Za minione lata obywateli Litwy nazywano runkeliais ( buraki pastewne) i patvoriniais (ci, spod płotu). Postkomunistyczny socjaldemokrata Bronius Bradauskas głosił, iż mieszkańcy Litwy sa głupi (biedni, bo głupi), widocznie zapominając, iż właśnie rządzący odpowiadają za stan dobrobytu społeczeństwa, i że to oni dzielą wspólnie wypracowany produkt narodowy, nieproporcjonalnie dużą część przyznając  sobie.

Liberał Eligijus Masiulis twierdził, iż w większości jesteśmy albo idiotami albo złodziejami (Už 5000 Lt Lietuvoje gali dirbti arba durnius arba vagis), mimo iż większość pracujących obywateli Litwy otrzymuje zaledwie 1000 Lt i mniej. Przy tym będąc w składzie rządu Kubiliusa nie wystąpił z realnym pomysłem  zwiększenia dochodów obywateli, dbając głównie o interes zorganizowanej pod pozorem partii grupy, czego dowodem jest jego postawa w czasie ministrowania. Co więcej uczestniczył w niczym nieuzasadnionej skali zadłużania państwa i wypłacaniu w czasie kryzysu za pożyczone pieniądze antykonstytucyjnych przywilejów dla sowieckiej i nowej nomenklatury, tym samym jeszcze bardziej zwiększając szeregi „durni i złodziei”.

Żyjąc w nieproporcjonalnie dobrych warunkach w stosunku do  społeczeństwa, bytującego w znacznej części na pograniczu nędzy, poczuli się ww. i inni rządzący najwidoczniej ponadludźmi, których nie obowiązuje Konstytucja (draudžiama žmogu kankinti, žaloti, žeminti jo orumą), prawo i ogólnoludzkie zasady moralności.

Ale było to jedynie preludium do całkowitej bezkarności i politycznego chamstwa tzw. „elit” wobec obywateli, kosztem których żyli i żyją ponad stan, nie z pracy rąk czy umysłu stając się milionerami na urzędach.

Był to też swoisty sprawdzian czy i w jaki sposób będzie się sprzeciwiało społeczeństwo poniżaniu jego ludzkiej i obywatelskiej godności. Niestety,  gdy z jednej strony świadomie a bezkarnie tworzono atmosferę, sprzyjającą ucieczce z kraju tych najbardziej aktywnych oraz fizycznie sprawnych, i kupowano milczenie inteligencji poprzez antykonstytucyjne przywileje z drugiej strony, społeczeństwo stało się niezwykle słabe i bezbronne.  Widocznie ostatnim desperackim aktem sprzeciwu było wybicie kilku szyb w Sejmie za rządów konserwatystów w proteście przeciwko „nocnym decyzjom”,  które sami autorzy  przyznali  później za błędne. Tym niemniej podstawnie protestujących obywateli prześladowano nadal i dla wielu złamano życie.

Nie było więc dziełem przypadku, iż zastępca prezesa partii konserwatystów Rasa Juknevičienė niebawem sięgnęła do terminologii sowieckiego okupanta z okresu jej komsomolskiej aktywności. I podobnie jak wtedy, bez sądu i śledztwa,  zaczęła  nazywać obywateli swego kraju, będących innego zdania, niż rządzący,  banditėliais (bandyci w zdrobniałej formie), stosując takie wyzwisko wobec ponad 320 tys. tych, którzy składając swój podpis, popierający przeprowadzenie referendum w sprawie ochrony ziemi, wystąpili w roli organizatorów tego ogólnokrajowego, opartego na Konstytucji,  przedsięwzięcia (Tie, kurie pasiūlė ir tebesiūlo referendumą, yra paprasčiausi banditėliai).

Godny odnotowania jest fakt, iż niebawem po opublikowaniu oszczerczych wyzwisk Rasy Juknevičienė, mianującej obywateli swego kraju banditėliais, koalicyjny rząd Butkevičiusa podjął decyzje o budowie w kraju priorytetowo czterech nowych więzień, co świadczy o tym, iż ograniczanie konstytucyjnych praw i swobód nosi charakter  systemowy, niezależnie od tego, kto aktualnie znajduje się u władzy.

Zresztą w poczynaniach koalicyjnego rządu Butkevičiusa jak dotychczas więcej można dostrzec elementów mentalności okupanta i całkowitej ignorancji wobec obywateli swego kraju, niż oznak pro obywatelskiego myślenia i działania.

Wbrew Konstytucji o budowie atviros, teisingos, darnios pilietinės visuomenės i programowi własnej partii, w warunkach kryzysu i zadłużonego państwa, rząd Butkevičiusa zaciąga kolejne długi, aby w uzgodnieniu D. Grybauskaitė zwrócić  rzekome  straty, doznane  w czasie kryzysu jedynie dobrze zarabiającym urzędnikom, jednocześnie podnosząc im, sobie i swemu otoczeniu i tak wysokie na tle ubogiego społeczeństwa wynagrodzenia (610 tys. mieszkańców czyli ponad 20 proc. żyje poniżej granicy ubóstwa).

Wiele więc wskazuje na to, iż ta niezgodna z konstytucyjną zasadą społecznej sprawiedliwości decyzja podkarmiania urzędników przed prezydenckimi wyborami miała za cel uzyskanie ich poparcia na reelekcję D. Grybauskaitė, aby zachować wyniszczający państwo system, w którym partie i ich liczni figuranci w urzędach całkowicie kontrolują obywateli i faktycznie podejmują za nich decyzje.

Temu też najwidoczniej służy kontynuowanie jednoznacznie antykonstytucyjnych wypłat dla nomenklatury z okresu sowieckiej okupacji i dziesiątkom tysięcy nowo uprzywilejowanym.

Natomiast ustawienie przez koalicję  na czele sejmowego Komitetu Praw Człowieka byłego przewodniczącego kołchozu, który poniżał swoich podwładnych, stanowi swoiste wyjście poza granicę cywilizowanego świata, w którym nie są znane przypadki, aby byłych nadzorców obozów, gułagów i innych zakładów przymusowej i pól niewolniczej pracy zatrudniano w roli obrońcy praw człowieka i obywatela.

Ale wracając do oszczerczych wyzwisk Rasy Juknevičienė -  dziś, kiedy na Ukrainie trwa wojna, dopiero teraz dowiadujemy się i uświadamiamy sobie czego nie zrobiła minister R. Juknevičienė za cztery lata zasiadania w fotelu ministra i pobierania za to ogromnego wynagrodzenia: na przeciągu czterech lat rząd A. Kubiliusa z udziałem R. Juknevičienė  stale zmniejszał wydatki na obronę kraju; dopiero teraz przystąpiono do opracowywania planów obrony kraju; jest broń, ale nie ma żołnierzy do jej noszenia…

Szczególne zdziwienie  budzi fakt, iż przy systematycznym na nieuzasadnioną skalę zadłużaniu kraju i ograniczaniu wydatków na obronę Republiki Litewskiej,  rząd Kubiliusa równie systematycznie wypłacał antykonstytucyjne przywileje  dla działaczy sowieckiej i komunistycznej nomenklatury z okresu sowieckiej okupacji.

Naturalnie ciśnie się więc na usta pytanie – komu bardziej pasuje wyzwisko  banditėliai – tym, co żyją na koszt społeczeństwa, nie spełniają swego obowiązku i osłabiają obronność kraju, czy też tym, co to występują w obronie swojej ziemi i własnego nad nią nieba?

Mówiąc o wyzwiskach w adres obywateli ze strony R. Juknevičienė i jej podobnych nie kierujemy się gniewem czy chęcią zemsty. Jedynie przy przeciągającym się braku reakcji ze strony tych, którzy z urzędu powinni bronić Konstytucji i godności obywateli, chcemy wyrazić własne veto wobec antykonstytucyjnych i chamskich zachowań ze strony tzw. „elit”.

Tym bardziej, iż podobne procesy znieważania ludzi z próbami fizycznej rozprawy włącznie przeżyliśmy w naszych małych ojczyznach na podwileńskich terenach jeszcze przed piętnastu laty, kiedy to rządzący z nieznanych nam przyczyn postanowili oddać Litewskich Polaków  i ich organizacje pod rządy tomaševskich. Szczególna aktywnością w realizacji tego zadania wykazali się wtedy trzej sygnatariusze – Z. Balcevič, który  osobiście uczestniczył w napadach na redakcję i ówczesny Związek, Č. Okinčyc - przedstawiał tomaševskich do nagród i włączał w skład państwowej delegacji na najwyższym poziomie, K. Motieka  reprezentował ich interesy w sądach.

W wyniku powyższych działań i niewystarczającego społecznego oporu przeciwko złu weszli oni w nieprawne zarządzanie terenem, posiadanie dokumentów i praw, nastąpiło naruszenie równowagi społecznej oraz wewnętrzna okupacja środowiska Litewskich Polaków, a teren rządów tomaševskich stał się podwileńskim Grūto parkiem, miejscem miernoty i martwoty, który stopniowo a systematycznie oddziela się od Litwy.

Dziś tam mieszkający obywatele Litwy już całkowicie utracili prawo na swobodę słowa, własne zdanie,  na informację i zrzeszanie się, stając się jedynie „mięsem wyborczym”, pracującym na rodzinę tomaševskich oraz kilku milionerów i grono sowiecko – kołchozowej nomenklatury.   Ma to bezpośredni wpływ  również na sytuację, nastroje i atmosferę w stolicy i całym kraju.

A zaczynało się od niegroźnych zdawałoby się słów i szczeniackich napadów na tych, którzy uważali, iż wszyscy obywatele w jednakowym stopniu mogą  korzystać z konstytucyjnych praw, a nie tylko ci, co są u władzy...

Nie ma więc wątpliwości, iż wyzwiska, pogróżki wobec obywateli, ignorowanie ich opinii, potrzeb i praw są oznakami bardziej groźnego zjawiska – utraty przez społeczeństwo i państwo swojej wewnętrznej niepodległości. Jeżeli obywatele nie mogą wpływy na losy państwa, jeżeli ich publicznie można wyzywać od durni, złodziei i bandytów – państwo, jako najwyższa idea organizacji społecznej, przestaje ich łączyć i spełniać swoją misję. Zresztą badania opinii publicznej o tym, ile obywateli z bronią w ręku broniłoby swego kraju oraz przyczyn masowej emigracji – są temu niezbitym dowodem, świadcząc, iż podziały między „my rządzący” i „wy banditieliai” są niezwykle głębokie. Nie materialne potrzeby, ale zła atmosfera przede wszystkim  wygania ludzi z kraju i osłabia naszą obronność.

***
Gdy w okresie wojen i okupacji mieszkańcy okupowanych krajów i terenów cierpią niewygody, zagrożenie życiu oraz poniżanie ludzkiej godności - powszechnie jest uważane za „normalne”.  To, że  w wyniku żeligowskiady w okresie międzywojennym na okupowanych terenach władza urzędnikom pozwala na samowolę, której nie tolerowano by gdzie indziej, że słowo bydło w stosunku do ludzi było wtedy w powszechnym użytku, gdzie (wojewoda Bociański) w stosunku do Litwinów stosował różne chwyty skarbowo-policyjne, Białorusinów w ogóle nie uznawał za naród – stanowi bezsporny fakt historyczny.

To, że sowiecki okupant  wobec opornych w ślad za wyzwiskiem bandit masowo stosował kaźnie, mordy, zsyłki do obozów Gułagu i inne formy bezprawia – dowodzą cmentarze, krzyże i udokumentowane wspomnienia prześladowanych. Jak też praca „naukowa” Tomy Birmontienė, członkini Sądu Konstytucyjnego.

Ale żeby w okresie pokoju, wobec własnych obywateli stosować podobne poniżające wyzwiska?! Jak w takiej sytuacji powinien zachować się szeregowy obywatel, żyjący poniżej i na pograniczu ubóstwa? Tolerować wyzwiska, czy też zwracać się do sądu, w którym bez wątpienia przegra chociażby z powody nierównych możliwości finansowych w walce z urzędnikami – milionerami, żyjących jego kosztem?

A może po prostu zacząć ich również nazywać durniami, złodziejami i bandytami, wszak zgodnie z Konstytucją formalnie wszyscy jesteśmy równi? By jednak nie zejść do ich poziomu kultury, dodając  słowo gerbiamas (szanowny)? Dla przykładu - Szanowny Durniu, Szanowny Złodzieju, Szanowna Bandytko?

Zwracamy się więc do Czytelników o opinię i propozycje – jak mamy zwracać się do  ww.  trójki i im podobnych? Co też na to znawcy dziejów naszego kraju – czy w historii Wielkiego Księstwa Litewskiego znane są przypadki masowego stosowania  przez możnowładców wyzwisk wobec swoich podwładnych?

Zapewniamy, iż autorzy najbardziej interesujących propozycji opinii otrzymają  w darze książki, poświęcone historii Wielkiego Księstwa Litewskiego

Ryšard Maceikianec