…Wobec zazębienia interesów międzynarodowych, nie ma już dziś miejsca na suwerenności państwowe starego typu. Jeżeli jakiś naród chce pozostać suwerennym, winien rozumieć, że taka możliwość istnieje jedynie przez integralne włączenie się do wolnego świata. …Musimy zdać sobie sprawę, że zachodzi wielki proces przejścia od dotychczasowego „adwokatowania” interesom narodowym, do „adwokatowania” interesom ludzkim. Józef Mackiewicz. Zwycięstwo prowokacji, 1962

WILNIANIE ZASŁUŻENI DLA LITWY, POLSKI, EUROPY I ŚWIATA

(1801 - 1889). Autor Zdzisław Jan Ryn.

Referat „Osobowość i duchowość Ignacego Domeyki”

został wygłoszony przez prof. dr hab. med. Zdzisława Jan Ryna kierownika Zakładu Patologii Społecznej w Collegium Medicum na Katedrze Psychiatrii Uniwersytetu Jagiellońskiego na międzynarodowej konferencji w Wilnie, 10-12 września 2002 r.

Nazwisko Ignacego Domeyki kojarzy się najczęściej z "Panem Tadeuszem" Adama Mickiewicza, Filomatami, emigracją, a także z jego przybraną ojczyzną - Chile. Jego działalność wiążemy zwykle z geologią i mineralogią. Przynależność do tajnego związku patriotycznego Filomatów na Litwie, emigracja we Francji, a przede wszystkim kilkudziesięcioletni pobyt w Chile spowodowały, że choć Domeyko czuł się i był Polakiem, jest na równi uważany za Litwina (tam się urodził), Białorusina (tam leży obecnie Niedźwiadka - miejsce urodzenia) i Chilijczyka (był honorowym obywatelem tego kraju). Jednym słowem Ignacy Domeyko Ancuta był obywatelem świata (Ryn, 2002).

Szkice biograficzne przedstawiają postać Domeyki jako człowieka o niezwykłych walorach osobowości: patrioty, uczonego, obrońcy praw człowieka, podróżnika i odkrywcy, a przy tym człowieka głębokiej wiary.

Źródła i metoda

W opracowaniu autoportretu Ignacego Domeyki wykorzystano źródła bibliograficzne i epistolograficzne. Z listów zaczerpnięto większość cytatów ukazujących sylwetkę psychiczną bohatera. Przyjęcie metody introspekcyjnej pozwoliło naszkicować portret psychologiczny Domeyki w świetle jego własnych przemyśleń, odczuć i słów.

Dzieciństwo

Domeyko wychował się w rodzinie o głębokich tradycjach szlachty kresowej na Litwie, w atmosferze patriotyzmu i religijności. Więź rodzinna była wartością nadrzędną. Swój idealistyczny światopogląd kształtował w rodzinie, w murach Uniwersytetu Wileńskiego oraz w szeregach Filomatów, którego dewizą były: braterstwo, nauka i cnota. Tym wartościom nie tylko był wierny, ale przekazywał je własnym przykładem wszędzie, gdzie rzuciły go losy patrioty-emigranta, uczonego-reformatora amerykańskiej nauki i kultury i odkrywcy-podróżnika.

Ojciec Ignacego zmarł, gdy ten miał siedem lat. Matka wywarła duży wpływ na ukształtowanie uczuć patriotycznych i religijnych Ignacego. Wdzięczność za takie wychowanie wyraził Domeyko nad grobem matki, kiedy na starość przybył w rodzinne strony z dalekiego Chile:

Matko moja! Niech te łzy pobożne będą Bogu na ofiarę za te obfite, które po urodzeniu mnie wylałaś, kiedym był jeszcze schorzałym niemowlęciem, potem krnąbrnym, nieposłusznym dzieckiem, zapominającym rad i przestróg Twoich, i przy rozstaniu się, kiedy serce Twoje ostrzegało Ciebie, że już mnie nie obaczysz i nie przyciśniesz nigdy do swego łona.

Matko moja! Któż mi, jeżeli nie Ty, złożył pierwszy raz ręce do Boga, kto do ołtarza zaprowadził i nauczył ?Ojcze nasz? Tyś mnie - pamiętam - jadąc ze mną na święto N. Panny do tego dziś owdowionego kościoła poleciła Jej opiece [I. Domeyko, "Moje podróże", t. III, s. 151-152].

To synowskie wyznanie można porównać jedynie z modlitwą.

Młody Ignacy otrzymał dobre wychowanie oraz obycie towarzyskie. Mimo wczesnego osierocenia przez ojca, dzieciństwo miał pogodne i uporządkowane. Od dziesiątego roku życia pozostawał pod opieką swego stryja. Szkoła, do której uczęszczał była prowadzona przez księży pijarów, miała wysoki poziom i dobrze przygotowała Domeykę do studiów uniwersyteckich.

Domeyko był najmłodszym studentem Uniwersytetu Wileńskiego. Poza uzdolnieniami w naukach ścisłych udzielał się artystycznie, pisał wiersze, próbował swych sił w szkolnym teatrze, był towarzyski i lubił się bawić. Miał szczęście słuchać wykładów najlepszych profesorów epoki. Studia matematyczno-przyrodnicze, nazywane wówczas filozoficznymi, ukończył w 1820 roku, a egzamin na stopień magistra filozofii zdał w dwa lata później.

Za działalność w szeregach Filomatów Domeyko był więziony, a następnie skazany na kilka lat pobytu na wsi pod nadzorem policyjnym. W końcu musiał emigrować: najpierw do Niemiec i Francji, a po ukończeniu Szkoły Górniczej w Paryżu otwarła się możliwość wyjazdu do Chile

Patriotyzm

Domeyko na obczyźnie całym sercem tkwił w rodzinnym kraju, tęsknił za Polską, śledził wydarzenia w Europie i w każdej chwili był gotów do powrotu, gdyby tego ojczyzna potrzebowała.

Na emigracji gloryfikował swoją Ojczyznę. Bezsilny wobec podziałów polskiej emigracji w Paryżu Domeyko polecał los Ojczyzny w ręce Boga: Wszystkie te zmartwienia i upokorzenia przyjąć winniśmy cierpliwie, za pokutę grzechów narodu naszego i za nasze własne [...] Jakakolwiek przyszłość przed nami, jakakolwiek ma być przyszłość naszego narodu, niech się stanie wola święta Najwyższego [Tamże, s. 219].

Szczególnie boleśnie tęsknił za Polską w dalekim Chile i wydawało się, że nie dotrwa do końca sześcioletniego kontraktu. Listy drogą morską docierały wówczas z Europy w ciągu... trzech miesięcy: Nigdy nie było mi tak źle jak teraz i jedynie w Bogu szukam pociechy, siły i ratunku. Bo też, w istocie, kiedym opuszczał kraj, tyle miałem na tym świecie osób, co mię kochały jak dziecko swoje i tyle ludzi kochałem, że prawie, zapominało się o Bogu. Odtąd wszyscy wymarli z tych, co mię bardzo kochali... [Domeyko: Listy, s. 67].

W marcu 1846 r. pisał w liście z Coquimbo do Władysława Laskowicza w Paryżu: Widzę cały świat otwarty przed sobą, jedną Polskę zamkniętą, i tak mi duszno, tak duszno, że są chwile, których przeżyć niepodobna [Tamże, s. 69].

Piętnaste święta wielkanocne w Chile [1847 rok] spędzał w stolicy kraju Santiago: Ciężki to los piętnastą Wielkanoc przecierpieć za krajem. Jeżeli przez cały rok tułaczego życia karmi się człowiek tęsknotą jak powszednim chlebem, w wielkie dni uroczystych świąt podwaja się tęsknota i o niczym innym nie myślę jak o kraju [...] Powtarzam wam, że dopókim widział bliżej siebie kraj niż starość, nie dbałem o nią [...], dziś, kiedy widzę starość bliżej mnie niż kraj, źle się dzieje ze mną [Tamże, s. 88-89].

W listach do paryskich przyjaciół prosił głównie o wiadomości o Polsce. Nie tracił nadziei, że przyjdą lepsze czasy. Czuję w sobie jeszcze moc i gotowość do trudów i do cierpień, ale rad bym, świeży i silny, przybyć na dzień, w którym doprawdy będzie można pracować dla Polski, a nie tułać się nieczynnie nie wiedzieć po jakiej ziemi [...] A jeżeli nawet znajdzie mnie śmierć na cudzym gruncie pracującego, toć nie będzie też bez korzyści dla Polski, że między dalekim ludem, najdalszym od nas, będą dobrze wspominać o Polaku i będą dobrze życzyć i dobrze sprzyjać Polsce [Tamże, s. 104-105].

Tęsknota za Polską, wolną Polską oraz towarzyszami jego patriotycznej młodości była uczuciem dominującym i trwałym; nigdy też zaspokojonym. Polskę i Litwę przypominały mu nawet chilijskie krajobrazy i przyroda, a także miejscowa polityka. Na końcu świata o Polsce po prostu śnił. Lubię Chile, a wzdycham do Polski [Tamże, s. 390]: w tym stwierdzeniu zawarł Domeyko głęboką rozterkę swych uczuć.

W liście do Waleriana Chełchowskiego z Santiago 28 kwietnia 1872 r. zapewniał: Mnie żadne bogactwa tego nowego świata, o które nigdy nie dbałem, ani piękne niebo i góry, ani życzliwość dobrych ludzi tutejszych, zasługi, spokojność, dobrobyt, co mówię, grób żony nie zatrzymają, jeżeli będę mógł z dziećmi wyrwać się stąd za Ocean i być bliżej Was, z Wami, i choć na jeden dzień przed śmiercią popatrzeć na ziemię naszą, do której ciągnie mnie taż sama miłość, co i ciebie wyhodowała. Już to jest ostatnie, jedyne pragnienie, które jeszcze zostało mi na dnie spracowanej tylu niepowodzeniami duszy (List I. Domeyki do W. Chechłowskiego z Santiago 28 kwietnia 1872, "Przegląd Polski", t. II, 1888, s. 387).

Altruizm

Postawą życiową zjednującą Domeyce zwolenników, sympatię i szacunek był jego altruizm. Bezinteresowność w sprawach publicznych, naukowych, a także charytatywnych cechowała jego życie nawet w trudnych dla niego samego momentach. Był wrażliwy na krzywdę i biedę, i nie pozostawał wobec cierpiących obojętny. Przez cały czas emigracji paryskiej, a zwłaszcza w latach pobytu w Chile, gdzie jego sytuacja materialna była o wiele lepsza, pomagał bezinteresownie, często anonimowo. Zabiegał nawet o opiekę nad młodymi Chilijczykami, którzy udawali się do Francji na studia; o pomoc prosił swoich polskich towarzyszy w Paryżu.

Dochód ze sprzedanych w Paryżu książek i minerałów przeznaczał na rzecz charytatywnej Komisji Funduszów Emigracyjnych.

Nauczyciel i profesor

W Coquimbo zaczął pracę nauczyciela od wybudowania szkoły, opracowania programu i... nauczeniu się języka hiszpańskiego, w którym miał wykładać. Przy nieograniczonej zaś ufności, jaką pokładano we mnie, jedynym prawidłem i obowiązkiem moim było trzymać się uczciwości i obmyślić to tylko, co mogłoby wyjść na dobro i korzyść przyszłych moich uczniów[...] Starałem się też przyciągnąć ku sobie nieśmiałych uczniów; niejeden z nich dziwił się i chwalił się z tego przed drugim, że ja tak z nimi rozmawiałem, jak oni między sobą, jak gdybym nie był profesorem [Tamże, t. III, s. 8-9]. Na wszystko miałem czas i ochotę, nie brakło mi przy tym godzin na moje własne prace analityczne i poszukiwania nie znanych dotąd gatunków minerałów [Tamże, s. 13].

W liście z 10 czerwca 1843 roku Domeyko ujawnił z jaką pasją przystąpił do pracy w dalekim Chile: Oto powiem wam, że z początku, jakem tu przybył, jedna rzecz, która mocniej mię pobudzała do niejakiego życia i czynności, była miłość nauki, jakaś żądza, może głupia, odkrycia czegoś nowego, wsławienia się [...]. Teraz zdaje mi się, że znacznie uleczony jestem z tej gorączki; raz, że coraz bardziej poznaję, jak są głupi uczeni tego świata, a po wtóre - jak małą jest wszelka nasza nauka w miarę najprostszej, chociażby najsłabszej wiary [Listy, s. 49].

Żegnając się z uczniami i profesorami w Liceum w Coquimbo zalecał im, aby zachowali na całe życie pracowitość, a nade wszystko uczciwość; przywodziłem im zawsze na uwagę mądrość Stwórcy, nicość naszą i ograniczony rozum, a potrzebę Wiary.

Był wówczas Domeyko przekonany, że kończy się jego chilijska kariera nauczyciela i profesora. Tymczasem, wbrew jego zamierzeniom, dopiero się zaczynała.

Miłość i małżeństwo

Wówczas nastąpiło coś, czego Domeyko się najmniej spodziewał i co odmieniło jego życie: 48 letni rektor uniwersytetu zakochał się pierwszą miłością. Oto jak opisywał swoje sercowe rozterki w listach do przyjaciół w Paryżu: Bądź co bądź, moi kochani, nie masz rady, muszę żenić się [...] Dziewczyna, z którą się żenię, jest młoda, piękna jak anioł, niewinna, pobożna; nie wiedzieć czemu pokochała mię od pierwszego widzenia [...] Domek mój cichy i spokojny napełni się gwarem... Będęż ja weselszy, spokojniejszy? [Listy, s. 125-126].

Co też za zmiana w moim życiu! W tej samej izbie, gdzie tyle samotnych wieczorów przetęskniłem [...], siedzi żona piękna jak anioł, piętnastoletnia kobieta o wielkich czarnych oczach... W istocie byłem już natenczas oszalał z miłości... Tysiąc głupstw biegało po duszy, a rozum był jak wielkie mrowisko [...] Wiecie, że się zajmuję chemią, mineralogią, geologią, i ogromne foliały popisałem w tych materiach, po francusku i hiszpańsku, że byłem przez cały ten czas zakochany w zimnej, w najzimniejszej naturze, w skałach, kruszcach i przedpotopowych stworzeniach. Wielka tedy rewolucja zaszła we mnie; i nie żałuję tego, co się stało. Bogu niech będzie chwała za wszystko [Tamże, s. 126-127].

W tydzień po ślubie Domeyko otrzymał list od Ludwika Zejsznera, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, w którym powołano Domeykę na stanowisko profesora chemii i fizyki. Możemy sobie jedynie wyobrazić, co działo się w duszy romantycznego Żegoty: ...od dziecinnych lat kochałem Kraków, jaką żądzą gorzałem obaczyć kiedy to stare miasto, jak wysoko ceniłem naszą Jagiellońską Wszechnicę, aby mieć niejakie pojęcie tego, co się w owym momencie wewnątrz mnie działo i jakie zamieszanie miałem w umyśle [...] Gdyby ten list przed sześciu miesiącami przyszedł był do rąk moich, z jakąż siłą i ochotą byłbym poleciał do ojczystej ziemi; piłbym teraz wiślaną wodę, oglądałbym groby królów moich na Wawelu; młodzież krakowska pilnie słuchałaby mojej ojczystej mowy [...] Dreszcz mi przeszedł po duszy; patrzyła na mnie żona i nie śmiała zapytać o nowiny [Domeyko, Moje podróże, t. III, s. 46-47].

W miesiąc później pisał: Nie sądźcie, abym przez ożenienie moje już na zawsze osiadł w Ameryce lub choć na moment przestał być Polakiem. Ożenienie moje w niczym nie odmieniło położenia mego względem kraju. Nie szukałem żony ani dla posagu, ani dla kariery, ani dla żadnych względów światowych. Mam dziś towarzyszkę, która mnie kocha, i z nią pojadę do Polski, jeżeli taka będzie wola Boża [Tamże, s. 130]; Nieraz z nią projektujemy sobie zrobić wojaż do Europy, daj Boże, żeby tam pozostać można było w naszej Polsce, w naszej, nie cudzej, nie moskiewskiej [Tamże, s. 135]; Pewien jestem, że wszyscy pokochacie ją serdecznie [Tamże, s. 139].

Służba i troski rektora

Po ośmiu latach pracy w Coquimbo Domeyce powierzono misję reformy i organizacji szkolnictwa wyższego w Chile; został Delegatem Uniwersytetu, potem jego wieloletnim rektorem. Zewsząd spotykały go zaszczyty i wyróżnienia; wiele towarzystw naukowych ofiarowało mu swe członkostwo (Towarzystwo Literackie Krakowskie, Towarzystwo Przyrodników w Norymberdze, Akademia Umiejętności w Krakowie, Towarzystwo Nauk Ścisłych, Towarzystwo Naukowe w Getyndze, Medal Filadelfii i wiele innych); namawiano go nawet do kandydowania na stanowisko deputowanego lub senatora.

Domeyko publikował kolejne książki z geologii i mineralogii, a plonem niezwykłej podróży na ziemię Araukanów stała się książka "Araukania i jej mieszkańcy". Pod jego nadzorem zbudowano nowy gmach uniwersytetu.

Jako cudzoziemiec, mimo honorowego obywatelstwa Chile, Domeyko starał się pozostawać na uboczu wydarzeń politycznych: Cała moja polityka w Chile była dotąd: rozszerzać oświatę, bronić ją od niedowiarstwa i bezbożności. Dlatego spodziewam się dotrwać do końca bez narażenia się na obmierzłe nienawiści stronnictw [Listy, nr 276].

Był jednak bacznym obserwatorem sceny politycznej. Z racji swego urzędu rektorskiego pozostawał w bliskich stosunkach w kolejnymi prezydentami kraju. Wielu jego uczniów zajmowało później wysokie stanowiska w Parlamencie i rządzie. Pisał na ten temat: Tu, w Ameryce, cudzoziemcy, chociażby z najlepszymi intencjami, muszą stronić od politycznego życia i unikać wszelkiego udziału w rewolucyjnych zamieszkach. A do tego można służyć i być użytecznym bez hałasu. Prawdziwe ulepszenie w społeczeństwie przychodzi cicho, powolnie i spokojnie, rozwija się naturalnym porządkiem, wymaga cierpliwości i wyrzeczenia się miłości własnej [Tamże, s. 147].

Dobrze znosił aktywność, zarówno fizyczną jak intelektualną. Możliwość podróżowania i eksploracji w terenie dodawały mu skrzydeł. Pasjonowało go poznawanie i odkrywanie nieznanego. Po trzymiesięcznej podróży naukowej po Chile, w czerwcu 1843 roku, pisał o swoim zdrowiu do przyjaciela: Nigdy w życiu nie byłem tak zdrów i silny, jak kiedym dotarł do śnieżystych wierzchów i odetchnął wiosennym powietrzem przy topniejących lodach i spojrzał na drugą stronę Kordylierów w wasze strony. Wróciwszy do Coquimbo, nieco ogłuchłem, ale mam nadzieję, że to rzecz przemijająca [Tamże, s. 50].

W lipcu tego samego roku potwierdzł, że głuchota samoistnie ustąpiła, ale życie moje zawsze jednostajne, spokojne, zdrowe; nigdy nie jestem wesoły i choć jestem dobrze ze wszystkimi, choć mam huk znajomych i życzliwych, a od nikogo zdaje mi się nie cierpię żadnej przykrości, nie mam ni jednego przyjaciela, z kim bym o wewnętrznych smutkach i cierpieniach mógł pomówić i kto by się nie znudził moją o Polsce rozmową [Tamże, s. 51];

[...] w sobie wszystko przeważać muszę i jedynemu Bogu polecać tajniki myśli moich [Tamże, s. 53].

W połowie grudnia w liście z Coquimbo pisze: Nie mogę jednak zataić, że z latami coraz smutniejsze myśli nasuwają mi się, coraz większa niecierpliwość i tęsknota... Straszno jest być cudzoziemcem, nawet między najlepszymi ludźmi, kiedy się za młodu nawykło być kochanym i jakże kochanym! Od wszystkich, co mię otaczali [Tamże, s. 615].

W październiku 1845 roku pisze do Laskowicza: Dzieje się ze mną jak z człowiekiem bardzo podeszłego wieku, któremu przed śmiercią zamykają się jeden po drugim zmysły: wzrok, słuch, powonienie; tak i mnie przychodzi odrywać się powoli od ludzi, których najmocniej kochałem; może dlatego, żeby już tylko Pana Boga kochać i o Nim jednym myśleć [Tamże, s. 63].

Kierowanie uczelnią przysparzało Domeyce wielu kłopotów. Pośród nadmiaru obowiązków uniwersyteckich, u boku żony, a po jej śmierci przy troskliwej opiece córki Any, znajdował chwile prawdziwego odpoczynku. Wtenczas to doświadczam, jak dobrze jest być żonatym i mieć dzieciątko, które uśmiechem swoim niewinnym rozprasza i rozwidnia najcięższe chmury i mgły umysłowe [Listy, 197]. Tak byłem rad z córki, jak bym był rad z syna, bo jeśli dobry syn mógłby radą i szablą zasłużyć się Polsce, toć dobra córka modlitwą i cnotą może więcej daleko przynieść pociechy i radości i uprosić u Boga nieskończenie więcej [Tamże, s. 200].

W melancholijnym nastroju mija Nowy Rok 1870: Czterdzieści już lat upłynęło od ostatniego Nowego Roku, który przepędziłem u stryja [na Litwie]; nie poddaję się latom i kto wie, jaki będzie ten nowy rok i czy się doczekam jego końca. Gdyby nie wiara i nadzieja w Bogu, to by się już człowiek skurczył i oniemiał [Tamże, s. 399].

Na wniosek prezydenta Chile, jednogłośną decyzją Kongresu, Domeyko został obywatelem honorowym Chile. Mimo osiemdziesiątego roku życia, będąc już na rządowej emeryturze, zostaje po raz czwarty wybrany na stanowisko rektora Uniwersytetu Chilijskiego. Przyjął je warunkowo, gdyż był to jedyny sposób zażegnania konfliktów politycznych między innymi kandydatami.

Wiara

Jak wspomniano, Domeyko był wychowany w tradycji litewskiej i polskiej religijności. Był człowiekiem głębokiej wiary. Jego katolicyzm był naturalny; w sposób bezkonfliktowy umiejętnie łączył wiarę z nauką. Swój los oraz los zniewolonej Ojczyzny oddawał w ręce Boga. Modlitwa była dla niego nie tylko rozmową z Bogiem, lecz spełniała istotną rolę w podtrzymaniu tożsamości. Modlitwie po polsku zawdzięczał pamięć ojczystego języka. W pięknie przyrody, ojczystej i chilijskiej, postrzegał dzieło Stwórcy. W atmosferze kościoła znajdywał ukojenie i wewnętrzny spokój. Syna Hernana, który wybrał karierę księdza, wspierał w sposób nadzwyczajny.

W roku 1843 święta Bożego Narodzenia spędził w górniczej osadzie Andacollo, niedaleko La Sereny, znanej z maryjnego sanktuarium. Były to już dwunaste święta poza krajem. Pisał w pamiętniku: Mieszkam na drugiej połowie świata; nie ma do kogo przemówić po polsku... Czegom się nauczył, o czym się przekonałem, to że człowiek mało co z siebie dobrego wymyśli, jeżeli się nie umocni w wierze i nie oprze na słowie Bożym. Zasługa polega na onej nieustannej wojnie, jaką musi prowadzić ze sobą, za skłonnością ku złemu.

Prawdziwa mądrość nie jest z tego świata [...] Dlatego wszystkimi siłami starać się winniśmy o wiarę, prosić o nią u Boga w prostocie serca, jak dzieci proszą chleba u ojca, a nie marnować rozumu na próżnych wnioskach i wymysłach ludzkich, od których kamienieje dusza.

Najpewniejszym środkiem do osiągnięcia wiary za łaską i miłosierdziem Bożym jest pokora i miłość bliźniego, ta szczytna i nieograniczona miłość, której przykład dał nam Zbawiciel umierając za nas, przebaczając mordercom swoim... Ta miłość jest fundamentem cnót, ramieniem do najzaciętszego boju przeciw złemu, przeciw własnej dumie, głównej sprawczyni naszych nieszczęść [...].

Prawdziwa miłość bliźniego jest owego Samarytanina: widzieć w każdym człowieku brata, kochać tych nawet, co nas nienawidzą [I. Domeyko, Moje podróże, t. II, s. 335-336].

Takie refleksje zapisał Domeyko w Andacollo, które przypominało mu polską Częstochowę z Jasną Górą. Opis słynnej fiesty w Andacollo, stanowi jeden z najbardziej wartościowych dokumentów o charakterze etnograficznym i religijnym Chile [Tamże, s. 336-353].

Podczas uciążliwej wyprawy geologicznej w Kordylierze La Compania, na biwaku na wysokiej górze pod gołym niebem, Domeyko medytował:

Wielkiej siły duszy potrzeba, żeby szczeblując po tych Kordylierach wznieść się aż do gwiaździstego sklepienia, a w całym utworze tej cudownej przyrody wydziwić się rozumowi jej Stworzyciela. Im dalej od ziemi, tym bliżej nieba, a nie masz odpoczynku dla myśli, bo choć się jej zda, że już nieskończoność dróg i światów przebieży, drugą taką nieskończoność jeszcze przeczuje przed sobą [Tamże, s. 387-388].

Codzienna modlitwa po polsku była dla Domeyki istotnym składnikiem jego tożsamości. Niemal w każdym liście do przyjaciół odnosił się do Boga i Jemu polecał swoją przyszłość. Możliwość praktyk religijnych była dla Domeyki ważnym czynnikiem podtrzymywania duchowej łączności z bliskimi.

U progu starości Domeyko podsumowuje lata spędzone w Chile: Tymczasem praca powszednia nie ustaje; w całym szkolnym roku, który teraz kończę, a podobnych już 41 tu przecedziłem, nie opuściłem ani jednej lekcji, ani na jeden dzień nie zatrzymały mnie w domu choroba lub jakie niedołęstwa, a przy tym niemało się też nagryzmoliło i do tutejszych pism naukowych, i do paryskich, i do krakowskich, i do warszawskich. Na wszystko wystarcza czasu przy ochocie i pomocy Bożej, a ze wszystkich bied, na jakie się skarżą ludzie na tym świecie, jednej tylko dotąd nie doznałem: nudy [Tamże, s. 492].

Powrót na rodzinną ziemię

Upływ czasu, intensywna praca, opieka nad dorastającymi dziećmi pomagały Domeyce w znoszeniu nostalgii za Ojczyzną. We wrześniu 1877 r. został wybrany po raz trzeci na stanowisko rektora. Jednak pragnienie podróży do Polski stało, się realne, zwłaszcza, że prezydent Chile zaoferował pokrycie kosztów tej podróży. Czteroletni pobyt w Polsce i w stronach rodzinnych był triumfalny.

Kiedy w Akademii Krakowskiej pytano Domeykę jak to się stało iż nie zapomniał ojczystego języka, odpowiedział: jakże chcecie, Panowie, żebym był zapomniał kiedy zawsze myśliłem po polsku, modliłem się po polsku i kochałem po polsku [Domeyko, "Moje podróże", t. III, s. 107-108]. Na toast podczas uroczystego przyjęcia odpowiedział : O skały Kordylierów uderzałem młotkiem, by ich echem zagłuszyć tęsknotę [Tamże, s. 116].

Odwiedził także Ziemię Świętą, Szwajcarię, Austrię, Niemcy i Rzym, gdzie był świadkiem wyświęcenia swego syna Hernana na kapłana. Co najważniejsze jednak - odwiedził strony rodzinne na Litwie. Powrót do rodzinnego domu miał szczególny koloryt emocjonalny. Mimo ostrej zimy Domeyko odczuwał prawdziwe ciepło rodzinnego domu. Jak nigdy cieszył się wewnętrznym spokojem i ukojeniem.

Czas bilansowania

W drodze powrotnej do Chile stan zdrowia Domeyki znacznie się pogorszył. Szczególnie źle zniósł końcowy etap morskiej podróży.

Przyjechałem do domu osłabiony z tą samą, ale pogorszoną chorobą. [...] Przyznam się Tobie - pisał do przyjaciela - że były momenta, nawet po przybyciu do Santiago, w których zdawało mi się, że był niedaleki koniec [Listy, 609-610].

Ignacy Domeyko zmarł w swoim domu w Santiago 23 stycznia 1889 roku.

Pamięć

Pamięć Domeyki przetrwała we wszystkich krajach jego pobytu, zwłaszcza w Polsce, w Chile i na Litwie. W Chile upamiętniają go liczne nazwy: miejscowości, gór, portów, kopalń, ulic i placów, uniwersyteckich auli, minerałów, roślin itp. Główne patio Uniwersytetu Chilijskiego [Universidad de Chile] w Santiago de Chile oraz jedna z najbardziej reprezentacyjnych auli także noszą jego imię. Jeden z campusów Uniwersytetu w La Serenie [Universidad de La Serena] oraz Muzeum Mineralogiczne - największy zbiór minerałów Domeyki, nazwano również jego imieniem. Liczba nazw własnych z imieniem Ignacego Domeyki przekroczyła już 120 pozycji (zob. "Alma Mater", 2002, nr 43). Postać polskiego uczonego jest w Chile powszechnie znana i szanowana. W świadomości mieszkańców tego kraju jest wpisana tak głęboko, że wielu uważa go za Chilijczyka.

UNESCO ogłosiło rok 2002 rokiem Domeykowskim i patronuje konferencjom i wystawom w różnych krajach: w Polsce, Chile, Francji, na Litwie i Białorusi.

Zamiast zakończenia

Domeyko był bacznym obserwatorem otaczającej go rzeczywistości. Rejestrował ludzkie zachowania i codzienne zwyczaje. Celnie opisywał charakterystyczne cechy przedstawicieli różnych narodowości, z którymi się spotykał, szczególnie Latynosów i Indian. Był wrażliwy na ludzki los, zauważał zwłaszcza ubogich, cierpiących i nad nimi pochylał się ze współczuciem i gestem pomocy.

Gdziekolwiek się znalazł, pozostawał pod urokiem krajobrazu. Przekazał nam piękne opisy przyrody, ziemi, nieba, chmur, kwiatów i zwierząt. Wykształcenie i zawód narzucały mu widzenie świata poprzez pryzmat geologii. Z tego punktu widzenia obserwował i opisywał nie tylko góry i doliny, ale także miasta.

Był świadomy, że w pewnym sensie jest wybrańcem losu, któremu dane jest podróżować po krańce świata. Pisał dla odszkicowania czasu w jakim żył; wszystko co widział pragnął przybliżyć swoim rodakom.

Był miłośnikiem wiedzy, ciągle się uczył. Odczuwał nieposkromioną żądzę poznawania nowego i odkrywania. Kiedy pożegnał się z polityką emigracyjną i podjął studia na Sorbonie i w Collége de France, pisał: poczęła mi się odnawiać i z całą gorączką recydywy odświeżać chęć połykania nauki, już nie z tekstów [...], ale z pierwszej ręki, z ust i oczu samychże uczonych, których od młodości nawykły byłem czcić jako wynalazców i twórców nowożytnej nauki [Tamże, t. I, s. 190].

Domeyko ujawniał nadzwyczajną energię fizyczną, wytrwałość, a nawet upór w pokonywaniu trudów i przeciwności; doskonale znosił uciążliwe podróże. Dał wiele przykładów swej niezwykłej odwagi: fizycznej, intelektualnej i moralnej.

Jego naturalna skromność i bezinteresowność były źródłem wielkoduszności i dobroczynności. Zachował przy tym niezależność i godność.

W Domeyce nie było nic, co by nie było jasne, co by nie było wzniosłe - mówił o nim Stanisław Tarnowski w Krakowie. Odbierając honorowy doktorat Uniwersytetu Jagiellońskiego jawił się jak wcielenie najszlachetniejszych i najzdrowszych sił i uczuć swego pokolenia [S. Tarnowski, "Sprawozdanie z czynności administracyjnych i naukowych", Rocznik Zarządu Akademii Umiejętności w Krakowie za rok 1888, [wyd.] 1889, s. 100].

Wytrwałości i systematyczności Domeyki zawdzięczamy tysiące zapisanych niemal kaligraficznie stron pamiętnika i listów.

W osobie Ignacego Domeyki Polska i Litwa, choć zniewolone, miały najlepszego ambasadora i obrońcę polskiej i litewskiej racji stanu. Ukształtowane przez niego pozytywne wyobrażenia i obraz Polaków stanowiły i nadal stanowią oparcie do rozwijania obustronnie korzystnych stosunków między naszymi krajami. Tradycje te kultywuje wielopokoleniowa rodzina, z Doną Anitą Domeyko de Salazar - wnuczką Ignacego na czele. Drzewo genealogiczne Rodu Domeyków posiada wiele gałęzi: litewską, polską, chilijską, australijską, amerykańską i liczy około 200 osób.

Do tej tradycji miałem zaszczyt nawiązywać i z niej korzystać, w odbudowywaniu stosunków dyplomatycznych Polski i Chile w latach 1991-1996, po kilkunastu latach dyktatury wojskowej.

Cnoty Ignacego Domeyki wyniosły go do panteonu autorytetów intelektualnych i moralnych na Litwie, w Polsce i w Chile. Uniwersytet Jagielloński obdarzył go najwyższym zaszczytem - doktoratem honoris causa, a Chile - honorowym obywatelstwem.

W 1996 roku w Chile zawiązała się grupa, która podjęła starania o uznanie Ignacego Domeyki za Sługę Bożego w uznaniu jego bezprzykładnego i heroicznego życia chrześcijańskiego na emigracji i na obczyźnie. Uosabiał on bowiem i kultywował transcendentne wartości jak miłość bliźniego, solidarność, sprawiedliwość i międzynarodowe braterstwo. Formalny wniosek został sformułowany przez Korporację Kulturalną im. Ignacego Domeyki, która powstała w Santiago de Chile. Inicjatywa została przyjęta życzliwie przez władze kościelne.

Na zakończenie warto przytoczyć słowa Ambasadora Chile w Warszawie, dra Máximo Lira Alcayaga, wypowiedziane w 1993 roku z okazji przekazania przez Rektora Uniwersytetu Warszawskiego popiersia Ignacego Domeyki - daru dla Uniwersytetu Chilijskiego:

Wybitne przymioty ludzkie i umysłowe [Ignacego Domeyki], jego ogromne dzieło, jego osiągnięcia w nauce i służbie chilijskiemu państwu, uczyniły z Ignacego Domeyki doskonałego rzecznika duchowego i cywilizacyjnego dorobku Europy, biorącego czynny udział w naukowej i technicznej rewolucji swoich czasów. Uczyniły z niego wielkiego reformatora amerykańskiej nauki i kultury. Tej pięknej postaci polskiego wychodźstwa, człowiekowi który potrafił przezwyciężyć dramat wygnania i tragedię swojego dalekiego kraju i przemienić je w twórczą pracę dla swej Nowej Ojczyzny, składamy dzisiaj hołd [cyt. za Wójcik: Ignacy Domeyko. Litwa. Francja. Chile, 1995, s. 13].

Piśmiennictwo

Amunátegui M.L.: Ignacio Domeyko. Editorial Universitaria, Santiago 1952.

Domeyko L.: Araukania i jej mieszkańcy. Polskie Towarzystwo Studiów Latynoamerykańskich, Warszawa-Kraków, 1992.

Domeyko I.: Listy do Władysława Laskowicza. Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1976.

Domeyko I.: Moje podróże (Pamiętniki wygnańca). t. I, 1962; t. II, 1963; t. III, 1963, Ossolineum, Wrocław - Warszawa - Kraków.

Ryn Z.J.: Ignacio Domeyko. Ciudadano de dos patrias. Universidad Católica del Norte, Antofagasta 1995.

Ryn Z.J. (red.): Ignacy Domeyko - Obywatel świata. Ignacio Domeyko - Ciudadano del Mundo, Wydawnictwo UJ, Kraków 2002.

Tarnowski S.: Sprawozdanie z czynności administracyjnych i naukowych, Rocznik Zarządu Akademii Umiejętności w Krakowie za rok 1888, [wyd.] 1889, s. 100].

Wójcik Z.: Ignacy Domeyko. Litwa. Francja. Chile. Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Warszawa - Wrocław, 1995.

Źródło: Nasz Czas 37 (576)

Nasz Czas

Początek strony
JSN Boot template designed by JoomlaShine.com