Drugi już raz nie przejdziesz przez tę ruską groblę.
Orły były polskie.
Konie w ruskich chomątach.
Lud swój: nieufny i strwożony...
To tam - (będąc z niewinną Zosią w burdelu) - pełnym ułanów,
Karol Kotowski: ciął szablą,
Zatoczył się, i przystanął,
Przerażony...

 

Był rok 1919-ty, wileński.
Przepłynęły obłoki i klucze dzikich gęsi...

- "O mój rozmarynie"...
Chlusnęło pieśnią - w senny pejzaż.

II

W dwadzieścia lat później,
W marnym obejściu, w polskim kożuchu i ruskiej czapie,
Stałeś przy chłopskiej furze z batem...
Polski, i Europy - największy pisatiel.

Przepłynęły stukasy,
Przeczłapały belgijskie perszerony,
Znowu powiało dziegciem sowieckich strażników...
A ty, krytycznym okiem, przy marnym wozie -
Na pojutrze zapisywałeś historię.
Mszar, i zaśnieżone osiki... - bo jakże by nie?!
(Twoje własne obrazy).

Jesteś już w cieniu krzyża.
I poza krzyżem.
Amen...

Pejzaż już nie ten sam.

III

Czemużeś więc nie poczekał
Na tę zagniewaną bizantyjską "Ikonę"? (Rosję)
Na tych Ruskich, którzy zabijając ręce od tęgiego mrozu
Raz jeszcze wyjdą z chutorów - z chlebem i solą
Po wolność od kołchozów!

Jest więc teraz - tamten smutek wychodzący z kątów:
Pod zczerniałym okapem spłakane kobiety.
Niezwykła postać Weroniki...
Twój rysunek jej spódnicy,
I jej samej.

Zatem, jesteś już w Ostrobramskiej kaplicy.
(Zapisany).
Więc na to, co ma się jeszcze stać (?)
Poczekasz w Glorii...
Może się przez ten czas świat - przeglądać w twoich książkach,
W twoich zapisach "historii"...
I w powieści za powieścią zanurzać,
W tej wielkiej - i najprawdziwszej literaturze.

IV

- Biją dzwony...
- Biją dzwony...

Wezbranych słów i uczuć żalu nie spiszę, nie uchwycę...
Duch czasu zbliżył się - zapalił gromnice...

Więc po prostu, to już koniec, koniec!
- I tak całkiem bez patosu?...
"Czemu cieniu odchodzisz
- Ręce załamawszy na pancerz?..."
Albo: dostojnych słów innych, i śmielszych:
Nie! - naprawdę nie umiem, nie potrafię...
Wybacz!

Oddaję Ci królewski salut - prostym wierszem.

Na podstawie: B. Truchan, Józef Mackiewicz w mej pamięci, Warszawa, Nowy Jork 1998.