…Henryk Sienkiewicz był pisarzem dla dzieci, które na zawsze zostają w nas i którymi my na zawsze zostajemy gdzieś w głębi naszych serc i w mrokach podświadomości. Stefan Żeromski był pisarzem dla młodzieży. Józef Mackiewicz jest pisarzem dla dorosłych, dla ludzi w wieku męskim, wieku klęski. |
Literackie dygresje z wyborami w tle |
![]() |
Autor: Ryszard Maceikianec |
Środa, 09 marca 2011 |
Emocje powyborcze powoli opadają, można więc się pokusić o pierwsze wnioski. Zwycięstwo Arturasa Zuokasa w Wilnie raczej dowodzi, że tylko w wyjątkowym wypadku sukces mogą odnieść niezależni kandydaci, o ile im przewodzi osobowość wybitna. A to znaczy, że tak naprawdę system wyborczy pozostał bez zmian, uniemożliwiając, szczególnie w wiejskich miejscowościach, realizację konstytucyjnego prawa do wolnego wyboru, co z kolei stanowi poważne zagrożenie dla demokracji. I co szczególnie niepokoi - nie ma żadnej siły politycznej, która stanowczo głosiłaby potrzebę takich zmian. Pierwsze oceny obserwatorów politycznych i politologów, dotyczące wyniku wyborczego Akcji Wyborczej z Aльянсом русских, dobitnie świadczą o powierzchownej znajomości sytuacji i niedocenianiu zagrożeń, które niesie ze sobą ta zorganizowana hałastra. Jej działania i głoszona niechęć do wszystkiego, co litewskie, w tym państwowości, świadome utrudnianie nauki potrzebnego na co dzień języka litewskiego, przekazywane ludności informacji na zasadzie terroryzmu informacyjnego oraz równie szeroko na świat, może mieć trudne do przewidzenia konsekwencje. Jakże tu nie wspomnieć jednego z wniosków naszego wielkiego Wilnianina Józefa Mackiewicza – „…Komuniści, jeszcze z doświadczenia wojny domowej wiedzą, że niczym tak się nie przyciąga i nie wiąże ze sobą nacjonalizmu, jak popieraniem jego nienawiści do innego narodu”.( Józef Mackiewicz. Zwycięstwo prowokacji, 1962.) Bowiem prawdziwy obraz Akcji Wyborczej w działaniu można wzorcowo obserwować w rejonie wileńskim, w którym za 17 lat nieustannych i niekontrolowanych rządów panuje w miniaturze stalinowska atmosfera z lat pięćdziesiątych A każdy, kto odważy się publicznie wyrazić swoje zdanie, niezgodne z „linią lidera”, jego rodziny i postsowieckiego otoczenia - musi się liczyć z prześladowaniem. Przy tym niezwykle wyrafinowanym w wykonaniu doświadczonych z czasów sowieckich „dzierżymordów”, którzy nie gardzą nawet próbami fizycznej rozprawy. Co prawda dotyczy to jak na razie głównie ludności polskiej, bowiem Litwinów albo nie mogą dosięgnąć, albo obawiają się o konsekwencje. Ale wszystko to służy rozbiciu społeczności rejonu na wyizolowane, nawzajem nieprzyjazne grupy narodowościowe, o co przecież zawsze chodzi faszyzującym działaczom. Dlatego dziś są czynione szczególne starania, aby podobna atmosfera „zadomowiła się” również w Wilnie - jak za czasów Żeligowskiady, kiedy to z zażyłych i życzliwych sobie nawzajem Wilnian zaczęto robić na siłę Polaków i nie Polaków. Trzymanie ludności polskiej w atmosferze strachu, niepewności jutra, rzekomego zagrożenia, poniżania i bezgranicznego zakłamania wytwarza atmosferę GUŁagu i prowadzi do daleko idących niekorzystnych zmian w psychice osobowości poszczególnych członków i całego polskiego społeczeństwa, co ułatwia manipulowanie niewyrobionym środowiskiem. Przejęcie i odpowiednie ukierunkowanie wszystkich środków masowego przekazu w języku polskim na Litwie na promocję Akcji Wyborczej i pobudzanie niechęci do Litwy i Litwinów w oparciu o kadrę „Czerwonego Sztandaru” – nosi dziś wszystkie znamiona terroryzmu informacyjnego i znajduje się w rażącej sprzeczności z art. 44 Konstytucji Litwy. Mimo że od chwili ogłoszenia niepodległości minęło ponad 20 lat - jest to faktyczne niezmienne trwanie w informacyjnej atmosferze, którą tworzył „Czerwony Sztandar” w przeddzień ogłoszenie niepodległości Litwy, co podobnie skutkuje i dzisiaj w stosunku do części polskiego społeczeństwa na Litwie w sposób, jak to zaznaczał Tadeusz Konwicki pisząc o „dorobku” „Czerwonego Sztandaru”: „…W samym sercu Europy. Na oczach całego świata. W obliczu ONZetu, papieża i Pana Boga. To co hitlerowcy robili z organizmami biologicznymi, tu się robi z duszą tego czy owego narodku (…). Czytam z jakimś strasznym bólem koło serca te okropne cztery strony polskiej gazety radzieckiej…Boże, Boże, bądź miłościw nam grzesznym.” (Wschody i zachody księżyca. Oficyna wydawnicza. W-wa, 1990) Sytuacja stała się jeszcze bardziej złożona, gdyż w dwadzieścia lat po ukazaniu się powyższej oceny mamy na podstawie kadry i układów „Czerwonego Sztandaru” aż trzy pisma – „Kurier Wileński”, „Magazyn Wileński” i „Tygodnik Wileńszczyzny” jak też „Radio znad Wilii”. Na domiar do każdego domu docierają nie mniej złośliwe i wyrafinowanie antylitewsko reportaże korespondentów TV Polonia z Wilna. I wszystko to jest utrzymywane ze środków budżetowych przede wszystkim Polski, ale i Litwy. Szczególnie niebezpieczna jest dla niewykształconej ludności z perfekcją opanowana od lat metoda przekazywania informacji za zasadzie półprawdy, którą już w XIII wieku Szota Rustaweli w Witeziu w tygrysiej skórze, określił jak najobrzydliwsze kłamstwo. Takim wzorcowym przykładem półprawdy jest niekończące się gadanie o zwrocie ziemi w rejonie wileńskim. Problem rzeczywiście istnieje, tylko że absolutna większość winy jest po stronie W. Tomaszewskiego, jego rodziny i hałastry, którzy będąc nieustannie u władzy w ciągu ostatnich 17 lat w odróżnieniu od innych samorządów zamiast pracy przeprowadzają jedynie propagandowe akcje, aby odwrócić uwagę od własnych nadużyć, braku kompetencji i nieróbstwa. Bowiem zwrot ziemi w rejonie wileńskim przebiegał zgodnie z tą samą, jak i na terenie innych samorządów Litwy, ustawą, a wszystkie plany od roku 1997 były uzgadniane z samorządem, rządzonym przez Akcję. Co więcej – przez wiele lat w powiecie, instytucji zatwierdzającej przedstawiane plany projektów, na stanowisku bezpośrednio podejmującej decyzje o losach planów pracowała osoba, oddelegowana, w ramach koalicji, przez Akcję Wyborczą. Faktem jest, że żaden inny rejon na Litwie, żadna inna partia nie posiadała tak sprzyjające reformie rolnej warunki, gdyby ku temu była dobra wola. Przecież tylko wileński rejonowy samorząd, jako jedyny na Litwie, nie zatwierdził rezerwacji brzegów rzek i jezior na potrzeby miejscowej polskiej ludności, bo wygodniej było przydzielić brzegi zbiorników „potrzebnym osobom”. Przecież tylko tu bezpodstawnie przeciągano przez długie lat zatwierdzenie generalnego planu rozwoju, w wyniku czego ludność polska nie mogła skorzystać z dobrej koniunktury cenowej na ziemię. Powtórzmy, jak to przed kilku laty całą prawdę o tym procesie ujęła jednym zdaniem podenerwowana wioskowa kobieta, wyrwana z domu i przywieziona po raz kolejny pod Sejm według partyjnego rozdzielnika, aby protestować „przeciwko Litwinom”, którzy rzekomo ciemną nocą po kryjomu, bez wiedzy władz rejonu przenoszą swoją ziemię do rejonu wileńskiego: Dosłownie przed kilku dniami 3 marca b.r. korespondenci TV Polonia Edyta Maksymowicz i Walenty Wojniłło nadali na świat hura reportaż o rzekomo wyjątkowym sukcesie Akcji Wyborczej i bloku W. Tomaszewskiego w czasie ostatnich wyborów samorządowych. Niestety, też na zasadzie półprawdy, czyli, mówiąc słowami Szoty Rustaweli jako najobrzydliwsze kłamstwo. Nie wspomnieli bowiem nawet pół słowem o tym, że Akcja Wyborcza startowała w koalicji z Aльянсом русских. I że ci Rosjanie, co zostali wybrani z listy bloku Tomaszewskiego to przede wszystkim Viktor Balakin, otrzymujący z Moskwy wynagrodzenie jako zawodowy oficer KGB w stopniu majora, będący jednocześnie etatowym doradcą W. Tomaszewskiego, który już na wstępie otwarcie pojaśniał korespondentce Delfi, że gdyby oni, jako specjaliści, od razu po ogłoszeniu niepodległości Litwy znowu przejęli władzę – to dawno już byłby tu porządek i widocznie …cmentarna cisza. I Olga Gorškova, wielokrotnie nagradzana przez władze Rosji za pracę na jej rzecz. Korespondencji zapomnieli również poinformować Polaków na całym świecie, że przedwyborczemu partyjnemu zebraniu powyższego bloku zgodnie asekurowali przedstawiciele ambasady Rosji i Polski, gdzie wstępnie podjęto temat wzmocnienia Akcji Wyborczej poprzez dołączenie do niej kolejnych grup zorganizowanych pro moskiewsko nastawionych Rosjan litewskich. I właśnie w tych przemilczanych szczegółach tkwi „rzeczywisty sukces” Akcji Wyborczej oraz „wszystkich Polaków na Litwie”. A zarazem, oczywiście, i wszystkich Polaków na całym świecie, jak można było wnioskować z półprawdziwego reportażu korespondentów TV Polonia, wzmocnionego antylitewskimi komentarzami senatora RP Łukasza Abgarowicza. Przygotowując przed dwoma laty do wydania „Pamiętniki” Karola Wedziagolskiego akurat zetknęliśmy się z imieniem Adama Abgarowicza z Tatarzyszek koło Małych Solecznik, który to w okresie międzywojennym zarządzał majątkiem autora „Pamiętników”. Ale była to wyjątkowo uczciwa i porządna rodzina i na pewno już w żadne układy nie weszłaby z ludźmi, którzy za politycznych przyjaciół mają pracowników byłego KGB. Tym bardziej, że w związku z zagrożeniem ze strony tych służb musieli akurat Litwę spiesznie opuścić na zawsze. Niestety, senator Łukasz Abgarowicz najwyraźniej pochodzi nie z naszej podwileńskiej, a z innej gałęzi Abgarowiczów. Mówiąc o wykorzystywaniu najobrzydliwszego kłamstwa, jakim jest półprawda, trzeba zaznaczyć, że liderzy Akcji Wyborczej nie gardzą również zwykłym łgarstwem, które stało się codziennością ich postępowania. Niedawno jeden z naszych Czytelników zwrócił uwagę na publikację w ruskojęzycznym tygodniku „Экспресс неделя”, gdzie zazwyczaj reklamuje się Akcja Wyborcza. W jednym z numerów tego pisma mer rejonu wileńskiego twierdzi, że szkoły z polskim językiem nauczania, jako mniejszościowe, nie otrzymują żadnej dodatkowej dotacji, mimo że od ponad 10 lat „koszyk ucznia” jest o 15 proc. obfitszy niż w szkołach z litewskim językiem nauczania w innych rejonach! („Экспресс неделя” nr 42 z dn. 21.10.2010 r.) Aby lepiej zrozumieć zachowanie się liderów Akcji i jej elektoratu trzeba również uświadomić sobie ten fakt, iż mamy do czynienia w znacznym stopniu z ludnością napływową głównie z Zachodniej i Wschodniej Białorusi, ale też z Rosji itp. (w niektórych przygranicznych z Białorusią gminach ta ludność stanowi absolutną większość), która dziś jedynie „robi za Polaków”. Są to skutki wojennej i powojennej masowej emigracji miejscowych litewskich Polaków do Polski i innych krajów. Szczególnie jest to widoczne na przykładzie liderów Akcji Wyborczej i władz rejonu wileńskiego, którzy w pierwszym bądź zaledwie drugim pokoleniu są mieszkańcami Litwy i dlatego są im obce tutejsze tradycje, kultura, język, w tym również polski. Aby lepiej zrozumieć psychologię tych ludzi i przyczynę, dlaczego na ich potrzebę Akcja Wyborcza stosuje takie a nie inne hasła – warto sięgnąć do książki Melchiora Wańkowicza „Szczenięce lata” (obszerny urywek jest dostępny na www.pogon.lt), gdzie znajdujemy wzorzysty opis tradycji i obyczajów w końcu XIX i na początku XX wieku w Nowotrzebach (Naujotrobiai) koło Kowna i w Kałużycach w powiecie ihumeńskim koło Mińska. I rażącą różnicę stosunków między dworem i ludem na Litwie i na terenie obecnej Białorusi. Jeżeli na Litwie pod Kownem we dworze lud był traktowany na prawach biedniejszego, ale członka rodziny, to pod Mińskiem – pana i chłopa dzieliła przepaść.
I kiedy dziś w przeddzień wyborów widzimy w wileńskim kościele katolickim pod wezwaniem św. Piotra i Pawła błogosławioną na niecne czyny posępną grupę, skupiona wokół lidera Akcji Wyborczej w osobach majora KGB, hołubionej moskiewskiej działaczki, wychowanka Moskiewskiej Akademii Politycznej przy KC KPZR i wielu kołchozowych „dzierżymordów” – najwyraźniej mamy do czynienia z kolejną, szczególnie wyrafinowaną półprawdą, a rozliczoną przede wszystkim na ten właśnie napływowy lud z Białorusi, który wizualnie ze zdjęć z Mszy św., zamieszczonych w postczerwonosztandarowych gadzinówkach jest przekonany, iż ma do czynienia z „prawdziwymi panami, Polakami i katolikami”, na których musi oddać swój głos. O przemożnej sile takiej strategii propagandy, najwyraźniej opracowanej ze znajomością rzeczy i na wysokim poziomie niech świadczy fakt, że akurat ta starsza wiekowo część ludności, która doskonale pamięta zabór ich ziemi, wywózki w głąb Rosji czy Kazachstanu, wie o mordzie w Katyniu w wykonaniu KGB - szczególnie aktywnie głosuje na układ z udziałem przedstawicieli sowieckich struktur, w tym KGB i kołchozowych „dzierżymordów”. I jeszcze jedna literacka dygresja, będąca kolejnym dowodem, iż mamy do czynienia raczej z agenturalną działalnością, a nie autentycznym ruchem społecznym. Świadcząca również o wyjątkowej wadze potrzeby budowania na Litwie, dziś w państwie niewielkim, obywatelskiego społeczeństwa, które nie dopuści, aby być igraszką, będzie bronić dobrego imienia narodu, nie pozwoli na manipulacje, sienie półprawd i „ruchawkę w Puszczy Rudnickiej z powody Wysp Kurylskich”. *** Wiadomo, że jest pilna potrzeba dostrzeżenia problemu i jego oceny ze strony władz państwa. Wypowiedzi i postępowanie oficjalnych przedstawicieli Polski, zachęcających ludność polską na Litwie do niesubordynacji wobec państwa, jeszcze raz dowodzą, iż zgoda prezydenta i premiera, wyrażona w maju 2000 roku na manipulowanie obywatelami – litewskimi Polakami - bezpośrednio z niezlustrowanej Polski – była błędna i szkodliwa. A przyzwolenie na niszczenie pierwszych zalążków demokratycznej kilkubiegunowości środowiska polskiego na Litwie i zapoczątkowanie wybitnie antypaństwowego i antylitewskiego ruchu - dziś po ponad 10 latach obficie daje swoje trujące owoce. Mimo, że właśnie wtedy i szczególnie wtedy litewscy Polacy od kilku lat zajęci budowaniem, żadnego zagrożenie dla Litwy nie stanowili. Polska, reprezentowana przez warszawską „Wspólnotę” działała wypróbowaną w innych krajach metodą organizowania zamętu w środowisku po to, aby w szumie ukryć 10 milionowe nadużycia przy budowie domu polskiego w Wilnie. Ale po co to było potrzebne władzom Litwy – do dziś pozostaje zagadką. Inne obrazki z tegoż regionu – niszczejący bezpowrotnie w Czarnym Borze jedyny autentyczny dom po Józefie Mackiewiczu, największym polskim pisarzy wszechczasów, Wilnianinie, obywatelu WKL. Nie podlega opiece widocznie dlatego, bo antykomunista, a poznanie jego dorobku mogłoby zburzyć obecny układ. Dom innego wybitnego pisarza – też antykomunisty Karola Wedziagolskiego w Jaworowie – w jego przybudówce mieści się biblioteka samorządowa, a właściwa część domu jest spiesznie niszczona, aby czasem po pisarzu nie został ślad dla potomnych. Podobnie z Republiką Pawłowską, z Pałacem Balińskich Śniadeckich, z posiadłością po Goreckich – Mickiewiczach itd., itp. Nic nie wskazywało na to, żeby kiedykolwiek trzymał w ręku książki Józefa Mackiewicza, tym niemniej prawie dosłownie powtórzył ocenę, jaką wystawił jeden z bohaterów „Drogi donikąd” poczynaniom bolszewikom w czasie pierwszej sowieckiej okupacji Litwy w roku 1940. I to jest chyba najbardziej realna ocena sensu istnienia Akcji Wyborczej oraz wysiłku jej działaczy, jak też poziomu ich duchowej kultury, którą obecnie chcieliby narzucić również mieszkańcom historycznej stolicy Litwy. |