Na przełomie XIX i XX wieków znaczący ślad w poezji i sztuce pozostawił kierunek, zwany symbolizmem. Nie ominął on również twórców litewskich. Zdaniem ówczesnych symbolistów - pojęć ze świata prawdziwego nie da się opisać za pomocą zwykłego języka, może to zrobić tylko symbol.

Po upływie stu lat symbolizm szerokim frontem znowu zawitał do naszego kraju.

Co prawda nie poprzez twórców słowa rymowanego czy mistrzów pędzla, ale poprzez osoby uprawiające politykę i liczne grono urzędów oraz urzędników, zajmujących stanowiska na koszt współobywateli. Różnica jednak polega na tym, że dawny symbolizm w sztuce był wyrazem wzniosłego stanu ducha twórcy, natomiast współczesny symbolizm w polityce jest wyrazem woli objęcia za wszelka cenę intratnego stanowiska, aby być, rządzić i mieć. Co ciekawe, iż obecni symboliści szczególnie się aktywizują  w okresach przedwyborczych, i w odróżnieniu od symbolistów sprzed wieku, nie tworzą nic nowego, a jedynie umiejętnie manipulują już istniejącymi, oficjalnymi znakami, co w opinii znacznej części obywateli jest dowodem patriotyzmu o natężeniu najwyższym.

Wyrazistym przykładem takiego symbolizmu były ostatnie wybory prezydenckie, w których nie było żadnych starć idei, programów czy wizji. Zwyciężył kandydat, prezentujący program prosty i łatwy w realizacji, a polegający na częstym ukazywaniu się na wszelkich możliwych ekranach z mini symbolem - chorągiewką o barwach flagi państwowej w ręku i lekkim jej bez słów wymachiwaniu. Ważną część programu  stanowiły też foto sesje, przemawiające do uczuć obywateli – z dziećmi, z osobami starszymi i nagradzanymi oraz z władcami UE.

I tylko tyle zostało w pamięci wyborców z tego, opartego na symbolach, programu wyborczego. Zresztą z jego realizacją jest podobnie.

Innym przykładem symbolicznego przedwyborczego patriotyzmu było ustawienie świateł na wileńskich sygnalizatorach świetlnych w dniu 11 marca 2016 roku w kolejności barw flagi państwowej – na samej górze był włączony żółty sygnał ciągły, następnie zielony sygnał ciągły, a najniżej – czerwony sygnał ciągły. Co ciekawe, że jednocześnie w tej samej kolejności na sygnalizatorach świetlnych w centrum Wilna były stale włączone wszystkie trzy sygnały jak dla kierowców pojazdów, tak dla pieszych, zamierzających przekroczyć jezdnię.

Z osobistych obserwacji wynika, że o godzinie dziewiątej z rana śmiertelnych ofiar nie było, a jedynie drobne stłuczki i miłe sercu i uchu przyjazne przepychanki między pieszymi i kierowcami odnośnie pierwszeństwa poruszania się po jezdni. Po kilku godzinach tej idylli na skrzyżowaniach nieśpiesznie ustawili się policjanci i ręcznie zaczęli kierować ruchem, a cały czar symbolicznych kolorów, rzekomo będących wyrazem nieosiągalnego nigdzie indziej na świecie poziomu patriotyzmu, prysnął.

Mimo upływu czasu nadal jednak pozostaje zagadką, dlaczego kierowcy spoza Wilna oraz obcokrajowcy, nie poinformowani o patriotycznym uniesieniu władz naszej stolicy, niemal wszyscy, widząc sygnalizatory w kolorze barw państwowych,  pukali w czoło i w różnych językach nawiązywali do klasycznej literatury rosyjskiej, wymieniając tytuł jednej z powieści  Fiodora Dostojewskiego, napisanej w odległych 1867 – 1869 latach, gdy w Wilnie nie było jeszcze ani samochodów, ani sygnalizatorów świetlnych.

***

Powyższe myśli o dawnym symbolizmie w sztuce i obecnym rzekomym przywiązaniu do symboli państwowych, rodzą się u wielu pasażerów trolejbusów wileńskich trakcie jazdy miedzy mostami na Wilence a imienia Mendoga. Charakterystyczne, że do lutego br. pasażerowie na powyższym odcinku w większości zwracali swój radosny wzrok w stronę Góry Gedymina – najbardziej znaczącego historycznego symbolu Litwy i Wilna z flagą państwową na szczycie. Od lutego natomiast, gdy północne zbocze Góry zaczęło osuwać się, coraz więcej pasażerów z wyrazem bólu i wstydu patrzy sobie pod nogi, najwyraźniej poczuwając się do bezsilnej winy, jak gdyby pozostawiając kogoś bliskiego bez pomocy w stanie ciężkim.

Warte odnotowania, iż coraz bardziej pogorszający się stan najważniejszego historycznego symbolu państwa i stolicy jest doskonale widoczny z okien prezydentury i merostwa, a trwająca od prawie roku obojętna bezczynność w tej sytuacji najwyraźniej dowodzi, iż tamte przedwyborcze wymachiwanie chorągiewką i ustawianie świateł na sygnalizatorach w kolejności barw flagi państwowej nie było szczere i nie miało nic wspólnego z patriotyzmem i przyszłym zamiarem odpowiedzialnego rządzenia, Było najwyraźniej rozliczone jedynie na poklask i zajęcie stanowiska, aby być, rządzić i mieć.

Co gorzej, mając dziś w swoim ręku wszystkie nici i mechanizmy poprawy sytuacji – z nich nadal się nie korzysta. Tysiące obywateli na pewno gotowi byliby łożyć pieniądze na umacnianie Góry Gedymina, bezinteresownie brać udział w pracach przy ratowaniu zabytku, poszukiwać sprawdzonych rozwiązań zabezpieczenia usuwającego się gruntu itp. Niestety, jest to zabytek klasy zerowej, znajdujący się pod ścisłą ochroną państwa i dlatego wszelkie inicjatywy mogą być realizowane wyłącznie pod kontrolą i za zgodą specjalistów i urzędników. Oni z kolei milczą i nawet nie informują obywateli o sytuacji oraz planach ratowania historycznego zabytku, jak gdyby to była ich własność prywatna. Wobec zbliżającej się setnej rocznicy odrodzenia państwa wygląda to szczególnie niepokojąco.

Jazda trolejbusem ma to do siebie, że pasażerowie na ekranach widzą obrazy elektroniczne, a jednocześnie poprzez duże okna pojazdu realne życie. I jeżeli wierzyć temu, co się ukazuje na  ekranach monitorów, to cały mijający grudzień mer Wilna w towarzystwie emerytów pił kawę. Czym byli zajęci w tym czasie jego trzej zastępcy z licznym gronem partyjnych doradców i pomocników – wie jeden Pan Bóg.

Prezydent z kolei ofiarnie poświęcała się czytaniu książek i zachęcała współobywateli do pójścia w jej ślady. Stąd wiadomo, dlaczego ani prezydent, ani mer nie mogli zainicjować działań na rzecz ratowania symbolu państwa i stolicy. Może więc w styczniu w przeddzień pierwszej rocznicy usunięcia się gruntu?

***

Zaznaczając na wstępie pozytywną rolę symbolizmu i symbolistów w kulturze, na podstawie osobistych, nie naukowych obserwacji dochodzimy do wniosku, iż symbolizm, symboliści i symboliczni przywódcy w polityce pozytywnych śladów widocznie nie zostawią. Jak się okazało, umiejętne wymachiwanie chorągiewką, radosny udział w foto sesjach czy operatywne ustawianie sygnalizatorów w kolorze barw flagi państwowej, niestety, nie przekładają się na równie umiejętne zarządzanie i podejmowanie na czasie odpowiedzialnych decyzji. Co więcej – ich zachowanie budzi zwątpienie, czy symboliści i symboliczni przywódcy, wybrani dzięki umiejętnemu wykorzystywaniu symboli państwowych, należy w ogóle zaliczać do grona polityków.  Polityka bowiem – to wyjątkowo wielka odpowiedzialność i realne, a nie symboliczne, działania.

A tak patrząc jednocześnie na ekran monitora, Górę Gedymina i pochylone w smutku głowy współpasażerów trolejbusu wileńskiego na usta mimo woli ciśnie się pytanie - czy nie czas już najwyższy, mając na uwadze realną sytuację w kraju, na zmianę opłacanej z kieszeni obywateli reklamy, samo reklamy i samochwalstwa, które by nie odurzały i zniechęcały, a krzepiły obywateli; czy nie trzeba też dokonać kardynalnych zmian w trybie obcowania z obywatelami i ich informowaniu, sprzyjając tym samym budowaniu obywatelskiego państwa prawa; czy nie nadeszła już pora na zaprzestanie pogłębiania już najgłębszych w UE podziałów społecznych, gdy na co dzień kontrastują obok siebie życie na pograniczu nędzy i masowe antykonstytucyjne przywileje dla wybranych, stanowiąc podstawę do masowego porzucania kraju?

Ryšard Maceikianec