24. Na fali masowego aplauzu
Gdy vox populi zaczął domagać się na łamach Wiadomości nagrody Nobla dla Józefa Mackiewicza twórczością jego zainteresował się zmarły już, niestety, polonista-Anglik.  Werdykt jego brzmiał zwięźle: „Pół drogi między Miłoszem a Sergiuszem Piaseckim".   W tym ujęciu, przechodzącym do porządku nad przypuszczalnymi wzajemnymi opiniami o sobie porównywanych pisarzy, tkwi nieco prawdy.  Uderzyło mnie przede wszystkim to, że cudzoziemiec dopatrzył się podobieństw u trzech autorów reprezentujących  swą  twórczością  zbliżone  terytorium  i  trapionych tymi samymi problemami politycznymi i narodowościowymi. Nie uszła też jego uwagi biegłość w opisach krajobrazów, a tym którzy by w pierwszym odruchu świętego oburzenia zakwestionowali tertium camparationis (Piaseckiego) radzę wrócić do zimowych pejzaży z „Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy".  O ile jednak porywać się można na zestawienie np. tła narodowościowego u Miłosza i Mackiewicza, o tyle z Piaseckim łączą go i dzielą opisy okupacyjnych realiów i  swoboda narracji pozbawionej  u obu poważniejszych   ambicji   artystycznych,  wysuwających   się  natomiast na plan pierwszy u Miłosza.

Józef Mackiewicz jest, jak surowo traktowany przez niego Sołżenicyn, pisarzem-apostołem, opowiadającym się bez reszty po stronie sprawy, której służy i domagającym się podobnego zaangażowania uczuciowego od czytelników.   Poświadcza to stosunek do zbrodni katyńskiej („The Katyn Wood Murders", 1951), do losu Rosjan z okupacyjnej zony amerykańskiej w Niemczech wydanych w roku  1946 na pewną zgubę  Sowietom  („Kontra", 1957), czy „Sprawy pułkownika Miasojedowa", nazwanej przez Michała K. Pawlikowskiego „powieścią o rosyjskim Dreyfusie"(1962).   Emocje w stanie wrzenia podyktowały Mackiewiczowi książkę o polityce Watykanu („W cieniu Krzyża, kabel Opatrzności", 1972).                                                                       

Wyliczone wyżej tytuły stanowią jednak tylko margines cyklu powieściowego, na który składa się „Karierowicz", „Droga do nikąd", „Lewa wolna" i „Nie trzeba głośno mówić". Cechuje je realizm posunięty do najwyższego stopnia, szukający wsparcia w „przerywnikach”   poświęconych wyłącznie omówieniu rozwijającej się równolegle sytuacji politycznej czy wojennej; celem autora jest ukazanie i zinterpretowanie kluczowych problemów historii najnowszej; fabuła powieściowa jest pomocą w upowszechnieniu  i  przykładowym  zilustrowaniu   jego  punktu  widzenia. Głównym tematem są procesy polityczne leżące u podstaw rozkładu carskiej Rosji a przede wszystkim wyłanianie się i rośniecie w siłę komunizmu wspierane biernością i błędami tych, którzy zdaniem  Mackiewicza  byli  w  stanie  przeciwdziałać  zagrożeniu czy  terrorowi komunistycznemu.   Bohaterami jego powieści są ofiary systemu, w większości szarzy ludzie, rzuceni wyrokiem ślepego losu na obszary, przez które przetacza się Czerwona Armia. Same przez się narzucają się porównania z „Drem Żiwago" czy „Sierpniem 1914", choć nie trzeba dowodzić, że nie ma mowy o bezpośrednim wpływie w żadnym kierunku: ani Pasternak nie wpływał na Mackiewicza,  ani  Sołżenicyn nie  szedł świadomie jego tropem, stosując podobną technikę powieściową.

Niewątpliwy talent narracyjny sprawia, że czytelnik nie może się oderwać od kart powieści nawet wtedy, a może przede wszystkim wtedy, gdy prowadzi na marginesie lektury zażarty spór z autorem, np. w „Lewej wolnej" o zarzucane Piłsudskiemu błędy strategiczne.

Największe,szanse zajęcia trwałego miejsca w historii literatury ma „Droga do nikąd" (1955), drugi, emigracyjny, debiut Mackiewicza (pierwszym był przedwojenny reportaż z wędrówek po Kresach pt. „Bunt rojstów"). „Droga do nikąd" jest zwartą, dobrze skomponowaną opowieścią o obłędnej tułaczce wojennej po okolicach Wilna w latach 1940-41 w pierwszym etapie okupacji sowieckiej. Tematem powieści jest walka samotnego uczciwego człowieka z napierającym na niego zalewem kłamstwa, uległości i przedwczesnej rezygnacji z wszelkich prób oporu.  Na przykładzie losów Pawła, Mackiewicz ilustruje dawkowanie ucisku przez bandę dobrze wytresowanych agitatorów i NKGB-istów. Fabuła jest prosta i „pewna", wypróbowana od dziesiątków lat przez setki powieściopisarzy — dotyczy Pawła, jego żony Marty i „grzesznej" Weroniki, ratującej  w szlachetnym porywie nie tylko ex-kochanka ale i jego żonę.

W rok po „Drodze do nikąd" ukazała się powieść pt. „Karierowicz", tocząca  się w bezimiennym miasteczku kresowym W szpitalu i w  kręgu  spraw szpitala za dwoma nawrotami: w roku 1919 i w kilka lat po wojnie, gdy bohater powieści, Leszek, wraca do miasteczka jako leśniczy, by po raz drugi zmieszać swoje losy z ludźmi tamtejszymi i na nowo je powikłać. Sprawy  takiej  czy  innej  posady,  tworzenia  domu  rodzinnego z wiarą, że się przecież ostoi, spłaty! — wszystko to przeciwstawia się w jakiś zasadniczy sposób autentycznie tragicznej walce o przetrwanie w „Drodze do nikąd"; „wielkie" problemy przedwojenne wydają się z dystansu czasu niemal groteskowe, a miara przykładana   do   wydarzeń   zdezaktualizowana,   anachroniczna. W stosunku do obiecującego debiutu powojennego był to krok wstecz, mimo dobrze narysowanych postaci epizodycznych (posługacz szpitalny Flor, wuj Cezary, obłąkany Lodzio).   Leszek oscyluje między bohaterstwem a tchórzostwem a z trudem ułożona egzystencja rozbija się o przeszłość, która wraca by burzyć. Opuszcza miasteczko z ciężarną żoną — na jakąś dalszą drogę prowadzącą także do nikąd.

Za „książkę swego życia" uważa podobno Mackiewicz „Lewą •wolną", w której ponad wątłą fabułę wybija się wojna polsko-bolszewicka w 1919-1920 r. Z lektury odnosi się wrażenie, że powieściopisarza zwycięża publicysta, choć polemika wokół powieści rozszalała się dokoła problemu prawdopodobieństw tzw. „złego prowadzenia się" kurierki P.O.W. i jej lekkomyślnej eskapady w Bobrujsku. Bohater powieści, Karol Krotowski, młody ułan-ochotnik, jest dla autora wygodnym łącznikiem między wydarzeniami, na których tle występuje. Przestaje być postacią papierową dopiero w zakończeniu „Lewej wolnej", gdy po demobilizacji staje wobec konieczności szybkiego urządzenia życia dla siebie i przedwcześnie stworzonej rodziny. W umyśle czytelnika rysuje się jako kolorowy, dzwoniący ostrogami ułan na ładnym koniku. Właściwym bohaterem książki jest kampania polsko-bolszewicka 1919-1920 r. i pasjonujące autora rozważania na temat „co by było gdyby", koncentrujące się wokół niewyzyskania sposobności zajęcia dalszych obszarów na Wschodzie i rzekomego tajnego porozumienia Piłsudskiego z Leninem w sprawie powstrzymania się od współdziałania z „białymi" kontrrewolucjonistami różnych ugrupowań, od Denikina i Wrangla poczynając. Te aspekty powieści wywołały zbiorowy sprzeciw, ujęty w formie broszury pt. „W obronie prawdy historycznej", wydanej w 1966 przez Stowarzyszenie Polskich Kombatantów.

Następna, ambitna, powieść Mackiewicza nosi tytuł „Nie ba głośno mówić" (Instytut Liter., Paryż, 1969) i jest powrotem na bezdroża „Drogi do nikąd". Autor stara się ukazać w niej ludzi „tutejszych", przechodzących z koszmaru okupacji sowieckiej do nowej sytuacji, w której Niemcy mogli się wydać mniejszym złem. Ilustracją tragicznych pomyłek są przypisywane polskiemu podziemiu wyroki śmierci i denuncjacje, których ofiarą padać mieli osobnicy nastawieni najbardziej antysowiecko, i - prowadzony z ramienia AK wywiad o Niemcach, którego osiągnięcia przekazywane były za pośrednictwem Anglików wywiadowi sowieckiemu.

Daleko jesteśmy jeszcze od poznania całej prawdy o okresie chaosu na opisywanym w powieści obszarze  okolic Wilna, Kowna i Mińska, gdy do ścierających się ze sobą terrorów niemieckiego i sowieckiego dołączały się nieuzgodnione akcje Polaków, Białorusinów i Litwinów, reprezentujących odmienne złudzenia. W rezultacie przyniosło to zaostrzenie konfliktów narodowościowych w decydującym okresie działań wojennych. Wnioski z lektury powieści są tak pesymistyczne, że nie chce się ich formułować. Trzeba czy nie trzeba już teraz głośno o tym mówić do czytelników powieści nie mających dostępu do opracowań historycznych i pozbawionych możliwości uwiarygodnienia hipotez autora? Nie wiem.

Za „mówieniem głośno" opowiedział się jednak zdecydowanie Z. S. Siemaszko (Kultura, Nr 1/280-2/281), który uważa, że „całościowe przedstawienie sprawy przez Józefa Mackiewicza odpowiada prawdzie historycznej" a istotę tragedii widzi w „braku wspólnej reprezentacji polsko-litewsko-białoruskiej, która występowałaby w imieniu wszystkich mieszkańców". Siemaszko nie spodziewa się rychłego ukazania opracowań naukowych, „gdyż po pierwsze brak jest dokumentów a istniejące relacje na ten temat są często jednostronne, a po drugie brak jest na Zachodzie świadków, którzy tylko w nielicznych wypadkach zdołali wydostać się z matni pod koniec wojny". Interpretacja ta uzasadnia tytuł recenzji: „Najwyższy czas mówić głośno" — nie uzasadnia jednak wybrania do tego celu przebrania powieściowego, dopuszczającego swobodne oscylowanie miedzy prawdą a fikcją. Tu kryje się sedno sprawy.

Józef Mackiewicz  jest przecież pisarzem kontrowersyjnym, odznaczającym się rzadko spotykaną w tym stopniu odwagą formułowania werdyktów potępiających kwestionowane przez niego postępki czy poglądy.   Jest świetnym narratorem, łączącym potoczystość opowieści z brakiem dbałości o konstrukcję utworu, a fakt, że  ten  sam zarzut  stawiany jest  Żeromskiemu  wady tej nie umniejsza.  Wydaje się, że intencją Mackiewicza jest przekazanie poglądu na określoną sytuację polityczną a fabuła jest pomyślana jako ułatwienie recepcji u ogółu czytelników.

Maria Danilewicz Zielińska. Szkice o literaturze emigracyjnej.
Instytut Literacki, Paryż, 1978. Biblioteka „Kultury”, tom 289, str. 259 – 263