Józef Mackiewicz był człowiekiem uparcie trzymającym się swego zdania, często wbrew zdaniu innych. W okresach, kiedy wymagane jest podporządkowanie się opinii zbiorowej, taki człowiek jest niewygodny i naraża się na liczne niebezpieczeństwa. Nigdy nie traktowałem poważnie pomówień o współpracę Mackiewicza z Niemcami hitlerowskimi. Te i podobnie nieprzychylne mu sądy jednak do niego przylgnęły i przeszkadzały w uznaniu jego zasług jako pisarza.

Przez kilka miesięcy 1940 r. współpracowałem z wydawaną przez niego w Wilnie „Gazetą Codzienną". Po zajęciu Litwy przez Rosjan przedostałem się przez zieloną granicę do Warszawy i nie byłem świadkiem tego, co się pod okupacją sowiecką i później niemiecką z Mackiewiczem działo, ale spotkałem go w Warszawie latem 1944 i odbyłem z nim długą rozmowę, notabene rozmawialiśmy we trójkę, tj. z Januszem Minkiewiczem.

Tak zwana „sprawa Mackiewicza" wygląda inaczej dla kogoś, kto jak ja znał dobrze wileńskie polityczne układy, a zwłaszcza  kto znał opinie i plotki krążące w polskim Wilnie czasów wojny. Mackiewicz nienawidził bolszewików i oczywiście przyjął z ulgą zajęcie Wilna przez Litwinów, po paru tygodniach, w początkach października  1939 r., odstąpionego im przez Sowiety.

Wtedy napisał artykuł witający to zdarzenie i ten to artykuł dostarczył powodów do oskarżeń o kolaborację. Książka Mackiewicza Prawda w oczy nie kole, której manuskrypt został niedawno odnaleziony i wydany [Londyn 2002 - M.Z.], dostatecznie wyjaśnia jego motywy oraz rozczarowanie nacjonalistyczną polityką władz litewskich, kiedy wydawał w Wilnie „Gazetę Codzienną".

Co do oskarżeń Mackiewicza o kolaborację z Niemcami przez polskie podziemie to wiele mówiły mi nazwiska oskarżycieli. Na przykład: Fedorowicza i Ochockiego, działaczy Narodowej Demokracji, oczywiście wrogów idei „krajowości", jaką wyznawał Mackiewicz. Jednym z oskarżycieli był też z ramienia AK mój kolega z Akademickiego Klubu Włóczęgów, Lech Beynar, znany później w Polsce jako Paweł Jasienica. Moim zdaniem w ocenie powieści Mackiewicza Droga donikąd mylił się gruntownie, dopatrując się w niej braku patriotyzmu, w przeciwieństwie, jak powiadał, do Pana Tadeusza. Trudno o większy patriotyzm, tam właśnie na Wileńszczyźnie ugruntowany, niż Mackiewicza.

Wkrótce po zajęciu Wilna przez Niemców w gadzinowym „Gońcu" Mackiewicz opublikował fragmenty swojej powieści napisanej za sowiec¬kiej okupacji, ale nie on jeden czuł wtedy krótkotrwałą ulgę po zakończeniu sowieckiego koszmaru, choć oczywiście popełnił błąd, drukując w „Gońcu”.

Mackiewicz był dla mnie przede wszystkim „naszym człowiekiem", wilnianinem, patriotą naszych stron rodzinnych i ich obrońcą w swoich artykułach ogłaszanych w wileńskim „Słowie" swojego brata Stanisława Cata-Mackiewicza. Kiedy rozmawialiśmy w Warszawie w 1944 r., zrozumiałem, że nie wyczuwa nastrojów ulicy warszawskiej, bo mówił, że teraz, kiedy klęska Niemiec jest już pewna, należy robić wszystko, żeby uświadamiać ludziom niebezpieczeństwo grożące ze strony Sowietów. Podobno wydał wtedy parę numerów pisemka „Alarm" wspólnie ze swoją żoną Barbarą Toporską. Ale nam, kiedy wyśmieliśmy podobny pomysł, o tym nie powiedział. Gdyby więcej było takich zwolenników jakiejś ugody z Niemcami w ostatniej chwili, może by nie doszło do wybuchu powstania. Było już na to jednak za późno. W końcowych rozdziałach powieści Nie trzeba głośno mówić pokazuje Warszawę latem 1944 jako miasto zwariowane, heroicznie lekkomyślne i beztroskie.
Zawsze traktowałem Mackiewicza jako kolegę pisarza, któremu należy się szacunek za rzetelność jego prozy. Wychowany na wielkiej literaturze rosyjskiej był obojętny na zmieniające się mody i najzupełniej „treściowy", tzn. dążył do prawdy opisu i resztę uważał za środki. Główną jego cechą była prawdomówność posuwająca się do przekory i jeżeli jego brat był awanturnikiem głośnym, czyli Raptusiewiczem, Józef był awanturnikiem cichym - Rejentem Milczkiem. Jego umysł stale pracował na innej fali niż umysł jego otoczenia, wskutek czego ściągał do siebie wszelkie osy pomówień i oskarżeń jakby nasmarowany miodem. Jego powieść Droga donikąd powinna zawsze być na liście lektur szkolnych, bo nie ma w literaturze światowej przykładu takiej rozpaczy człowieka, który patrzy, jak rozpada się w jego kraju wszystko, co kochał i do czego był przy¬zwyczajony, a więc więzi przyjaźni i pokrewieństwa, szczerość, otwartość, szacunek dla tradycji i zastępuje to wszystko gangrena przystosowania podyktowanego strachem przed więzieniem i deportacją. Wbrew posądzeniom Jasienicy jest to książka miłości do zdeptanej ojczyzny.

Nie ma innego polskiego autora w XX wieku, który by tak utrwalił swoje nazwisko jako wierny powieściopisarz-reportażysta. Opisał odkopywanie ciał w Katyniu, dokąd jeździł zresztą z przyzwolenia władz podziemnych. I jest to jedyny opis, nie mamy innego. Nie mamy też żadnego opisu, jak odbywało się mordowanie Żydów na podwileńskich Ponarach. W powieści Mackiewicza Nie trzeba głośno mówić jeden z bohaterów natrafia na tę scenę przypadkiem, jadąc leśną ścieżką na rowerze: Ta powieść to jakby dalszy ciąg Drogi donikąd, dzieło wyjątkowe w literaturze polskiej, bo opisuje wydarzenia II wojny światowej na Litwie i Białorusi bez podziału na dobre i złe narodowości. Wśród bohaterów pozytywnych są zarówno Polacy jak Niemcy, Litwini, Białorusini, Rosjanie. Mackiewicz nie ulega stereotypom, ale stara się pokazać całą złożoność ówczesnych wyborów. Na przykład na Białorusi istniały całe obszary kontrolowane przez miejscowych watażków, opierających się zarówno Niemcom jak bolszewikom.

Muszę tu przyznać się do osobistych preferencji, jeżeli chodzi o prozę polską XX wieku. Wśród jej naczelnych dzieł umieściłbym świadectwo z łagru Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Inny świat, opowiadania Tadeusza Borowskiego o Oświęcimiu, rodzaj diariusza pióra Bohdana Korzeniewskiego Książki i ludzie - o Oświęcimiu i o pierwszych miesiącach pobytu w Polsce armii sowieckiej. Należą tu też dwie powieści Mackiewicza.

Polscy literaci i krytycy literaccy wysoko wynieśli Witolda Gombrowicza i Brunona Schulza jako okazowych pisarzy nowoczesnych. Nie mogli pogodzić się z wielbicielami prozy Mackiewicza, bo taka staroświecka. I rzeczywiście Mackiewiczowi daleko było do warszawskiej kawiarni i królującego w niej Gombrowicza. Można jednak uznać wybitność autora Ferdydurke i wybitność prozy troszczącej się tylko o wierność wobec szczegółu. Mackiewicz w recenzji z mojej Doliny Issy przyznał mi rzetelną wiedzę ornitologiczną i brak pomyłek w opisach polowań oraz wszelkich
akcji, z jednym wyjątkiem, który dotyczy tzw. „obriezki", czyli karabinu ze skróconą lufą: ma on muszkę czy nie.

Starałem się, jak mogłem, kiedy mieszkałem w Berkeley, pomagać mu u wydawców amerykańskich i niemieckich. Świadczy o tym moja korespondencja z nim w latach 1965-1970. Niestety, korespondencja ta jest tak zawstydzająca dla niektórych postaci emigracji polskiej, że dotychczas jej nie ogłosiłem. Zorganizowano przeciwko Mackiewiczowi prawdziwą nagankę, czyli, jak mówiono na ziemiach polskich, nagonkę, uniemożliwiając ukazywanie się jego książek w przekładach na obce języki. Zaszczytnym wyjątkiem był Jerzy Giedroyc, który książki Mackiewicza wydawał po polsku i traktował go z należnym szacunkiem, ale i w Londynie redaktor „Wiadomości", Grydzewski, nie poddał się powszechnej obsesji i Mackiewicza drukował.

Język był dla Mackiewicza narzędziem dokumentalisty, a także służył do przekazania jego filozofii politycznej. Związki dzieła z poglądami politycznymi autora są bardzo niejednoznaczne. Gdyby nie silne przekonanie Dostojewskiego o złowróżbnym odstępstwie inteligencji rosyjskiej od chrześcijaństwa i zbawieniu Rosji dzięki pobożnemu ludowi, nie mielibyśmy jego wielkich powieści. Bo jednak tezę Bachtina o polifonii powieści Dostojewskiego powinniśmy traktować ze szczyptą niedowierzania. Opcje powieściopisarza są jednak bardzo wyraźne.

Zaciekłość Józefa Mackiewicza może wielu razić, ale ona to prowadziła jego język prosto do zamierzonego celu. Z jego poglądami trudno niekiedy się zgadzać. W swoim idealizowaniu carskiej Rosji, nienawiści do bolszewików i przywiązaniu do literatury rosyjskiej XIX wieku był najbardziej może podobny do „białych" Rosjan. Całą książkę Lewa wolna poświęcił atakowi na Piłsudskiego za to, że ten nie wspomógł carskich generałów w walce przeciwko bolszewikom i w ten sposób nie uratował Rosji, choć mógł. Ale przecież Piłsudski uważał, że carska Rosja byłaby dla Polski jeszcze niebezpieczniejsza niż Rosja sowiecka. Mackiewicza niechętny stosunek do działalności Armii Krajowej podczas II wojny wpędził w okropne opały, bo zapytywał: co wy robicie, stawiając na Anglików i przekazując im wszelkie informacje o ruchach wojsk niemieckich, które oni zaraz przekazują sowietom? Nie był w tym jednak logiczny, bo przecież rozumiał, że Niemcy są ogarnięte szaleństwem i że polska współpraca z nimi przeciwko Rosji jest niemożliwa. Ale przynajmniej zemścił się na Anglikach, pisząc Kontrę, czyli opis zbrodni popełnionej przez dowództwo angielskiej armii wydającej tysiące Kozaków dońskich i innych obywateli Związku w ręce NKWD. Nie doczekał jednak pomnika, który ruszeni sumieniem Anglicy wystawili w Londynie ofiarom tej zbrodni.

Mackiewicz, zrządzeniem losu, był zawsze rzecznikiem spraw przegra¬nych. Jego ideologia „krajowa", czyli polsko-litewsko-białoruskiego państwa, była utopią. Jego świadectwo o zbrodni w Katyniu nie na wiele się przydało, skoro Zachód przez dziesiątki lat udawał, że wierzy w wersję rosyjską przypisującą zbrodnię katyńską Niemcom.

Jednakże dzięki pasji, z jaką głosił swoje poglądy, Mackiewicz dokonywał takich przekrojów, że ukazywały się sprawy i powiązania przez nikogo innego niedostrzegane. Istnieją jednak choroby zawodowe tego rodzaju co on tropicieli. Pod koniec życia Mackiewicz przekonany o wszechpotędze komunizmu dopatrywał się agenturalnej manipulacji nawet w polityce Watykanu czy w działalności KOR-u w Polsce. Ale e rycerz z La Manchy też pomylił groźnych olbrzymów z wiatrakami.

Mackiewiczowi należy się poczesne miejsce w literaturze polskiej i pośmiertna kompensata za wszelkie pomówienia i skuteczne zabiegi odcinające mu drogę do zachodnich wydawców i do znośnego zarobku z honorariów. On i jego żona, Barbara Toporska, autorka inteligentnych esejów, żyli w nędzy. W jednym z listów do mnie Mackiewicz pisze, że w porównaniu z nim Gombrowiczowi żyło się nieźle. Sądzę, że widomym znakiem jego rehabilitacji będzie miejsce jemu należne w szkolnych i uniwersyteckich podręcznikach.

Pierwodruk: „Archiwum Emigracji. Studia - Szkice - Dokumenty" 2002/2003, z. 5/6, s. 157-159.

Copyright 2008 by The Czeslaw Milosz Estate.

Opublikowano na podstawie: Józef Mackiewicz i krytycy. Antologia tekstów pod redakcją Marka Zybury. LTW, Łomianki 2009.