w Puszczy Rudnickiej z powody Wysp Kurylskich”.
(…) małe narody i małe państwa są tylko igraszką w rękach wielkich mocarstw. Nie było oporu przeciwko bolszewikom na Wileńszczyźnie i na Litwie, bo nie chcieli go - choć z różnych powodów - ani Niemcy, ani Anglicy. Później wybuchł na tych samych ziemiach czynny opór antyniemiecki, bo go chcieli i Moskale, i Anglicy, i Amerykanie. A potem, gdy przyszli bolszewicy, opór ten znowu zgasł, bo już był wielkim mocarstwom niepotrzebny. Tak jest zawsze i wszędzie. W Grecji były  walki i gierylasówki, i jakiś Ellas - i wszystko to diabli wzięli, gdy Sowiety postanowiły położyć sztrych pod całym tym interesem. Michałowicz walczył i miał jakieś oddziały, póki Anglicy tego chcieli, a gdy dowąchali się z Titą – skończył się Michajłowicz, po prostu go powieszono, a cały świat przyklasnął, a Titę zaproszono do
 Buckingham Palace. Gdy Amerykanom czy Chińczykom raptem z powodu Formozy czy Wysp Kurylskich nagle zależeć będzie na ruchawce w Puszczy Rudnickiej, to ta ruchawka wybuchnie(…)
(Wacław A. Zbyszewski. Nagroda Nobla. Józef Mackiewicz i krytycy. Antologia tekstów pod redakcją Marka Zybury. LTW, Łomianki 2009).
***
Pisma propagują na zasadzie półprawdy i zieją niechęcią nie tylko do wszystkiego, co litewskie, ale również do każdego zdrowego odruchu, rodzącego się w polskim środowisku, a ukierunkowanego na zmiany w kierunku normalności i uszanowania ludzkiej godności, księża katoliccy błogosławią ten stan i przestępcze poczynania hałastry, ambasada RP popiera i zachęca do następnych awantur, politycy z Polski uznają, iż Tomaszewski z rodziną i postsowieckim otoczeniem stanowią modelowy, godny do naśladowania wzór „polskości”, polonijni liderzy, pazerni na aureolę „obrońców polskości” ślą listy oburzenia do władz Litwy, domagając się zachowania istniejącego postsowieckiego układu…
W jaki więc sposób w takiej sytuacji, szczególnie na wsi, pod całkowitą kontrolą byłych kołchozowych „dzierżymordów” mogą nastąpić pozytywne zmiany w świadomości i poczynaniach litewskich Polaków na rzecz swego państwa i swego środowiska? I jak powstrzymać tą hałastrę, która każdego litewskiego Polaka, mimo jego woli,  nobilituje do tytułu wroga swojej Ojczyzny?
Sytuacja rzeczywiście wygląda na niełatwą, ale w znacznej mierze z powodu dobrze postawionej propagandy. Dlatego warto zwrócić uwagę na ważny, a nie poruszany publicznie szczegół obecnych i wcześniejszych wyborów. Uważny obserwator powinien bowiem dostrzec, iż na awepelowska hałastrę głosuje znacznie mniej niż połowa litewskich Polaków. Arytmetyka nadzwyczaj prosta – jeżeli od liczby ludności polskiej odejmiemy populację w wieku do lat 18, to się przekonamy, iż w rejonie wileńskim spośród litewskich Polaków na Akcje głosuje 51 proc., w rejonie solecznickim – 47 proc. w rejonie trockim – 40 proc., w rejonach szyrwinckim i święciańskim – po 18 proc., w Wilnie, gdzie się znajduje największe skupisko ludności polskiej  – zaledwie 21 proc. Co prawda, gdy obecnie Akcja występowała w bloku z Aльянсом русских – te obliczenia mogą mieć pewne niedokładności. Dlatego najwyraźniej dla polonijnych hura reportaży nie ma podstaw, tym bardziej, że tylko otwarte oparcie się na promoskiewskich litewskich Rosjanach oraz postsowieckich strukturach, jak też wejście w nowe tereny, gdzie szkodliwość poczynań Akcji jeszcze nie została rozpoznana, może czasowo uratować twarz „kolosa na glinianych nogach”. I co szczególnie jest interesujące, iż proc. głosujących na Akcję w zasadzie się zgadza z procentowym udziałem w składzie ludności poszczególnych samorządów przyjezdnej ludności „polskiej”.

***

Wiadomo, że jest pilna potrzeba dostrzeżenia problemu i jego oceny ze strony władz państwa. Wypowiedzi i postępowanie oficjalnych przedstawicieli Polski, zachęcających ludność polską na Litwie do niesubordynacji wobec państwa, jeszcze raz dowodzą, iż zgoda prezydenta i premiera, wyrażona w maju 2000 roku na manipulowanie obywatelami – litewskimi Polakami -  bezpośrednio z niezlustrowanej Polski – była błędna i szkodliwa. A przyzwolenie na niszczenie pierwszych zalążków demokratycznej kilkubiegunowości środowiska polskiego na Litwie i zapoczątkowanie wybitnie antypaństwowego i antylitewskiego ruchu - dziś po ponad 10 latach obficie daje swoje trujące owoce. Mimo, że właśnie wtedy i szczególnie wtedy litewscy Polacy od kilku lat zajęci budowaniem, żadnego zagrożenie dla Litwy nie stanowili. Polska, reprezentowana przez warszawską „Wspólnotę” działała wypróbowaną w innych krajach metodą  organizowania zamętu w środowisku po to, aby w szumie ukryć 10 milionowe nadużycia przy budowie domu polskiego w Wilnie. Ale po co to było potrzebne władzom Litwy – do dziś pozostaje zagadką.
***
Niektórzy optymiści twierdzą, że możliwie w środowisku Akcji Wyborczej nastąpią naturalne zmiany w trakcie statutowych czynności. Niestety, jak wykazały ostatnie 15 lat coś podobnego nie jest możliwe ze względu na brak podstawowych charakterystycznych dla partii właściwości – dyskusji ze społeczeństwem i wewnątrz partyjnych, wyznawania jakiejkolwiek ideologii jak też niejawne, w wąskim rodzinnym gronie podejmowanie decyzji, wynoszenie siebie i swoje potrzeby ponad społeczny interes, rozbudowywanie sieci donosicieli i informatorów i agresywna reakcja na każdy nieuzgodniony ruch czy nawet publiczne zadane pytanie, wyłączna imitacja prospołecznej działalności i brak jakiekolwiek odpowiedzialności za słowo, całkowity brak kompetencji i opieranie się na elemencie najbardziej niewykształconym, agresywnym oraz wykazującym się niezmiennym prosowieckim trybem myślenia i działania. Drobny szczegół – wieloletni lider zbliżający się do 50 dotychczas nie ujawnił swego pełnego życiorysu, nigdy nie pracował w zespole i działał wyłącznie tylko na niwie intryg oraz prowokacji. A nieograniczona lokalnie władza i nieograniczone możliwości finansowe przy niestabilności emocjonalnej czynią z tego osobnika postać nie tylko szkodliwą, ale wręcz niebezpieczną dla społeczeństwa.
Pewną nadzieję co prawda budzi kilka doświadczonych sępów, zataczających coraz bliższe kręgi wokół lidera Akcji, a którzy widocznie już wyczuwają charakterystyczny zapach i pragną urwać własną pieczeń. Ich twierdzenia, iż są niezmiernie szczęśliwi, bo AWPL osiągnęła najwięcej co mogła. I że jest to partia integrująca, partia obywatelska, i że Polacy mówią jednym głosem jest największą zasługą i osiągnięciem AWPL i osobiście jej przewodniczącego – są najwyraźniej nieprawdziwe, nieszczere i rozliczone na pozyskanie zaufania oraz wpływów w „rodzinie”. A znając osobiście ich metody działania oraz zainteresowanie wyłącznie własnym  sukcesem i materialnym dochodem – miejmy nadzieję, iż dokonają swego dzieła a lud boży będzie sławił kolejnych „prawdziwych panów, Polaków i katolików”.
***
Nie od dziś, ale szczególnie obecnie, wyznacznikiem osobowości człowieka i grup społecznych jest ich poziom kultury duchowej, stosunek do własnej historii, dorobku twórców, szacunek wobec pracy i jej umiejętnych organizatorów. W tym kontekście dla wielu z nas poziom kultury liderów Akcji Wyborczej kojarzy się z wieloma obrazami, a w szczególności ze stojącą przed kilku laty codziennie przed wileńską szkołą im. Władysława Syrokomli nieokrzesaną i niewykształconą byle jaką wiejską kobietą z Rukojń Marią Rekst w towarzystwie asocjalnych osób, trzymającą nieprzyzwoitej treści plakat, szkalujący dyrektora tej najlepszej placówki z polskim językiem nauczania za to, że nie chce mieć nic wspólnego z powyższą partią. Za wierność liderowi i szkalowanie dyrektora polskiej szkoły powyższa osóbka niebawem stała się merem rejonu wileńskiego, a jej poziom kultury stał się standardem dla mieszkańców tej administracyjnej jednostki. Dziś co prawda jakoby zaocznie podnosi swój poziom okrzesania w lokalnej „Akademii” we wschodniej ścianie Polski, a która widocznie kontynuuje sławne tradycje „Smorgońskiej akademii”.

Inne obrazki z tegoż regionu – niszczejący bezpowrotnie w Czarnym Borze jedyny autentyczny dom po Józefie Mackiewiczu, największym polskim pisarzy wszechczasów, Wilnianinie, obywatelu WKL. Nie podlega opiece widocznie dlatego, bo antykomunista, a poznanie jego dorobku mogłoby zburzyć obecny układ. Dom innego wybitnego pisarza – też antykomunisty Karola  Wedziagolskiego w Jaworowie – w jego przybudówce mieści się  biblioteka samorządowa, a właściwa  część domu jest spiesznie niszczona, aby czasem po pisarzu nie został ślad dla potomnych. Podobnie z Republiką Pawłowską, z Pałacem Balińskich Śniadeckich, z posiadłością po Goreckich – Mickiewiczach itd., itp.
Będąc przed kilku laty  w byłych posiadłościach  Karola  Wędziagolskiego zapytaliśmy przygodnego przechodnia, jak on ocenia taki stosunek władz samorządowych rejonu solecznickiego, aktualnego gospodarza i właściciela domu oraz otaczającego terenu do zabytków i pamiątek, związanych z postaciami zasłużonych nie tylko dla Ziemi Wileńskiej.
- Akcja Wyborcza Polaków na Litwie, to jak „karajedy”. Dopóki będą tutaj rządzić – wyniszczą wszystko – odrzekł.

Nic nie wskazywało na to, żeby kiedykolwiek trzymał w ręku książki Józefa Mackiewicza, tym niemniej prawie dosłownie  powtórzył ocenę, jaką wystawił jeden z bohaterów „Drogi donikąd” poczynaniom bolszewikom w czasie pierwszej sowieckiej okupacji Litwy w roku 1940.

I to jest chyba najbardziej realna ocena sensu istnienia Akcji Wyborczej oraz wysiłku jej działaczy, jak też poziomu ich duchowej kultury, którą obecnie chcieliby narzucić również mieszkańcom historycznej stolicy Litwy. 

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com